Jezus był Demokratą
- 4 stycznia, 2004
- przeczytasz w 2 minuty
Poszukując sposobów na wyborczą wygraną z Georgem W. Bushem kandydaci Partii Demokratycznej zaczynają sięgać do motywów religijnych. Howard Dean np. w jednym z wywiadów podkreślił, że poglądy Jezusa Chrystusa można określić, jako poglądy liberalnego demokraty. Dean, który sam jest kongregacjonalistą — wytrwale na niemal wszystkich spotkaniach wyborczych podkreśla, że Jezus był liberałem (w znaczeniu amerykańskich oznacza to jednak nie tyle bycie gospodarczym liberałem, ile liberałem światopoglądowym, co w Europie określane […]
Poszukując sposobów na wyborczą wygraną z Georgem W. Bushem kandydaci Partii Demokratycznej zaczynają sięgać do motywów religijnych. Howard Dean np. w jednym z wywiadów podkreślił, że poglądy Jezusa Chrystusa można określić, jako poglądy liberalnego demokraty.
Dean, który sam jest kongregacjonalistą — wytrwale na niemal wszystkich spotkaniach wyborczych podkreśla, że Jezus był liberałem (w znaczeniu amerykańskich oznacza to jednak nie tyle bycie gospodarczym liberałem, ile liberałem światopoglądowym, co w Europie określane jest raczej mianem lewicowości).
Kandydat na prezydenta porównał nawet religijnych konserwatystów do grupy Arcykapłanów żyjących w czasie Chrystusa i zarzucił im faryzeizm.
Również pozostali (razem z Deanem jest ich dziewięciu) kandydaci demokratyczni deklarują wiarę w Boga, jednak poza Joe Liebermanem, który jest ortodoksyjnym Żydem oraz Wielebnym Alem Sharptonem, niewielu może się poszczycić tak widocznymi przejawami pobożności, jak obecny prezydent.
Generał Wesley Clark, choć zdaniem jego przyjaciół jest szczerze i głęboko religijny, raczej nie będzie problematykę religijną specjalnie szermował w swojej kampanii. Powód? Zbyt skomplikowana biografia religijna. Jego ojciec był Żydem, on sam dorastał jako metodysta, podczas służby w Wietnamie konwertował na katolicyzm, a obecnie choć nie wystąpił z Kościoła katolickiego, to uczęszcza na nabożeństwa do prezbiterian.
W wywiadzie udzielonym jednej ze stron ekumenicznych gen. Clark stwierdza: Jestem osobą religijną. Jestem wierzącym głęboko chrześcijaninem i katolikiem, ale chodzę na nabożeństwa do prezbiterian. Do katolików też, czasami.
Celem takiej kampanii jest pozyskanie wyborców religijnych i regularnie chodzących do kościoła. Jak wynika z badań na Busha głosowało aż dwie trzecie regularnie nawiedzających świątynie różnych religii oraz 87 procent chrześcijan ewangelikalnych.
Kampania skierowana do ludzi religijnych, zdaniem specjalistów, może przekonać głównie katolików, którzy często i chętnie głosowali na demokratów.
Inne powody odwołania się do płaszczyny religijnej w kampanii wyborczej wyjaśnia Ed Kilgore szef wpływowego Democratic Leadership Council. — Potrzebujemy zanurzenia polityki w wartościach religijnych. Biblia nie dotyczy tylko aborcji czy homoseksualizmu, ale również społecznych niesprawiedliwości czy troski o ubogich — zaznacza Kilgore.