Społeczeństwo

Katecheza dla prof. Sadurskiego


Czło­wiek uczy się całe życie, tak­że przez cel­ne i odważ­ne zada­wa­nie pytań. Dla­te­go cie­szę się, że prof. Woj­ciech Sadur­ski, zna­ko­mi­ty praw­nik i publi­cy­sta zde­cy­do­wał się przy­znać do swo­jej nie­wie­dzy i zadać kil­ka pytań na tema­ty teo­lo­gii płci i mał­żeń­stwa ks. Rober­to­wi Nęc­ko­wi. A ja, choć nie jestem rzecz­ni­kiem księ­dza rzecz­ni­ka, ani nawet teo­lo­giem, na mia­rę swo­ich moż­li­wo­ści chciał­bym na te pyta­nia pro­fe­so­ro­wi odpo­wie­dzieć. Nie jako nauczy­ciel czy kate­che­ta, ale jako czło­wiek wędru­ją­cy po zie­mi i szu­ka­ją­cy odpo­wie­dzi na roz­ma­ite pyta­nia, tak jak to czy­ni pro­fe­sor Sadur­ski.


Czło­wiek uczy się całe życie, tak­że przez cel­ne i odważ­ne zada­wa­nie pytań. Dla­te­go cie­szę się, że prof. Woj­ciech Sadur­ski, zna­ko­mi­ty praw­nik i publi­cy­sta zde­cy­do­wał się przy­znać do swo­jej nie­wie­dzy i zadać kil­ka pytań na tema­ty teo­lo­gii płci i mał­żeń­stwa ks. Rober­to­wi Nęc­ko­wi. A ja, choć nie jestem rzecz­ni­kiem księ­dza rzecz­ni­ka, ani nawet teo­lo­giem, na mia­rę swo­ich moż­li­wo­ści chciał­bym na te pyta­nia pro­fe­so­ro­wi odpo­wie­dzieć. Nie jako nauczy­ciel czy kate­che­ta, ale jako czło­wiek wędru­ją­cy po zie­mi i szu­ka­ją­cy odpo­wie­dzi na roz­ma­ite pyta­nia, tak jak to czy­ni pro­fe­sor Sadur­ski.

Pyta­nie nr 1: Dla­cze­go „jed­ność mał­żeń­ska” ma być zagro­żo­na przez decy­zję o sztucz­nym zapłod­nie­niu. Decy­zja ta, z punk­tu widze­nia Kościo­ła, może być zła z roz­ma­itych przy­czyn – ale aku­rat „jed­ność mał­żeń­ska”?

Odpo­wiedź 1: Jed­ność mał­żeń­ska w dok­try­nie Kościo­ła, wyra­sta­ją­cej z matry­cy antro­po­lo­gicz­nej i onto­lo­gicz­nej zawar­tej w księ­dze Rodza­ju, ozna­cza fizycz­ne, emo­cjo­nal­ne, psy­chicz­ne i ducho­we zjed­no­cze­nie mał­żon­ków, któ­re­go celem jest płod­ność, wza­jem­ne wspar­cie oraz dosko­na­le­nie. Eli­mi­na­cja któ­re­go­kol­wiek z ele­men­tów jed­no­ści (tak cie­le­sne­go, jak i każ­de­go inne­go) ozna­cza zatem zerwa­nie, a przy­naj­mniej naru­sze­nie jed­no­ści, któ­ra doko­nu­je się w pro­ce­sie życia.

I sztucz­ne zapłod­nie­nie meto­dą in vitro jest takim wła­śnie naru­sze­niem jed­no­ści. Akt bowiem będą­cy wyra­zem jed­no­ści zosta­je roz­bi­ty na czę­ści, jego inte­gral­ność zosta­je znisz­czo­na, a w to, co naj­bar­dziej intym­ne wkra­cza tech­ni­ka. Miłość zwią­za­na z płod­no­ścią zosta­je zastą­pio­na tech­ni­ką, a akt sek­su­al­ny, któ­ry dla Kościo­ła jest aktem świę­tym i mistycz­nym zostą­pio­ny tech­nicz­ny­mi ope­ra­cja­mi.

Ale to nie wszyst­ko. Jed­ność mał­żeń­ska (a sze­rzej rodzin­na) zosta­je zerwa­na (nie w każ­dym przy­pad­ku tej tech­ni­ki) rów­nież dla­te­go, że prze­rwa­na zosta­je cią­głość mię­dzyb rodzi­ciel­stwem bio­lo­gicz­nym a wycho­waw­czym. Czy bowiem rze­czy­wi­ście dzie­ci przy­cho­dzą­ce na świat w wyni­ku zapłod­nie­nia jajecz­ka mat­ki nasie­niem “daw­cy sper­my” są w peł­ni dzieć­mi swo­je­go praw­ne­go ojca? Czy mają one pra­wo i czy mieć je powin­ny do pozna­nia swo­je­go bio­lo­gicz­ne­go taty, czy też nie? Czy mamy pra­wo roz­ry­wać bio­lo­gię, pra­wo i wycho­wa­nie? Wszyst­kie te pyta­nia moż­na zadać rów­nież w dru­gą stro­nę, odno­sząc je do mat­ki- daw­czy­ni jaje­czek oraz mat­ki — któ­ra uro­dzi­ła dziec­ko. Nie­za­leż­nie od odpo­wie­dzi trud­no nie dostrzec, że ten bio­lo­gicz­ny miks ude­rza rów­nież w jed­ność mał­żeń­ską, naru­sza jej bio­lo­gicz­ną inte­gral­ność, któ­rej Kościół nigdy nie odrzu­cał.

Pyta­nie 2: Czy moż­na sobie wyobra­zić lep­sze potwier­dze­nie tej „jed­no­ści”, wza­jem­nej lojal­no­ści i chę­ci trwa­nia ze sobą niż zde­cy­do­wa­nie się na despe­rac­ką tro­chę meto­dę repro­duc­kji, by tyl­ko rodzi­na trwa­ła?

Odpo­wiedź 2: Rodzi­na trwa nie­za­leż­nie od tego, czy uro­dzą się w niej dzie­ci czy też nie. Jeśli jed­no z mał­żon­ków gro­zi porzu­ce­niem dru­gie­go w sytu­acji nie posia­da­nia dziec­ka, to trud­no tu mówić o miło­ści. Trze­ba na to raczej spoj­rzeć jako na zwią­zek opar­ty na zaspo­ka­ja­niu wza­jem­nych ego­izmów.

Pyta­nie 3: Czy nie jest pod­wa­ze­niem „jed­no­ści” zakaz sztucz­nej repro­duk­cji, gdy jed­no z mał­żon­kow (a może i obo­je) marzą o dziec­ku?

Odpo­wiedź 3: Marze­nia, pra­gnie­nie, nawet naj­głęb­sze i naj­pięk­niej­sze nie pro­wa­dzą do uspra­wie­dli­wie­nia metod nie­go­dzi­wych, nawet jeśli pro­wa­dzą one do speł­nie­nia tych pra­gnień. Czło­wiek nie ma bowiem pra­wa do szczę­ścia, ale pra­wo do dąże­nia do szczę­ścia, o ile reali­zo­wa­ne jest ono w ramach godzi­wych moral­nie.

Pyta­nie 4: Ale czy decy­zja o sztucz­nym zapłod­nie­niu nie jest efek­tem wza­jem­ne­go „odda­nia się” w sen­sie szer­szym niż tyl­ko cie­le­sne?

Odda­nie się wza­jem­ne mał­żon­ków doko­nu­je się na róż­nych pozio­mach, ale nie ist­nie­je moż­li­wość sztucz­ne­go roz­dzie­la­nia tych pozio­mów. Sek­su­al­ność i płod­ność zosta­ły powią­za­ne z miło­ścią mał­żeń­ską — i Kościół nie ma pra­wa tego Boskie­go powią­za­nia roz­dzie­lać. Ks. Nęcek zatem okre­śla aktem “wza­jem­ne­go odda­nia” nie tyl­ko — jak­by to chciał suge­ro­wać prof. Sadur­ski — “kopu­la­cję” czy “seks”, ale bycie razem na dobre i na złe, sta­wa­nie się “jed­nym cia­łem”, w ramach któ­re­go doko­nu­je się w miło­ści, a nie tyl­ko uży­wa­niu “akt sek­su­al­ny”. A co, gdy nie przy­no­si on spo­dzie­wa­nych efek­tów, czy­li dziec­ka? Jak wyżej. Nie od nas to zale­ży, i nie nam wol­no to zmie­niać. Lecze­nie nie­płod­no­ści jest wów­czas wska­za­ne, ale jeśli nie przy­no­si ono efek­tów — to nie wol­no nam nisz­czyć “jed­no­ści mał­żeń­skiej” w imię nawet naj­szla­chet­niej­szych pra­gnień.

Pyta­nie 5: Skąd ksiądz Necek wie, że za decy­zją o zapłod­nie­niu in vitro nie stoi „miłość mał­żeń­ska”?

odpo­wiedź 5: Miłośc mał­żeń­ska w tek­ście ks. Nęc­ka ozna­cza jej całość, a nie tyl­ko uczu­cia. I trud­no nie dostrzec, że pro­ce­du­ra medycz­na zapłod­nie­nia in vitro z miło­ścią mał­żeń­ską tak­że w jej wymia­rze ero­tycz­nym nie ma nic wspól­ne­go. Jest czy­stą tech­ni­ką. I do tego odno­sił się ks. Nęcek, a nie do tego, czy ludzie posia­da­ją­cy dzie­ci z pró­bów­ki kocha­ją się czy nie.

Pyta­nie 6: Czy miłość może prze­ja­wiać się wyłącz­nie przez seks, jak nie­dwu­znacz­nie impli­ku­je to zda­nie? Czy ksiądz nie wyol­brzy­mia przez to zna­cze­nia sek­su?

Miłość mał­żeń­ska to rów­nież seks. Bez nie­go, aku­rat tej for­my miło­ści zwy­czaj­nie nie ma. A Kościół rze­czy­wi­ście zawsze nie­zwy­kle moc­no pod­kre­ślał wymiar cie­le­sno­ści, tak­że w spra­wach ducho­wych. W odróż­nie­niu od mate­ria­li­stów czy agno­sty­ków — kato­li­cy w każ­dym akcie fizycz­nym (szcze­gól­nie tak waż­nym jak miłość) dostrze­ga­ją jego zna­cze­nie ducho­we. I nie godzą się na to, by sztucz­nie pew­ne rze­czy roz­dzie­lać. Dla wła­snej wygo­dy. Moż­na się z tego oczy­wi­ście wyśmie­wać, jak Wol­ter, któ­re­mu prze­szka­dza­ło, że Bóg Biblii zaj­mo­wał się nawet wychod­ka­mi. Ale na tym pole­ga wiel­kość chrze­ści­jań­stwa i juda­izmu, że są to reli­gie codzien­no­ści. A miłość w nich ma kon­kret­ną twarz.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.