Społeczeństwo polityka

Chrystus w centrum rynku


Para­fra­zu­jąc Dosto­jew­skie­go, moż­na powie­dzieć, że jeśli Boga nie ma, to nie ma naj­mniej­szych powo­dów do zacho­wy­wa­nia soli­dar­no­ści z tymi, któ­rym się nie powio­dło — prze­ko­nu­je na łamach “Rzecz­po­spo­li­tej” Tomasz P. Ter­li­kow­ski.Kapi­ta­lizm i komu­nizm sta­no­wi­ły fał­szy­we obiet­ni­ce ide­olo­gicz­ne — pod­kre­ślił w Bra­zy­lii Bene­dykt XVI. Czy ozna­cza to jed­nak, jak chcie­li­by nie­któ­rzy zachod­ni komen­ta­to­rzy, że Kościół pod jego wła­dzą chce budo­wać chrze­ści­jań­ski socja­lizm? W takim miej­scu jak Bra­zy­lia Kościół musi jasno okre­ślić sta­no­wi­sko w kwe­stiach spo­łecz­nych. Milio­ny […]


Para­fra­zu­jąc Dosto­jew­skie­go, moż­na powie­dzieć, że jeśli Boga nie ma, to nie ma naj­mniej­szych powo­dów do zacho­wy­wa­nia soli­dar­no­ści z tymi, któ­rym się nie powio­dło — prze­ko­nu­je na łamach “Rzecz­po­spo­li­tej” Tomasz P. Ter­li­kow­ski.

Kapi­ta­lizm i komu­nizm sta­no­wi­ły fał­szy­we obiet­ni­ce ide­olo­gicz­ne — pod­kre­ślił w Bra­zy­lii Bene­dykt XVI. Czy ozna­cza to jed­nak, jak chcie­li­by nie­któ­rzy zachod­ni komen­ta­to­rzy, że Kościół pod jego wła­dzą chce budo­wać chrze­ści­jań­ski socja­lizm?


W takim miej­scu jak Bra­zy­lia Kościół musi jasno okre­ślić sta­no­wi­sko w kwe­stiach spo­łecz­nych. Milio­ny ubo­gich, któ­rych nie stać na dom, utrzy­ma­nie rodzi­ny, za to zawsze mają na dział­kę nar­ko­ty­ków — są w tym wiel­kim kra­ju codzien­no­ścią. Podob­nie zresz­tą jak wiel­cy przed­się­bior­cy, któ­rych stać na kupo­wa­nie i sprze­da­wa­nie ludzi nie­mal tak jak w daw­nych, nie­wol­ni­czych cza­sach. Kon­flik­ty mię­dzy czar­ny­mi a bia­ły­mi (choć oczy­wi­ście w pań­stwach laty­no­skich mniej rasi­stow­skie, a bar­dziej spo­łecz­no-eko­no­micz­ne niż w kra­jach Ame­ry­ki pro­te­stanc­kiej) prze­no­szą się czę­sto nawet na sto­sun­ki wewnątrz­ko­ściel­ne. Wszyst­ko to spra­wi­ło, że przez lata Bra­zy­lia pozo­sta­wa­ła cen­trum teo­lo­gii wyzwo­le­nia, czy­li reli­gij­nej reflek­sji nad tym, jak roz­wią­zy­wać naj­więk­sze pro­ble­my spo­łecz­ne i eko­no­micz­ne. I choć nurt ten dosyć szyb­ko w pew­nych odmia­nach prze­kształ­cił się w jakąś for­mę chrze­ści­jań­skie­go (z cza­sem nawet post­chrze­ści­jań­skie­go) mark­si­zmu, to wyzwa­nia, któ­re legły u jego pod­staw, pozo­sta­ły aktu­al­ne.


Wypo­wiedź Bene­dyk­ta XVI skie­ro­wa­na do bisku­pów laty­no­skich jest tego naj­lep­szym świa­dec­twem. Papież przy­po­mi­na bowiem hie­rar­chom, że — choć teo­lo­gia wyzwo­le­nia była i jest here­zją — to zada­nia przez nią sta­wia­ne, choć­by “pre­fe­ren­cyj­na opcja na rzecz ubo­gich”, muszą pozo­stać czę­ścią misji Kościo­ła. Odwró­ce­nie się od ubo­gich, od wyrzu­co­nych poza nawias spo­łe­czeń­stwa nie wcho­dzi w grę, bowiem było­by zapar­ciem się Jezu­sa Chry­stu­sa. Fun­da­men­tal­ne pyta­nie, któ­re zresz­tą zadał Bene­dykt XVI bisku­pom pod­czas inau­gu­ra­cji V Kon­fe­ren­cji Gene­ral­nej Epi­sko­pa­tu Ame­ry­ki Łaciń­skiej i Kara­ibów, brzmi jed­nak: “Jak Kościół — oświe­co­ny wia­rą — powi­nien reago­wać na te wyzwa­nia doty­czą­ce wszyst­kich?”.


Ide­olo­gie bez war­to­ści


W odpo­wie­dzi Bene­dykt XVI przy­znał, że w dzie­dzi­nie budo­wa­nia spra­wie­dli­wych struk­tur spo­łecz­nych oba wiel­kie sys­te­my ide­olo­gicz­no-spo­łecz­ne — kapi­ta­lizm i mark­sizm — zawio­dły, a ich obiet­ni­ce oka­za­ły się “kłam­li­we”. “Sys­tem mark­si­stow­ski tam, gdzie doszedł do wła­dzy, pozo­sta­wił po sobie nie tyl­ko ponu­re dzie­dzic­two znisz­cze­nia gospo­dar­cze­go i eko­lo­gicz­ne­go, ale tak­że bole­sne znisz­cze­nie ducha. To samo widzi­my na Zacho­dzie, gdzie sta­le wzra­sta prze­paść mię­dzy bied­ny­mi a boga­ty­mi i docho­dzi do nie­po­ko­ją­cej degra­da­cji ludz­kiej god­no­ści przez nar­ko­ty­ki, alko­hol i złud­ne mira­że szczę­ścia” — pod­kre­ślał papież.


Tak ostra kry­ty­ka kapi­ta­li­zmu wpi­su­je się zresz­tą w ton zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści zwierzch­ni­ków wyznań chrze­ści­jań­skich. Kapi­ta­lizm i wia­rę w wol­ny rynek kry­ty­ko­wał w gło­śnym kaza­niu w kwiet­niu 2005 roku abp Rowan Wil­liams, ducho­wy zwierzch­nik angli­ka­nów. Świa­to­wa Rada Kościo­łów tak­że wie­lo­krot­nie potę­pia­ła sys­tem glo­bal­nej gospo­dar­ki, a gdy o. Wsie­wo­łod Cza­plin z Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej pod­czas ubie­gło­rocz­ne­go IX Zgro­ma­dze­nia Ogól­ne­go Świa­to­wej Rady Kościo­łów zapro­po­no­wał powrót do zarzą­dza­nia gospo­dar­ką przez pań­stwo, zebrał gorą­ce okla­ski nie tyl­ko od dele­ga­tów z kra­jów Trze­cie­go Świa­ta, ale rów­nież od przed­sta­wi­cie­li tra­dy­cyj­nych wyznań zachod­niej Euro­py czy Sta­nów Zjed­no­czo­nych.


Było­by jed­nak błę­dem wpi­sa­nie papie­skich słów w ten nurt chrze­ści­jań­skie­go myśle­nia o gospo­dar­ce. Bene­dykt XVI nie jest bowiem (choć pró­bu­je się go tak przed­sta­wiać) chrze­ści­jań­skim socja­li­stą czy anty­glo­ba­li­stą. Jego kry­ty­ka kapi­ta­li­zmu nie wyra­sta z bra­ku zaufa­nia do wol­ne­go ryn­ku, lecz jest reak­cją na zanik pier­wiast­ka meta­fi­zycz­ne­go w rozu­mie­niu ryn­ku, spo­łecz­no­ści czy wresz­cie czło­wie­czeń­stwa. Tym zatem, co odrzu­ca papież, nie są struk­tu­ry czy mecha­ni­zmy spo­łecz­ne, lecz przy­ję­cie, że kapi­ta­lizm i libe­ra­lizm mogą ist­nieć bez moc­ne­go zako­rze­nie­nia w war­to­ściach ducho­wych czy wprost reli­gij­nych, że wol­na gra sił ryn­ko­wych może i powin­na zastą­pić wspól­no­tę prze­ko­nań.


Bene­dykt XVI odno­si w ten spo­sób do rze­czy­wi­sto­ści gospo­dar­czej słyn­ne sło­wa Jana Paw­ła II: “Demo­kra­cja bez war­to­ści prze­kształ­ca się w jaw­ny lub zaka­mu­flo­wa­ny tota­li­ta­ryzm”. Zda­niem obec­ne­go papie­ża zaś kapi­ta­lizm czy — wężej — rynek bez war­to­ści nie­uchron­nie pro­wa­dzi do wyzy­sku. “Spra­wie­dli­we struk­tu­ry (…) nie powsta­ją jed­nak ani nie dzia­ła­ją bez kon­sen­su­su moral­ne­go spo­łe­czeń­stwa co do pod­sta­wo­wych war­to­ści oraz koniecz­no­ści życia tymi war­to­ścia­mi z nie­zbęd­ny­mi wyrze­cze­nia­mi, nawet wbrew inte­re­so­wi oso­bi­ste­mu” — pod­kre­ślił Bene­dykt XVI.


Chrze­ści­jań­ski kon­sen­sus spo­łecz­ny


Nie­ste­ty, i to jest isto­ta zarzu­tów papie­ża wobec współ­cze­sne­go kapi­ta­li­zmu, sys­tem ten odrzu­cił war­to­ści, na któ­rych był pier­wot­nie budo­wa­ny. Przez wie­ki wspól­no­ta spo­łecz­na Zacho­du zakła­da­ła ist­nie­nie Boga (nawet jeśli to był tyl­ko spi­no­zjań­ski Deus sive natu­ra). To umoż­li­wi­ło jej prze­trwa­nie i roz­wój, lecz obec­nie zosta­ło zastą­pio­ne nie­co tyl­ko zmo­dy­fi­ko­wa­nym hegli­zmem czy nawet mark­si­zmem. “Dzi­siaj znaj­du­je­my się na eta­pie dru­gie­go oświe­ce­nia, któ­re (…) zerwa­ło — jako irra­cjo­nal­ną — maskę mark­si­stow­skiej ide­olo­gii nadziei, a w jej miej­sce wpro­wa­dzi­ło racjo­nal­ną metę przy­szło­ści, któ­ra nosi mia­no nowe­go porząd­ku świa­to­we­go oraz ma się stać nową nor­mą etycz­ną. Wspól­na z mark­si­zmem pozo­sta­je idea ewo­lu­cji świa­ta, któ­ry powstał w wyni­ku irra­cjo­nal­ne­go przy­pad­ku, jako wypad­ko­wa tkwią­cych w nim wewnętrz­nych reguł, któ­re jed­nak — w odróż­nie­niu od tego, co prze­wi­dy­wa­ła sta­ro­żyt­na idea natu­ry — nie może kryć w sobie żad­nych wskaź­ni­ków etycz­nych” — pod­kre­ślał kard. Joseph Rat­zin­ger w ese­ju “Euro­pa. Jej pod­wa­li­ny dzi­siaj i jutro”.


Tych wskaź­ni­ków trze­ba zatem szu­kać w tra­dy­cyj­nym, kla­sycz­nym rozu­mie­niu natu­ry ludz­kiej. Fun­da­men­tem ustro­ju gospo­dar­cze­go musi być zatem prze­ko­na­nie, że ist­nie­je nie­zmien­na natu­ra ludz­ka, ajej god­ność jest czymś abso­lut­nie nie­na­ru­szal­nym. “Tyl­ko wte­dy, gdy czło­wiek uzna sam sie­bie za cel koń­co­wy, i tyl­ko wów­czas, gdy jest on świę­ty i nie­ty­kal­ny dla dru­gie­go czło­wie­ka, będzie­my mie­li do sie­bie nawza­jem zaufa­nie i żyć w poko­ju” — pisał kard. Rat­zin­ger w cyto­wa­nym już ese­ju. Przy­ję­cie jed­nak tak duże­go sza­cun­ku dla oso­by ludz­kiej wyma­ga, według papie­ża, rów­nież przy­ję­cia wia­ry w Boga (a przy­naj­mniej zawie­sze­nia pro­gra­mo­wej nie­uf­no­ści wobec niej).


Para­fra­zu­jąc Dosto­jew­skie­go, moż­na bowiem powie­dzieć, że jeśli Boga nie ma, to nie ma naj­mniej­szych powo­dów do zacho­wy­wa­nia soli­dar­no­ści z tymi, któ­rym się nie powio­dło. “Spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym nie ma Boga, nie znaj­du­je kon­sen­su­su moral­ne­go nie­zbęd­ne­go dla war­to­ści moral­nych i siły do życia według tych war­to­ści, a nawet wbrew swym inte­re­som” — mówił Bene­dykt XVI do laty­no­skich bisku­pów. I tyl­ko w tak zary­so­wa­nej prze­strze­ni meta­fi­zycz­nej zro­zu­mia­łe się sta­je, że postu­lat soli­dar­no­ści spo­łecz­nej, choć­by wyra­ża­ją­cej się w pra­wie podat­ko­wym, zwią­za­ny jest u Bene­dyk­ta XVI z rozu­mie­niem wspól­no­ty pań­stwo­wej. Soli­dar­ność jest jej istot­nym ele­men­tem, a pań­stwo, nakła­da­jąc podat­ki, nie tyle doko­nu­je prze­mo­cy na naszych port­fe­lach, ile reali­zu­je swo­je obo­wiąz­ki wobec oby­wa­te­li.


Wycho­wy­wać świad­ków wia­ry


Tak moc­ne powią­za­nie postu­la­tów spo­łecz­nych z kon­kret­nym, zako­rze­nio­nym w trans­cen­den­cji rozu­mie­niem wspól­no­ty pań­stwo­wej spra­wia, że trud­no uznać pro­jekt (otwar­ty zresz­tą na roz­ma­ite inter­pre­ta­cje) Bene­dyk­ta XVI za lewi­co­wy czy socja­li­stycz­ny. W rozu­mie­niu spo­łe­czeń­stwa, pań­stwa, wspól­no­ty jest on bowiem dogłęb­nie kon­ser­wa­tyw­ny (choć zapew­ne nie kon­ser­wa­tyw­no-libe­ral­ny), a bez odnie­sie­nia do reli­gii — pozba­wio­ny sen­su.


U pod­staw papie­skiej wizji soli­da­ry­zmu spo­łecz­ne­go leży bowiem nie tyle abs­trak­cyj­na idea spra­wie­dli­wo­ści (jak u Rawl­sa) czy wol­ne­go ryn­ku (jak u von Mis­se­sa), ile kon­kret­na wizja spo­łe­czeń­stwa, któ­re połą­czo­ne jest wspól­ny­mi inte­re­sa­mi i war­to­ścia­mi. To jego umac­nia­nie oraz ochro­na inte­re­sów tych,którym (z wła­snej nie­kie­dy winy) się nie powio­dło, pozo­sta­je zada­niem władz pań­stwo­wych. Wspól­no­ta naro­do­wa opar­ta na histo­rii i wyzna­wa­nych war­to­ściach nie jest zatem czymś przy­pad­ko­wym, incy­den­tal­nym, lecz pozo­sta­je fun­da­men­tem każ­dej sen­sow­nej poli­ty­ki. Soli­dar­ność spo­łecz­na nie jest moż­li­wa do osią­gnię­cia poza taką kon­kret­ną — zako­rze­nio­ną w histo­rii, języ­ku i kul­tu­rze — wspól­no­tą. Gdy pró­bu­je się ona z niej wyzwo­lić, sta­je się czy­stą prze­mo­cą pań­stwa, któ­re odbie­ra boga­tym, by dać bied­nym, bez naj­mniej­szych — poza wolą rzą­dzą­cych — powo­dów.


Zakre­śle­nie gra­nic sen­sow­nej poli­ty­ki spo­łecz­nej nie ozna­cza wybo­ru kon­kret­nych roz­wią­zań eko­no­micz­nych czy gospo­dar­czych. Zada­niem Kościo­ła — i to rów­nież pod­kre­ślał Bene­dykt XVI nie­zwy­kle wyraź­nie — nie jest bowiem bycie pod­mio­tem wal­ki poli­tycz­nej. “Kościół jest obroń­cą spra­wie­dli­wo­ści i ubo­gich wła­śnie dla­te­go, że nie utoż­sa­mia się z poli­ty­ka­mi ani z inte­re­sa­mi par­tyj­ny­mi. Tyl­ko będąc nie­za­leż­nym, może nauczać o nie­pod­wa­żal­nych wiel­kich kry­te­riach i war­to­ściach, kształ­to­wać sumie­nia iofia­ro­wy­wać wybór życio­wy wykra­cza­ją­cy poza śro­do­wi­sko poli­tycz­ne” — zazna­czył papież.


Osta­tecz­nie zatem zada­niem Kościo­ła jest kształ­to­wa­nie wiel­kich świad­ków ewan­ge­lii. Gło­sze­nie Chry­stu­sa nie powin­no być prze­ciw­sta­wia­ne budo­wa­niu spra­wie­dli­wo­ści, bowiem ono wła­śnie jest praw­dzi­wą pra­cą na rzecz spra­wie­dli­wo­ści. I choć może się to wyda­wać prze­sad­nym ide­ali­zmem, trud­no nie dostrzec, że tam, gdzie wytrwa­le gło­szo­no ewan­ge­lię, było o wie­le mniej nie­spra­wie­dli­wo­ści. Dosko­na­łym przy­kła­dem tego jest dzia­łal­ność wiel­kie­go XVIII-wiecz­ne­go refor­ma­to­ra angli­ka­ni­zmu Joh­na Wesleya. Choć kon­cen­tro­wał się on głów­nie na oży­wie­niu oso­bi­stej wia­ry Angli­ków, to — zda­niem wie­lu histo­ry­ków — zapo­cząt­ko­wa­ny przez nie­go ruch meto­dy­stycz­ny spra­wił, że w Wiel­kiej Bry­ta­nii nie wybu­chła rewo­lu­cja spo­łecz­na. Praw­dzi­we nawró­ce­nie jed­no­stek zawsze skut­ku­je w życiu spo­łecz­nym i poli­tycz­nym. I chy­ba to jest isto­tą spo­łecz­ne­go prze­ka­zu Bene­dyk­ta XVI.


Arty­kuł uka­zał się w dzi­siej­szym wyda­niu “Rzecz­po­spo­li­tej”

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.