
- 31 stycznia, 2015
- przeczytasz w 5 minut
Pastora z kościoła św. Marcina w Bremie oskarżono o szerzenie mowy nienawiści. Parafia stoi murem za swoim księdzem, a pracownicy kościelnej centrali dystansują się od słów duchownego.
Baal, wolność słowa i urojona mowa nienawiści
Pastora z kościoła św. Marcina w Bremie oskarżono o szerzenie mowy nienawiści. Parafia stoi murem za swoim księdzem, a pracownicy kościelnej centrali dystansują się od słów duchownego.
Kościół św. Marcina jest jednym z najstarszych kościołów Bremy, ważnym również dla historii Reformacji w północnych Niemczech. Świątynia znajduje się w jurysdykcji Bremeńskiego Kościoła Ewangelickiego, który pozostawia dużą autonomię poszczególnym parafiom w sprawach liturgii i dyscypliny. Parafia św. Marcina należący do wiernych tradycji reformowanej znana jest ze swojego konserwatyzmu — między innymi dlatego, że przyjęty przez zgromadzenie parafialne regulamin zakazuje głoszenia kazań i sprawowania sakramentów kobietom.
Obecny proboszcz parafii, pastor Olaf Latzel wywołał burzę komentarzy swoim kazaniem wygłoszonym 18 stycznia br. Sprawą zainteresowała się lokalna i ogólnoniemiecka prasa, a do zbadania sprawy zaangażowana została nawet prokuratura. Pracownicy centrali Bremeńskiego Kościoła Ewangelickiego zareagowali oburzeniem na kazanie duchownego, który wychodząc od tekstu kazalnego o sporze Gedeona z wyznawcami Baala, skrytykował postawy synkretyczne, przy okazji ostro oceniając instytucję odpustu i kultu świętych oraz relikwii w Kościele rzymskokatolickim, a także krytykując opinie polityków i wielu ludzi Kościoła na temat islamu. — Pastor Latzel szkodzi wizerunkowi Kościoła i jego pracowników. Obawiamy się, że słowa pastora stwarzają grunt dla nienawiści wobec cudzoziemców, rasizmu, przemocy i nienawiści — napisali pracownicy centrali Kościoła, oczekując stanowczej reakcji władz kościelnych.
W sprawę zaangażowała się prokuratura, która sprawdza, czy duchowny nawoływał do nienawiści. Burmistrz Bremy ocenił, że sprawa ociera się o nawoływanie do walki religijnej, a główny teolog bremeńskiego Kościoła uważa, że Latzel dokonuje duchowego podpalania Kościoła. Od kazania zdystansował się nawet konserwatywny Alians Ewangeliczny, do którego należy parafia, a bremeński religioznawca Christoph Auffarth uważa, że kazanie można porównać z przemowami radykalnych muzułmanów.
Na stronie internetowej Parafii św. Marcina pojawiło się oświadczenie, w którym „Zbór i Pastor” stwierdzają, iż opowiadają się za otwartym i wolnym społeczeństwem dla wszystkich ludzi bez względu na kolor skóry, przynależność etniczną czy religijną i sprzeciwiają się każdej formie przemocy.
Komentarz
Przyznać muszę, że gdy przeczytałem informację o konflikcie w Bremie na łamach internetowego wydania Die Welt pomyślałem, że księżulo przegiął i to bardzo. Zdziwiłem się, że gdzie jak gdzie, ale w liberalnym i w dużej mierze teologicznie rozmytym niemieckim protestantyzmie wyczulonym na polityczną poprawność w ogóle taki przeogromny skandal jest możliwy.
Na szczęście kazanie pastora Latzela dostępne jest w wersji audio i każdy, kto zna język, może sobie wyrobić zdanie w temacie.
Rzeczywiście kazanie jest mocne, bardzo emocjonalne, dobrze powiedziane, ALE — co chciałem z całą mocą podkreślić — nie ujęło mnie, nie porwało, choć wiele z tego, co Latzel mówi, jest mi bliskie. Z pewnością nie jest mi bliska płytka apologetyka dla mas połączona z obrażaniem inaczej wierzących — nie w smak mi były stwierdzenia duchownego, że kult relikwii to syf, a ekumenizm to w gruncie rzeczy wyprzedaż własnej tożsamości. Nie zgadzam się na to, aby błogosławieństwo Urbi et Orbi udzielane przez papieża i związaną z nim praktykę odpustową nazywać głupotą. Uważam, że duchownego ewangelickiego stać na więcej chociażby w doborze słów i zaprezentowania własnej tożsamości, niekoniecznie budowanej przez negatywny przekaz. Cóż, takie zachowania i retoryka znana jest praktycznie we wszystkich nurtach chrześcijańskich — rzymskim katolikom, prawosławnym i oczywiście protestantom różnej maści.
Tak już jest, że gdy ktoś — a tak twierdzi pastor Latzel — argumentuje, iż „mówi tylko to, co jest napisane w Biblii” albo „że Biblia mówi to lub owo, a ja to tylko powtarzam” stylizuje się na jednoosobowy urząd nauczycielski, samozwańcze papieżątko, które bardzo by chciało być duże i prawie tak znaczące jak prawdziwy papież, ale merytorycznie i zewnętrznie pozostać może tylko papieżątkiem.
Jakkolwiek we wspomnianych kwestiach nie zgadzam się z kaznodzieją, to nie rozumiem histerii i oburzenia w związku z kazaniem. Jeśli to była mowa nienawiści, jeśli to kazanie przyrównuje się do tyrad islamskich fundamentalistów, to naprawdę chciałbym, aby cały islamski świat był tak fundamentalistyczny jak Latzel. Niektóre myśli Latzela są wątpliwe i nie do końca sprecyzowane, szczególnie w odniesieniu do „czystości”, ale zasadnicza myśl nie pozostawia wątpliwości o co duchownemu chodzi: zbawia tylko prawdziwy Bóg, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Latzel kontestując wypowiedzi kanclerz Merkel i dużej części niemieckich elit, podkreśla, że islam nie należy do Niemiec i nie jest prawdziwą religią. Do Niemiec — przekonuje — należą jednak muzułmanie, których należy kochać i szanować, a gdy będą prześladowani to chrześcijanie powinni się za nimi wstawić (dosłownie: stanąć przed nimi) i ich ochraniać. Duchowny podkreśla, że należy szanować ludzi innych religii, ale bez taryfy ulgowej nazywać różnice po imieniu i nie wprowadzać chaosu, twierdząc, że obojętnie w kogo/co się wierzy albo że wszyscy wierzą w tego samego Boga i biada tym, którzy śmią stwierdzić, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w innego Boga.
Ta sprawa ma nie tylko aspekt teologiczny, ale i społeczny. Absurd związany z interwencją prokuratury pokazuje, że być może doczekamy czasów, w których duchowny mówiący na ambonie, że nie ma zbawienia ani ratunku poza Chrystusem może zostać oskarżony o szerzenie religijnego ekstremizmu, postawy nietolerancyjnej wobec inaczej wierzących lub niewierzących. Straszne to będą czasy, jeśli się spełnią.
Dariusz Bruncz