Uśmiechnięty biskup Roman
- 17 listopada, 2013
- przeczytasz w 3 minuty
W moim ekumenicznym leksykonie „Kto jest kim w Kościele”, w rozdziale poświęconym Kościołowi Starokatolickiemu Mariawitów, sąsiadowały ze sobą biogramy: kapłana Łukasza Kaczorka, biskupa Romana Nowaka i brata Pawła Rudnickiego. Wszyscy trzej zmarli w ciągu miesiąca, jesienią tego roku. W przypadku biskupa Romana jest jeszcze jedna osobliwość –odszedł do wieczności 16 listopada, w dniu swoich 82. urodzin. Poznałem go 30 lat temu, kiedy prof. Zbigniew T. Wierzbicki […]
W moim ekumenicznym leksykonie „Kto jest kim w Kościele”, w rozdziale poświęconym Kościołowi Starokatolickiemu Mariawitów, sąsiadowały ze sobą biogramy: kapłana Łukasza Kaczorka, biskupa Romana Nowaka i brata Pawła Rudnickiego. Wszyscy trzej zmarli w ciągu miesiąca, jesienią tego roku. W przypadku biskupa Romana jest jeszcze jedna osobliwość –odszedł do wieczności 16 listopada, w dniu swoich 82. urodzin.
Poznałem go 30 lat temu, kiedy prof. Zbigniew T. Wierzbicki poprosił mnie o napisanie tekstu o mariawitach w ujęciu socjologicznym dla periodyku „Roczniki socjologii wsi”. Za radą śp. kapłana Łukasza Kaczorka udałem się do parafii mariawickiej w Żarnówce na Podlasiu, gdzie proboszczem był kapłan Roman Nowak (jeszcze nie biskup). Przyjął mnie serdecznie z mariawicką gościnnością.
Uderzyły mnie niezwykle skromne warunki, w jakich żył proboszcz (brak bieżącej wody). Kapłan Roman nie szczędził mi czasu, opowiedział mi o dramatycznej historii mariawityzmu na Podlasiu, o swojej parafii, która już wówczas przeżywała exodus ludności do miasta. Zebrałem ciekawy materiał, uzupełniony jeszcze później przez mojego miłego gospodarza drogą korespondencyjną.
Od razu zorientowałem się, że mam przed sobą człowieka niezwykle życzliwego i otwartego. Jak pamiętam, kapłan Roman tłumaczył mi, że nie ma problemu w nawiązywaniu kontaktów z duchownymi rzymskokatolickimi, jednak wystrzegał się jak ognia utrzymywania z nimi relacji towarzyskich. Pokutowały tu jeszcze stare mariawickie stereotypy o księżach rzymskokatolickich hołdujących karciarstwu, obżarstwu i pijaństwu, co było jednym z powodów odnowy w łonie Kościoła rzymskokatolickiego zapoczątkowanej przez kapłanów-mariawitów ponad sto lat temu, a co w okresie PRL‑u nie było już tak drastycznym zjawiskiem.
Artykuł diabli wzięli, bo niedługo potem „Roczniki socjologii wsi” zostały zlikwidowane, ale dla mnie ten czas nie był zmarnowany, bo poszerzyłem swą znajomość mariawityzmu i, przede wszystkim, poznałem wspaniałego kapłana, który, ku mojej radości, niedługo potem został biskupem. Odtąd kiedy myślałem o nim, to pierwszym skojarzeniem był uśmiech biskupa Romana.
Jego ekumeniczne nastawienie dało znać o sobie, kiedy został proboszczem w Cegłowie, gdzie koezgystują ze sobą parafie rzymskokatolicka i mariawicka. Bp Roman przyczynił się do tego, że wzajemne stosunki między wiernymi obu wyznań znacznie się poprawiły. W Cegłowie doszło w 1986 r. do wydarzenia wręcz historycznego. Wielki ekumenista, bp Władysław Miziołek, z okazji bierzmowania w rzymskokatolickiej parafii św. Jana Chrzciciela i św. Andrzeja Apostoła, zaprosił na uroczystość kapłanów mariawickich z biskupem Romanen. Pod koniec Mszy biskup rzymskokatolicki i biskup mariawicki udzielili bierzmowanym pasterskiego błogosławieństwa. Chyba nigdy dotąd od czasów rozłamu mariawici i rzymscy katolicy nie byli tak blisko.
Biskupa Romana spotykałem podczas moich wizyt u mariawitów w Płocku albo na nabożeństwie ekumenicznym w parafii mariawickiej na Woli. Ostatni raz widzieliśmy się kilkanaście dni temu w Warszawie. Ksiądz Biskup tryskał humorem, raz po raz obdarzał mnie i moją żonę uśmiechem. Powiedziałem mu, że świetnie się trzyma. Do głowy mi nie przyszło, że jest to nasze ostatnie spotkanie.
Grzegorz Polak