Polska Rada Polityczna
- 12 stycznia, 2012
- przeczytasz w 5 minut
Upolitycznienie przestrzeni kościelnej jest nie tylko problemem Kościoła rzymskokatolickiego. Doskonale w roli komentatora partyjnej polityki realizuje się Polska Rada Ekumeniczna (PRE), która ustami swojego prezesa, prawosławnego arcybiskupa Jeremiasza, obwieszcza wobec przedstawicieli korpusu dyplomatycznego, rektorów szkół wyższych i dziennikarzy, że wprawdzie w wyborach parlamentarnych uczestniczyło mniej niż połowa wyborców, to jednak należy się “cieszyć z wyniku wyborów”. Ze złożonego homagium ucieszyć mógł się najbardziej […]
Upolitycznienie przestrzeni kościelnej jest nie tylko problemem Kościoła rzymskokatolickiego. Doskonale w roli komentatora partyjnej polityki realizuje się Polska Rada Ekumeniczna (PRE), która ustami swojego prezesa, prawosławnego arcybiskupa Jeremiasza, obwieszcza wobec przedstawicieli korpusu dyplomatycznego, rektorów szkół wyższych i dziennikarzy, że wprawdzie w wyborach parlamentarnych uczestniczyło mniej niż połowa wyborców, to jednak należy się “cieszyć z wyniku wyborów”. Ze złożonego homagium ucieszyć mógł się najbardziej obecny na sali marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Podczas noworocznego spotkania PRE w warszawskim Centrum Luterańskim abp Jeremiasz, niedawno ponownie wybrany na urząd prezesa PRE, zdegradował Radę do partyjnego konwentyklu, bez jakiejkolwiek żenady wskazując, gdzie aktualnie bije jego polityczne serce, bo wiadomo, że rytm serca może być różny, mimo że znajduje się ono zawsze po tej samej, lewej stronie. I żeby nie było wątpliwości: Kościoły powinny wypowiadać się w ważnych kwestiach społecznych powiązanych przecież z bieżącą polityką, więcej, powinny podejmować współpracę z organizacjami pozarządowymi i ośrodkami idei o różnej proweniencji politycznej dla urzeczywistniania wspólnego dobra, budowy społeczeństwa obywatelskiego, ale zdecydowanie nie powinny być przybudówką ani wyrazicielem żadnej opcji politycznej.
Pół biedy, jeśli abp Jeremiasz przemawiałby jako władyka prawosławnej diecezji wrocławsko-szczecińskiej – wtedy może jego słowa spotkałyby się z euforią cerkiewnego ludu. Ale nawet w takim kontekście niepokojąca jest sytuacja, kiedy wysoko postawiony hierarcha prawosławny, piastujący wiele funkcji zachowuje się jak publicysta prorządowej gazety. Problem jest jednak poważniejszy. Abp Jeremiasz, wzmocniony mandatem ponownego wyboru, przemawiał jako szef organizacji, w skład której oprócz prawosławnych wchodzą również luteranie, mariawici, polskokatolicy, reformowani, baptyści i metodyści.
I tutaj nasuwa się kilka pytań i wniosków jednocześnie: czy abp Jeremiasz przemawiał również w imieniu tych Kościołów? A jeśli tak, to na jakiej podstawie? Czy Kościoły członkowskie PRE stały się tubą wyborczą rządzących? A może to tylko PRE stała się parasolem dla mniej lub bardziej wyartykułowanych sympatii politycznych zwierzchników (wszystkich?) Kościołów członkowskich? W imieniu kogo przemawia PRE? Wiernych, zwierzchników? Co tak naprawdę robi PRE? I najbardziej zasadnicze pytanie: czym jest PRE? Pozostają jeszcze pomniejsze wątpliwości, jak choćby to, czy arcybiskupa cieszy nie tylko wynik Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości, ale również Sojuszu Lewicy Demokratycznej czy Ruchu Palikota, którego lider chciał niedawno wieszać prawosławny krzyż w Sejmie. A może słowa abpa Jeremiasza to podziękowanie złożone rządowi za przywileje w postaci świadczeń finansowych z budżetu państwa dla studentów warszawskiego Prawosławnego Wyższego Seminarium Duchownego oraz rozwikłanie sporu o cerkwie w konflikcie z Kościołem Greckokatolickim?
Polska Rada Radia i Telewizji
W przemówieniu arcybiskupa Jeremiasza obecne są również inne tematy. Hierarcha ubolewa nad obecnym zamieszaniem wokół leków refundowanych i piętnuje materializm toczący polskie społeczeństwo. Kiedy jednak przychodzi do wymieniania realnych działań PRE okazuje się, że są one w dużej mierze – jeśli nie w 100% — poszczególnymi inicjatywami Kościołów członkowskich, w tym również prawosławnego.
PRE poza uskutecznianiem komisyjno-teatralnego ekumenizmu nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Dokument o małżeństwach wyznaniowo mieszanych jest w rzeczywistości protokołem różnic w naprawdę kontrowersyjnych sprawach. Znajduje się w nim wiele szlachetnych słów i sugestii, których realizacja i tak zależy od nastawienia księdza proboszcza, dla którego przepisem absolutnie normatywnym jest Kodeks Prawa Kanonicznego tudzież cerkiewne kanony – i warto tutaj na marginesie podkreślić, że polityka w sprawach małżeństw wyznaniowo mieszanych jest w Kościołach prawosławnych wcale nie mniej restrykcyjna niż w Kościele rzymskokatolickim. Wiele wskazuje na to, że dokument o małżeństwach wyznaniowo mieszanych znajdzie się w doborowym i zacnym towarzystwie innych martwych tekstów z hukiem odtrąbionych, a po których w Polsce nie pozostało nic poza publikacjami naukowymi i publicystycznymi dyskusjami (Wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu, Karta Ekumeniczna). Uznając nawet zadekretowany przez PRE sukces bilateralnego dokumentu, warto zapytać: co jeszcze? W jaki sposób Rada jako Rada promuje ekumenizm i zwiększa świadomość ekumeniczną obywateli, bo fakt, że promuje mocno upartyjnioną wizję polityczną nie ulega po przemówieniu Prezesa żadnej wątpliwości?
Bez przesady można stwierdzić, że faktyczne działania władz Polskiej Rady Ekumenicznej to głównie trzy czynności: salonowa kurtuazja, podział czasu antenowego i organizowanie ekumenicznych nabożeństww styczniu. Projektów na szerszą skalę brak, gdyż albo realizowane są przez poszczególne Kościoły samodzielnie zgodnie z ich własnym interesem albo są po prostu niemożliwe ze względu na sprzeczność tychże interesów.
Stąd też Polska Rada Ekumeniczna stała się klubem graczy – w tym i politycznych – którzy za pomocą szyldu PRE realizują konfesyjne partykularyzmy. Najgorzej mają te najmniejsze Kościoły członkowskie, którym z powodu lenistwa i misyjnego marazmu trudno trafić do mediów inaczej niż poprzez ekumeniczną trampolinę. Gwoli uczciwości należy przyznać, że są również w PRE Kościoły, którym w ogóle nie zależy na medialnej autopromocji, ale nie ze względu na chrześcijańską skromność, ale raczej na niemrawość i pragnienie zachowania przez władze uświęconego i ukochanego status quo, czyli świętego spokoju.
W czasach PRL‑u Polska Rada Ekumeniczna była wspólną platformą Kościołów mniejszościowych do kontaktów z komunistycznymi władzami. Podobnie jak wszystkie organizacje w tamtym okresie była mocno inwigilowana przez Służbę Bezpieczeństwa, co starają się opisać historycy. Po przełomie politycznym w 1989 (umarł król, niech żyje król) w PRE poza polityczną linią (jak widzimy i słyszymy) niewiele się zmieniło. Nawet jeśli pojawiają się ambitne projekty i działania to zderzają się z murem kościelnych interesów, na straży których stoją niektórzy biskupi-zwierzchnicy. Wielkim sukcesem PRE pod kierownictwem abpa Jeremiasza jest wyczucie politycznego klimatu. Niestety za politycznym zmysłem nie idzie innowacyjność ani też pomysł na to, czym Polska Rada Ekumeniczna ma tak naprawdę być? A może właśnie chodzi o to, żeby była tym czym jest – no właśnie czym?
: : O spotkaniu noworocznym na stronach PRE
foto: pre.pl