- 16 września, 2015
- przeczytasz w 5 minut
Skąd tyle nienawiści? Skąd ten odór egocentryzmu? Skąd rozlewająca się w dyskusjach żółć wobec nowej fali uchodźców, która do nas w ogóle jeszcze nie dotarła? Skąd ten jad wobec inaczej myślących i rażąca gotowość do emocjonalnej eksterminacji drugiego człowie...
#Hejt nasz codzienny
Skąd tyle nienawiści? Skąd ten odór egocentryzmu? Skąd rozlewająca się w dyskusjach żółć wobec nowej fali uchodźców, która do nas w ogóle jeszcze nie dotarła? Skąd ten jad wobec inaczej myślących i rażąca gotowość do emocjonalnej eksterminacji drugiego człowieka?
Wielu z przerażeniem obserwuje poziom agresji na forach internetowych. Nie tylko w temacie uchodźców, ale w sprawach, które powinny być przedmiotem możliwie spokojnej i rzeczowej dyskusji. Zamiast dialogu jest rynsztok. Aplauz zdobywają wypowiedzi niegodne, siejące paranoiczny strach przed drugim człowiekiem. Chęć niesienia pomocy traktowana jest w najlepszym przypadku jako przejaw naiwności, ignorancji, a w najgorszym jako promowanie terroryzmu. Niestety, kościelne fora dyskusyjne praktycznie nie odbiegają od tzw. świeckich. Równie uroczyste, co chamskie promowanie postaw pozbawionych empatii jest tak przytłaczające, że osoby, wypowiadające zdanie odmienne, rozjeżdżane są pogardą, a to wszystko w imię obrony chrześcijańskiego porządku Europy.
Po diabła takie chrześcijaństwo, które rozpala się do granic czerwoności, gdy chodzi o stawianie oporu tzw. lewacko-liberalno-homoseksualnej armadzie? Z jednej strony mamy święcie oburzonych żonglujących wersetami z Pisma Świętego, aby uzasadnić taki, a nie inny model rodziny, małżeństwa czy po prostu człowieczeństwa w XXI wieku. Z drugiej strony ci sami traktują niejednokrotnie i nierzadko słowa samego Chrystusa jak katalog fakultatywnych przykazań. W pierwszym przypadku litera jest be, a w drugim cacy. Już dawno do szerokiego przykazania miłości nie dodano tylu przypisów i zastrzeżeń. Często obrzydliwych.
Co to za chrześcijaństwo, lewitujące w jałowych sporach o dość abstrakcyjnie ujmowane dziedzictwo kulturowe traktowane w zupełnym oderwaniu od jego właściwych fundamentów? Co to za tandetna obrona tożsamości wykastrowanej z ewangelicznego nakazu miłości do bliźniego, nakazu zbywanego i odrzucanego cynicznie jako element odrealnionego świata? Lektura wpisów, komentarzy, głównie wrzasku i myślowych ekskrementów, pokazuje cały zestaw narzędzi hejtu do praktycznego zastosowania i to od zaraz wobec kogokolwiek na jakikolwiek temat.
Taka postawa rodzi frustrację i lęki, produkuje na potęgę wizje, które kłamliwie apelując o obronę dziedzictwa chrześcijańskiego, w rzeczywistości podważają jego wiarygodność. Na naszych oczach triumfuje postawa, która – przywołując słowa Benedykta XVI z niewygłoszonego przemówienia na Uniwersytecie La Sapienza – stwarza realne ‘niebezpieczeństwo upadku w nieludzkość’.
Zresztą ten sam papież, jak mało kto na tym Kontynencie, zabiegający o chrześcijańskie dziedzictwo Europy, słusznie przypominał w Caritas in veritate, że:
społeczeństwa technologicznie zaawansowane nie powinny mylić swojego rozwoju technologicznego z domniemaną wyższością kulturową, ale powinny odkryć w sobie zapomniane czasem cnoty, które pozwoliły im rozkwitać w ciągu dziejów
Dzieje się niestety odwrotnie, a ludzie, wśród których zapewne nie wszyscy uciekają przed śmiercią i wojną, traktowani są jak rekwizyty, jak prawie-ludzie, prawie-zaraza i inwazja w jednym. Hejt nasz codzienny temu sprzyja, hejt nasz codzienny rozpylany w Internecie, szczególnie w anonimowych wpisach (choć nie tylko) karmi i żywi rozbuchany rzeczywisty upadek chrześcijaństwa.
Sytuacja z uchodźcami przerasta wszystkich. Także tych, którzy uważają, że pojęli wszystkie geopolityczno-gospodarcze tudzież religijno-społeczne aspekty zagadnienia. Problem przerasta wszystkich, ale nie jest nowy. Statystyki Frontexu wyraźnie pokazują, że uchodźcy napływają do Europy nie od dziś, a obecna fala szukających lepszego życia (niektórych nazywają to atakiem Hunów lub po prostu inwazją), jest wyjątkowa jedynie pod względem liczbowym.
Jestem absolutnym przeciwnikiem lansowania bajkowych postulatów: wpuśćmy wszystkich bez wyjątku, ale jestem również przeciwko wykorzystywaniu wypracowanego przez Europę chaosu do promowania pogardy i uzasadnianiu braku pomocy dla tych, którzy dziś, tu i teraz, są na terenie państw Unii Europejskiej i po prostu potrzebują pomocy bez względu na to, czy są to mężczyźni w sile wieku czy kobiety z dziećmi. Nie jestem naiwnym wyznawcą społeczeństwa multikulti na modłę zachodnioeuropejską, gdyż ta polityka odniosła na wielu obszarach spektakularną porażkę, a dzisiejszy hejt jest tej porażki wykwitem.
Kościoły różnych wyznań w Europie nie są od tego, aby przedkładać gotowe rozwiązania ws. polityki imigracyjnej. Mogą i powinny służyć głosem doradczym, gdyż od lat i wieków praktycznie zmagają się z tym, z czym w skali makro zmagają się teraz Grecy, Turcy, Serbowie, Macedończycy, Węgrzy, Austriacy i wreszcie Niemcy. Rolą chrześcijan, zarówno władz kościelnych, jak i ławkowych wiernych, jest przypominanie o obowiązku pomocy. Jeszcze większym obowiązkiem jest jej niesienie. Nie rozwiążemy w naszych kościołach, dyskusjach, listach pasterskich i apelach wielkiego wyzwania, bodajże największego od zakończenia II wojny światowej. Nie przebijemy się przez sieć imperialno-gospodarczych interesów, ale dbając o pomyślność i bezpieczeństwo Europy, naszych ojczyzn możemy dzięki nim, i nie tylko dzięki nim, wspierać postawy, które nie będą przywoływać na myśl najbardziej zawstydzających analogii z XX wieku.
Wyciągnięta pięść zamiast wyciągniętej ręki nie jest rozwiązaniem pragmatycznym. Nie zmienią tego opowieści rozczarowanych duchownych, którzy zorganizowali miejsce i pracę dla syryjskiej rodziny, która i tak zdecydowała się na ucieczkę do Niemiec. Trzeba mówić o emocjach. Lęk i obawa nie są wstydem, ale wstydem jest budowanie na nich życia. Zamiast gardzić tymi, którzy mówią o pomocy i cicho starają się nią nieść, zamiast usprawiedliwiać swoją bezczynność ‘inwazją barbarzyńców’, warto o zadbać o chrześcijańską i silną Europę po chrześcijańsku, a to bynajmniej nie oznacza rezygnacji z rozsądku i roztropności. Niestety, nie potrzebujemy najazdu Hunów, aby poczuć się jak na wojnie cywilizacji. Już sami sobie ją fundujemy. W Internecie i nie tylko.
» Ekumenizm.pl:Ewangelicki biskup o uchodźcach
» Ekumenizm.pl: Konwertyci krytykują biskupa