Społeczeństwo

O potrzebie miłosierdzia


Zim­na spra­wie­dli­wość to za mało. W przy­pad­ku lustra­cji wśród duchow­nych koniecz­ne jest miło­sier­dzie i świa­do­mość, że Kościół jest wspól­no­tą grzesz­ni­ków, z któ­rych żaden nie jest god­ny nie tyl­ko kapłań­stwa, ale tak­że Eucha­ry­stii — prze­ko­nu­je redak­tor naczel­ny EAI na łamach “Życia War­sza­wy”.Jeśli lustra­cja w Koście­le ma mieć sens – to pro­wa­dzić powin­na do pojed­na­nia grzesz­ni­ków ze wspól­no­tą, a nie do ich wyklu­cze­nia z niej. Pomysł zatem, by wyrzu­cać księ­ży agen­tów ze sta­nu kapłań­skie­go jest naj­gor­szym z moż­li­wych. Prze­sła­nia on bowiem […]


Zim­na spra­wie­dli­wość to za mało. W przy­pad­ku lustra­cji wśród duchow­nych koniecz­ne jest miło­sier­dzie i świa­do­mość, że Kościół jest wspól­no­tą grzesz­ni­ków, z któ­rych żaden nie jest god­ny nie tyl­ko kapłań­stwa, ale tak­że Eucha­ry­stii — prze­ko­nu­je redak­tor naczel­ny EAI na łamach “Życia War­sza­wy”.

Jeśli lustra­cja w Koście­le ma mieć sens – to pro­wa­dzić powin­na do pojed­na­nia grzesz­ni­ków ze wspól­no­tą, a nie do ich wyklu­cze­nia z niej. Pomysł zatem, by wyrzu­cać księ­ży agen­tów ze sta­nu kapłań­skie­go jest naj­gor­szym z moż­li­wych. Prze­sła­nia on bowiem to, co w chrze­ści­jań­stwie jest naj­istot­niej­sze, czy­li świa­do­mość, że Jezus Chry­stus przy­szedł do grzesz­ni­ków; ludzi, któ­rzy źle się mają, a nie do świę­tych super­ma­nów, któ­rzy sami świet­nie radzą sobie z wszyst­ki­mi wyzwa­nia­mi, jakie przy­no­si im życie. I dla­te­go, choć uka­ra­nia księ­ży agen­tów wyma­ga spra­wie­dli­wość, to pomy­sły przy­wo­ły­wa­ne przez Pola­ków bada­nych w son­da­żu Życia War­sza­wy (wyklu­cze­nie z kapłań­stwa, ode­bra­nie moż­li­wo­ści wyko­ny­wa­nia posłu­gi w para­fii, szko­le, na uczel­ni, a nawet w szpi­ta­lu) – nie miesz­czą się w gra­ni­cach chrze­ści­jań­skie­go para­dyg­ma­tu moral­ne­go.


A jed­nak bada­nia zapre­zen­to­wa­ne przez Życie War­sza­wy, w któ­rych zde­cy­do­wa­na więk­szość Pola­ków opo­wie­dzia­ła się nie tyl­ko za ujaw­nie­niem prze­szło­ści duchow­nych, ale tak­że za uka­ra­niem tych, któ­rzy dali się zła­mać – nio­są ze sobą tak­że prze­sła­nie pozy­tyw­ne. Oka­za­ło się bowiem – że mimo lat pro­pa­gan­do­wej medial­nej anty­lu­stra­cyj­no­ści, mimo pro­mo­wa­nia „gru­bej kre­ski” (sło­wo to trak­tu­je tu nie tyle jako opis zamie­rzeń Tade­usza Mazo­wiec­kie­go, ile jako swo­isty wytrych pozwa­la­ją­cy zro­zu­mieć, co dzia­ło się przez lata w kwe­stii roz­li­cze­nia z prze­szło­ścią) czy prób stwo­rze­nia wra­że­nia, że zwo­len­ni­cy lustra­cji są dzi­ku­sa­mi nie­zdol­ny­mi do praw­dzi­wie ludz­kich uczuć – Pola­cy zacho­wa­li zdro­wo­roz­sąd­ko­we podej­ście do moral­no­ści, któ­re wyma­ga, by zbrod­nia zosta­ła uka­ra­na, a prze­stęp­cy odpo­wie­dzie­li za swo­je czy­ny.


Postu­lat, by publicz­ny grzech pocią­gał za sobą publicz­ną poku­tę, ma nawet głęb­szy moral­ny wymiar. Nie wypły­wa on bowiem tyl­ko z moral­no­ści zdro­wo­roz­sąd­ko­wej, któ­ra łatwo prze­ro­dzić się może (ale od razu zastrzec trze­ba, że w pol­skiej deba­cie lustra­cyj­nej nigdy się nie prze­kształ­ci­ła) w moral­ność lin­czu czy zemsty, ale z naj­głęb­szej intu­icji chrze­ści­jań­skiej moral­no­ści, któ­ra wyma­ga, by publicz­ny grzech pocią­gał za sobą publicz­ną poku­tę. Spo­wiedź, nawet przed bisku­pem, tu nie wystar­czy. Grzech współ­pra­cy w nisz­cze­niu Kościo­ła, grzech zdra­dy naj­bliż­szych – choć oczy­wi­ście odpusz­cza­ny jest pod­czas spo­wie­dzi, wyma­ga jesz­cze zadość­uczy­nie­nia – w tym tak­że prze­pro­sze­nia tych, któ­rzy zosta­li skrzyw­dze­ni oraz pojed­na­nia się ze wspól­no­tą, któ­rą świa­do­mie lub nie nisz­czy­ło się poprzez współ­pra­cę z orga­na­mi, któ­rych jedy­nym celem była pro­gra­mo­wa ate­iza­cja spo­łe­czeń­stwa i znisz­cze­nie chrze­ści­jań­stwa. A to doko­nać się może tyl­ko jaw­nie, poza dys­kret­ną sfe­rą kon­fe­sjo­na­łu, poprzez publicz­ny akt skru­chy i wyzna­nie win.


Po takim pierw­szym kro­ku jed­nak, miast suro­wej kary wyłą­cze­nia ze sta­nu kapłań­skie­go, koniecz­na jest dłu­ga pro­ce­du­ra pokut­na, któ­ra jed­nak – idąc za intu­icja­mi wschod­nich Ojców Kościo­ła – powin­na być nie tyle nie­ustan­nym kara­niem, ile nie­ustan­nym lecze­niem, towa­rzy­sze­niem upa­dłym duchow­nym na dro­dze ich jed­na­nia ze wspól­no­tą, któ­rą zdra­dza­li. To lecze­nie zaś wyma­ga nie tyl­ko klasz­tor­ne­go zamknię­cia, ale też oto­cze­nia ludzi, któ­rzy kocha­ją, pró­bu­ją zro­zu­mieć i pomóc w roz­li­cze­niu się z trud­ną prze­szło­ścią. Wzo­rem (jak każ­dy ludz­ki wzór ogra­ni­czo­nym) takie­go zacho­wa­nia może być trud­na pra­ca ducho­wa, jakiej śro­do­wi­sko „Wię­zi” zaczę­ło doko­ny­wać z ks. prof. Micha­łem Czaj­kow­skim. (…)


Wymóg miło­sier­dzia wobec tych, któ­rzy upa­dli, for­mu­ją tak­że nie­zwy­kle wyraź­nie chrze­ści­jań­skie teo­lo­gia i tra­dy­cja. Już w IV wie­ku po wiel­kich prze­śla­do­wa­niach Dio­kle­cja­na Kościo­łem wstrzą­sał podob­ny nie­co do współ­cze­sne­go spór o to, czy duchow­ni, któ­rzy odda­li Świę­te Księ­gi urzęd­ni­kom cesar­skim (co było wów­czas trak­to­wa­ne jako zdra­da wia­ry), mają pra­wo do pozo­sta­wa­nia na swo­ich urzę­dach, a nawet czy spra­wo­wa­ne przez nich obrzę­dy są waż­ne. Dona­ty­ści, któ­rych porów­nać moż­na w pew­nym sen­sie z więk­szo­ścią bada­nych w son­da­żu ŻW, doma­ga­li się ich odsu­nię­cia i two­rze­nia wspól­no­ty świę­tych, jed­nak Kościół poszedł wów­czas dro­gą środ­ka, z jed­nej stro­ny karząc za zdra­dę, ale z dru­giej przy­gar­nia­jąc grzesz­ni­ków i stwa­rza­jąc dla nich moż­li­wość pojed­na­nia i odku­pie­nia swo­ich zanie­dbań.


Taka posta­wa wypły­wa z reali­stycz­nej oce­ny ludz­kich moż­li­wo­ści, ale też z uważ­nej lek­tu­ry Pisma Świę­te­go. Gdy­by bowiem chcieć zasto­so­wać ści­słe rygo­ry moral­no­ści pro­po­no­wa­ne przez dona­ty­stów (tak sta­ro­żyt­nych, jak i współ­cze­snych) – to apo­stoł Piotr raczej nie mógł­by zostać pierw­szym papie­żem, Jakub pierw­szym zwierzch­ni­kiem gmi­ny jude­ochrze­ści­jań­skiej, a Paweł misjo­na­rzem pogan. Każ­dy z nich miał bowiem na sumie­niu zdra­dę. Piotr zaparł się trzy­krot­nie w godzi­nie pró­by, Jakub uciekł z ucznia­mi do Gali­lei, a Paweł prze­śla­do­wał pierw­szych chrze­ści­jan. Jedy­nym, któ­ry wytrwał, był Jan, ale trud­no sobie wyobra­zić kole­gium dwu­na­stu skła­da­ją­ce się z jed­ne­go.


(…)


Kto wie zresz­tą, czy to wła­śnie nie nie­ustan­ne roz­my­wa­nie pojęć odpo­wie­dzial­no­ści, kary, zbrod­ni itp. nie jest przy­czy­ną tak suro­we­go potrak­to­wa­nia księ­ży agen­tów przez respon­den­tów. W świe­cie, w któ­rym jed­no­stron­nie akcen­to­wa­na jest zasa­da miło­sier­dzia – czymś natu­ral­nym wyda­je się przy­po­mnie­nie, że nie ist­nie­je ono bez spra­wie­dli­wo­ści. W świe­cie, w któ­rym agen­ci są wyłącz­nie „ofia­ra­mi”, zdro­wym odru­chem jest jasne poka­za­nie, że – nie­za­leż­nie od skom­pli­ko­wa­nia ludz­kich losów – za swo­je moral­ne błę­dy trze­ba odpo­wia­dać.


Szko­da tyl­ko, że te zdro­wo­roz­sąd­ko­we podej­ście do moral­no­ści, w tym tak­że do współ­pra­cy z SB, ogra­ni­czo­ne pozo­sta­je wyłącz­nie do duchow­nych. Księ­ży, któ­rzy współ­pra­co­wa­li ze służ­ba­mi PRL, chce­my wyda­lać ze sta­nu duchow­ne­go, ale już dla świec­kich, jak poka­zu­ją inne bada­nia, mamy o wie­le wię­cej miło­sier­dzia. Dzien­ni­ka­rze, naukow­cy czy poli­ty­cy, jeśli tyl­ko przy­zna­li się do swo­ich win, mogą spo­koj­nie wyko­ny­wać swo­je zawo­dy, a nawet – jak Zyg­munt Bau­man – pozo­sta­wać moral­ny­mi auto­ry­te­ta­mi, tyl­ko księ­ża mają zostać odrzu­ce­ni. Trud­no nie dostrzec w tym nie tyl­ko bra­ku spra­wie­dli­wo­ści, ale i swo­iste­go kle­ry­ka­li­zmu, któ­ry w duchow­nych chce widzieć gru­pę ludzi ide­al­nych, któ­rzy nie grze­szą. A to trud­no potrak­to­wać ina­czej niż jako here­zję antro­po­lo­gicz­ne­go kle­ry­ka­li­zmu, któ­ry każe po mani­chej­sku dzie­lić ludzi na cie­le­snych (świec­kich), dla któ­rych grzech jest czymś natu­ral­nym i nie­unik­nio­nym, i ducho­wych (księ­ży), któ­rzy do grze­chu pra­wa już nie mają. A prze­cież Kościół jest wspól­no­tą grzesz­ni­ków, a księ­ża – nie ina­czej niż wier­ni – są zwy­kły­mi ludź­mi, któ­rzy jak wszy­scy inni potrze­bu­ją wspól­no­ty, któ­ra zaofia­ru­je im prze­ba­cze­nie, akcep­ta­cję, ale i moż­li­wość sta­nię­cia w praw­dzie, wspól­no­ty, któ­ra poka­że im, że Bóg jest spra­wie­dli­wy, ale i miło­sier­ny. Nie tyl­ko spra­wie­dli­wy, i nie tyl­ko miło­sier­ny.


Cały tekst na stro­nach “Życia War­sza­wy”

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.