Kościelne partyjniactwo kwitnie nie tylko w Toruniu
- 6 października, 2011
- przeczytasz w 2 minuty
Przedstawiciele Kościołów i wspólnot religijnych, wypowiadający się na tematy polityczne lub działający na pograniczu religii i propartyjnej polityki, często zachowują się jak jednoosobowe urzędy nauczycielskie apelujące o głosowanie za taką czy inną opcją polityczną. W takiej sytuacji dochodzi do niebezpiecznego pomieszania porządków — powiązania partyjnej agendy z Ewangelią pod płaszczykiem społecznego zaangażowania chrześcijan. Misją Kościoła/ów jest głoszenie Ewangelii. To proste zdanie zawiera wiele różnych implikacji, w tym społeczne. Kościół […]
Przedstawiciele Kościołów i wspólnot religijnych, wypowiadający się na tematy polityczne lub działający na pograniczu religii i propartyjnej polityki, często zachowują się jak jednoosobowe urzędy nauczycielskie apelujące o głosowanie za taką czy inną opcją polityczną. W takiej sytuacji dochodzi do niebezpiecznego pomieszania porządków — powiązania partyjnej agendy z Ewangelią pod płaszczykiem społecznego zaangażowania chrześcijan.
Misją Kościoła/ów jest głoszenie Ewangelii. To proste zdanie zawiera wiele różnych implikacji, w tym społeczne. Kościół nie może odwracać się od aktualnych problemów społecznych, może i powinien zabierać głos w debatach publicznych, nie popadając jednak w społeczno-polityczny aktywizm, który mógłby sprawić wrażenie, że Kościół jest obok partii, związków zawodowych i stowarzyszeń instytucją-stroną, służącą do realizacji jakiegoś programu z agendy aktualnego sporu politycznego. Więcej, istnieje niebezpieczeństwo, że Kościół zacznie być postrzegany jako grupa interesów, a nie wspólnota wiary, że zacznie być odrzucany przez sam fakt partyjnego uwikłania, który odbije/a się czkawką w innych Kościołach.
Nie jest zadaniem żadnego Kościoła — jeśli chce rzeczywiście pozostać Kościołem — opowiadanie się za jakąkolwiek opcją polityczną. To, co wolno stowarzyszeniom i/lub czasopismom nie wypada czynić Kościołom. U końca tej kampanii pojawiają się jednak nerwowe odezwy i przemowy, uroczyste zaklinacze w formie apeli. Szkoda, że zabrakło — nie po raz pierwszy — wspólnego, ekumenicznego apelu Kościołów chrześcijańskich, aby Polacy w ogóle zechcieli pójść do urn. Jak zwykle zawiodły oficjalne czynniki Kościołów mniejszościowych, Polska Rada Ekumeniczna, pozbawiona pomysłu na samą siebie, i Kościół większościowy, który od dawna nie poczuwa się do ekumenicznej odpowiedzialności i inicjowania ważnych działań prospołecznych. Zamiast tego mamy wymachiwanie partyjną szabelką sfrustrowanych konwentykli, mamy kościelne partyjniactwo (kojarzone dotychczas z toruńską rozgłośnią), czasami nawet posunięte do granic absurdu i płomiennych apeli, w których zawłaszczenie języka, patriotyzmu i wiary wydaje się czymś oczywistym.