Dlaczego niektórzy akceptują Chrystusa, a odrzucają Kościół?
- 13 lutego, 2007
- przeczytasz w 6 minut
Od dłuższego już czasu jednym z moich podstawowych zainteresowań teologicznych jest relacja między człowiekiem a Kościołem, jest eklezjalność ludzi wierzących w Boga. Zaś jednym z celów teologizowania – uczenie ludzi miłości do Kościoła, którą uważam za absolutnie konieczną do odnajdywania wspólnej płaszczyzny dialogu dotyczącego wielu kwestii.By jednak umieć uczyć ludzi miłości do Kościoła, jednym z kroków, który trzeba wykonać, jest analiza problemu przyjmowania przez ludzi Chrystusa przy równoczesnym […]
Od dłuższego już czasu jednym z moich podstawowych zainteresowań teologicznych jest relacja między człowiekiem a Kościołem, jest eklezjalność ludzi wierzących w Boga. Zaś jednym z celów teologizowania – uczenie ludzi miłości do Kościoła, którą uważam za absolutnie konieczną do odnajdywania wspólnej płaszczyzny dialogu dotyczącego wielu kwestii.
By jednak umieć uczyć ludzi miłości do Kościoła, jednym z kroków, który trzeba wykonać, jest analiza problemu przyjmowania przez ludzi Chrystusa przy równoczesnym odrzucaniu przez nich Jego Kościoła.
W trakcie tegorocznego Niezależnego Naukowego Spotkania Młodych (NNSM) w Rzeszowie, które udało mi się zorganizować (wraz z moją Anią) już po raz trzeci, rozmawialiśmy o wierze młodych (temat Młodzi a wiara).
Z pierwszej prezentacji Młodzi a wiara. Statystyki, badania sondaże przygotowanej przez studentkę IV roku socjologii Uniwersytetu Rzeszowskiego Annę Wiśniewską mogliśmy się dowiedzieć, że z liczbą młodych europejczyków przyznających się do wiary w Boga nie jest wcale tak źle i w zasadzie, to deklaruje ją większy procent ludzi, którzy nie przekroczyli jeszcze 25. roku życia, niż ludzi starszych. Gorzej już jeśli zapytalibyśmy ilu z tych młodych wierzy w Jezusa Chrystusa, Jego Bóstwo etc… Pewnie jednak i z tym nie jest jeszcze tak tragicznie. Gdy jednak pytamy o utożsamianie się z Kościołem i prezentowanymi przezeń wartościami, to już wyniki mamy zatrważające.
Coraz więcej osób (zwłaszcza młodych), mimo że wychodzi naprzeciw swej naturalnej potrzebie poszukiwania Transcendencji, odrzuca poszukiwanie zinstytucjonalizowane.
Do tych niepokojących wyników, w rozmowie, która – jak zwykle – miała miejsce po prelekcji, wróciła siostra Anna Telus, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego i Gimnazjum imienia Jana Pawła II Sióstr Prezentek w Rzeszowie, która poprosiła młodych obecnych na III NNSM o próbę udzielenia odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak jest. Generalnie odpowiedzi poszły w trzech kierunkach:
1) Odrzucanie Kościoła i naszej wiary, powoduje brak świadectwa ze strony katolików.
2) Odrzucanie Kościoła jako instytucji dokonuje się w imię programowego indywidualizmu religijnego. Wynika ze złego rozumienia samej religijności, jak i Kościoła. Często wysuwa się też postulat, jakoby religia miała być sprawą prywatną.
3) Osłabienie autorytetu Kościoła powoduje ostra krytyka ze strony mediów, polegająca na szukaniu sensacji i uwypuklaniu tego, co najgorsze.
Również w artykule Księdza Profesora Mariana Ruseckiego zostały uwzględnione pierwsze dwa z powyższych powodów. Można jednak powiedzieć, że autor kładzie zdecydowany nacisk na drugi z nich, czyli podkreślanie indywidualizmu religijnego. Rusecki mówi o powszechnym odrzucaniu instytucjonalizmu, które zazwyczaj prowadzi jednak w efekcie do zniewoleń i to również instytucjonalnych. Wszakże nawet anarchiści, którzy w swych postulatach odrzucają wszelką instytucję, sami również mają swoją organizację. Często takie odchodzenie od Kościoła wiąże się z zamiłowaniem do nowinkarstwa, a w efekcie niejednokrotnie kończy się to bardzo poważnymi zniewoleniami.
Ksiądz Profesor twierdzi również, że jednym z problemów jest błędne rozumienie Kościoła. To bardzo bolesne, że znaczna część katolików niezbyt dobrze zna swoją wiarę i w efekcie zupełnie jej nie rozumie. Brak więc świadomości eklezjologicznej.
Powodów takiej postawy jest wiele. Jako jeden z kilku podstawowych autor wymienia protestantyzację mentalności katolików. Stoi ona również u postaw wyżej wymienionego indywidualizmu. Luter bowiem odrzucając zbawcze pośrednictwo Kościoła przyjął aksjomat, że każdy człowiek nawiązuje bezpośredni kontakt z Bogiem bez czyjejkolwiek mediacji, gdyż jedynym pośrednikiem jest Jezus Chrystus. W kolejnych wiekach teologia protestancka poszła jeszcze dalej twierdząc, że Chrystus nie założył Kościoła, ale jako instytucja powstał on dopiero w II czy III wieku ze względów pragmatycznych. Takie poglądy prezentowali między innymi A. Harnack czy R. Bultmann.
Wywodzący się z protestantyzmu pogląd, o tym, że Kościół nie jest jedynym pośrednikiem zbawienia jest również współcześnie wyraźnie obecny i możemy powiedzieć, że w mediach jest jednym z aksjomatów dziennikarzy „poprawnych politycznie”.
Ks. Rusecki sprzeciwia się natomiast poglądowi, że wielkie znaczenie mogą mieć błędy ludzi Kościoła. Podzielam ten pogląd. Oczywiście Kościół zawiera element ludzki skażony grzechem, a błędy ludzi Kościoła są wszechobecne, niemniej wydaje się, że tak naprawdę nie jest to prawdziwy powód niewiary w Kościół. Wszakże nie sposób rozumowo wykoncypować, że warto opuścić instytucję, która jako jedyna może dać zbawienie, tylko dlatego, że nie podoba się komuś postępowanie niektórych czy nawet większości jej członków. Takowe odejście od Kościoła, może być więc oparte jedynie na uczuciach i może mieć miejsce wyłącznie, gdy te ostatnie zawładną rozumem, a wykończony psychicznie człowiek powie: „Dłużej nie wytrzymam”.
Wydaje się więc, że odejście od Kościoła wynika w takich wypadkach nie tyle z błędów ludzi Kościoła, co raczej z braku rozumienia samej Jego istoty i wiary w niego, którą przecież wyznajemy podczas cotygodniowej niedzielnej Eucharystii. Gdy ktoś nie zdaje sobie sprawy czy nie wierzy w to, że Kościół to nie tylko ludzie, ale jest w nim również obecny element wertykalny, to nie sposób przekonać go, że warto w tymże pozostać, chociaż ludzie Kościoła oszukują, wykorzystują słabszych, szukają przede wszystkim własnego dobra etc… Jeśli możemy więc mówić tutaj o jakiejkolwiek winie ludzi Kościoła, to nie jest to nie polega ona na niemoralnym postępowaniu, ale raczej na tym, że członkowie Kościoła nie znają jego nauczania bądź weń nie wierzą. Natomiast czy to jest efektem kiepskiego przekazu treści wiary przez nauczających czy raczej osobistej ignorancji – trudno powiedzieć. Zapewne bywa różnie.
Podsumowując M. Rusecki konstatuje, że podane wyżej racje nie usprawiedliwiają ludzi, którzy wierząc w Chrystusa odrzucając Jego Kościół. Wynikają one z braku rozumienia kim jest Chrystus i kim jest Jego Kościół. Okoliczności zewnętrzne nie mogą tłumaczyć oddzielenia Chrystusa od Kościoła(6).
Ciekawym uzupełnieniem, w którym zawarta jest odpowiedź na zarzut o indywidualnym charakterze religijności, niech będą słowa wypowiedziane w kolejnej prelekcji podczas szeroko już omówionego III NNSM przez księdza doktora Stanisława Haręzgę. Zwrócił on bowiem uwagę na fakt, że wiara ograniczona do prywatnego wymiaru nie jest prawdziwą wiarą, bo jeśli wchodzimy w relację z Bogiem, który jest Miłością, to musimy się otwierać na drugich.
Gdy jednak już żadne racjonalne argumenty nie przemawiają do dyskutanta, ja osobiście formułuję zazwyczaj odważny argument nawiązujący w dużej mierze do zakładu Pascala, ale dotyczący trochę innej płaszczyzny: Wiara zawsze pozostanie wiarą, nigdy nie będzie wiedzą. Jeśli tak, to logicznie rozumując, musimy założyć, że może istnieć jakaś możliwość pomyłki. Jednak ja osobiście wolę zaryzykować pójście drogą Jana Pawła II, Benedykta XVI, św. Joanny Beretty Molla, Josemarii Escrivy, księdza profesora Jerzego Szymika i innych wielkich autorytetów, czyli pójście drogą Kościoła, niż szukania własnej drogi. Szansa, że razem z nimi pobłądzę jest znacznie mniejsza. A przecież bój toczy się o najwyższą wartość: o Prawdę… o Zbawienie…
Paweł Pomianek
Tekst powstał w październiku 2005 roku. Został wówczas publicznie wygłoszony. Nie był dotąd publikowany. Jest siódmą częścią cyklu „Krótkie formy myślowe”.
+++
M. Rusecki, Dlaczego niektórzy akceptują Chrystusa, a odrzucają Kościół, w: Problemy współczesnego Kościoła, pod red. Tegoż, Lublin 1997.