Religijna opera mydlana
- 20 września, 2010
- przeczytasz w 3 minuty
Od początku sierpnia praktycznie codziennie w telewizji mamy przynajmniej jedną migawkę sprzed pałacu prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Nic dziwnego, że tzw. obrona krzyża może wydawać się wydarzeniem ponad swoją miarę istotnym. Jednak wystarczy przejść się realnym Krakowskim Przedmieściem, by stwierdzić, że jest to jedynie medialna rzeczywistość, tak prawdziwa jak reakcje uczestników różnych reality show. Jestem głęboko przekonana, że gdyby sprzed pałacu prezydenckiego zniknęły […]
Od początku sierpnia praktycznie codziennie w telewizji mamy przynajmniej jedną migawkę sprzed pałacu prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Nic dziwnego, że tzw. obrona krzyża może wydawać się wydarzeniem ponad swoją miarę istotnym. Jednak wystarczy przejść się realnym Krakowskim Przedmieściem, by stwierdzić, że jest to jedynie medialna rzeczywistość, tak prawdziwa jak reakcje uczestników różnych reality show.
Jestem głęboko przekonana, że gdyby sprzed pałacu prezydenckiego zniknęły kamery stacji telewizyjnych (których jest czasem więcej niż samych “obrońców krzyża”) w przeciągu tygodnia skończyłaby się i “obrona”. Tyle, że nie znikną, bo łatwiej i taniej jest ustawić kamerę w jednym miejscu i czekać na rozwój wydarzeń niż jeździć w poszukiwaniu wydarzeń po kraju lub zamawiać materiał agencyjny. Tak samo jak łatwiej i taniej jest zbudować studio dla “reality show” i dobrać sobie wykonawców niż nakręcić rzetelny a jednocześnie zapewniający oglądalność reportaż.
Trudno o bardziej przekonujący dowód na to, że telewizja (nie wyłączając programów informacyjnych) kocha opery mydlane, a nie fakty niż wczorajszy dzień. Co widz mógł się dowiedzieć na tematy religijne z wczorajszych wieczornych wiadomości w jednej z ogólnopolskich stacji? Otóż dowiedział się o manifestacji w Warszawie w intencji intronizacji Chrystusa na Króla Polski, która to manifestacja (nieszczególnie liczna) przeszła obok miejsca po krzyżu pod pałacem prezydenckim i nawiązała interakcję ze stojącymi pod pałacem “obrońcami krzyża”.
Jeżeli chodzi o wizytę papieża w Wielkiej Brytanii to oprócz skrótowej wiadomości z ostatniego dnia pobytu widzowie mogli się wzruszyć historią małej Polki mieszkającej w Szkocji, która na kilka sekund znalazła się w ramionach papieża. Dziennikarze nie tylko przeprowadzili wywiad z matką dziecka, ale też z jego babcią, a nawet ze szkockimi sąsiadkami. Oto mamy kolejną gwiazdę telewizji — “dziecko papieża”. To zdecydowanie ważniejsze (w opinii redakcji rzeczonych wiadomości) niż homilia papieska wygłoszona na mszy beatyfikacyjnej kardynała Johna Henry’go Newmanna.
Zamiast faktów mamy operę mydlaną — ale skoro liczy się oglądalność, a opera mydlana przyciąga bardziej niż fakty to przecież nic złego. Tylko czy to nie stacje telewizyjne narzucają swoim widzom sztuczne uczucia takie jak przeżywanie żałoby po obcych większości widzom ludziach? Czy można się dziwić, że skoro tak silnie te uczucia wzbudzano niektórzy doświadczyli ich tak mocno, że nie chcą wrócić do szarej codzienności? No, ale w zasadzie to kolejny samogrający materiał, bo można robić materiał o ludziach, którzy postanowili przeżywać żałobę dłużej niż telewizja.
I w tym momencie należy powiedzieć, że więcej faktów można było zobaczyć w ostatnich dniach w obśmiewanej jako obskurancka Telewizji Trwam, która transmitowała wszystkie publiczne wydarzenia z pielgrzymki papieskiej do Wielkiej Brytanii niż w telewizjach, które szczycą się tym, że nadają przez 24 godziny wiadomości.