Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan — karnawał ekumeniczny czy święto jedności?
- 14 stycznia, 2009
- przeczytasz w 5 minut
Zbliża się 18 stycznia. Dla większości chrześcijan w Polsce i na świecie będzie to kolejna niedziela w roku liturgicznym, a dla mniejszości początek Powszechnego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Dla jednych ekumeniczny Tydzień jest świętem jedności, wciąż niedoskonałej i wątłej, a dla innych ekumenicznym karnawałem, który poza liturgicznymi celebracjami w zasadzie nic nie wnosi. Czy potrzebujemy Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan? W nowej sondzie ekumenizm.pl zapytaliśmy Internautów o ich opinie […]
Zbliża się 18 stycznia. Dla większości chrześcijan w Polsce i na świecie będzie to kolejna niedziela w roku liturgicznym, a dla mniejszości początek Powszechnego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Dla jednych ekumeniczny Tydzień jest świętem jedności, wciąż niedoskonałej i wątłej, a dla innych ekumenicznym karnawałem, który poza liturgicznymi celebracjami w zasadzie nic nie wnosi. Czy potrzebujemy Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan?
W nowej sondzie ekumenizm.pl zapytaliśmy Internautów o ich opinie nt. Powszechnego Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Proponowane odpowiedzi nie wyczerpują wprawdzie możliwych opinii, jednak zarysowują najpopularniejsze spojrzenia na fenomen Tygodnia Modlitwy, ale i polskiego ekumenizmu. Co przemawia za świętowaniem Tygodnia, a co powoduje, że wielu chrześcijan zaangażowanych w życie parafialne, a nawet w inicjatywy o charakterze ekumenicznym dystansuje się od ekumenicznego Tygodnia?
Duchowni na pierwszym miejscu
Polskie życie kościelne – bez względu na to czy mówimy o Kościele rzymskokatolickim, Kościołach ewangelickich, czy też tzw. Kościołach wolnych – jest sklerykalizowane. Trudno o powodzenie jakichkolwiek inicjatyw bez udziału duchownych. Chrześcijanom w Europie Zachodniej czy w Ameryce Północnej może wydawać się to dziwne, jednak rola duchownego jako moderatora, patrona i czasami cenzora, mocno wpisała się w polski krajobraz kościelny. Podobnie jest z ruchem ekumenicznym. Trzeba jednak przyznać, że początkowe inicjatywy ekumeniczne wychodziły właśnie od duchownych, czasami wbrew wiernym. Księża poruszeni refleksją teologiczną, czy też zwykłą, ludzką ciekawością nawiązywali kontakty z duchownymi innych wyznań. Współpraca najlepiej przebiegała w łonie Kościołów mniejszościowych. Dynamiczny rozwój Polskiej Rady Ekumenicznej na początku lat 50. stwarzał nawet nadzieję na powołanie ‘ekumenicznego Kościoła’ w zdominowanej przez katolicyzm Polsce.
W miarę upływu lat ekumenizm stawał się naturalnie coraz bardziej oczywisty. Kolejny przełom nastąpił w latach 60. XX wieku, gdy do ruchu ekumenicznego włączył się Kościół rzymskokatolicki. Dla wielu katolików, a także innych chrześcijan, Tygodnie Modlitwy o Jedność Kościoła stały się okazją do spotkania z zupełnie inną rzeczywistością kościelną, a przez to umożliwiły zweryfikowanie uprzedzeń czy po prostu pomogły uświadomić sobie, że tak naprawdę mało o sobie wiemy. Przeżywanie liturgii innych Kościołów było dla wielu obaleniem fałszywych oczywistości skrywanych pod rozległymi pokładami niewiedzy czy nawet niechęci nauczenia się czegoś innego. Tygodnie Modlitwy stwarzają bowiem wyjątkową atmosferę różnorodności, widoczną zarówno w obrzędach, ale i języku używanym przez różne Kościoły podczas wielbienia Boga. Co więcej, Tygodnie Modlitwy pokazują nie tylko to, co podzielone chrześcijaństwo łączy, a łączą sprawy naprawdę fundamentalne, ale również to, co dzieli.
Problematyczna jedność
Dobrym przykładem jest samo pojęcie jedności odmieniane podczas nabożeństw i mszy przez wszystkie przypadki. Jak różne jest rozumienie jedności i co jest niezbędne do jej przywrócenia, świadczą tomy opracowań dogmatycznych. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że w czasie Powszechnego Tygodnia Modlitwy o JEDNOŚĆ Chrześcijan, żadne inne słowo jak właśnie ‘jedność’ nie ulega tak wielkim nadinterpretacjom czy nieporozumieniom. Powyższe stwierdzenie jest dla niektórych chrześcijan koronnym argumentem, świadczącym o tym, że Powszechny Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan i ekumenizm w ogóle, jest sianiem zamętu w umysłach wiernych – zwolenników tego poglądu nie brakuje zarówno po stronie rzymskokatolickiej, protestanckiej jak i prawosławnej. I trudno odmówić im trochę racji, jeśli weźmiemy pod uwagę brak jasnej definicji jedności, na której opierają się Tygodnie Modlitwy, bo nawet patetyczne, choć teologicznie jak najbardziej uprawnione stwierdzenie, że nasza jedność gruntuje się na Chrystusie w Duchu Świętym, może i powinna generować kolejne pytania.
A może wgłębianie się w teologiczne zawiłości jest zbędne i powinniśmy skoncentrować się na radosnej stronie wydarzenia? Cieszyć się, że duchowni wymieniają serdeczności i w centrum zainteresowania, choć przez siedem dni w roku, stoi właśnie ekumenizm, jakkolwiek go rozumiemy?
Samowystarczalność
Czy polskie Kościoły mają problem z ekumenizmem? Podczas gdy chrześcijanie w zsekularyzowanej Europie, a także w religijnej Ameryce debatują, czasem nawet rozpaczają nad stanem dialogu ekumenicznego, organizują zjazdy, konferencje teologiczne i oddolne grupy modlitewne, w Polsce, poza Tygodniem Modlitwy, panuje (generalizując nieco) wielka cisza. Dlaczego? Twierdzę, że głównym powodem tej ciszy, szkodliwej, bo pozbawionej ducha inspiracji, jest przeświadczenie o własnej samowystarczalności. Grzech ten dotyczy zarówno Kościoła rzymskokatolickiego, jak i Kościołów mniejszościowych.
W przypadku Kościoła większościowego jest to niepokojące przeświadczenie, że jesteśmy tak duzi, tak znaczący, że po prostu nie musimy się ani liczyć z innymi, ani tym bardziej poświęcać cenny czas na ekumeniczne bratanie się. I nie musi za takim poglądem stać jakakolwiek teologia, integryzm, ale po prostu hybris, duma silniejszego, większego i bardziej wpływowego. Z kolei w Kościołach mniejszościowych nierzadko można spotkać przysłowiowy już kompleks oblężonej twierdzy, poczucie nieustannego zagrożenia ze strony Rzymu, którywypatruje tylko dogodnej okazji, aby wchłonąć biednych innowierców. Jest to nieraz związane z duchowym zastojem mniejszościowych społeczności, które zwątpiły w swoją siłę, że Powód, dla którego są, organizują się jest na tyle mało ‘atrakcyjny’, że nie warto wychodzić z nim na zewnątrz. Teologia świętego spokoju, gaszenia chrześcijańskiej gorliwości stała się dla wielu parafii nierzymskokatolickich sposobem na życie, a nawet na zwykłe przetrwanie.
Czy Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan potrafi to zmienić? Czy jest w stanie wygnać chrześcijan z wyznaniowych warowni, w których celebruje się oczywistości i (nie)święte tradycje bardziej niż Ewangelię, której przecież nie można zamykać w kościelnym getcie? (por. Mt 5,12–18).
Sens Tygodnia Modlitw
Powszechny Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan ma coś z karnawału. Wypada mieć dobry humor. Podobnie jak na barwnych pochodach karnawałowych uczestnicy nabożeństw ekumenicznych wystawiają głowy i uszy z zaciekawienia innością. Można się na karnawałowe porównanie oburzać, jednak najlepszym, choć nie najprostszym sposobem zlikwidowania powierzchownego aspektu Tygodnia Modlitwy jest po pierwsze uczestniczenie w nim, a po drugie czynienie wszystkiego, aby nie stał się on jedyną okazją do spotkania, modlitwy, czy nawet poróżnienia się. Tydzień Modlitwy jest też właśnie od tego, aby pokazać różnice, ich błogosławieństwo, które czasem trapi, różnice, które świadczą o bogactwie ducha i tradycji poszczególnych Kościołów. W końcu, gdy wchodzimy do świątyni innego Kościoła chcemy, aby ‘oni’ pokazali swoją inność, to, co mają najlepsze, ale aby nie zapomnieli również o atmosferze gościnnego domu, w którym gospodarzem będzie przede wszystkim Jezus Chrystus – najważniejsza przyczyna i cel ekumenii
.
:: Ekumenizm.pl: Czy ekumenizm potrzebuje hierarchów?
:: Ekumenizm.pl: Wykluczanie grekokatolików z Tygodnia Ekumenicznego