Opinie

Protestantyzm w krzywym zwierciadle


W naj­now­szym nume­rze “Poli­ty­ki” (49/2012) uka­zał się arty­kuł Kazi­mie­rza Bema i Jaro­sła­wa Makow­skie­go zaty­tu­ło­wa­ny “Pro­te­stan­ci pro­te­stuj­cie!”. Już daw­no na temat pol­skie­go pro­te­stan­ty­zmu nie powstał tak zide­olo­gi­zo­wa­ny tekst, w któ­rym uprosz­cze­nia i odko­ściel­nie­nie Kościo­ła na rzecz budo­wy spraw­nej machi­ny do kon­te­sta­cji rzym­skie­go kato­li­cy­zmu, bio­rą górę nad zdro­wym roz­sąd­kiem. Po lek­tu­rze tek­stu nasu­wa się przy­kry wnio­sek: pro­te­stan­ci mają pro­te­sto­wać, a nawet zapro­te­sto­wać się na śmierć, a ma być to śmierć pięk­na, bo spo­wi­ta uzna­niem […]


W naj­now­szym nume­rze “Poli­ty­ki” (49/2012) uka­zał się arty­kuł Kazi­mie­rza Bema i Jaro­sła­wa Makow­skie­go zaty­tu­ło­wa­ny “Pro­te­stan­ci pro­te­stuj­cie!”. Już daw­no na temat pol­skie­go pro­te­stan­ty­zmu nie powstał tak zide­olo­gi­zo­wa­ny tekst, w któ­rym uprosz­cze­nia i odko­ściel­nie­nie Kościo­ła na rzecz budo­wy spraw­nej machi­ny do kon­te­sta­cji rzym­skie­go kato­li­cy­zmu, bio­rą górę nad zdro­wym roz­sąd­kiem. Po lek­tu­rze tek­stu nasu­wa się przy­kry wnio­sek: pro­te­stan­ci mają pro­te­sto­wać, a nawet zapro­te­sto­wać się na śmierć, a ma być to śmierć pięk­na, bo spo­wi­ta uzna­niem mediów i poli­tycz­nych think tan­ków trak­tu­ją­cych Kościół jako ide­olo­gicz­ne zaple­cze main­stre­amu.

Już na samym począt­ku Bem i Makow­ski stwier­dza­ją, że celem refor­ma­cji było napra­wie­nie nad­użyć w ówcze­snym, a więc śre­dnio­wiecz­nym Koście­le, oraz jego głę­bo­ka refor­ma poprzez ele­men­ty demo­kra­cji. Celem jakiej refor­ma­cji? Z pew­no­ścią nie była to refor­ma­cja lute­rań­ska, ani – o ile mi wia­do­mo – kal­wiń­ska. Już dziec­ko uczęsz­cza­ją­ce na zaję­cia naucza­nia kościel­ne­go, a naj­póź­niej mło­dzież odby­wa­ją­ca kur­sy kon­fir­ma­cyj­ne, wie, że celem refor­ma­cji była odno­wa Kościo­ła poprzez Sło­wo Boże. Demo­kra­cja? Demo­kra­cja nigdy nie była postu­la­tem refor­ma­cji, a jeśli (pod­kre­ślam ‘jeśli’) ktoś uwa­ża, że powszech­ne kapłań­stwo wszyst­kich ochrzczo­nych to po pro­stu kościel­na kal­ka demo­kra­cji, to naj­wy­raź­niej nie zro­zu­miał, czym jest wspól­no­ta, czym jest Kościół. Demo­kra­cja nigdy nie była para­dyg­ma­tem, ani celem refor­my, a bywa­ła i jest zwy­kłym narzę­dziem, w któ­rym owa wspól­no­to­wość znaj­du­je swój nie­do­sko­na­ły wyraz.

I cóż, że ze Szwe­cji

Bem i Makow­ski dają się ponieść dziw­nej dema­go­gii, jako­by lute­ra­nie i refor­mo­wa­ni mie­li się upo­dab­niać do rzym­skich kato­li­ków. Ani Kościół lute­rań­ski, ani Kościół refor­mo­wa­ny nigdy nie odcię­ły się od kato­lic­kie­go dzie­dzic­twa, któ­re kul­ty­wu­ją cho­ciaż­by w war­stwie litur­gicz­nej, a tak­że w swo­im naucza­niu. Jeśli ktoś uwa­ża, że przy­ję­cie przez duchow­nych ewan­ge­lic­kich biblij­ne­go tytu­łu bisku­pa i zre­zy­gno­wa­nie z trud­ne­go do wymó­wie­nia i po pro­stu śmiesz­ne­go, bo zala­tu­ją­ce­go pru­ską kan­ce­la­rią tytu­łu super­in­ten­den­ta, to prze­jaw ska­to­li­cy­zo­wa­nia, to mija się z teo­lo­gicz­ną przy­zwo­ito­ścią.

Kościół Szwe­cji – cze­go bar­dzo żału­ję – nie jest dla pol­skich lute­ra­nów wzo­rem, jeśli cho­dzi o pozy­cję bisku­pów i ich stro­je litur­gicz­ne. Przy­po­mnę, że bisku­pi (poza arcy­bi­sku­pem Uppsa­li) w Koście­le Szwe­cji nie mają pra­wa gło­su w orga­nie decy­zyj­nym Kościo­ła – Syno­dzie – a ich stro­je litur­gicz­ne nie są wyra­zem fana­be­rii, a po pro­stu kato­lic­kie­go dzie­dzic­twa lute­ra­ni­zmu. Jeśli jaki­kol­wiek Kościół lute­rań­ski chciał­by się od tego dzie­dzic­twa odciąć, to rów­nie dobrze może poza­my­kać i sprze­dać swo­je kościo­ły na klu­by dys­ku­syj­ne Kry­ty­ki Poli­tycz­nej lub Ruchu Pali­ko­ta. Kościół lute­rań­ski w Pol­sce – i to kolej­na wiel­ka dema­go­gia i kłam­stwo tek­stu Bema i Makow­skie­go – nie trak­tu­je Kościo­ła Szwe­cji jak Sodo­my i Gomo­ry.

Kościół Szwe­cji jest dla Kościo­ła w Pol­sce part­ner­skim, sio­strza­nym Kościo­łem, funk­cjo­nu­ją­cym w innym kon­tek­ście spo­łecz­no-kul­tu­ro­wym, z odmien­nym spoj­rze­niem na róż­ne zagad­nie­nia natu­ry teo­lo­gicz­nej i kościel­no-praw­nej. Pra­gnę uświa­do­mić auto­rom tek­stu, suge­ru­ją­cym, że Kościół Szwe­cji jest rze­ko­mo dla Kościo­ła w Pol­sce Sodo­mą i Gomo­rą, iż pośród wszyst­kich part­nerstw zagra­nicz­nych Kościo­ła lute­rań­skie­go w Pol­sce, rela­cje ze Szwe­cją roz­wi­ja­ją się szcze­gól­nie inten­syw­nie. Biskup Kościo­ła Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skie­go w Pol­sce, ks. Jerzy Samiec, mimo iż sam jest prze­ciw­ni­kiem ordy­na­cji kobiet nie miał pro­ble­mu z tym, aby to kobie­ta wkła­da­ła ręce na jego gło­wę pod­czas wpro­wa­dze­nia w urząd Bisku­pa Kościo­ła i ten sam biskup nie uległ róż­nym naci­skom i szan­ta­żom z kra­ju i zagra­ni­cy, suge­ru­ją­cym, aby nie pod­pi­sy­wać ponow­nej umo­wy part­ner­skiej mię­dzy Kościo­łem Szwe­cji a Kościo­łem lute­rań­skim w Pol­sce tudzież od Szwe­dów zupeł­nie się odse­pe­ro­wać. Nie pomnę już na ofi­cjal­ne part­ner­stwa para­fial­ne ze Szwe­cją, tudzież regu­lar­ne wizy­ty Szwe­dów w Pol­sce począw­szy od chó­rów para­fial­nych i die­ce­zjal­nych, skoń­czyw­szy na wyjaz­do­wych posie­dze­niach rad die­ce­zjal­nych i wizy­tach bisku­pów.

Pol­scy lute­ra­nie nie są kryp­to­ka­to­li­ka­mi. Pol­scy lute­ra­nie są kato­li­ka­mi, ale nie rzym­ski­mi kato­li­ka­mi, przy­zna­ją­cy­mi się do dzie­dzic­twa Kościo­ła pierw­szych wie­ków i XVI-wiecz­nej Refor­ma­cji. To powód do dumy, a nie wsty­du.

Zamie­sza­nie wokół ordy­na­cji kobiet 

Wra­ca­jąc do ordy­na­cji kobiet. Kościół lute­rań­ski wciąż zma­ga się z tym zagad­nie­niem i nie mam zamia­ru upięk­szać spra­wy i mówić, że jest wprost cudow­nie. Kościół lute­rań­ski w Pol­sce ma swo­je pro­ble­my, któ­re wykra­cza­ją poza trud­no­ści komu­ni­ka­cyj­ne i z pew­no­ścią koniecz­na jest więk­sza pra­ca nad sobą, zarów­no w prze­strze­ni teo­lo­gii, jak i ducho­wo­ści.

Ordy­na­cja kobiet jest jed­nym z ele­men­tów tej ducho­wej – i nie tyl­ko – pra­cy. Nie jest to jed­nak kwe­stia bycia albo nie bycia Kościo­ła, bo nie ordy­na­cją kobiet stoi Kościół i mówię to jako zde­kla­ro­wa­ny zwo­len­nik ordy­na­cji kobiet, jako oso­ba, któ­ra wie­lo­krot­nie korzy­sta­ła z dobro­dziej­stwa posłu­gi dusz­pa­ster­skiej kobiet księ­ży i bisku­pów – nie­ste­ty nie w Pol­sce. Ordy­na­cja kobiet nie może być pro­jek­tem narzu­co­nym przez kogo­kol­wiek, tym bar­dziej przez zewnętrz­ną agen­dę. Nie odnio­słem wra­że­nia, żeby bisku­pi byli przez kogo­kol­wiek szan­ta­żo­wa­ni – hie­rar­cho­wie rzym­sko­ka­to­lic­cy mają pra­wo wypo­wia­da­nia swo­je­go zda­nia w kwe­stii ordy­na­cji kobiet, tak samo jak bisku­pi lute­rań­scy mają pra­wo do wypo­wia­da­nia się w spra­wie in vitro zupeł­nie nie pomy­śli ich rzym­sko­ka­to­lic­kich kole­gów.

To że poja­wia­ją się symp­to­my zbi­sku­pie­nia (a chy­ba to Bem i Makow­ski mie­li na myśli mówiąc o ‘kryp­to­ka­to­li­kach’) nie jest wyni­kiem ide­olo­gicz­ne­go skrę­tu Kościo­ła, a raczej oso­bi­stej dys­po­zy­cji, a raczej nie­dy­spo­zy­cji jed­no­stek lub nie­wy­star­cza­ją­cej auto­re­flek­sji teo­lo­gicz­nej. Przy­po­mnę, że Kościół lute­rań­ski w Pol­sce decy­zją Komi­sji Teo­lo­gicz­nej (nie­jed­no­gło­śnie) orzekł, że nie ma teo­lo­gicz­nych prze­ciw­ska­zań dla ordy­na­cji kobiet. Ta opi­nia z róż­nych wzglę­dów nie prze­ko­na­ła syno­da­łów i to nie jest tak, jak piszą Bem i Makow­ski, że lute­ra­nie „nie zamie­rza­ją ordy­no­wać kobiet”. Spra­wa z pew­no­ścią powró­ci na agen­dę obrad syno­du — mam nadzie­ję, że szyb­ciej niż póź­niej. O refor­mo­wa­nych nie mam zamia­ru się wypo­wia­dać.

Kolej­nym prze­kła­ma­niem w tek­ście Bema i Makow­skie­go jest kwe­stia homo­sek­su­ali­zmu. Otóż bisku­pi lute­rań­scy, repre­zen­tu­ją­cy róż­ne opi­nie, nie pole­ci­li żad­nej komi­sji usto­sun­ko­wa­nie się w taki czy inny spo­sób do kwe­stii homo­sek­su­ali­zmu, a uczy­nił to synod wypeł­nia­jąc zale­ce­nia Świa­to­wej Fede­ra­cji Lute­rań­skiej, któ­ra popro­si­ła Kościo­ły człon­kow­skie o zaopi­nio­wa­nie doku­men­tu. Do dziś Synod tego nie uczy­nił. Miał to uczy­nić w 2010 roku (podob­nie zresz­tą w spra­wie ordy­na­cji kobiet), ale obra­dy syno­du prze­rwa­ła kata­stro­fa smo­leń­ska. Do spra­wy powra­ca­no na kolej­nych sesjach i dzię­ki czuj­no­ści wie­lu syno­da­łów oraz inter­wen­cji wie­lu duchow­nych i wier­nych (nie tyl­ko człon­ków syno­dów die­ce­zjal­nych) skan­da­licz­nie zły, nie­do­pra­co­wa­ny i nie­od­po­wie­dzial­ny w swo­ich sfor­mu­ło­wa­niach pro­jekt został skie­ro­wa­ny do dal­szych prac. W ten spo­sób Kościół unik­nął gigan­tycz­nej kom­pro­mi­ta­cji. Kościół lute­rań­ski w Pol­sce nie miał i nie ma obo­wiąz­ku pro­ce­do­wać w jakiej­kol­wiek kwe­stii tyl­ko dla­te­go, że głos w tej spra­wie już zabra­ły Kościo­ły na Zacho­dzie. Ten „argu­ment” pod­no­szo­ny przez Bema i Makow­skie­go nie zasłu­gu­je na to, by nazwać go argu­men­tem.

Bem i Makow­ski jak lefe­bry­ści

Nie odnio­słem wra­że­nia, aby Ko
ściół lute­rań­ski w Pol­sce był pozba­wio­ny odwa­gi. Jak już sygna­li­zo­wa­łem, Kościół ten ma wie­le pro­ble­mów i wyzwań, ale nie jest to Kościół nazna­czo­ny bojaź­nią. Jeśli już może­my mówić o lęku, to twier­dzę, że lęk zdra­dza­ją auto­rzy tek­stu, lęk przed kato­li­cy­zmem, a jest to lęk, któ­re­mu towa­rzy­szy destruk­cyj­na iner­cja, czy nawet uciecz­ka do warow­nej twier­dzy, a więc prze­ci­wień­stwo otwar­cia, do któ­re­go tak bar­dzo nama­wia­ją Kazi­mierz Bem i Jaro­sław Makow­ski. Ta nie­chęć i lęk przed kato­li­cy­zmem zda­ją się para­li­żo­wać jaką­kol­wiek głęb­szą reflek­sję nad pro­ble­ma­mi Kościo­ła. To oczy­wi­ste, że ‘wróg’ uła­twia wyty­cza­nie celów i wła­sną auto­iden­ty­fi­ka­cję. Tyle tyl­ko, że Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki w Pol­sce nie jest ani wro­giem, ani kon­ku­ren­tem Kościo­ła lute­rań­skie­go w Pol­sce. Jest alter­na­ty­wą, cen­ną i waż­ną, ale nie uczest­ni­kiem kon­kur­su pięk­no­ści lub wyści­gu na naj­bar­dziej (anty)postępowy pro­jekt. To wła­śnie lęk, zlęk­nio­na toż­sa­mość nie dostrze­ga­ją­ca pięk­na wia­ry ewan­ge­lic­kiej, pomi­ja­ją­ca jej dzie­dzic­two, a tak­że kon­tekst eku­me­nicz­ny jest zagro­że­niem dla pol­skie­go ewan­ge­li­cy­zmu. Bem i Makow­ski zda­ją się argu­men­to­wać niczym lefe­bry­ści tyl­ko po prze­ciw­nej stro­nie bary­ka­dy. Mię­dzy jed­ny­mi a dru­gi­mi ist­nie­je dziw­ne i cie­ka­we pokre­wień­stwo ide­olo­gicz­ne: abso­lut­ny regres i abso­lut­ny postęp – z połą­cze­nia oby­dwu wycho­dzi poczwar­ka.  

Czy­ta­jąc stwier­dze­nia zawar­te w tek­ście przy­po­mnia­łem sobie o aneg­dot­ce, któ­rą zacy­to­wa­łem w recen­zji, doty­czą­cej teo­lo­gii Rowa­na Wil­liam­sa, o pew­nym pro­fe­so­rze teo­lo­gii, któ­ry nie­dziel­ne poran­ki spę­dzał w hama­ku i roz­wa­żał, czym jest Kościół, rezy­gnu­jąc z uczest­nic­twa w nie­dziel­nych nabo­żeń­stwach. Tekst Makow­skie­go i Bema to kary­ka­tu­ra tego, co nazy­wa­my Kościo­łem. To rów­nież ostrze­że­nie, a tak­że nie­ste­ty – i o to mam naj­więk­szy żal do auto­rów – młyn na wodę (posłu­gu­jąc się nar­ra­cją auto­rów) kościel­ne­go beto­nu. Suge­ru­ję odwie­dze­nie para­fii i poroz­ma­wia­nie z ludź­mi, któ­rzy z wła­snej nie­przy­mu­szo­nej woli wstę­pu­ją do Kościo­ła. Pro­szę zapy­tać ich, czy uwa­ża­ją, iż ich Nowy Dom to przy­staw­ka cze­go- lub kogo­kol­wiek.

Jest jed­na kwe­stia pod­ję­ta przez Makow­skie­go i Bem, któ­ra jest mi bar­dzo bli­ska. Auto­rzy nama­wia­ją do poru­sze­nia, do dzia­ła­nia – myślę, że Kościół poprzez ludzi w para­fiach i na róż­nych szcze­blach aktyw­no­ści kościel­nej powi­nien rze­czy­wi­ście zapro­te­sto­wać, ale w pier­wot­nym tego sło­wa zna­cze­niu. War­to przy­po­mnieć, że ety­mo­lo­gia sło­wa pro­te­stan­ci nie wywo­dzi się od pro­te­stu, ale od skła­da­nia świa­dec­twa, a więc misji. Mam nadzie­ję, że Kościół znaj­dzie spo­sób na misję pozba­wio­ną lęków i kom­plek­sów, któ­rych nie bra­ku­je w tek­ście Jaro­sła­wa Makow­skie­go i Kazi­mie­rza Bema. Szcze­rze jed­nak wie­rzę, że ich tekst jest prze­ja­wem życz­li­wo­ści wobec pol­skie­go ewan­ge­li­cy­zmu i nigdy w to nie wąt­pi­łem.

Dariusz Bruncz

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.