Dzień św. Franciszka z Asyżu
- 4 października, 2004
- przeczytasz w 2 minuty
“Panie uczyń mnie narzędziem Twego pokoju. Tam gdzie jest nienawiść — pozwól mi siać miłość, gdzie krzywda — przebaczenie, gdzie zwątpienie — wiarę, gdzie rozpacz — nadzieję, gdzie mrok — swiatło, tam gdzie smutek — radość. Spraw, Panie, abym nie tyle szukał pociechy, ile pociechę dawał; nie tyle szukał zrozumienia, co rozumiał, nie tyle był kochany, ile kochał. Albowiem dając — otrzymujemy, przebaczjąc — zyskujemy przebaczenie, a umierając — rodzimy […]
“Panie uczyń mnie narzędziem Twego pokoju. Tam gdzie jest nienawiść — pozwól mi siać miłość, gdzie krzywda — przebaczenie, gdzie zwątpienie — wiarę, gdzie rozpacz — nadzieję, gdzie mrok — swiatło, tam gdzie smutek — radość. Spraw, Panie, abym nie tyle szukał pociechy, ile pociechę dawał; nie tyle szukał zrozumienia, co rozumiał, nie tyle był kochany, ile kochał. Albowiem dając — otrzymujemy, przebaczjąc — zyskujemy przebaczenie, a umierając — rodzimy sie do życia wiecznego.” św. Franciszek z Asyżu
W każdą rocznicę śmierci – 4 października Kościół rzymskokatolicki wspomina świętego Franciszka z Asyżu. Według „Oksfordzkiego Słownika Biograficznego” jest On najbardziej lubianym świętym. I choć żył 800 lat temu ta sympatia, którą darzyli go jego współcześni – czy to powołani przez Franciszka do wspólnoty bracia, biedni wśród których żył, bogacze u których bywał – towarzyszy Franciszkowi przez wszystkie następne pokolenia. Za co lubili współcześni tego niepozornego i brzydkiego mieszczańskiego syna z Asyżu i za lubimy go my? Za żłóbek w Greccio – pierwsze jasełka, za Pieśń Słoneczną, za pocałunek trędowatego, za oddanie płaszcza biedakowi, za to że naśladując swojego Mistrza sam stał się żebrakiem? Być może lubimy nie świętego Franciszka, lecz nasze wyobrażenie na Jego temat, obraz który nosimy uważając, że tak powinien wyglądać prawdziwy święty, a może i każdy z nas, gdyby miał dość odwagi, by pójść w ślady Franciszka.
(…)
Wierne naśladowanie Jezusa doprowadziło w końcu do tego, że jeszcze za życia upodobnił się do Swego Mistrza otrzymując znamiona Jego Męki. Franciszek był pierwszym stygmatykiem chrześcijaństwa. Umierając dwa lata po tym naznaczeniu podyktował swoim braciom testament, w którym napisał, że jego reguły, które otrzymał od Boga, nie należy opatrywać glosami, lecz przestrzegać: „co do litery, co do litery, co do litery!”. Bonawentura, który 30 lat po śmierci Franciszka został przełożonym założonego przezeń zakonu skomentował to rozpaczliwe wezwanie taką glosą: „Reguła nie zabrania studiów tym, którzy znają pismo, a tylko tym, którzy są nieuczeni i świeccy. Wzorem apostołów Franciszek pragnie, by każdy pozostał w tym stanie, w jakim był powołany, tak by żaden świecki nie wywyższył się do stanu duchownego, nie pragnął jednak, by duchowni stawali się ludźmi świeckimi poprzez odmowę uprawiania nauki”. No cóż, my tez dobrze wiemy, że Ewangelii nie da się urzeczywistnić. Ale może dlatego lubimy tych, którym się to udało.
Pełna wersja tekstu na stronach Ekumenicznego Magazynu Teologicznego Semper Reformanda.