Ameryka jako religia
- 31 lipca, 2003
- przeczytasz w 1 minutę
Liderzy Stanów Zjednoczonych postrzegają samych siebie, jako kapłanów mających świętą misję wyzwolenia świata od jego demonów. Taką opinię wyraził na łamach lewicowego dziennika “Guardian” — George Monbiot. Zdaniem publicysty obecnie Stany Zjednoczone nie traktują już siebie tylko jako wielki naród, ale jako wielką nową religię wolności. Armia amerykańska staje się więc już nie tyle wojskiem, ile … organizacją misyjną, swoistą Armią Zbawienia, […]
Liderzy Stanów Zjednoczonych postrzegają samych siebie, jako kapłanów mających świętą misję wyzwolenia świata od jego demonów. Taką opinię wyraził na łamach lewicowego dziennika “Guardian” — George Monbiot.
Zdaniem publicysty obecnie Stany Zjednoczone nie traktują już siebie tylko jako wielki naród, ale jako wielką nową religię wolności. Armia amerykańska staje się więc już nie tyle wojskiem, ile … organizacją misyjną, swoistą Armią Zbawienia, która walczy nie tyle z wrogami, ile z siłami ciemności. “Ich żołnierze przybyli do Iraku, aby wyzwolić naród iracki nie tylko z niewoli dyktatora (…) ale również od jego ciemności” — podkreśla Monbiot. Słychać to jego zdaniem w biblijnie naładowanych wypowiedziach Busha.
Wszystko to rodzi niebezpieczeństwa zarówno polityczne, jak i religijne. “Flaga stała się tak święta jak Biblia; imię narodu, jak imię Boże. Prezydentura zaś przekształciła się w kapłaństwo” — wskazuje publicysta. Co więcej trudno jest dyskutować politycznie z osobami przekonanymi o swojej religijnej misji. Krytycy stają się bluźniercami.
Niebezpieczeństwo to jest tym większe, że jak przypomina Monbiot, podobne przekonanie o własnej Bosliej Misji wyzwolenia innych krajów miała Japonia w latach 30-tych. Do czego to przekonanie doprowadziło — nie trzeba chyba nikomu przypominać. “Ci którzy chcą ściągnąć Niebo na Ziemię często doprowadzają jedynie do piekła” — kończy publicysta.