Zbiskupienie
- 1 czerwca, 2011
- przeczytasz w 3 minuty
Te słowa z pewnością będą długo komentowane w serwisach i na forach internetowych. Chodzi oczywiście o ostatni wywiad bpa Tadeusza Pieronka dla Tygodnika Powszechnego, w którym nie pozostawia suchej nitki na kolegach w urzędzie. Biskupi czują się utwierdzeni na tronach, a wizja Kościoła soborowego jest im niepotrzebna. Mają władzę. Biskupstwa to w Polsce dwory, a dwory i służba to fałszywa wizja Kościoła – ubolewa hierarcha. Słowa biskupa Pieronka u większości Polaków – ryzykuję stwierdzenie, […]
Te słowa z pewnością będą długo komentowane w serwisach i na forach internetowych. Chodzi oczywiście o ostatni wywiad bpa Tadeusza Pieronka dla Tygodnika Powszechnego, w którym nie pozostawia suchej nitki na kolegach w urzędzie. Biskupi czują się utwierdzeni na tronach, a wizja Kościoła soborowego jest im niepotrzebna. Mają władzę. Biskupstwa to w Polsce dwory, a dwory i służba to fałszywa wizja Kościoła – ubolewa hierarcha.
Słowa biskupa Pieronka u większości Polaków – ryzykuję stwierdzenie, że bez względu na wyznanie – wywołają zrozumienie, sympatię, a nawet euforię. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. U innych – wcale nie małej liczby – słowa biskupa Pieronka piętnującego upolitycznienie hierarchii oraz wielkopańskość biskupiej braci wywołają uśmiech politowania i pytanie o polityczne zaangażowanie biskupa po innej niż radiomaryjna stronie.
Szkoda, że słowa biskupa padają dopiero teraz, gdy ten przez wielu ceniony hierarcha nie ponosi odpowiedzialności jako biskup diecezjalny, nie pełni żadnej kluczowej funkcji w episkopacie, posiadając tym samym komfort mniej lub bardziej zdystansowanego recenzenta z biskupim pektorałem, przydającym jego krytyce szczególnego animuszu.
Trudno jednak z tych powodów odrzucać słowa biskupa Pieronka. Osoby, mający częstszy niż okazjonalny kontakt z biskupami często odnoszą podobne wrażenie jak bp Pieronek, tyle że wyrażane w nieco mniej dyplomatyczny/elegancki sposób. Dziennikarze zajmujący się tematyką religijną mogą sypać historiami o biskupach, czy duchownych w ogóle, jak z rękawa. Jednak nie o to chodzi, podobnie jak nie chodzi o to, aby wszystkich biskupów w przysłowiowy czambuł potępiać, wszystkich wrzucać do jednego worka i obwiniać za całe zło w Kościele – takim czy innym. Rozróżniam, bo biskupie przypadłości są na wskroś ekumeniczne.
Najczęściej objawiają się szybkim klerykalnym stanem zapalnym, jeśli ten nie nastąpił krótko lub zaraz po ordynacji/święceniach, a następnie przechodzą w fazę terminalną prowadzącą do zbiskupienia, które kumuluje symptomy poprzednich stadiów. Zbiskupienie jest przewlekłe, ale nie jest nieuleczalne. Historia Kościoła, także ta najnowsza zna przypadki ozdrowienia (czasem nawet cudownego) i powrotu do normalności.
Charakterystycznymi objawami zbiskupienia są przeświadczenie, że z mocy piastowanego urzędu ja-biskup wiem lepiej, a nawet jeśli nie wiem, to tym gorzej dla innych, którzy odważą się mieć inne zdanie. Zbiskupienie charakteryzuje się również – czasem arcyżenującym – przeakcentowaniem zewnętrznych oznak godności i co nie mniej istotne, przewrażliwieniem wobec delikatności własnej, skromnej biskupiej osoby. Zbiskupienie wykazuje podobne objawy jak w przypadku dawnych królów, którzy na skutek intryg ludu lub nadzwyczajnego splotu losów objęli królewski tron, a mianowicie: paraliżującym lękiem przed robieniem czegokolwiek, aby błędu nie popełnić lub komukolwiek się nie narazić, reagowaniem na każdą krytykę jako atak – nie tylko na urząd, ale i bezcenną osobę biskupa.
Zbiskupienie posiada również szereg pomniejszych symptomów jak teatralny sposób wypowiadania się z zabawną emfazą, co by godności więcej przydać (gwoli uczciwości należy dodać, że jest to również technika doskonale opanowana przez ‘zwykłych’ księży), tudzież wysiłki, aby jak najbardziej od ludu Bożego się odróżnić, często intensywnie i niestety przez tenże lud z pietyzmem wspierane. Bogu dzięki Kościół żyje nie dzięki biskupom, ale czasami wbrew ich ospałości i sprawowaniu urzędu dla zachowania status quo, czyli świętego spokoju. I co ważniejsze: Bogu dzięki, że są też biskupi, ba, wielu biskupów, którzy nie tylko mają ewangeliczną odwagę, ale którym się chce Coś robić dla Wspólnoty, dla której w taki czy inny sposób zostali powołani jako biskupi. Bogu dzięki, że są biskupi, którzy nie szczędzą sił, aby działać dla Kościoła, którzy przedkładają – jakkolwiek to patetycznie zabrzmi – głoszenie Ewangelii nad własną urażoną dumę i godność. Za takich biskupów trzeba dziękować, a za wszystkich się modlić.
foto: creativeadvance.blogspot.com