Specter multikulturalizmu
- 24 maja, 2009
- przeczytasz w 7 minut
Od niemal dwóch lat toczy się w Sydney batalia o islamską szkołę w południowo-zachodnim sektorze miasta, a konkretnie w dzielnicy Camden. Niby nic nowego, bowiem podobne sprawy miały już miejsce wcześniej, nie tylko w Australii, bo w Ameryce czy w Europie również. Przypatrzmy się jednak – na tym właśnie przykładzie – anatomii takich zjawisk. 17 października 2007 roku miejscowa rada narodowa w Camden (czyli „Camden Coucil”) ogłosiła publicznie, że otrzymała […]
Od niemal dwóch lat toczy się w Sydney batalia o islamską szkołę w południowo-zachodnim sektorze miasta, a konkretnie w dzielnicy Camden. Niby nic nowego, bowiem podobne sprawy miały już miejsce wcześniej, nie tylko w Australii, bo w Ameryce czy w Europie również. Przypatrzmy się jednak – na tym właśnie przykładzie – anatomii takich zjawisk.
17 października 2007 roku miejscowa rada narodowa w Camden (czyli „Camden Coucil”) ogłosiła publicznie, że otrzymała ona podanie wniesione przez Towarzystwo Koraniczne (Quranic Society), a postulujące budowę na tamtym terenie kompleksu szkoły podstawowej oraz szkoły średniej w sumie dla 600 uczniów, pod wspólną nazwą Camden College. College ów miałby zostać zbudowany u zbiegu Burragorang Road i Cawdor Road, na terenie będącym obecnie terenem rolniczym („farmland”).Już mniej więcej 3 tygodnie później około 100 osób (według pewnego oszacowania „od 700 do 1000”) zebrało się przed siedzibą rady, by wyrazić swój głośny, choć w grunie rzeczy spokojny, acz stanowczy protest przeciw temu projektowi, o czym poinformowano między innymi tutaj .Protesty trwają zresztą nadal, o czym informuje się także w tym miejscu. Mają one charakter zbiorowy, jak ten ostatni, będący inicjatywą rozmaitych miejscowych kościołów (z wyjątkiem katolickiego), a konkretnie baptystycznego, anglikańskiego czy prezbiterialnego (wraz z mniejszymi wspólnotami). Mogą też mieć charakter indywidualny, jak o tym świadczą cytowane wypowiedzi z listów do prasy – a zwłaszcza w wypowiedziach internetowych, które nie są (narazie) poddane aż tak ostrej cenzurze (trzeba pamiętać, że wolność słowa w mediach australijskich jest dużo mniejsza niż obecnie w Polsce, Czechach, na Węgrzech czy niektórych innych byłych krajach Układu Warszawskiego i zbliża się swoją degrengoladą do tzw. „standardów” Unii Europejskiej…).Jeżeli ktoś sądzi, że ów konflikt to jedynie kwestia religijnej natury, to mógłby powołać się na fakt, że na 3166 osób zamieszkujących Camden (wg spisu z 2006 roku) 69% identyfikowało się z chrześcijaństwem, a 13% nie identyfikowało się z żadną religią. W sumie obie te grupy stanowią 82% wszystkich mieszkańców. Jeśli zatem nawet wśród pozostałych 18% byli jacykolwiek muzułmanie, to widoczne jest, że stanowią oni tam znikomą mniejszość. Ten fakt interpretowany jest zatem – przez wielu przeciwników projektu – jako próba zislamizowania otoczenia, a niektórzy oponenci wręcz dopatrują się tutaj specjalnej taktyki muzułmanów.Innym wyrazem owego „religious backlash” może być poniższa wypowiedź odnotowana w liście wspomnianych miejscowych kościołów chrześcijańskich:„Islam to nie tylko po prostu prywatna religia. Jest ona napędzana potężnymi interesami politycznymi i stanowi ideologię z planem światowej dominacji.”Na to z kolei odpowiada rzecznik Quranic Society, p. Jeremy Bingham:„Ludzie obawiają się tego, czego jeszcze nie znają. Nie ma tu niczego, czego można by się obawiać bardziej niż katolików, Żydów czy protestantów”.W tym punkcie można by się zgodzić z p. Binghamem, że – pod względem czysto religijnym przynajmniej – ma on rację. Wystarczy bowiem zadać sobie pytanie:Czy prorok Mahomet zagraża suwerenności któregokolwiek z naszych krajów, państw czy społeczeństw?Na pewno nie bardziej niż Jezus Chrystus czy Mojżesz albo na przykład Zaratustra…A na kartach Koranu nie ma nawet w przybliżeniu tylu „supernacjonistycznych” i wrogich innym religiom i społecznościom stwierdzeń ile da się ich znaleźć na przykład w Talmudzie. Ale czy istotnie o samą religię tu chodzi? W tym momencie sprawy zaczynają wyglądać bowiem o wiele bardziej interesująco niż normalny „religious backlash” mógłby sugerować.Zwróćmy na moment jeszcze raz uwagę na strukturę ludności owego obszaru pod względem religijnym: miażdżąca większość chrześcijan (rozmaitych denominacji), niewielka liczba muzułmanów i wynikająca z tego teza, że chodzi o próbę zislamizowania nieislamskiej okolicy. To brzmi przekonująco dla wielu. Zwłaszcza, jeśli przywoływane są przypadki „tworzenia subkultury”, w której muzułmanie chcieliby zdominować przestrzeń publiczną „tak, jak to widzieliśmy w Auburn, Bankstown, Lakemba i całkiem niedawno w Liverpool” (to ostatnie jest również cytatem ze wspomnianego listu kościołów).W tym momencie jedynie dla lokalnych rezydentów czy też szerzej – dla Australijczyków – jasnym się staje, że w grę wchodzi także coś jeszcze. Jak się wyraził mieszkający w Camden od 14 lat rezydent, Gary Wright, jeśli rada zamierza wprowadzić przestępczość i korupcję do Camden i uczynić z niego „brudno wyglądającą dzielnicę jak Lakemba, to sądzę, że to zatwierdzą tak czy owak”.Odniesienie do dzielnicy Lakemba jest interesujące. Ta niegdyś spokojna anglo — irlandzka dzielnica, mająca obecnie około 15 tysięcy mieszkańców, jest społecznością wyjątkowo mieszaną etnicznie, rasowo, religijnie i kulturowo, wśród której największą grupą są Libańczycy (14.8%), dalej Chińczycy (11%) i dopiero na 3 miejscu „Australijczycy” (7.7%). Są to dane z 2001 roku. W ostatnich latach, wśród wielu grup etnicznych, nastąpił także wzrost liczby przybyszów z Bangladeszu (patrz: dane dla Lakemba ).
To, czego owa „Wikipedia” woli natomiast nie eksponować, to to, co jest jasne niemal dla każdego Australijczyka, zwłaszcza takiego z Sydney: że Lakemba to miejsce o szczególnie wysokim obecnie wskaźniku przestępczości. Tam bardzo wielu ludzi zostaje okaleczonych, pobitych, kobiety bywają gwałcone i to przez całe gangi – głównie właśnie libańskie. Parę lat temu głośna była sprawa pewnej białej kobiety, którą cały gang takich libańskich męt gwałcił przez bite 2 godziny. Więcej na temat tła podobnych przykładów do wglądu tutaj. Przykład, niejako „migawkowy” tamtejszych stosunków prezentowany jest także w tym newsie i to z tego roku.
Nie jest dla nikogo tutaj już żadną tajemnicą, że im bardziej mieszana jest dzielnica pod względem rasowym, religijnym i etnicznym, tym gorsze są tam problemy z przestępczością. Mój znajomy, który pochodzi z Sydney, akurat przed chwilą zapytany został przeze mnie czy, gdyby mieszkał dalej w tamtym mieście, wybrałby Lakembę na miejsce zamieszkania. Odpowiedział, że zdecydowanie nie. I wskazał przy tym właśnie na poruszone powyżej przeze mnie problemy, powodujące, że Anglo-Irlandczycy wyprowadzają się stamtąd. Odmalował dalej pokrótce całą „geografię” etniczno-przestępczą nękającą Sydney. A – ciekawa rzecz – on sam zdaje się być wciąż zwolennikiem owego „multikulturalizmu (sam nie potrafią tego w tych okolicznościach pojąć…). No i właśnie rezydenci Camden obawiają się, że owe męty teraz i tam uwiłyby sobie „gniazdko”…Osobiście przekonany jestem, że prawdą jest to, o czym mówi p. Jeremy Bingham, rzecznik Quranic Society, o planowanej szkole islamskiej:„To jedynie szkoła dla małych dzieci, które pragną się uczyć bycia dobrymi Australijczykami i będą one uczone bycia dobrymi Australijczykami. Ich wiarą religijną zdarzyła się być wiara muzułmańska, to wszystko”.Szkoła jak szkoła. Sama rzecz zapewne nie zasługiwałaby na uwagę. Ale ileż najrozmaitszych kwestii ogniskuje się w tej jednej, skromnej sprawie „nowa szkoła islamska w okolicy”: kwestie religijne, „multikulturalizm” (wraz z „multikryminalizmem”), kwestie polityczne, etniczne, rasowe, rzutująca na całość obecna sytuacja międzynarodowa, w której (celowo raczej niż przypadkowo) nasze kraje angażowane są w zagraniczne i zamorskie konflikty, które z nami ipso facto nic wspólnego nie mają. Przede wszystkim jednak daje znać o sobie kwestia aktualnej polityki imigracyjnej wraz z owym coraz bardziej mitologizowanym „multikulturalizmem”. Jest to polityka, która doczekała się już ostrego krytycyzmu nawet wśród co światlejszych imigrantów i to także tych t. zw. „kolorowych”, jak anglikański arcybiskup Yorku John Sentamu, Murzyn pochodzący z Ugandy.Jaki jest stosunek establishmentu do tak negatywnie rozwijającej się sytuacji? Nikt we władzach (obojętnie jakiego szczebla: lokalnego, stanowego czy federalnego) oczywiście nie cieszy się z waśni tego rodzaju. Ich przyczyny natomiast zdają się być skrzętnie zmiatane pod dywan. Oto przykład: półtora roku temu odbyły się w Australii wybory federalne (24 listopada 2007). Zdecydowane zwycięstwo odniosła w nich Australian Labor Party, której stosunkowo młody lider, Kevin Rudd, uczynił wiele miłych Australijczykom obietnic. Ponieważ kampania odbywała się w roku 2007, a imię lidera partii jest „Kevin”, więc takim krótkim „sloganem” kampanii było „Kevin07”.W całej propagandzie wyborczej, której przyglądałem się dość uważnie (wspomniany wyżej mój znajomy włączył się był wtedy do pracy w sztabie wyborczym Labor Party) nie zauważyłem bodaj jednego kandydata tej partii, żadnego telewizyjnego klipu propagandowego lub bodaj ulotki, w której zapowiadano by oficjalnie, że niech no tylko Labor Party zwycięży, to już w pierwszym roku swej władzy będzie usiłowała sprowadzić (tak, w jednym roku! ) w granicach 200 tysięcy nowych imigrantów, w zdecydowanej większości nie-białych: z Azji Wschodniej, z Afganistanu, Indonezji, Indii czy czarnej Afryki. 200 tysięcy ludzi to w przybliżeniu odpowiednik 1% całej ludności Australii! I można się założyć dlaczego nie uczyniono publicznie takiej „obietnicy”. Bo wtedy zamiast zdecydowanego zwycięstwa” („emphatic victory”) rezultatem byłaby najpewniej wyborcza katastrofa („electoral disaster”)…Ot, Specter multikulturalizmu…