Społeczeństwo

Czy każdy były ksiądz musi być całkiem “były”?


Jacek Konar­skiJa rów­nież uwa­żam, że wszy­scy jeste­śmy odpo­wie­dzial­ni za to, by taki ksiądz zna­lazł wśród nas swo­je miej­sce. (…) Wyda­je mi się, że w Pol­sce na pro­ble­my tych ludzi patrzy się w jakiejś zwich­nię­tej per­spek­ty­wie. (…) Ex-księ­­ża w Bel­gii mają pra­wo uczyć reli­gii w szko­łach i w ten spo­sób mogą wyko­rzy­sty­wać swo­ją wie­dzę teo­lo­gicz­ną i nadal słu­żyć wspól­no­cie Kościo­ła. Pewien biskup przy­je­chał do para­fii księ­dza spro­wa­dzo­ne­go do sta­nu świec­kie­go i gorą­co pro­sił […]


Jacek Konar­skiJa rów­nież uwa­żam, że wszy­scy jeste­śmy odpo­wie­dzial­ni za to, by taki ksiądz zna­lazł wśród nas swo­je miej­sce. (…) Wyda­je mi się, że w Pol­sce na pro­ble­my tych ludzi patrzy się w jakiejś zwich­nię­tej per­spek­ty­wie. (…) Ex-księ­ża w Bel­gii mają pra­wo uczyć reli­gii w szko­łach i w ten spo­sób mogą wyko­rzy­sty­wać swo­ją wie­dzę teo­lo­gicz­ną i nadal słu­żyć wspól­no­cie Kościo­ła. Pewien biskup przy­je­chał do para­fii księ­dza spro­wa­dzo­ne­go do sta­nu świec­kie­go i gorą­co pro­sił jego byłych para­fian, by oto­czy­li życz­li­wo­ścią i przy­ję­li do wspól­no­ty tego bra­ta, któ­ry dla nich wcze­śniej pra­co­wał.

Nie­przy­pad­ko­wo przy­to­czy­łem sło­wa, któ­rych Sta­ni­sła­wa Grab­ska uży­ła przed kil­ku laty w podob­nej deba­cie, jako mot­to dla moje­go listu. Wyra­ża­ją one wszyst­ko, cze­go wie­lu z takich, jak ja życzy­ło­by sobie tak ze stro­ny kościel­nej hie­rar­chii, jak rów­nież kato­li­ków świec­kich. Do gro­na byłych księ­ży nale­żę od kil­ku lat. Dla­cze­go się w tym gro­nie zna­la­złem? Kapłań­stwo od daw­na było moim naj­więk­szym marze­niem. To marze­nie dość łatwo się speł­ni­ło. Nic w tym dziw­ne­go, jeże­li przy­jąć, że było to wolą Bożą, a ja speł­nia­łem okre­ślo­ne warun­ki. Będąc księ­dzem popeł­ni­łem błąd w sztu­ce (tak to nazy­wam, bo nie było to roz­myśl­ne dzia­ła­nie, a tyl­ko brak roz­trop­no­ści), któ­ry w spo­sób trwa­ły zmie­nił bieg moje­go życia. Nie od razu chcia­łem zaak­cep­to­wać zaist­nia­łe fak­ty, Pan Bóg pro­wa­dził mnie trud­ną dro­gą. Ktoś powie­dział, że „w przy­ro­dzie nie ma nagród, ani kar – są tyl­ko kon­se­kwen­cje”. Tak więc nie trak­tu­ję moje­go obec­ne­go sty­lu życia jako karę (lub nagro­dę), lecz tyl­ko jako kon­se­kwen­cję. I nie mogę też powie­dzieć, że jestem nie­szczę­śli­wy, wprost prze­ciw­nie – mam wszyst­ko, co do szczę­ścia jest potrzeb­ne: miłość Boga i wybra­nych (prze­ze mnie i przez Nie­go dla mnie) ludzi. Poza tym uwa­żam, że szczę­ście jest kwe­stią wybo­ru, a nie oko­licz­no­ści.

Jed­nak oprócz tego, że jestem szczę­śli­wy, mam głę­bo­kie odczu­cie, że mar­nu­ję swój czas, swo­je życie. W cza­sie kry­zy­su prze­my­śla­łem grun­tow­nie kwe­stię moje­go powo­ła­nia. I dosze­dłem do wnio­sku, że – w sen­sie sze­ro­kim – moim powo­ła­niem było nie tyle kapłań­stwo, co apo­stol­stwo. Owszem, kapłań­stwo było w moim przy­pad­ku naj­lep­szym do tego środ­kiem, wybra­nym dla mnie przez Boga i dla­te­go tak­że powo­ła­niem. Po co wpro­wa­dzam takie roz­róż­nie­nia? Wyra­sta­ją one z moich naj­głęb­szych odczuć. Utra­ci­łem kapłań­stwo, ale w moim naj­głęb­szym prze­ko­na­niu nie utra­ci­łem powo­ła­nia. Z trzech wymia­rów kapłań­stwa – ołtarz, kon­fe­sjo­nał i ambo­na – bez dwóch pierw­szych z pomo­cą Bożą dosko­na­le sobie radzę, ale bra­ku­je mi, i to bar­dzo, trze­cie­go – „ambo­ny”, czy­li moż­li­wo­ści gło­sze­nia w Koście­le, oczy­wi­ście w inny już spo­sób, Ewan­ge­lii.

Czy mam obec­nie pra­wo do takich pra­gnień? Kie­dyś natkną­łem się na książ­kę pod tytu­łem Poznaj sie­bie i rób to, do cze­go zosta­łeś stwo­rzo­ny. Życie zmu­si­ło mnie do grun­tow­ne­go prze­my­śle­nia tego zagad­nie­nia. Tak więc myśla­łem nad tym dwa razy – przed­tem i potem. Przed­tem dosze­dłem do wnio­sku, że powi­nie­nem zostać księ­dzem i była to słusz­na odpo­wiedź. Śmiem tak myśleć, bo moje prze­ko­na­nie zosta­ło potwier­dzo­ne przez Kościół. Potem, gdy księ­dzem być prze­sta­łem, musia­łem to pyta­nie zadać sobie jesz­cze raz. I zna­la­złem odpo­wiedź, bar­dziej ogól­ną, lecz wyda­je mi się, że nie mniej słusz­ną. Odpo­wiedź ta nara­sta­ła we mnie mie­sią­ca­mi, utrwa­la­ła się i nie opusz­cza mnie (nie­wie­le zresz­tą w tym celu, by mnie opu­ści­ła, robię). „Poznaj sie­bie i rób to, do cze­go zosta­łeś stwo­rzo­ny!” Do cze­go zosta­łem stwo­rzo­ny? Nie znaj­du­ję innej odpo­wie­dzi, tyl­ko tą: do ewan­ge­li­za­cji, do gło­sze­nia Chry­stu­sa. Ta nie­ja­ko powtór­na odpo­wiedź na to pyta­nie nie wyklu­cza pierw­szej. Kapłań­stwo jest chy­ba naj­do­sko­nal­szym „narzę­dziem” w dzie­le ewan­ge­li­za­cji i nie­zwy­kłym darem w życiu kon­kret­ne­go czło­wie­ka. W moich roz­wa­ża­niach w naj­mniej­szym stop­niu nie dosze­dłem do zaprze­cze­nia cze­go­kol­wiek z tych prze­ko­nań. A jeśli już cho­dzi o „narzę­dzia”, to czy ja, nie­ko­niecz­nie jako ksiądz, lecz jako tyl­ko ja, nie mógł­bym być narzę­dziem w dzie­le ewan­ge­li­za­cji? Nicze­go bar­dziej nie pra­gnę. Pro­blem w tym, że nie widzę, aby te pra­gnie­nia w jakiś spo­sób mogły się speł­nić.

Tym­cza­sem wyda­je mi się, że żni­wo nadal jest wiel­kie, a robot­ni­ków wciąż mało (Łk 10, 2). Trud­no z tym stwier­dze­niem pole­mi­zo­wać, sko­ro wypo­wie­dział je sam Mistrz. Myślę rów­nież, że prze­ko­na­nie św. Paw­ła, iż dary łaski i wezwa­nie Boże są nie­odwo­łal­ne (Rz 11, 29) też ma swo­ją wagę. No i zachę­ta Jezu­sa: Pro­ście, a będzie wam dane; szu­kaj­cie, a znaj­dzie­cie; kołacz­cie, a otwo­rzą wam. Albo­wiem każ­dy, kto pro­si, otrzy­mu­je; kto szu­ka, znaj­du­je; a koła­czą­ce­mu otwo­rzą (Mt 7, 7–8). Nie ukry­wam, że swą obec­ną nadzie­ję (któ­rej jestem zawsze gotów bro­nić) opie­ram na tych trzech prze­słan­kach. Co z tego wynik­nie? Może powiem, co bym chciał, żeby wynik­nę­ło.

Otóż chciał­bym i marzę o tym, żeby robić to, do cze­go zosta­łem stwo­rzo­ny. Sko­ro do ewan­ge­li­za­cji, sko­ro wezwa­nie Boże jest nie­odwo­łal­ne, to czy nie mógł­bym nadal współ­dzia­łać z Kościo­łem dla dobra ludzi? Wiem, że mam „prze­ciw­ko sobie” bar­dzo rygo­ry­stycz­ne podej­ście Kościo­ła (przy­naj­mniej w Pol­sce) do byłych księ­ży. Tu jed­nak pozwo­lę sobie na przed­sta­wie­nie ana­lo­gii mię­dzy mną, a… św. Pio­trem. Był przez Jezu­sa wybra­ny; prze­szedł pewien okres for­ma­cji, gdy „cho­dził za Jezu­sem”, swe­go rodza­ju „semi­na­rium”; otrzy­mał łaskę pozna­nia isto­ty chrze­ści­jań­stwa, co wyra­ził w oko­li­cach Ceza­rei Fili­po­wej; został przez Jezu­sa obar­czo­ny szcze­gól­ną odpo­wie­dzial­no­ścią; w Wiel­ki Czwar­tek przy­jął świę­ce­nia; jego zapar­cie się mia­ło miej­sce po przy­ję­ciu tego sakra­men­tu; potem żało­wał swe­go czy­nu; następ­nie – po Zmar­twych­wsta­niu Jezu­sa – trzy­krot­nie wyznał Mu swą miłość. I co dalej? Jezus pole­cił mu czy­nić ni mniej, ni wię­cej, tyl­ko to, do cze­go Piotr został stwo­rzo­ny: „Paś baran­ki moje”. O co mi cho­dzi? – nie­trud­no zgad­nąć.

Bar­dzo dotkli­wie prze­ży­wam fakt, że nie mogę robić tego, co bym dość dobrze robić mógł. I myślę, że nie cho­dzi tu tyl­ko o jakąś psy­cho­lo­gicz­ną potrze­bę samo­re­ali­za­cji. Myślę, że to są kwe­stie poważ­niej­sze. Nie o to cho­dzi, że mam jakiś żal do Kościo­ła. Cho­dzi o coś inne­go: czy gdzie­kol­wiek i w jakiej­kol­wiek for­mie ist­nia­ła­by jakaś moż­li­wość dzia­ła­nia w tym zakre­sie, do któ­re­go zosta­łem stwo­rzo­ny? Czy napraw­dę nie jestem Kościo­ło­wi potrzeb­ny? Czy choć tro­chę bym się mu nie przy­dał? Bo jeśli powi­nie­nem o tym wszyst­kim zapo­mnieć, to skąd w moim ser­cu bio­rą się takie pra­gnie­nia? Myślę, że Bóg, któ­ry mnie prze­cież kocha, usu­nął­by je. Trud­no mi też uwie­rzyć, że to ja sam tak się nakrę­cam, albo że wyni­ka to wyłącz­nie z lęku przed zde­rze­niem z rze­czy­wi­sto­ścią świec­kie­go i czę­sto trud­ne­go świa­ta. Skąd więc pocho­dzą te pra­gnie­nia? Kto osta­tecz­nie za nimi stoi? Czy ktoś odwa­ży się prze­ko­nać mnie, że wyłącz­nie ja sam? A jeśli nie ja sam, lecz Bóg, to czy mam pra­wo mieć nadzie­ję, że znaj­dę to, cze­go szu­kam?

Myślę, że to, co piszę, jest poza kwe­stią bycia lub nie szczę­śli­wym. Mógł­bym filo­zo­ficz­nie odpo­wie­dzieć, że jestem szczę­śli­wy, ale… nie­speł­nio­ny! Co to dla mnie zna­czy? Jestem szczę­śli­wy, ponie­waż mam dobrą żonę i dwo­je wspa­nia­łych dzie­ci. Sta­ra­my się budo­wać nasze życie na fun­da­men­cie, któ­rym jest Jezus Chry­stus. Jego obiet­ni­ce speł­nia­ją się w naszym życiu. Źró­dłem szczę­ścia jest bowiem wypeł­nia­nie dwóch (a raczej jed­ne­go podwój­ne­go) przy­ka­zań miło­ści – przy­ka­za­nia miło­ści Boga i bliź­nie­go. Moż­na je wypeł­niać w każ­dych warun­kach: w sta­nie duchow­nym i świec­kim, w życiu zakon­nym i w ro
dzi­nie. Dla­te­go za łaską Bożą jestem szczę­śli­wy rów­nież teraz.

Lecz co to zna­czy, że jestem nie­speł­nio­ny? Nic inne­go, jak tyl­ko to, że nie robię tego, cze­go naj­bar­dziej pra­gnę i do cze­go – jak mi się wyda­je – zosta­łem stwo­rzo­ny. Czy wyklu­czo­ne jest już w moim życiu bycie kate­che­tą? Czy nie mógł­bym pra­co­wać na przy­kład jako dorad­ca chrze­ści­jań­ski, rodzin­ny? Nie zmie­ni­łem prze­cież reli­gii, nie odsze­dłem od Kościo­ła, nadal jestem kato­li­kiem i sta­ram się o wzrost mojej wia­ry. Moja miłość do Boga i Kościo­ła nie ule­gła zmia­nie, a jeże­li już, to na plus. Nie ule­gły zmia­nie rów­nież moje pra­gnie­nia. Nadal pra­gnę gło­sić ewan­ge­lię i tyl­ko o tym marzę. Wie­le lat temu też o tym marzy­łem i wte­dy moje marze­nia się speł­ni­ły. Teraz powra­cam do począt­ku. Czy jed­nak moje marze­nia mają szan­sę speł­nić się zno­wu? Wszyst­ko w rękach Boga.

Moja obec­na sytu­acja i zwią­za­ne z nią doświad­cze­nie pew­ne­go cier­pie­nia – mówiąc w wiel­kim skró­cie – mają dwa źró­dła: nie­wier­ność, a zara­zem wier­ność. W pew­nym momen­cie moje­go życia pogu­bi­łem się, nie respek­tu­jąc do koń­ca zasa­dy, zgod­nie z któ­rą powi­nie­nem żyć (celi­bat) i dla­te­go nie jestem księ­dzem. Z tego powo­du nie mogę teraz gło­sić ewan­ge­lii tak, jak daw­niej. Ale jestem wier­ny Kościo­ło­wi, któ­ry trak­tu­je takich jak ja – mówiąc bar­dzo deli­kat­nie – z dale­ko idą­cą powścią­gli­wo­ścią. Gdy­bym zmie­nił przy­na­leż­ność wyzna­nio­wą, mógł­bym na przy­kład być pasto­rem i dalej gło­sić ewan­ge­lię. Musiał­bym jed­nak zaprze­czyć temu, w co do tej pory wie­rzy­łem i co było dla mnie naj­waż­niej­sze. Tak więc jest mi trud­no rów­nież dla­te­go, że jestem wier­ny Kościo­ło­wi.

Jacek Konar­ski

Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi oraz Sto­wa­rzy­sze­niu Żona­tych Księ­ży i ich Rodzin za moż­li­wość publi­ka­cji tek­stu. Zachę­ca­my rów­nież do zapo­zna­nia się z dys­ku­sją po publi­ka­cji tego tek­stu na stro­nach Sto­wa­rzy­sze­nia.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.