Społeczeństwo polityka

Czy da się zbawić katolików?


Niko­go nie zasko­czy chy­ba wynik badań prze­pro­wa­dzo­nych przed rokiem przez pro­fe­so­rów Jame­sa D. David­so­na (insty­tut socjo­lo­gii, Pur­due Uni­ver­si­ty w West Lafay­et­te, India­na) i Deana Hoge’a (reli­gio­znaw­stwo, Uni­ver­si­ty of Notre Dame, India­na), któ­rzy oce­ni­li sto­su­nek Ame­ry­ka­nów wyzna­nia rzym­sko­ka­to­lic­kie­go do ich reli­gii? Choć prze­wa­ża­ją­ca więk­szość kato­li­ków opo­wie­dzia­ła się za gło­szo­ny­mi przez ich Kościół praw­da­mi wia­ry („prze­isto­cze­nie”, „wnie­bo­wzię­cie” etc.), to jed­nak usi­łu­ją oni pogo­dzić toż­sa­mość kato­lic­kąz pro­pa­go­wa­ną […]


Niko­go nie zasko­czy chy­ba wynik badań prze­pro­wa­dzo­nych przed rokiem przez pro­fe­so­rów Jame­sa D. David­so­na (insty­tut socjo­lo­gii, Pur­due Uni­ver­si­ty w West Lafay­et­te, India­na) i Deana Hoge’a (reli­gio­znaw­stwo, Uni­ver­si­ty of Notre Dame, India­na), któ­rzy oce­ni­li sto­su­nek Ame­ry­ka­nów wyzna­nia rzym­sko­ka­to­lic­kie­go do ich reli­gii?

Choć prze­wa­ża­ją­ca więk­szość kato­li­ków opo­wie­dzia­ła się za gło­szo­ny­mi przez ich Kościół praw­da­mi wia­ry („prze­isto­cze­nie”, „wnie­bo­wzię­cie” etc.), to jed­nak usi­łu­ją oni pogo­dzić toż­sa­mość kato­lic­kąz pro­pa­go­wa­ną w Koście­le ame­ry­kań­skim poli­ty­ką otwar­to­ści i dia­lo­gu wobec innych wyznań i reli­gii. W ankie­tach zna­la­zły się rów­nież zda­nia, któ­re James oce­nia jako ozna­ki rosną­cej w Koście­le rela­ty­wi­za­cji war­to­ści reli­gij­nych „Nikt nie może zmu­szać się do bycia w Koście­le, w któ­rym się uro­dził” – mówi­li jed­ni (ok. 76%), „Był­bym rów­nie szczę­śli­wy w innym wyzna­niu, jak we wła­snym” (52%) – odpo­wia­da­li dru­dzy. (Wię­cej o wyni­kach badań – tutaj.

Na uwa­gę zasłu­gu­je fakt, że odpo­wie­dzi te nie muszą być od razu trak­to­wa­ne jako prze­jaw rela­ty­wi­zmu. W isto­tę tego, co moż­na nazwać „ame­ry­kań­sko­ścią” wpi­sa­na jest otwar­tość, akcep­ta­cja innych prze­ko­nań reli­gij­nych („Był­bym rów­nie szczę­śli­wy w innym wyzna­niu, jak we wła­snym” ). Mimo wszyst­ko sytu­acja Kościo­ła nie jest oce­nia­na dobrze.

W ubie­głym roku uka­za­ła się książ­ka The Dec­li­ne and Fall of the Catho­lic Church in Ame­ri­ca, autor­stwa Davi­da Car­li­na. Według auto­ra poja­wia­ją­ce się dane oddzia­ły­wu­ją na wspól­no­tę kato­lic­ką dwo­ja­ko: albo mobi­li­zu­ją­co albo mogą natchnąć pesy­mi­zmem. Przede wszyst­kim sta­no­wią one wyzwa­nie dla ducho­wień­stwa. Wśród osób zaan­ga­żo­wa­nych w spra­wy wspól­no­ty rzym­sko­ka­to­lic­kiej w USA poja­wia­ją się róż­ne sta­no­wi­ska. Jed­ni chcą rady­kal­nych reform (wpro­wa­dze­nie świę­ceń dla kobiet, wery­fi­ka­cja dogma­ty­ki) – pyta­nie: czy taka refor­ma pomo­gła angli­ka­nom? Dru­dzy przy­łą­czy­li się do skraj­nych grup– sede­wa­kan­ty­stów, pyta­nie: jak to poma­ga ich Kościo­ło­wi? Jesz­cze inni, cze­ka­ją – pyta­nie: na co?

Nale­ży stwier­dzić, że w ostat­nim cza­sie Kościół w swych refor­mach wyka­zał się w wie­lu regio­nach świa­ta bra­kiem odpo­wie­dzial­no­ści i bra­kiem umie­jęt­no­ści w docie­ra­niu do ludzi, któ­rzy po swo­je­mu trak­tu­ją zarów­no przy­wią­za­nie do reli­gii, jak i potrze­bę posta­wy eku­me­nicz­nej – jed­na i dru­ga przyj­mo­wa­ne są „na śle­po”, śmiem twier­dzić, że czę­sto bez­re­flek­syj­nie. Takie posta­wy nie są obce Pola­kom. Pół żar­tem pół – serio moż­na zadać sobie jesz­cze jed­no pyta­nie: Czy da się zba­wić kato­li­ków?

Roz­wią­za­nie pro­ble­mu nie leży, w grun­cie rze­czy, dale­ko. Ludwig Wit­t­gen­ste­in i sze­reg filo­zo­fów-lin­gwi­stów w XX wie­ku gło­si­ło postu­lat dopra­co­wa­nia defi­ni­cji ter­mi­nów. Ale zgło­sze­nie podob­ne­go postu­la­tu w Koście­le nie było­by chy­ba dobrym roz­wią­za­niem, by móc przy­wró­cić wia­rę Ame­ry­ka­nom, czy innym spo­łecz­no­ściom kato­lic­kim na świe­cie. Ucze­nie – na spo­tka­niach kate­che­tycz­nych, na reli­giach dla mło­dzie­ży – nie wpoi niko­mu ide­al­ne­go rozu­mie­nia sfor­mu­ło­wań dogma­tycz­nych („prze­isto­cze­nie”, „wnie­bo­wzię­cie” etc.) w taki spo­sób, by były one nie tyl­ko jasne, ale pro­wo­ko­wa­ły do dal­szej, twór­czej – a nie destruk­tyw­nej czy nega­tyw­nej – reflek­sji. Zasta­na­wiam się, czy wła­śnie porzu­ce­nie dopra­co­wy­wa­nia ter­mi­nów nie oka­za­ło­by się w tym wypad­ku zba­wien­ne. Do tego potrze­ba jed­nak odpo­wie­dzial­no­ści i zro­zu­mie­nia gło­szo­nej reli­gii ze stro­ny kate­che­tów, duchow­nych tak, aby otwar­tość sfor­mu­ło­wań reli­gij­nych na ich wery­fi­ka­cję nie koń­czy­ła się – jak to dotych­czas czę­sto się zda­rza – na ich odrzu­ce­niu przez wier­nych.

Czy dusz­pa­ste­rze są w swym kate­chi­zo­wa­niu odpo­wie­dzial­ni? Zasad­ni­czo spo­tkać może­my dwie posta­wy. Jed­na pole­ga na wyło­że­niu prawd wia­ry w spo­sób kla­row­ny i to w taki spo­sób, aby nie były one pod­da­ne dys­ku­sji (mają chy­ba nadzie­ję, iż nie będą nawet pod­da­ne wewnętrz­ne­mu mono­lo­go­wi). Innym razem dusz­pa­ste­rze uka­zu­jąc ludziom jaką­kol­wiek głę­bię reli­gii kato­lic­kiej bawią się w cza­ro­dziei wycią­ga­ją­cych kró­li­ka z kape­lu­sza: „a tak w ogó­le to na praw­dę cho­dzi tu Kościo­ło­wi nie o to, co się wam wyda­je, ale o … (coś zupeł­nie inne­go)”. W tym momen­cie „wier­ni” – zwłasz­cza słu­cha­cze kate­chez – musza mieć zapew­nio­ne warun­ki swo­bod­nej reflek­sji nad wia­rą, by zachwyt wywo­ła­ny dusz­pa­ster­skim spek­ta­klem nie spro­wa­dził ich na reli­gij­ne bez­dro­ża. O pięk­nie reli­gii rzym­sko­ka­to­lic­kiej i jej głę­bi prze­ko­nać się moż­na tyl­ko wte­dy, gdy prze­sta­nie się ja ogra­ni­czać do fra­ze­sów, któ­rym na siłę będzie się chcia­ło nadać jed­no­znacz­ność, jakąś – że się ta wyra­żę – utar­tą głę­bię.

Przy­wią­za­nie do tego, co nie tyl­ko utar­te i zwy­cza­jo­we, ale i nie pod­da­ją­ce się reflek­sji pozo­sta­je dewia­cją. „Puste” nie jest dobrym przed­mio­tem wia­ry chrze­ści­ja­ni­na, a trzy­ma­nie się „puste­go” nie będzie wyra­zem wia­ry w Boga. Naj­le­piej prze­ko­nu­je o tym Biblia, któ­ra sama w sobie widzi głę­bię, a wyra­ża to cho­ciaż­by przez teo­lo­gicz­ne uza­sad­nia­nie świę­to­wa­nia Dnia Świę­te­go (Rdz 20, 8–9). Dogmat w samej swej natu­rze jest trans­cen­den­tal­ny. To dla­cze­go nie Kościół gło­si to i to nie jest dane jasno i wyraź­nie. Odpo­wiedź leży w reflek­sji i medy­ta­cji, a czyż nie są one for­mą modli­twy? Na tę for­mę kato­lik musi sobie pozwo­lić zawsze.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.