“Kod da Vinci” — sprawdzian wolności słowa?
- 19 maja, 2006
- przeczytasz w 3 minuty
Na ekrany wchodzi film “Kod da Vinci. Najczęściej można o nim usłyszeć — oszustwo, kłamstwo, kontrowersja… Ale właśnie ten obraz może być w Polsce prawdziwym sprawdzianem tolerancji i wolności słowa. Senatorowie Ryszard Bender (LPR) i Czesław Ryszka (PiS) poprosili już jakoby ministra Zbigniewa Ziobro o zakazanie (sic!) rozpowszechniania tego filmu. Powodem tego ma być fakt, że przedstawia on Kościół katolicki w niekorzystnym świetle, oraz zawiera treści obraźliwe dla […]
Na ekrany wchodzi film “Kod da Vinci. Najczęściej można o nim usłyszeć — oszustwo, kłamstwo, kontrowersja… Ale właśnie ten obraz może być w Polsce prawdziwym sprawdzianem tolerancji i wolności słowa.
Senatorowie Ryszard Bender (LPR) i Czesław Ryszka (PiS) poprosili już jakoby ministra Zbigniewa Ziobro o zakazanie (sic!) rozpowszechniania tego filmu. Powodem tego ma być fakt, że przedstawia on Kościół katolicki w niekorzystnym świetle, oraz zawiera treści obraźliwe dla chrześcijan. W Internecie roi się od protestów obrażonych przez film, choć nie wszedł on jeszcze na ekrany. Na banerze jednej ze stron protestacyjnych możemy wybrać pomiędzy Prawdą (w tej roli Biblia Tysiąclecia) oraz Fałszem (tu, jakże by inaczej, plakat reklamujący film). Tradycyjnie wręcz protesty rozpoczęły się, zanim ktokolwiek (z wyjątkiem garstki recenzentów) film zobaczył, choć w tym wypadku mają to uzasadnienie, że książka na podstawie której film powstał była dostępna wcześniej. Tym, co mnie dziwi w całej tej kampanii jest fakt, jak dużo film zawdzięcza darmowej (?) reklamie Kościoła rzymskokatolickiego. Te wypowiedzi, komentarze, protesty, wezwania do bojkotu… Czemu ma to służyć? A przecież, jak powiedział kilka dni temu ks. Boniecki, ten film jest “groźny” tylko dla tych, którzy nie mając pojęcia o historii czy religii uznają go za prawdę. Protestowanie zaś przeciwko fikcji nie ma wielkiego sensu.Kilka lat temu wydano w Polsce książkę pt. Dzieci Graala. Powieść raczej kiepska, za to — w przeciwieństwie do “Kodu…” — zdecydowanie antykatolicka. Niestety nie miała tego szczęścia i nikt nie zaprotestował — przeszła bez echa.Tym co mnie martwi jest fakt, że o książce wypowiadają się ludzie, którzy jej nie czytali. Ludzie, którzy nie wiedzą, że powieść ta nigdy nie aspirowała do miana prawdy. Nikt nigdy nie twierdził, że jest to powieść historyczna, a protestowanie przeciwko fikcji jest co najmniej dziwne. Dlaczego katoliccy hierarchowie nie wypowiadają się o, chociażby, baśniach braci Grimm? Przecież one propagują wiarę w magię, złe macochy i krasnoludki… Ostatnią rzeczą, która mnie martwi jest twierdzenie, że pokazywanie w niekorzystnym świetle Kościoła katolickiego czyni z “Kodu…” dzieło antychrześcijańskie. O tym, że chrześcijanie to nie tylko Kościół katolicki, szkoda nawet mówić.
Poza tym, obraz Kościoła katolickiego jest jaki jest i może warto byłoby go poprawić, a nie protestować przeciwko temu, że po ten obraz sięga kino. Podobnie Opus Dei — tajemnicza organizacja, na dodatek katolicka, o nieznanym (ogółowi) przeznaczeniu — ideał do powieści i filmu. Aż dziwne, że nikt z tego nie skorzystał przez tyle lat. Reasumując, moim zdaniem “Kod da Vinci” będzie pewnego rodzaju sprawdzianem wolności słowa. Kolejnym, który — jak podejrzewam — Polacy “obleją”. Choć Konstytucja gwarantuje wolność słowa, wydaje się, że tzw. opinia publiczna chętnie widziała by tam dopisek: “wolność słowa nie dotyczy”. Prof. Bender wpisałby wtedy “mówienia o Kościele katolickim, jego duchownych i Radiu Maryja”, Lech Kaczyński: “stawiania w niekorzystnym świetle osób rządzących”, Andrzej Lepper: “mówienia źle o Samoobronie” itd. Tylko czy tego chcemy?