Kobieca twarz Kościoła
- 11 maja, 2003
- przeczytasz w 4 minuty
Kościół dyskryminuje kobiety — przekonują feministki i media liberalne. Dowodem ma być to, że kobiety nie mogą pełnić w nim funkcji duchownych, a księża często przypominają, że kariera zawodowa nie musi być głównym celem kobiety. — To zupełna bzdura — denerwuje się Joanna, gdy słyszy takie zarzuty. — Jestem młoda aktywna i Kościół nie tylko mi w tym nie przeszkadza, ale wręcz pomaga. Dzięki wspólnocie “Komunia i Wyzwolenie”, do której należę poznałam tysiące osób, z całego świata. […]
Kościół dyskryminuje kobiety — przekonują feministki i media liberalne. Dowodem ma być to, że kobiety nie mogą pełnić w nim funkcji duchownych, a księża często przypominają, że kariera zawodowa nie musi być głównym celem kobiety.
- To zupełna bzdura — denerwuje się Joanna, gdy słyszy takie zarzuty. — Jestem młoda aktywna i Kościół nie tylko mi w tym nie przeszkadza, ale wręcz pomaga. Dzięki wspólnocie “Komunia i Wyzwolenie”, do której należę poznałam tysiące osób, z całego świata. Nauczyłam się dawać i brać. A, że nie mogę być księdzem! Ja wcale tego nie chcę, chcę świadczyć o Chrystusie na innych drogach, bo jestem kobietą - tłumaczy Joanna.
Obecność dyskretna
I to świadectwo jest widoczne. Joanna pracuje od momentu ukończenia studiów w liceum ogólnokształcącym. Uczy tam filozofii i etyki, organizuje kółko filmowe, zabiera młodzież na spotkania z ciekawymi ludźmi. Po pracy, mimo zmęczenia, a czasem zniechęcenia, biegnie w kolejne miejsca. Prowadzi audycje radiowe, organizuje dyskusje filmowe. Przynajmniej raz w tygodniu jest na spotkaniu swojej wspólnoty. — To daje mi niesłychaną siłę do działania — wyjaśnia. Zaangażowanie w pracę i działanie nie przesłanie jej jednak innych, również ważnych rzeczy. Joanna ma narzeczonego, z którym za pół roku zamierza się pobrać.
Jej życie jest zupełnie normalne, ale dla wielu jej znajomych czy uczniów jest ono świadectwem, istnienia innej rzeczywistości. Jest to tym ważniejsze, że na lekcjach etyki, dziewczyna często spotyka się z osobami niewierzącymi lub wrogo nastawionymi do chrześcijaństwa. Do takich osób ksiądz, by nie dotarł, ona czyni to bez problemów, pokazując kobiecą, uśmiechniętą, sympatyczną, i co tu dużo mówić uroczą twarz Kościoła.
Trudno sobie wyobrazić współczesny Kościół bez obecności, często niezwykle dyskretnej, zupełnie zwyczajnych kobiet, takich jak Joanna. Bez Marty Robin — nie byłoby kilkudziesięciu wspólnot katolickich, które nadają dynamizm Kościołowi we Francji. A przecież ta kobieta nie osiągnęła żadnych godności. Przez całe swoje życie leżała w łóżku, modliła się i od czasu do czasu przyjmowała gości.
Nie byłoby także wielkiej teologicznej myśli Hansa Ursa von Balthasara, gdyby nie obecność ciężko chorej lekarki, nawróconej przez niego z protestantyzmu, Adrianny von Speyr. Ta wielka mistyczka dyktując mu swoje książki, jak sam po latach przyznawał, wpłynęła w sposób decydujący na kształtowanie się jego myślenia i duchowości. To od niej przejął Balthasar przekonanie o szczególnym znaczeniu pism św. Jana w Nowym Testamencie. To dzięki niej kształtowała się jego teologia Wielkiej Soboty. To ona nauczyła go swoim przykładem (przez większość życia była ciężko chora), że posłuszne podanie się woli Bożej powinno być zasadniczą postawą człowieka wobec jego Stwórcy.
Kobiece wieki średnie
Tak duża rola kobiet nie jest w historii Kościoła niczym wyjątkowym. Wystarczy wspomnieć, że reformę jednego z najważniejszych zakonów męskich, karmelitów zainspirowała kobieta, św. Teresa z Avilla. Wcześniej, św. Katarzyna Sieneńska, dominikanka, doprowadziła do zakończenia niewoli awiniońskiej papieży, i nauczała niemal cały ówczesny świat — modlitwy, zaufania do Boga oraz miłości do biskupa Rzymu.
Średniowiecze zresztą, wbrew powszechnej opinii, było okresem szczególnie aktywnej działalności kobiet w Kościele. Hildegarda z Bingen (ur. W 1098 roku), nie tylko pisała wówczas traktaty teologiczne i filozoficzne, ale także dzieła z zakresu medycyny, utwory muzyczne czy malarskie. Jak by tego było mało zarządzała sporym klasztorem, głosiła rekolekcje na obszarze całej Normandii oraz prowadziła obfitą korespondencję z możnymi tamtych czasów. I nie były to listy dotyczące tylko spraw klasztornych. W liście skierowanym do cesarza niemieckiego Fryderyka Barbossy, który chciał podporządkować sobie Kościół, Hildegarda potępiła takie plany i ostrzegała go: Posłuchaj mnie królu, jeśli chcesz żyć — bo inaczej przeszyje Cię mój miecz.
Zakonnica potrafiła sprzeciwić się również biskupom. Gdy miała ponad 80 lat pochowała na klasztornym cmentarzu szlachcica, na którym ciążyć miała ekskomunika (Hildegarda wiedziała z objawień, że zarzuty te były nieprawdziwe). Gdy jej zwierzchnicy dowiedzieli się o tym, zażądali usunięcia zwłok z poświęconej ziemi. W odpowiedzi Hildegarda uczyniła swoim pastorałem znak krzyża nad grobem i kazała zatrzeć jego zarysy, tak by nikt nie mógł zakłócać spokoju zmarłego. Za karę na klasztor nałożono ekskomunikę. Nieustępliwa kobieta odwołała się jednak do papieża i karę tę, jako niesłuszną, zdjęto.
Dar macierzyństwa
Kościół nigdy więc nie ograniczał roli kobiet do przysłowiowej kuchni, dzieci i kościoła. Wiele kobiet w jego historii działało niezwykle aktywnie nawet na niwie państwowej. Jednocześnie chrześcijanie zawsze wskazywali, że kobieta i mężczyzna różnią się od siebie, i stąd wynikają ich różne zadania do wykonania, także w kościele.
Tę różnicę właśnie, której głównym wyrazem jest macierzyństwo, feministki i liberałowie różnej maści określają dyskryminacją. — To śmieszne — komentuje Joanna — Jak można bowiem określić dyskryminacją największy dar, jaki Bóg daje kobietom? — dodaje.
Może więc trzeba przyjąć, że tak naprawdę dyskryminowani są mężczyźni?
Tomasz P. Terlikowski