
- 17 stycznia, 2015
- przeczytasz w 5 minut
Już jutro rozpoczyna się kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. W zasadzie Powszechny Tydzień, ale powszechny to on raczej nigdy nie był i nie jest – tak samo jak ekumenia.
Niepowszechny Tydzień Ekumeniczny
Już jutro rozpoczyna się kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. W zasadzie Powszechny Tydzień, ale powszechny to on raczej nigdy nie był i nie jest – tak samo jak ekumenia.
Kościoły nie do końca wiedzą, co z tym Tygodniem począć i poprzestają na tym, co utarte i dla ucha miłe: uprzejmości.
Powszechny niepowszechny
W Tygodniu biorą udział wszystkie Kościoły członkowskie Polskiej Rady Ekumenicznej (PRE), poszczególne diecezje Kościoła rzymskokatolickiego i sporadycznie włączają się przedstawiciele innych Kościołów — greckokatolickiego, Kościołów protestanckich nie należących do PRE (adwentyści, zielonoświątkowcy i inni).
Uczęszczalność na nabożeństwa spada z roku na rok, młodych praktycznie nie ma, są za to te same twarze, w sumie podobne refleksje, i bardzo różne zaangażowanie Kościołów. Na przykład w Warszawie (skądinąd obchody centralne!) — a w innych miastach bywa co najmniej podobnie — prawosławni niezbyt chętnie uczestniczą w nabożeństwach ekumenicznych, co oczywiście nie zmienia faktu, że katedra cerkiewna św. Marii Magdaleny zawsze jest pełna, a i frekwencja duchownych nieprzeciętna. Być może wiąże się to z wystawną agapą organizowaną dla duchowieństwa przez metropolitę, a być może z czymś zupełnie innym. Niemniej prawosławnych biskupów na różnych uroczystościach ekumenicznych niezbyt widać, a „półmilionowe prawosławie” (w zasadzie 150 tys.) reprezentują proboszczowie.
Ogólnie zainteresowanie Tygodniem jest żałośnie nikłe. Nie dotyczy to tylko chrześcijan wyznania większościowego, ale też tych z Kościołów mniejszościowych. Jeśli nabożeństwa nie pokrywają się z regularnymi nabożeństwami parafialnymi frekwencja „tubylców” jest nikła lub żadna — widać to zazwyczaj na nabożeństwach Kościołów protestanckich — luterańskiego, reformowanego i metodystycznego. Baptyści tradycyjnie są sceptykami ekumenicznymi i bez większego entuzjazmu podchodzą do tematu.
Zazwyczaj frekwencyjną mizerię ratują rzymskokatolickie zakonnice, przede wszystkim młode i to właśnie one nieco zaniżają średnią wiekową ekumenicznej imprezy. Seminarzystów jakby mało i coraz mniej, jakby ktoś czegoś się obawiał, jakby nie chciał może uformowanej młodzieży zawracać głowy jakimiś prawosławiami, protestantyzmami, czy Bóg wie czym jeszcze.
Ekumeniczny duszek Tygodnia Modlitw nie dociera pod wszystkie strzechy. Nawet Kościoły, które praktycznie od początku kształtowały współczesny ekumenizm i mają na tym polu wiele ważnych zasług ograniczają świętowanie do dużych miast. W końcu — wiadomo — ekumenizm to dla mieszczuchów, a we wsiach i miasteczkach i tak wiadomo kto jest złym kalwinem, mankietnikiem albo narodowcem. Przykład? Kościół Starokatolicki Mariawitów uczestniczy w Tygodniu od samego początku, organizuje nabożeństwa w swoich świątyniach w Warszawie, Płocku, Łodzi i w Lublinie, natomiast w mniejszych miastach, nie mówiąc już o wsiach — po prostu nie ma takiej potrzeby. Skądinąd wiadomo, że biskupi sobie nie życzą i kapłan poruszony ekumeniczną atmosferą, który zorganizowałby takie nabożeństwo w terenie, spotkałby się z co najmniej niezrozumieniem biskupów zainteresowanych głównie tym, żeby o mariawitach mówiono niewiele, a najlepiej wcale. A propos: w Płocku, gdzie znajduje się matecznik mariawitów, podczas Tygodnia ekumenicznego płocczanie nie będą mogli usłyszeć kazania mariawickiego kapłana. Tak się jakoś złożyło, że o to nie zadbano. Zapewne nie było takiej potrzeby. W Świątyni kazanie wygłaszać będzie za to rzymski katolik.
Powszechność Powszechnego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan jest równie abstrakcyjna, co postulowana jedność — nikt jej nie widział, każdy wie mniej więcej o co chodzi i każdy ową jedność rozumie na swój sposób albo w ogóle nie rozumie. Niestety ta fasadowość, poniekąd zaprogramowana, zasłania edukacyjną funkcję projektu, a brak zmian, przemyśleń i realnych działań stopniowo prowadzi do autokastracji polskiego ekumenizmu. Sporą winę ponoszą za to duchowni, którzy nie zadbali o to, aby ekumenizm stał się sprawą wszystkich. Ekumenizm w Polsce sklerykalizował się na tyle, że przestał być interesujący. Stał się nudny, stary i przewidywalny jak noworoczne spotkania PRE.
Przesadzam? Rozmowy z księżmi, biskupami, a przede wszystkim ławkowymi wiernymi nie pozostawiają złudzeń : zagubienia, dezorientacja i fundamentalne wręcz wzajemne niezrozumienie przykrytego dywanem uprzejmości. „Ja w ten ekumenizm nie wierzę” – powiedział do mnie jeden z moich współwyznawców, który – nomen omen – poświęca swój wolny czas na działania ekumeniczne. Oczywiście nie chodzi o to, aby w ekumenizm „wierzyć”, bo nie ekumenizm jest przedmiotem wiary. Niemniej z większym zrozumieniem podchodzę do tych, którzy „nie wierzą w ten ekumenizm” niż do tych, dla których sprawa jest absolutnie obojętna i preferują okowy konfesjonizmu – zewnatrz sprawiające wrażenie warownych grodów, a wewnątrz liche lepianki.
Z komunią i bez
Innym aspektem ekumenicznych zmagań podczas Tygodnia to „nieszczęsna” Komunia. Część twierdzi, że organizowanie nabożeństw ekumenicznych w ramach mszy jest ze strony Kościoła rzymskokatolickiego demonstracją siły i właściwie bicie pałką po głowie tych, którym do tej Komunii przystępować nie wolno. Postuluje się organizowanie wyłącznie nabożeństw Słowa Bożego, gdyż „wtedy nikt nie będzie się czuł wyłączony”.
Przyznam, że takie ukierunkowanie myślenia o tożsamości i ekumenizmie uważam za szkodliwe. Dla wielu Kościołów Eucharystia, Najświętszy Sakrament, Wieczerza Pańska jest punktem kulminacyjnym liturgicznej celebracji. To najważniejsze, co Ci chrześcijanie posiadają – dlaczego więc nie mieliby pokazać tego, co mają najpiękniejszego, najważniejszego i w ogóle naj? W imię czego? W końcu podstawową, jeśli nie jedyną funkcją Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan jest poznawanie się poprzez liturgię, w której determinantę stanowi modlitwa.
Niedawno na łamach Ekumenizm.pl zamieściliśmy wywiad z ks. Kazimierzem Bemem. Z rozmów z różnymi chrześcijanami wiem, że dla wielu niektóre sformułowania były zbyt radykalne. Ale czy nieprawdziwe? Myślę, że prawdą jest to, że ekumenizm „zmęczył się”. Postarzał się, a my wraz z nim. Czy jednak ekumenizm nie ma prawa się zmęczyć, odpocząć i zasnąć na dobre tak samo jak człowiek? W końcu ekumenizm budują ludzie… a może wciąż za dużo elementu ludzkiego, zgnuśnienia, ospałości w naszych Kościołach, które siłą ustępują jedynie kłótniom o sprawy zupełnie poboczne jak finanse kościelne i seksualność?
Ekumenizm.pl: Daj mi pić ‑Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan 2015