Społeczeństwo

Nauka religii w szkołach (nie)potrzebna — dwugłos


Reli­gia w szko­łach? Temat wiecz­nie aktu­al­ny odżył w kon­tek­ście poli­tycz­no-refe­ren­dal­nym. Mie­sięcz­nik Ewan­ge­lic­ki, repre­zen­tu­ją­cy część śro­do­wi­ska pro­te­stanc­kie­go w Pol­sce, opo­wia­da się za “świec­ką szko­łą”, przed­sta­wi­cie­le Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go bro­nią sta­tu­su quo. Pre­zen­tu­je­my redak­cyj­ny dwu­głos w tej kwe­stii.



Jak zawsze w oko­li­cach wrze­śnia poja­wia się temat naucza­nia reli­gii w szko­łach. Kon­kret­nie w naszym kra­ju cho­dzi o naukę reli­gii kato­lic­kiej z racji na to, że cały czas kato­li­cy sta­no­wią prze­wa­ża­ją­cą więk­szość wyzna­nio­wą. W tym roku dys­ku­sja przy­bra­ła na sile, bo mamy ład­ną 25. rocz­ni­cę powro­tu reli­gii do nauki w szko­łach.

Rozu­miem, że nie­któ­rym ten powrót się nie podo­bał, ale czy na/prawdę nauka o zasa­dach reli­gii, któ­ra jest nie­od­łącz­nie zwią­za­na z kul­tu­rą i cywi­li­za­cją nasze­go kon­ty­nen­tu jest błę­dem i indok­try­na­cją?

Szcze­rze mówiąc nie widzę naj­mniej­sze­go powo­du, dla któ­re­go w szko­le dzie­ci i mło­dzież mają nie poznać pod­staw reli­gii, któ­ra sta­no­wi­ła pod­wa­li­ny naszej cywi­li­za­cji i bez zna­jo­mo­ści któ­rych czło­wiek nie jest w sta­nie zro­zu­mieć kodu kul­tu­ro­we­go wybit­nych dzieł sztu­ki, lite­ra­tu­ry i muzy­ki. Jak moż­na zro­zu­mieć dzie­ła Boscha, Breu­gh­la, Micha­ła Anio­ła, Dan­te­go, Mil­to­na bez zna­jo­mo­ści sied­miu grze­chów głów­nych czy sied­miu uczyn­ków miło­sier­dzia? A nie zapo­zna­ją się z tym dzie­ci na lek­cji pol­skie­go czy histo­rii. Rozu­miem, że nie­któ­rzy uwa­ża­ją to za nie­istot­ne i chcą by ich dzie­ci poru­sza­ły się po muze­ach jak goście z Japo­nii czy Chin, ale to już jest ich wybór.

Pozna­nie naj­waż­niej­szych histo­rii biblij­nych czy pod­staw wia­ry chrze­ści­jań­skiej uwa­żam za tak samo koniecz­ne do wykształ­ce­nie jak pozna­nie zasad orto­gra­fii języ­ka pol­skie­go. I nie prze­ko­nu­je mnie argu­ment, że ponie­waż wie­le osób mimo tego, że w szko­le obu tych rze­czy ich uczo­no nie zna i nie uwa­ża za waż­ne znać jed­ne­go i dru­gie­go. A ponie­waż szko­ła jest powszech­na to wła­śnie ona jest wła­ści­wa do tego, by uczyć w niej rze­czy waż­nych. Oprócz pod­staw koniecz­nych do zro­zu­mie­nia naszej kul­tu­ry waż­na jest też prze­ka­zy­wa­na w nauce reli­gii pod­sta­wa etycz­na. I to jed­nak chrze­ści­jań­stwo czci Boga, któ­ry “oddał życie za przy­ja­ciół swo­ich” i gło­sił ideę miło­ści bliź­nie­go swe­go. Samo reli­gio­znaw­stwo więc nie wystar­czy, a w dodat­ku, no cóż, czy widzi­my te wykwa­li­fi­ko­wa­ne i nie­za­leż­ne kadry reli­gio­znaw­ców, któ­re będą w sta­nie popro­wa­dzić lek­cje po wyco­fa­niu kate­che­tów ze szkół?

Oczy­wi­ście na naukę reli­gii nie uczęsz­cza­ją wszy­scy ucznio­wie i poja­wia się od razu wątek dys­kry­mi­na­cji tych, któ­rzy kato­li­ka­mi nie są i pobie­ra­ją nauki w swo­ich wła­snych wspól­no­tach i Kościo­łach albo w ogó­le nie pobie­ra­ją, zaś w cza­sie gdy ich kole­dzy mają lek­cje reli­gii muszą sie­dzieć w biblio­te­ce, świe­tli­cy szkol­nej albo w domu.

Szcze­rze mówiąc jako oso­ba, któ­ra cho­dzi­ła do szko­ły i któ­rej dzie­ci cho­dzi­ły i cho­dzą do szko­ły mam pyta­nie: od kie­dy to uczeń, któ­ry nie uczest­ni­czy w jakiejś lek­cji był uwa­ża­ny za gor­sze­go, a nie za far­cia­rza? I następ­na rzecz.

Jako rodzic uczest­ni­czy­łam w pra­cach tzw. rady rodzi­ców i te same oso­by, któ­re uwa­ża­ły, że nie­obec­ność na lek­cji reli­gii jest dys­kry­mi­nu­ją­ca dla dzie­ci nie chcia­ły zgo­dzić się na prze­zna­cza­nie pie­nię­dzy ze skła­dek rodzi­ców na wyjazd do muzeum czy wyciecz­kę tych dzie­ci, któ­rych rodzi­ce nie mogli im tego zafun­do­wać. To, że takie dziec­ko przy­cho­dzi­ło do szko­ły w cza­sie, gdy kole­dzy jecha­li na wyciecz­kę, a moż­na było prze­zna­czyć na to pie­nią­dze z rady rodzi­ców, któ­re leża­ły na nie­opro­cen­to­wa­nym kon­cie jakoś mało kogo razi­ło.

Tak, kie­dy i ja cho­dzi­łam do szko­ły nauka reli­gii. Odby­wa­ła się w sal­kach kate­che­tycz­nych lub wynaj­mo­wa­nych poko­jach, jeże­li szko­ła znaj­do­wa­ła się dalej od kościo­ła. Nie było dwóch lek­cji reli­gii, a szcze­rze mówiąc były zazwy­czaj rza­dziej niż raz w tygo­dniu. Dowo­że­nie młod­szych dzie­ci na lek­cje reli­gie, a i cho­dze­nie samo­dziel­ne star­szych, jeże­li szko­ła i para­fia miesz­czą się gdzie indziej było pro­ble­mem i będzie jeże­li się do tego sys­te­mu powró­ci. Ale nie będzie to dys­kry­mi­na­cja bo będzie doty­czyć więk­szo­ści. Tyl­ko w imię cze­go?

Jako rodzic mia­łam zastrze­że­nia co do pod­ręcz­ni­ków, pro­gra­mu naucza­nia, spo­so­bu pro­wa­dze­nia lek­cji przez nauczy­cie­li. I mimo, że rzad­ko były one uwzględ­nia­ne to jed­nak moż­na było też wpły­nąć na zmia­nę nauczy­cie­la reli­gii w szko­le, w para­fii raczej sobie tego nie wyobra­żam.

Koron­nym argu­men­tem za eli­mi­na­cją nauki reli­gii w szko­le jest to, że mło­dzi ludzie, mimo pobie­ra­nych nauk, odcho­dzą od reli­gii po zakoń­cze­niu edu­ka­cji albo w jej trak­cie. Czy­li, że nauka reli­gii w szko­le szko­dzi same­mu Kościo­ło­wi. Pyta­nie czy nie odcho­dzi­li­by w takim samym stop­niu, gdy­by uczęsz­cza­li na naukę do salek kate­che­tycz­nych? Moim zda­niem, pro­blem obo­jęt­no­ści czy wro­go­ści wobec reli­gii jest o wie­le szer­szym pro­ble­mem i wią­za­nie go z nauką reli­gii w szko­le jest nazbyt opty­mi­stycz­ne. Jeże­li zaś by się oka­za­ło, że jest głów­nym to powin­ni­śmy zamknąć szko­ły w ogó­le, bo ist­nie­je takie samo praw­do­po­do­bień­stwo, że naucza­nie pol­skie­go czy mate­ma­ty­ki nasta­wia wro­go do ksią­żek i liczb całe rze­sze ludzi jak naucza­nie reli­gii do reli­gii.

A jed­nak korzy­ści z naucze­nia czy­ta­nia pra­wie wszyst­kich poprzez powszech­ny sys­tem szkol­nic­twa prze­wa­ża­ją nad szko­da­mi, jakie poczy­ni­li nie­któ­rzy nauczy­cie­le znie­chę­ca­jąc do swo­je­go przed­mio­tu. Może mło­de poko­le­nia są mniej reli­gij­ne ale czy są mniej wraż­li­we od star­szych? Powiem szcze­rze, że nie odno­szę takie­go wra­że­nia, wręcz prze­ciw­nie. Może jed­nak na tych lek­cjach reli­gii jakaś część przy­swo­iła sobie praw­dzi­wie chrze­ści­jań­skie war­to­ści nawet jeże­li nie cho­dzi do kościo­ła i nie odma­wia modlitw.

Doro­ta Walen­cik


Nie wyobra­żam sobie wyru­go­wa­nia reli­gii ze szkół. Tyl­ko zwo­len­ni­cy kul­tu­ro­wej amne­zji mogą opo­wia­dać się za wyrzu­ce­niem reli­gii z prze­strze­ni publicz­nej. Nie­mniej, war­to zasta­no­wić się, czy kate­che­za (lek­cja reli­gii) w szko­le to dobry pomysł zarów­no dla same­go pro­ce­su edu­ka­cji, jak i Kościo­łów.

Mimo 25 lat obec­no­ści kate­che­zy w szko­łach poziom wie­dzy reli­gij­nej Pola­ków jest zastra­sza­ją­cy. Nie teo­re­ty­zu­ję. Z bar­dzo wie­lu sytu­acji pry­wat­nych i zawo­do­wych wiem, jak głę­bo­ko się­ga reli­gij­na igno­ran­cja. Czy jest to zatem argu­ment za wyrzu­ce­niem reli­gii ze szkół? Zde­cy­do­wa­nie nie! Rów­nie dobrze moż­na by zre­zy­gno­wać z naucza­nia języ­ków obcych, gdyż mimo inwe­sto­wa­nych milio­nów w edu­ka­cję języ­ko­wą od szko­ły pod­sta­wo­wej czy nawet przed­szko­la kom­pe­ten­cje języ­ko­we stu­den­tów są coraz słab­sze. Nie zawsze jest to wina uczniów/studentów, ale współ­od­po­wie­dzial­ność za ten stan rze­czy pono­szą rów­nież rodzi­ce, nauczy­cie­le i sys­tem. Podob­nie jest z reli­gią, są dobrzy kate­che­ci i źli, są zaan­ga­żo­wa­ni ucznio­wie i rodzi­ce, a tak­że tacy, któ­rym to wszyst­ko jest obo­jęt­ne – posy­ła­ją dzie­ci na reli­gię, bo tak wypa­da, bo tak się przy­ję­ło. Na wszel­ki wypa­dek.

Reli­gia – jed­nak – to nie zaję­cia z języ­ków obcych czy fizy­ki. Mam poważ­ne wąt­pli­wo­ści, czy szko­ła publicz­na jest odpo­wied­nim miej­scem na pro­wa­dze­nie kate­che­zy. Jestem jed­nak prze­ko­na­ny, że pol­ska szko­ła czym prę­dzej potrze­bu­je dobre­go pro­gra­mu, któ­ry umoż­li­wi prze­ka­za­nie reli­gij­nych kom­pe­ten­cji uczniom, aby mogli się poru­szać obec­nie i w przy­szło­ści w skom­pli­ko­wa­nym kon­glo­me­ra­cie reli­gii, histo­rii, poli­ty­ki i innych aspek­tach życia spo­łecz­ne­go. Reli­gia jest waż­nym kul­tu­ro­wym kodem i chy­ba nie trze­ba wie­lu słów, by kogo­kol­wiek do tego prze­ko­ny­wać.

Dys­ku­sja nad obec­no­ścią reli­gii w szko­łach nie może być spły­co­na do kwe­stii ide­olo­gicz­nych i finan­so­wych, acz­kol­wiek te ostat­nie nie są bez zna­cze­nia. Reli­gia w szko­łach wyma­ga głę­bo­kie­go prze­my­śle­nia: war­to się zasta­no­wić, co moż­na zmie­nić, aby reli­gia w szko­łach była bar­dziej przy­dat­nym narzę­dziem edu­ka­cyj­nym, a z per­spek­ty­wy ekle­zjal­nej, narzę­dziem ewan­ge­li­za­cyj­nym. Oczy­wi­ście nie jest też tak, że powrót reli­gii do salek kate­che­tycz­nych zała­twi spra­wę. Wia­ra w taki auto­ma­tyzm była­by naiw­no­ścią. Nie­mniej uwa­żam, że to wła­śnie para­fie jako natu­ral­ne miej­sce prze­ka­zy­wa­nia i naucza­nia ducho­wo­ści są bar­dziej odpo­wied­nią prze­strze­nią dla kate­chi­za­cji niż szko­ła publicz­na. Obec­ność reli­gii w szko­le jest z pew­no­ścią wygod­na dla wie­lu stron, jed­nak oba­wiam się, że jest ona zbyt wygod­na dla samych Kościo­łów.

W mojej para­fii mniej­szo­ścio­we­go Kościo­ła w Pol­sce funk­cjo­nu­je mię­dzysz­kol­ny punkt kate­che­tycz­ny. Reli­gii naucza­ją zarów­no świec­cy kate­che­ci, jak i duchow­ni. W kate­che­zie uczest­ni­czy ok. 130 dzie­ci z War­sza­wy i oko­lic, w tym ok. 5% to dzie­ci wyzna­nia rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, któ­rych rodzi­ce posy­ła­ją dzie­ci na lek­cję reli­gii ewan­ge­lic­kiej. Reali­zo­wa­ny jest pro­gram naucza­nia pod nad­zo­rem kura­to­rium, a ponad­to orga­ni­zo­wa­nych jest sze­reg innych ini­cja­tyw, któ­re trud­ne było­by zre­ali­zo­wać na tere­nie szko­ły, szcze­gól­nie dla dzie­ci z Kościo­łów mniej­szo­ścio­wych. Być może ta per­spek­ty­wa jest zbyt subiek­tyw­na i nie zda­ła­by egza­mi­nu w więk­szych ramach, nie­mniej taki stan rze­czy pozwa­la unik­nąć wie­lu nie­po­trzeb­nych spo­rów i skon­cen­tro­wać się na wła­ści­wym prze­ka­zie.

Dla Kościo­łów mniej­szo­ścio­wych spra­wa jest bar­dziej skom­pli­ko­wa­na, gdyż wią­że się z naci­skiem więk­szo­ści. Tak­że w War­sza­wie nie bra­ku­je iry­tu­ją­cych sytu­acji, kie­dy dzie­ci innych wyznań spo­ty­ka­ją się z trud­ny­mi sytu­acja­mi – począw­szy od nakła­nia­nia ich do uczest­nic­twa w reli­gii kato­lic­kiej, a skoń­czyw­szy na absur­dal­nych trud­no­ściach gene­ro­wa­nych przez nad­gor­li­we kie­row­nic­two szko­ły, doma­ga­ją­ce się od rodzi­ców dzie­ci innych wyznań zaak­cep­to­wa­nia pro­gra­mu naucza­nia reli­gii ewan­ge­lic­kiej przez… rzym­sko­ka­to­lic­kie­go kate­che­tę. To oczy­wi­ście skraj­ne sytu­acje, ale rzu­ca­ją­ce się cie­niem na cały pro­jekt reli­gii w szko­łach.

Pol­ska szko­ła potrze­bu­je reli­gii jak powie­trza. Reli­gia nie może być języ­kiem obcym dla mło­dych Pola­ków. Nie moż­na pozwo­lić, by sta­li się reli­gij­ny­mi, a przez to kul­tu­ro­wy­mi anal­fa­be­ta­mi. Nie moż­na pozwo­lić, by już jako doro­śli postrze­ga­li reli­gię jako język obcy bez wzglę­du na to, czy będą wie­rzą­cy czy nie. Reli­gia w szko­łach stwa­rza pro­ble­my, ale też szan­se – war­to o tym dys­ku­to­wać bez poli­tycz­ne­go zacie­trze­wie­nia i z uwzględ­nie­niem doświad­czeń dzie­ci, nauczy­cie­li i rodzi­ców. Czy czas na taką dys­ku­sję już doj­rzał?

Dariusz Bruncz

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.