Reforma liturgii pod prąd globalizacji
- 4 września, 2009
- przeczytasz w 2 minuty
Trudno nie zauważyć, że czasy obecne charakteryzuje niesłychana łatwość przemieszczania — istna wędrówka ludów czy to na wyjazdy wakacyjne czy do pracy czy w odwiedziny do rodziny. Mój syn, który nie skończył jeszcze lat 12 był więcej razy za granicą niż ja (osoba prawie 4 razy starsza). Odmówił jednakże udania się na mszę świętą na ostatnim wyjeździe, gdyż powiedział, że nic z niej nie rozumie (msza — rzecz jasna — odbywała się w języku miejscowym). Nawet jednak osoby dorosłe […]
Trudno nie zauważyć, że czasy obecne charakteryzuje niesłychana łatwość przemieszczania — istna wędrówka ludów czy to na wyjazdy wakacyjne czy do pracy czy w odwiedziny do rodziny. Mój syn, który nie skończył jeszcze lat 12 był więcej razy za granicą niż ja (osoba prawie 4 razy starsza). Odmówił jednakże udania się na mszę świętą na ostatnim wyjeździe, gdyż powiedział, że nic z niej nie rozumie (msza — rzecz jasna — odbywała się w języku miejscowym).
Nawet jednak osoby dorosłe nie są na tyle poliglotami, by swobodnie uczestniczyć we mszy w różnych krajach. A dodatkowo mamy wpojone jak ważną rzeczą jest rozumienie tego co się dzieje na mszy. W efekcie katolicy przebywający za granicą — jeżeli tylko nie przyjechali tam z pielgrzymką obsługiwaną przez księdza rodaka — często zaniedbują obowiązek niedzielnej mszy, a jeżeli już w niej biorą udział czują się wyobcowani, nie mogąc odpowiadać na wezwania. Kościół katolicki — z nazwy i zasady powszechny — w liturgii przestał być powszechny a stał się partykularny. I o ile tendencja światowa jest taka, że znajomość angielskiego ułatwia życie prawie wszędzie, to w Kościele nie mamy teraz języka w którym gdziekolwiek będąc można w pełni uczestniczyć w liturgii odpowiadając tym samym jednym językiem. Pod tym względem XVII-wieczny hreczkosiej z Mazowsza zagubiony na francuskim dworze ze swoim magnatem mógł poczuć się swojsko idąc do kościoła na mszę. XXI-wieczny katolik, który poradzi sobie na lotnisku, hotelu czy w sklepie, na mszy świętej swojego Kościoła powszechnego czuje się obco — a teoretycznie z założenia ma się czuć też jak ktoś biorący udział w uczcie. Dodatkowo może pozgrzytać zębami, kiedy powszechny symbol czyli obraz na ołtarzu z jakiegoś gotyckiego kościoła jest przysłonięty paskudnym ekranem, na którym wyświetlany jest tekst modlitw w języku, w którym i tak odpowiadać nie będzie, bo go nie zna.
Powiedzmy sobie wprost — wprowadzenie języków narodowych do liturgii nie było antycypacją trendów i zmian jakie zaszły w drugiej połowie XX wieku i zachodzą nadal. Obecnie katolik może się czuć jak ludzie po obaleniu wieży Babel.
Watykanista Andrea Tornielli twierdzi, że ponoć w kurii rzymskiej trwają prace nad reformą reformy. Jedną ze zmian ma być powrót łaciny do liturgii. Jeżeli tak się stanie Kościół odzyska wspólny język liturgiczny. W dobie rozwiniętych technologii problemem nie jest wydrukowanie kartek z tłumaczeniem łaciny na wiele języków — skoro w Grecji czy Hiszpanii można kupić miejscowe przewodniki w różnych językach (w tym i w polskim).