W obronie \‘Odpowiedzi…\’
- 13 lipca, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
W zasadzie to, czy najnowszy watykański dokument jest anty-ekumeniczny, czy też nie, zależy od nastawienia, z jakim się go odczytuje. W mojej opinii (nie związanej z żadną konfesją) bynajmniej taki nie jest: jest po prostu teologicznie uczciwy i owszem, ze względu na kolosalne różnice nie tyle w doktrynie, co postrzeganiu świata, których pominąć nie sposób, może boleć katolików i być niezrozumiały, jednak spokojnie wyraża niezmienioną doktrynę Kościoła, jednocześnie dając pewne możliwości interpretacyjne.Sama fraza “Kościół Chrystusowy […]
W zasadzie to, czy najnowszy watykański dokument jest anty-ekumeniczny, czy też nie, zależy od nastawienia, z jakim się go odczytuje. W mojej opinii (nie związanej z żadną konfesją) bynajmniej taki nie jest: jest po prostu teologicznie uczciwy i owszem, ze względu na kolosalne różnice nie tyle w doktrynie, co postrzeganiu świata, których pominąć nie sposób, może boleć katolików i być niezrozumiały, jednak spokojnie wyraża niezmienioną doktrynę Kościoła, jednocześnie dając pewne możliwości interpretacyjne.
Sama fraza “Kościół Chrystusowy trwa w (subsistit in) Kościele katolickim” musi zostać wyjaśniona i w pewnym stopniu czyni to nota. Robi to w łacińskich kategoriach myślowych, stylem nie tyle katechetycznym, co prawniczym. Stąd dalsza niejasność. Osobiście preferuję kategorie wschodnie i przyznam szczerze, że w mojej opinii kategoria “trwania (subsistentia)” jest bardzo podobna do kategorii przebóstwienia. Jak mówi nota: “trwanie (subsistentia) to niezmienna historyczna ciągłość i obecność wszystkich elementów ustanowionych przez Chrystusa w Kościele katolickim, w którym rzeczywiście trwa Kościół Chrystusa na tej ziemi.” Subsistentia to w takim ujęciu pewien sposób obecności Kościoła Chrystusowego w pewnej instytucji. Pojawiają się jakby trzy wzajemnie związane rzeczy: instytucja (Kościół Katolicki), depozyt wiary i życia dany przez Chrystusa (dla KK nauka Magisterium, życie sakramentalne, posługa biskupa Rzymu) oraz obecność Chrystusa (która może posiadać różne formy). Ze względu na ścisłe wzajemne relacje między dwoma pierwszymi elementami (ciągłość instytucji i, w opinii Kościoła, zachowywanie całości depozytu, będącego “przekaźnikiem” łaski) obecność Chrystusa przybiera pewną specyficzną formę, nazwaną tu subsistentia. Nie wyklucza to ani obecności Chrystusa w innych wspólnotach, ani eklezjalnego charakteru tych wspólnot, tylko całkowicie uczciwie i logicznie zakłada, że plan Chrystusa co do jednej wspólnoty miłości i łaski realizuje się w pełni w Kościele Katolickim. Protestantyzm boleć może takie faworyzowanie własnej konfesji, dzieje się tak jednak ze względu na to, że nie myśli on w takich kategoriach, że posiada inne definicje. Uważa on, pomijając brak jednej protestanckiej wykładni, raczej, że Kościół jest tam, gdzie Chrystus. Ale czy np. z luterańskiego punktu widzenia Kościołem w nie tyle lepszym, co pełniejszym sensie, Kościołem takim, jakim chce go Chrystus nie będzie ten, gdzie sprawuje się Wieczerzę zgodnie z ustanowieniem Chrystusa, tj. pod dwiema postaciami? Właśnie kategoria woli Chrystusa co do wspólnoty wierzących w niego i definicje są punktami spornymi. Co do woli: Kościół Katolicki uważa, że on ją zna. Podobnież jak każda inna konfesja (co ujawniło się np. w odpowiedzi Cerkwi). Co do definicji: KK wraz ze Wschodem tam widzi Kościół, gdzie sprawowana jest Eucharystia. Protestantyzm ma zupełnie inną definicję Kościoła: i to tak naprawdę jest punktem zapalnym. Bo nie można wspólnie dyskutować o Kościele, skoro nie uzgodniło się, czym de facto jest. A taka uczciwa, choć bolesna, deklaracja pomaga w takim ustaleniu, przez swoją szczerość. Nota mówi więcej: nie użyjemy terminu “jest”, tylko bardziej precyzyjnego “trwa”, bo ten drugi zakłada jaśniej, że Kościół jest Kościołem ze względu na przechowywanie wszystkich środków łaski, z których wiele mają i inne wspólnoty. Są pewne środki, których posiadanie pozwala na używanie terminu “Kościół” i te wspólnoty, które je mają, tak nazywamy. Te, które, no niestety, nie możemy udawać, że nic się nie stało, nie przechowały tych środków (choć równie dobrze w nich także Chrystus działa), nie są Kościołami w takim sensie, jaki przedstawia definicja. Ale, pamiętajmy, Duch Chrystusa posługuje się wciąż nimi. A to wszystko jest kwestią definicji. My mamy takie definicje i mówimy Wam to uczciwie, z całą świadomością tego, że Wy macie inne. W mojej skromnej opinii wysiłek ekumeniczny należy teraz skupić nie na kolejnych kłótniach i krzykach “A bo wy nie jesteście Kościołem! A co nas to obchodzi, skoro my uważamy, że jednak jestesmy!”, tylko na cierpliwym dopracowywaniu definicji. Nota jest ekumeniczna, bo trochę w tym pomaga. Tylko trzeba się do niej pozytywnie nastawić.
:: Ekumenizm.pl: Doktrynalne “nihil novi” — ekumeniczny smutek
:: Ekumenizm.pl: Zaskakujące zdziwienie ekumenistów
:: Ekumenizm.pl: Jest alternatywa — w odpowiedzi T. Terlikowskiemu
:: Ekumenizm.pl: Terlikowskiemu do sztambucha