Klerykalna ofensywa na przykładzie perypetii ks. Alfreda i nie tylko
- 8 lipca, 2004
- przeczytasz w 8 minut
Szanowni Czytelnicy, czy Kościół, tudzież Kościoły w Polsce są konserwatywne czy liberalne? Szczerze przyznam, że sama nie potrafię udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli Kościoły w Polsce nie są konserwatywne, ani też liberalne (wartościowanie doktryny jest zabiegiem „skażonym” wysokim stopniem subiektywizmu) – a moim zdaniem nie są – to w takim razie jakie są? Po długich przemyśleniach znalazłam odpowiedź: cechą charakterystyczną Kościołów w Polsce – śmiem twierdzić ekumeniczną przypadłością – jest płytki […]
Szanowni Czytelnicy, czy Kościół, tudzież Kościoły w Polsce są konserwatywne czy liberalne? Szczerze przyznam, że sama nie potrafię udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli Kościoły w Polsce nie są konserwatywne, ani też liberalne (wartościowanie doktryny jest zabiegiem „skażonym” wysokim stopniem subiektywizmu) – a moim zdaniem nie są – to w takim razie jakie są? Po długich przemyśleniach znalazłam odpowiedź: cechą charakterystyczną Kościołów w Polsce – śmiem twierdzić ekumeniczną przypadłością – jest płytki klerykalizm. Problem ten dotyczy nie tylko Kościoła Rzymskokatolickiego, lecz co może bardziej dziwić Kościołów… protestanckich, w tym w szczególności Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Ale po kolei…
Nasuwają mi się na myśl dwie sprawy: jedna dość dobrze znana i nagłaśniana przez media oraz druga, prawie w ogóle nie znana, bo dotycząca Kościoła mniejszościowego, mojego Kościoła, w którym wzrastałam. Pierwszą sprawą jest skandal wokół tylawskiego proboszcza skazanego prawomocnym wyrokiem sądu za pedofilię. Nie będę się szerzej o tym wypowiadać, ponieważ uczynił to dość jasno redaktor naczelny EAI, który uprzejmie udostępnił mi wirtualne szpalty serwisu.
Kłopoty (byłego) luterańskiego duchownego – perypetie ks. Alfreda
Ale dość tego. Nieładnie się wypowiadać o „konkurencji”, nie dopatrując się belki we własnym oku. Powodu szukać nie musiałam. Sama się przytoczyła, a raczej przypełzła internetowymi łączami. Naiwna raczej nigdy nie byłam. Z nieufnością spoglądałam na rodzime, cieszyńskie egzaltacje tutejszym luteranizmem. Slogan „twardy jak Luter spod Cieszyna” nie napawał mnie dumą, a raczej niepokojem przed popadnięciem w skrajny prowincjonalizm. Uczestnicząc w życiu kościelnym można wiele się nauczyć, dowiedzieć, usłyszeć – szczególnie jeśli chodzi o tak małą społeczność, jaką jest Kościół Luterański w Polsce. Jednak to czego się dowiedziałam ze stron internetowych nt. sprawy ks. Alfreda wprawiło mnie w osłupienie… czy jest tak źle?
W internecie pojawiła się strona Alfreda, który do niedawna był duchownym naszego Kościoła. Zrezygnował na własne życzenie – było to decyzja dramatyczna, a wie to każdy, kto ks. Alfreda znał. Duchowny niezwykle zaangażowany, „wszędzie go pełno” było, a mimo to znajdował czas na coraz to nowe inicjatywy z młodzieżą parafialną. A było to niezwykłe wyzwanie, bowiem ks. Alfred pracował jako wikary w największej w Polsce parafii ewangelickiej, w Cieszynie. O czym jest strona? O kłopotach, o żalu, ogromnym rozczarowaniu Kościołem i, jeśli stawiane zarzuty są prawdziwe, o niezbyt czystych zagraniach najwyższych władz mojego Kościoła.
Jak wynika z dostępnych dokumentów ks. Alfred zrezygnował w pracy w Kościele po długotrwałych konfliktach z proboszczem w Cieszynie. Niezgodnie z obowiązującym prawem kościelnym został przeniesiony do jednej z parafii na Kujawach. Po 9 miesiącach powiedział dość, złożył urząd i wyemigrował do Niemiec. Główny zarzut ks. Alfreda, jak już wspomniałam, to bezprawne przeniesienie ze Śląska Cieszyńskiego na Kujawy, ponadto: oskarżenia wobec proboszcza o „ukrywanie części ofiar i kolekt w okresie od końca marca 2002 roku do momentu upublicznienia procederu” (ks. Alfred informuje, że posiada odpowiednią dokumentację, świadków, a nawet nagranie na taśmie magnetofonowej – przypomina się słynne nagranie w Agorze, w biurze Adama Michnika, gdy odwiedził go Lew producent filmowy Rywin), oskarżenie o obsadzanie stanowisk kościelnych osobami „wygodnymi”, doprowadzenie do likwidacji „Gazety Ewangelickiej”, której założycielem i redaktorem naczelnym był ks. Alfred, udokumentowane wierzytelności Kościoła wobec ks. Alfreda w wysokości 10.375 PLN oraz oskarżenie o kłamstwo cieszyńskiego proboszcza (nota bene radca Konsystorza!!!) i jednego z biskupów diecezjalnych.
Sprawa jest niezwykle skomplikowana, rozgrywa się w wielu miejscach i trwa od co najmniej dwóch lat. W tym czasie ks. Alfred wysyłał kilka pism do rady synodalnej (Synod jest u nas najwyższą władzą) oraz prezesa Synodu, parafii, do której został karnie przeniesiony, i w której przeprowadził kapitalny remont plebani, a także listy do prezesa (z urzędu biskup Kościoła) i wiceprezesa Konsystorza (władza wykonawcza w Kościele, prowadząca bieżące sprawy) oraz kilku duchownych. Najbardziej pikantne szczegóły nie są udostępnione internautom, a, jak podkreśla ks. Alfred, mogą zostać przesłane na życzenie każdemu duchownemu oraz członkom Synodu. Wybaczą Państwo, że sucho przekazuje fakty bez głębszych szczegółów – nie jestem korespondentką wojenną, a zakulisowe gierki mężczyzn, jakkolwiek przystojnych, mnie nie interesują. Jestem po prostu wściekła: zarówno na władze mojego Kościoła, a także na samego ks. Alfreda. Oczywiście poziom i rodzaj wściekłości w stosunku do obydwu adresatów jest inny, ale jest i jestem wściekła. Oj bardzo…
Wściekła jestem (zacznijmy od końca) na ks. Alfreda za: desperacki czyn wywlekania na światło dzienne wewnętrznych „brudów” Kościoła, za kiczowate obrazki ks. Alfreda z Janem Pawłem II podczas audiencji generalnej w Rzymie (to ma niby wzmocnić jego wiarygodność?), za notoryczne ornamenty do wysuwanych zarzutów w formie licznych, miejscami nadinterpretowanych cytatów biblijnych… to chyba tyle i aż tyle. Jednakże pozwolę sobie zaznaczyć: wściekłość nie oznacza potępienia i braku zrozumienia – naprawdę nie wiem, jakbym zachowała się na miejscu ks. Alfreda, gdybym została potraktowana tak obcesowo przez władze Kościoła, któremu poświęciłam spory kawałek niemłodego już życia.
Wściekła jestem na władze Kościoła za obcesowe wypowiedzi, brak wyrozumiałości, brak odpowiedzi na zarzuty i pytania ks. Alfreda i nie tylko. Prawda, ks. Alfred próbował szukać sprawiedliwości pomijając drogę służbową, którą w końcu odnalazł, ale i to nie pomogło, więc znalazł inne, mało szczęśliwe wyjście. Ks. Alfred ma pełne prawo domagać się wypłacenia mu zaległej pensji. Wiceprezes konsystorza i radca diecezji w jednej osobie wysyła mu list z informacją, że „nie składał Pan żądnych roszczeń finansowych, gdy rezygnował Pan z pracy w Kościele” i dlatego „Pana prośbę o wypłacenie zaległych pensji, skierowaną do Rady Parafialnej we Włocławku i do Konsystorza, uważam za bezzasadną.” Że jak proszę? W piśmie do rady synodalnej z 7. stycznia 2004 roku ks. Alfred pisze na samym końcu: „Bardzo proszę Radę Synodalną o poparcie moich starań, bym nie musiał dociekać sprawiedliwości i swoich praw w instytucjach pozakościelnych.”
Szantaż? Nie wydaje mi się, raczej ostrzeżenie zdesperowanego człowieka, który zdaje się myśleć, że nie ma już nic do stracenia. Ze wszystkich udostępnionych na stronie dokumentów wynika, że podania, prośby ks. Alfreda zostały przez wysoki Konsystorz i radę synodalną KEA najzwyczajniej zignorowane. A szkoda… czyżby także w naszym Kościele, wśród szacownego duchowieństw
a panowała opinia, że lepiej zamiatać problemy pod dywan, nie nagłaśniać, a wszystko „jakoś” się załatwi. Korespondencja mnie zdumiała. Szczególnie listy, jakie wypisywali co poniektórzy biskupi. Niesmaczne, czy wręcz nawet obrzydliwe. Wyśrubowany hierarchicznie język, patrzenie z góry nie godzi się ewangelickiemu biskupowi… zabrnęliśmy chyba w jakiś ślepy zaułek. Czy ks. Alfred odnajdzie sprawiedliwość, czy wszechwładny Konsystorz wypłaci mu zaległą pensję, czy (sic!) przeprosi..? Nie wiem i nie śmiem prorokować. Cała ta sprawa, pomijając dramatyczny wątek perypetii ks. Alfreda, wskazuje jednak na głębszy problem: propagowany od wielu lat w naszym Kościele klerykalizm, wprowadzanie sztucznego podziału na świeckich i duchownych (nie bez winy samych „świeckich”!), wyraźny brak szacunku dla tych, którzy mają inną wizję dobra Kościoła.
Ksiądz Alfred bezskutecznie dopominał się od wielu kościelnych decydentów reakcji, decyzji. Ostatnio znów skierował pismo do duchownych i synodałów Kościoła tuż przed zakończoną niedawno ogólnopolską konferencją księży i katechtek KEA. Zwierzchnik Kościoła milczy, mówi o „sprawie Borskiego” i sprawia wrażenie bezradnego… zresztą nie tylko w tej sprawie.
Co dalej?
Ekumeniczny akcent: niedawno czytałam książkę kardynała Congara o ekumenizmie. Choć sama nie studiowałam teologii na ChAT, a jedynie pedagogikę nad Olzą, to jednak zawsze interesowały mnie problemy ekumeniczne, szczególnie w odniesieniu do Kościoła katolickiego. Polecił mi ją mój znajomy jezuita, człowiek otwarty, miły, sympatyczny, obecnie proboszcz parafii katolickiej nieopodal Kolonii. Na stronie 281 dzieła Congara („Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele”, Kraków 2001) znalazłam taki oto passus, który wprawił mnie z jednej strony w ogromne rozbawienie, a z drugiej w smutek (schizofrenia poznawcza w skali mikro):
„Biskupi nie tylko dlatego lubią ludzi uległych, że dzierżą władzę i lubią ją sprawować, i tym bardziej nie dlatego, że taka postawa bardziej odpowiada wymogom administracji, ale dlatego, że noszą, mówiąc słowami św. Cypriana, sakrament jedności, ponieważ są ojcami, nauczycielami i pasterzami.”
Stronniczo chciałabym się skoncentrować na pierwszej części cytatu, który wywołał we mnie ogromne rozbawienie i to nie dlatego, że z natury jestem rzekomo nieufna wobec „przełożonych”, ale że ukazany przez Congara obraz pozostaje w pierwszej części karykaturalną ilustracją rzeczywistości, a w drugiej jest pobożnym postulatem. Jestem przywiązana do Kościoła ludowego, do starych tradycji, kancjonałów, Dąbrówki, parafialno-chórowej jajecznicy w Zielone Święta, nabożeństw przy kamieniu na Równicy. Można mnie nawet określić jako osobę mało postępową, bo nie jestem entuzjastką ordynowania niewiast, ale nie rozumiem dlaczego od kilku lat obserwuje się tak wyraźną „katolicyzację”, tudzież butę najwyższych i szeregowych przedstawicieli naszego Kościoła. Mamy przecież tylko 80 tys. wiernych (wersja prasowa), 6 diecezji, w których (oprócz cieszyńskiej) jest tyle wiernych, ile ma przeciętna parafia rzymskokatolicka. Obecnie nasz maleńki Kościół ma 6 diecezjalnych biskupów, jednego głównego, jednego wojskowego oraz trzech w spoczynku – w sumie 11… to trochę dużo. Prawosławnych jest w Polsce 600–800 tys. (sami dokładnie nie wiedzą ile ich jest), a mają podobną ilość biskupów co KEA. Po co? Administracja i błyskotki kosztują. By lepiej wyglądać w TV obok katolickiego purpurata? Aż tak jesteśmy zakompleksieni?
Nie widać pokory u biskupów, którzy tak często wygłaszają o niej kazania. Widać za to butę, absurdalne sposoby komunikowania się z wiernymi za pomocą komunikatów konferencji biskupów na łamach Zwiastuna oraz lekceważące milczenie. Brakuje zwyczajnego ciepła, ale za to nie brakuje żenującej stylizacji na modę katolickich biskupów. To nie jest antyekumeniczny zarzut. Inną funkcję ma biskup w KEA, a inną w Kościele katolickim. To, co wypada biskupowi katolickiemu nie wypada ewangelickiemu i na odwrót. Stań się tym kim jesteś (a raczej kim być powinieneś), a nie próbuj dowartościować się klerykalnymi świecidełkami, czy szkarłatnymi naszywkami na rękawach. Zaczyna się od głupot, a kończy się na idiotycznych snach o potędze: a może tytuł arcybiskupa, a może słabszy synod, a może koszary o zaostrzonym rygorze zamiast wspólnoty, jaką zawsze dla mnie był Kościół? Pomocy!
Z ukłonami
Jolanta Sztwiertnia-Pilch
Link: Strona ks. Alfreda
Ekumenizm.pl: 4. Niedziela po Trójcy Świętej — nie osądzaj!