Społeczeństwo polityka

Homoseksualizm, demoliberalizm i religia w Magazynie SR


Temat homo­sek­su­ali­zmu domi­nu­je wie­le debat spo­­łe­cz­no-reli­­gi­j­nych. O gejach i les­bi­jakch roz­ma­wia­ją poli­ty­cy, socjo­lo­dzy, kul­tu­ro­znaw­cy, a tak­że oso­by zwią­za­ne z Kościo­ła­mi. Tak­że na EAI Ekumenizm.pl poja­wia­ją się­de­pe­sze infor­ma­cyj­ne i publi­cy­sty­ka, doty­czą­ca homo­sek­su­ali­zmu. Cie­szy­my się, że na łamach EAI pre­zen­to­wa­ne są róż­ne spoj­rze­nia na tę kwe­stię i to nie ze wzglę­du na kary­ka­tu­ral­nie poj­mo­wa­ną popraw­ność poli­tycz­ną, ale bogac­two róż­no­rod­no­ści. Czy­tel­ni­kom EAI Ekumenizm.pl pre­zen­tu­je­my tekst Rolan­da Tetle­ra: “Głos nie­mych: krzyk gar­dło­wy — homo­sek­su­alizm, demo­li­be­ra­lizm i reli­gia”, któ­ry […]


Temat homo­sek­su­ali­zmu domi­nu­je wie­le debat spo­łecz­no-reli­gij­nych. O gejach i les­bi­jakch roz­ma­wia­ją poli­ty­cy, socjo­lo­dzy, kul­tu­ro­znaw­cy, a tak­że oso­by zwią­za­ne z Kościo­ła­mi. Tak­że na EAI Ekumenizm.pl poja­wia­ją się­de­pe­sze infor­ma­cyj­ne i publi­cy­sty­ka, doty­czą­ca homo­sek­su­ali­zmu. Cie­szy­my się, że na łamach EAI pre­zen­to­wa­ne są róż­ne spoj­rze­nia na tę kwe­stię i to nie ze wzglę­du na kary­ka­tu­ral­nie poj­mo­wa­ną popraw­ność poli­tycz­ną, ale bogac­two róż­no­rod­no­ści. Czy­tel­ni­kom EAI Ekumenizm.pl pre­zen­tu­je­my tekst Rolan­da Tetle­ra: “Głos nie­mych: krzyk gar­dło­wy — homo­sek­su­alizm, demo­li­be­ra­lizm i reli­gia”, któ­ry zaj­mu­je się reli­gij­ny­mi i spo­łecz­ny­mi aspek­ta­mi homo­sek­su­ali­zmu z kon­ser­wa­tyw­nej per­spek­ty­wy. Część tek­stu pre­zen­tu­je­my poni­żej. Całość moż­na prze­czy­tać na stro­nach Maga­zy­nu Teo­lo­gicz­ne­go Sem­per Refor­man­da. Pro­si­my o pro­wa­dze­nie dys­ku­sji w Maga­zy­nie SR.

GŁOS NIEMYCH: KRZYK GARDŁOWY


Dra­mat prze­mil­cza­nej kon­fron­ta­cji homo­sek­su­ali­stów z męż­czy­zna­mi hete­ro­sek­su­al­ny­mi pole­ga na tym, że wszy­scy są jak postać z obra­zu Műn­cha „Krzyk”. Nie mogą wypo­wie­dzieć i nazwać tego, co w nich głę­bo­ko tkwi. Uwi­kła­na w libe­ral­ne inspi­ra­cje poli­tycz­ne i kul­tu­ro­we toż­sa­mość męż­czy­zny, kobie­ty i rodzi­ny ule­ga rela­ty­wi­za­cji. Męska toż­sa­mość prze­sta­je być czymś jedy­nym, abso­lut­nym, nie­po­wta­rzal­nym. Pozba­wio­na zna­cze­nia daru miło­ści rodzi­ców i Boga, sta­je się powo­li samo­kre­acją, pro­duk­tem kul­tu­ry maso­wej lub innych demo­nicz­nych labo­ra­to­riów współ­cze­sno­ści.


Za detro­ni­za­cją hete­ro­sek­su­al­nej „peł­ni – wyż­szo­ści” (uni­kal­nej wyłącz­no­ści, pew­ne­go rodza­ju mono­po­lu), ale też wyjąt­ko­wo­ści, jaka od wie­ków przy­na­le­ża­ła kobie­cie – jedy­nej part­ner­ce męż­czy­zny, kry­je się aspi­ra­cja do odczy­ta­nia homo­sek­su­ali­zmu jako daru miło­ści, a nie tra­gicz­ne­go w kon­se­kwen­cjach bra­ku. Ist­nie­je teo­lo­gicz­na inkli­na­cja u homo­sek­su­ali­stów do zastą­pie­nia dopu­stu Boże­go Bożą wolą. Bóg w tym ukła­dzie sta­wał­by się nie tyl­ko zakład­ni­kiem pożą­da­nia pozba­wio­ne­go głę­bo­kich odnie­sień, ale i bez­po­śred­nią przy­czy­ną ludz­kie­go cier­pie­nia, jakim w swej isto­cie homo­sek­su­alizm jest.


Nor­mal­ni, nie­ak­cep­to­wa­ni


Zain­te­re­so­wa­nie świa­ta demo­li­be­ral­nej kul­tu­ry i poli­ty­ki pro­mo­cją homo­sek­su­ali­zmu nie jest przy­pad­ko­we ani bez­in­te­re­sow­ne. Mniej­szo­ści homo­sek­su­al­ne są bez­kry­tycz­ny­mi zwo­len­ni­ka­mi sys­te­mu demo­li­be­ral­ne­go i murem sto­ją za poli­ty­ka­mi lewi­cy. Homo­sek­su­ali­ści nie widzą zagro­żeń w glo­ba­li­za­cji, nie pro­te­stu­ją prze­ciw ogra­ni­cza­niu wol­no­ści sło­wa w Inter­ne­cie, nie widzą pro­ble­mu w kon­cen­tra­cji mediów. Są więc ide­al­nym spo­łe­czeń­stwem w spo­łe­czeń­stwie, mode­lo­wym dla demo­li­be­ra­li­zmu, zafik­so­wa­nym na swo­jej wol­no­ści zewnętrz­nej do tego stop­nia, że inten­cjo­nal­nie plan­tu­ją zło­żo­ny bagaż uwa­run­ko­wań szczę­ścia i realiów wystę­pu­ją­cych poza ich „kawiar­nią”.


Na tę uprosz­czo­ną wizję świa­ta pra­cu­ją licz­ne zespo­ły naukow­ców i publi­cy­stów, koope­ru­ją­cych z ide­olo­gią popraw­no­ści poli­tycz­nej. Zada­niem publi­cy­stów jest wyklu­cze­nie pyta­nia, dla­cze­go homo­sek­su­alizm jest nor­mal­ny, jakim jest dobrem. Zada­niem czę­ści sko­rum­po­wa­nych naukow­ców, pod­po­rząd­ko­wa­nych ide­olo­gii, jest symu­la­cja nor­mal­no­ści, któ­ra siłą rze­czy pozo­sta­je na pozio­mie wra­że­nia i osa­dze­nie jej na fun­da­men­cie wąt­pli­wych, ale skrzęt­nie pod­chwy­ty­wa­nych przez „pro­pa­gan­dę” dowo­dach nauko­wych. Dra­ma­tycz­nie zawy­żo­na potrze­ba samo­ak­cep­ta­cji u homo­sek­su­ali­stów dodat­ko­wo napę­dza pró­by wtar­gnię­cia w deli­kat­ne dzie­dzi­ny spo­łecz­nej eudaj­mo­nii. Pira­mi­dal­nie ustruk­tu­ro­wa­ne racjo­na­li­za­cje, głęb­szych niż spo­łecz­ne inte­rak­cje (bo pocho­dzą­ce naj­czę­ściej z dzie­ciń­stwa) ura­zów, gene­ru­ją wiel­kie kłam­stwo o nor­mal­no­ści i szczę­ściu homo­sek­su­al­nym. Wycho­dząc od skła­da­nej w demo­li­be­ral­nych fabry­kach nowej wizji oso­by ludz­kiej, defi­niu­ją się jako spo­łecz­ność rów­no­rzęd­na hete­ro­sek­su­al­nej i posu­wa­ją się do roz­wią­zań siło­wych (m. in. mani­pu­la­cja, kre­owa­nie restryk­cyj­ne­go wobec innych świa­to­po­glą­dów kodek­su kar­ne­go, infa­mia osób nie podzie­la­ją­cych ich poglą­dów, ste­ro­wa­nie deba­tą publicz­ną) w pozy­ski­wa­niu przy­wi­le­jów.


Oso­by homo­sek­su­al­ne jako jed­nost­ki mają swo­je nie­zby­wal­ne pra­wa w pań­stwie demo­kra­tycz­nym, ale dążą do wykształ­ce­nia wize­run­ku spo­łecz­ne­go, któ­ry defi­nio­wał­by ich jako gru­pę pozy­tyw­ną i kre­atyw­ną. Dalej, sta­wia­ją znak rów­no­ści mię­dzy pra­wa­mi oby­wa­tel­ski­mi jed­nost­ki a przy­wi­le­ja­mi gru­py pozy­tyw­nie zde­fi­nio­wa­nej i klu­czo­wej dla stra­te­gii życia spo­łecz­ne­go. Symu­lu­ją w opar­ciu o to rów­na­nie odmo­wę praw oby­wa­tel­skich przez więk­szość i przy­wo­łu­ją mecha­nizm dys­kry­mi­na­cji. Zabieg ten miał­by ich sta­wiać na rów­ni z mniej­szo­ścia­mi etnicz­ny­mi i raso­wy­mi oraz słu­żył­by ochro­nie praw­nej zacho­wań homo­sek­su­al­nych i wymu­sze­niu zmian w postrze­ga­niu homo­sek­su­ali­zmu dro­gą usta­wo­wą. Sym­pli­fi­ka­cje kul­tu­ro­we pomi­ja­ją roz­róż­nie­nie pomię­dzy jed­nost­ką a gru­pą, przy­wi­le­jem a pra­wem i obo­wiąz­kiem spo­łecz­nym, antro­po­lo­gią ide­ali­stycz­ną (pra­wo do dowol­ne­go defi­nio­wa­nia oso­by ludz­kiej) a reali­stycz­ną (pozna­nie oso­by ludz­kiej w opar­ciu o zało­że­nie ist­nie­nia praw­dy obiek­tyw­nej o czło­wie­ku).


Szan­sa na spo­łecz­ną akcep­ta­cję homo­sek­su­ali­zmu w prze­strze­ni publicz­nej wzra­sta wraz z psy­cho­lo­gicz­nym prze­ko­na­niem, że homo­sek­su­alizm jest nor­mal­ny. Homo­sek­su­alizm w naj­bar­dziej wyszu­ka­nej symu­la­cji nie impli­ku­je tak pozy­tyw­nych inte­rak­cji, z jaki­mi mamy do czy­nie­nia w sek­sie hete­ro­sek­su­al­nym. A to w pro­sty spo­sób rzu­tu­je na róż­ni­cę w jako­ści i trwa­ło­ści związ­ków homo — i hete­ro­sek­su­al­nych. W związ­ki homo­sek­su­al­ne part­ne­rzy wno­szą swo­je defi­cy­ty emo­cjo­nal­ne i liczą, że zre­du­ku­ją je dzię­ki oso­bie part­ne­ra. Jeże­li jeden z part­ne­rów ma wię­cej cech męż­czy­zny, wów­czas dru­gi szu­ka w nim swo­je­go męskie­go pier­wiast­ka, co sta­no­wi logicz­ne odbi­cie rela­cji kobie­ta – męż­czy­zna. Odwrot­nie dzie­je się w rela­cji męż­czy­zna – kobie­ta.


W tej rela­cji nie cho­dzi o wyrów­ny­wa­nie defi­cy­tów, ponie­waż męż­czy­zna i kobie­ta uzu­peł­nia­ją się z pozy­cji part­ner­skiej. Zwią­zek taki jest zwień­cze­niem sub­tel­ne­go dzie­ła, jakim jest męska i kobie­ca toż­sa­mość. W związ­ku z kobie­tą, pisze Bert Hel­lin­ger, męż­czy­zna rezy­gnu­je z poszu­ki­wa­nia swo­je­go pier­wiast­ka żeń­skie­go na rzecz poszu­ki­wa­nia go w part­ner­ce, wte­dy nastę­pu­je osta­tecz­ne okrzep­nię­cie męskiej toż­sa­mo­ści. W związ­ku hete­ro­sek­su­al­nym cho­dzi o uzu­peł­nia­nie się na zasa­dzie dwóch ide­al­nie pasu­ją­cych połó­wek. W rela­cji homo­sek­su­al­nej mamy do czy­nie­nia z uto­pią; poszu­ku­ją­cy swo­jej wypar­tej cząst­ki męż­czy­zna nie może jej odna­leźć w dru­gim męż­czyź­nie, musi ją zna­leźć w sobie. Homo­sek­su­ali­sta znaj­du­je się w błęd­nym recyc­lin­gu, któ­re­go wyczer­py­wa­nie się ozna­cza degra­da­cję uczu­cio­wą, utra­tę wia­ry w miłość, wypa­le­nie się wię­zi z ludź­mi i samot­ność.


W tym kon­tek­ście musi­my posłu­żyć się dwie­ma defi­ni­cja­mi orien­ta­cji sek­su­al­nej, bio­rąc pod uwa­gę fakt kom­pro­mi­sów doko­na­nych w ich prze­strze­ni. Wspól­ny obszar obu to pożą­da­nie, pociąg fizycz­ny. Ale już na pozio­mie pocią­gu psy­chicz­ne­go doty­ka­my istot­nych róż­nic. Homo­sek­su­ali­sta dąży do cze­goś, co ist­nie­je w nim samym, tyl­ko zosta­ło wypar­te. Może­my więc mówić o dąże­niu do wyrów­na­nia defi­cy­tów emo­cjo­nal­nych.


Psy­chi­ka kobie­ty i męż­czy­zny wyra­sta z pozio­mu bio­lo­gicz­nej sym­bio­zy panu­ją­cej mię­dzy mat­ką a dziec­kiem. Fizycz­nym nega­ty­wem owej jed­no­ści są narzą­dy płcio­we, dosko­na­le zestro­jo­ne w kopu­la­cji hete­ro­sek­su­al­nej. Pierw­sza miłość męż­czy­zny – mat­ka – będzie nicią Ariad­ny w labi­ryn­tach męsko-dam­skich powią­zań i ewo­lu­uje w pożą­da­nie sek­su­al­ne w sto­sun­ku do kobiet. Ta per­spek­ty­wa psy­cho­lo­gicz­na rela­cji męż­czy­zna – kobie­ta – męż­czy­zna bie­gnie line­ar­nie do wizji biblij­nej, na co zwró­cił uwa­gę Joseph Rat­zin­ger w oma­wia­nym żywo na forum EAI Ekumenizm.pl doku­men­cie “O współ­dzia­ła­niu męż­czy­zny i kobie­ty”. Psy­cho­lo­gicz­ny opis kształ­to­wa­nia się toż­sa­mo­ści męż­czy­zny jest para­fra­zą biblij­ne­go opi­su stwo­rze­nia. Kobie­ta bie­rze się z jego cia­ła i odtąd są jed­no („prze­glą­dam się w kobie­cie jak w lustrze”).


Pod­nie­sie­nie ran­gi macie­rzyń­stwa, w doku­men­cie Rat­zin­ge­ra, prze­no­si gorą­ce dys­ku­sje o homo­sek­su­ali­zmie w bar­dziej wysu­bli­mo­wa­ne stre­fy. „Kobie­ta, zacho­wu­jąc bar­dzo sil­ną intu­icję, że to, co naj­lep­sze w jej bycie sta­no­wią dzia­ła­nia skie­ro­wa­ne na zra­dza­nie dru­gie­go, jego wzrost i ochro­nę” w zasad­ni­czy spo­sób wpły­wa na poczu­cie męskiej toż­sa­mo­ści i war­to­ści. Odkry­cie rela­cji pomię­dzy kry­zy­sem macie­rzyń­stwa (eska­la­cją wygo­dy i rozu­mie­niem obec­no­ści dziec­ka jako przy­kre­go obo­wiąz­ku) a męską fru­stra­cją, poczu­ciem nie­pew­no­ści i wia­ry w sie­bie jest klu­czem­do zro­zu­mie­nia wybo­ru homo­sek­su­al­nej aktyw­no­ści w zachod­niej cywi­li­za­cji.


Męska toż­sa­mość jest nie­zwy­kle podat­na na wzor­ce i sil­nie je selek­cjo­nu­je, stąd m. in. bie­rze się odruch pozor­nie homo­fo­bicz­ny. Kul­tu­ra zabie­ga o zmia­nę wzor­ców i ma dra­pież­ny rys trans­gre­syj­ny, gene­ru­ją­cy pewien gatu­nek dege­ne­ra­cji opa­ko­wa­nej prze­wrot­nie w postęp. Jak przy­zna­je B. Mar­gu­erit­te: “Wyśmie­ni­tym spo­so­bem zagwa­ran­to­wa­nia wła­dzy pew­nych grup, pew­nych elit, jest podej­mo­wa­na sze­ro­ko pró­ba depra­wo­wa­nia ludzi, co czy­ni ich podat­ny­mi na wszel­kie mani­pu­la­cje”. Odry­wa­nie dzia­łań socja­li­za­cyj­nych od fun­da­men­tu biop­sy­chicz­ne­go jest poważ­nym błę­dem, gdyż muszą one kore­spon­do­wać ze sobą.


Np. ostat­ni doku­ment papie­ski o wery­fi­ka­cji powo­łań kapłań­skich bazo­wał na per­spek­ty­wie psy­cho­lo­gicz­nej, gdzie homo­sek­su­alizm jest uzna­wa­ny za nie­doj­rza­łość (kon­kret­nie mówi o tym psy­cho­lo­gia roz­wo­ju, papież zasię­gał opi­nii u wybit­nych przed­sta­wi­cie­li tego kie­run­ku), ale miał sil­ne odnie­sie­nia do bio­lo­gicz­nych uwa­run­ko­wań płci oraz socjal­nych reper­ku­sji afir­ma­cji kapła­na jako spo­łecz­ne­go wzor­ca męskiej toż­sa­mo­ści w świe­cie. Michał Wit­kow­ski: ”Jak obser­wu­je się mło­dych gejów, moż­na dojść do wnio­sku, że sta­je się to dopie­ro wte­dy, kie­dy wcho­dzą w śro­do­wi­sko. Tyle że nie­któ­rzy są na to bar­dziej podat­ni, inni mniej. Wcze­śniej czło­wiek nawet nie wie, że tak moż­na i wol­no się bawić, choć wie­lu gejów w dzie­ciń­stwie robi­ło sobie z prze­ście­ra­dła sukien­kę i prze­gi­na­ło się przed lustrem. Przy­cho­dzi np. do baru gejow­skie­go we Wro­cła­wiu, po raz pierw­szy, 16-latek. Przy­je­chał ze wsi, wyglą­da jak każ­dy inny chło­pak, ma sza­ry swe­te­rek i czu­je się obco, bo nie jest ani prze­sad­nie męski, ani kobie­cy. Bar­dzo szyb­ko zaczy­na przej­mo­wać wzor­ce, musi się ubrać, poru­szać tak jak inni, śmiać z tych samych zbla­zo­wa­nych kawa­łów…”.


Zna­jo­mość róż­nic mię­dzy pożą­da­niem homo­sek­su­al­nym a orien­ta­cją hete­ro­sek­su­al­ną nie powin­no pro­wa­dzić do kon­klu­zji o dewia­cji czy nie­nor­mal­no­ści homo­sek­su­ali­zmu. Są to okre­śle­nia pejo­ra­tyw­ne, nie odda­ją­ce isto­ty pro­ble­mu homo­sek­su­al­ne­go. Uni­ka­nie defi­ni­cji nega­tyw­nych poskut­ko­wa­ło jed­nak błęd­nym rozu­mie­niem homo­sek­su­ali­zmu jako cze­goś w peł­ni nor­mal­ne­go. Psy­cho­lo­gia posłu­gu­je się ter­mi­nem oso­bo­wo­ści bor­der­li­ne. Jest on — obok nie­doj­rza­ło­ści — naj­bar­dziej ade­kwat­nym dla homo­sek­su­ali­zmu ter­mi­nem.


Z dru­giej stro­ny, oso­by hete­ro­sek­su­al­ne mają pra­wo do rezer­wo­wa­nia sobie przy­miot­ni­ka „nor­mal­ny”, ponie­waż odda­je on isto­tę hete­ro­sek­su­al­no­ści jako speł­nie­nia i zwień­cze­nia pro­ce­su roz­wo­ju psy­cho­sek­su­al­ne­go. Wie­le badań nauko­wych potwier­dza słusz­ność ten­den­cji do odczy­ty­wa­nia skłon­no­ści homo­sek­su­al­nej w świe­tle ura­zu. Np. bada­nia kana­dyj­skie wyraź­nie wska­zu­ją na rela­tyw­nie wyż­szy pro­cent osób ule­ga­ją­cych mole­sto­wa­niu sek­su­al­ne­mu w dzie­ciń­stwie wśród osób homo­sek­su­al­nych. Inte­re­su­ją­ce są ana­li­zy wywia­dów prze­pro­wa­dzo­nych z homo­sek­su­ali­sta­mi przez pol­skie gru­py badaw­cze. „Regu­łą sta­ło się w naszych dzia­ła­niach wysłu­chi­wa­nie histo­rii, w któ­rej wystę­po­wał jeden z trzech sche­ma­tów prze­mo­co­wych: ojciec alko­ho­lik lub nie­obec­ny, uwie­dze­nie w wie­ku dora­sta­nia, repre­sjo­nu­ją­ca (wią­żą­ca ze sobą) mat­ka” — czy­ta­my w jed­nej z prac dok­tor­skich poświę­co­nych homo­sek­su­ali­zmo­wi.


Eks­pe­ry­men­ty na ludz­kiej płcio­wo­ści, prze­pro­wa­dza­ne w set­kach labo­ra­to­riów por­no­gra­ficz­nych, dobit­nie dowo­dzą, że struk­tu­ra hete­ro­sek­su­al­na, acz­kol­wiek nie­zwy­kle głę­bo­ko zako­rze­nio­na bio­lo­gicz­nie, może łatwo ulec aber­ra­cji i jest czymś bar­dziej kru­chym, może nawet sub­tel­niej­szym, ani­że­li iden­ty­fi­ka­cja sek­su­al­na kobiet. Bada­nia meto­dą archi­wal­ną i obser­wa­cyj­ną dowo­dzą, że pro­fe­sjo­nal­ne oddzia­ły­wa­nia na psy­cho­fi­zy­kę męż­czyzn hete­ro­sek­su­al­nych, podej­mu­ją­cych aktyw­ność sek­su­al­ną z part­ne­ra­mi tej samej płci, warun­ku­ją ich orien­ta­cję nega­tyw­nie. I tak 70% męż­czyzn dopusz­cza­ją­cych się sek­su anal­ne­go dekla­ro­wa­ło się po pierw­szych trzech sesjach jesz­cze jako hete­ry­cy, po następ­nych trzech mówi­li o bisek­su­al­nej natu­rze. Po roku zaś aktyw­no­ści homo­sek­su­al­nej dekla­ro­wa­li wyraź­ny spa­dek zain­te­re­so­wa­nia płcią prze­ciw­ną. Po trzech latach wresz­cie więk­szość z tych osób mówi­ła o prze­wa­dze ten­den­cji homo­sek­su­al­nej. Był­by to więc dru­gi bie­gun tej samej kon­dy­cji psy­cho­fi­zycz­nej, któ­rą inter­pre­to­wał dr Spi­ter (jego son­daż wyka­zał odwra­cal­ność ten­den­cji homo­sek­su­al­nej).


Sek­su­olo­gia aspi­ru­ją­ca do roli nauki inte­gru­ją­cej róż­ne dzie­dzi­ny roz­ło­ży­ła nazbyt arbi­tral­nie akcen­ty i roz­bi­ła holi­stycz­ne uję­cie męskiej toż­sa­mo­ści na iden­ty­fi­ka­cję płcio­wą i wolun­ta­ry­stycz­ne spec­trum męskich cech, ode­rwa­ne od biop­sy­chicz­ne­go pod­ło­ża. Wyglą­da to tak, jak­by róż­ne kom­po­nen­ty męskiej toż­sa­mo­ści były roz­pa­try­wa­ne nie­za­leż­nie, w ode­rwa­niu od sie­bie i ze szko­dą dla cało­ści. Wio­dą­cym moty­wem sek­su­olo­gicz­nej per­spek­ty­wy jest pry­mi­tyw­ne zało­że­nie, że roz­ła­do­wa­nie napię­cia sek­su­al­ne­go jest dobrem wyż­szym ani­że­li ducho­we i psy­cho­lo­gicz­ne prio­ry­te­ty, a sek­su­al­ność czło­wie­ka może w osta­tecz­no­ści reali­zo­wać się poza nimi.


Polak “homo­li­te­rac­ki”


Pra­cow­nik misji ONZ-owskiej opo­wia­da o dzie­ciach ze slum­sów, któ­re nie umie­ją czy­tać, ale zna­ją tech­ni­ki współ­ży­cia homo­sek­su­al­ne­go. Dwu­na­stu uczniów szko­ły pod­sta­wo­wej robi sobie wido­wi­sko: skła­nia do spła­ty dłu­gu kole­gę poprzez świad­cze­nie usłu­gi „sek­su oral­ne­go” (całe zda­rze­nie jest fil­mo­wa­ne). Jest tych przy­kła­dów tak wie­le jak w kul­tu­ro­wej cza­so­prze­strze­ni. „Obcią­gnij mi”, „wejdź we mnie”, to już „zwy­czaj­ne” dia­lo­gi męskich boha­te­rów popu­lar­ne­go seria­lu „6 stóp pod zie­mią”, reży­se­ro­wa­ne­go przez zde­kla­ro­wa­ne­go homo­sek­su­ali­stę. Film wyż­szych lotów “Bro­ke­back Moun­ta­in” opo­wia­da o miło­ści dwóch kow­bo­jów z pozo­ru nie­win­nie, ale z moc­nym akcen­tem prze­sła­nia, któ­re mło­dzież trak­tu­je bar­dzo serio: miłość homo­sek­su­al­na jest tak samo pięk­na jak miłość osób hete­ro­sek­su­al­nych, a to zna­czy dla mło­dzie­ży to samo, co alter­na­tyw­na (jeśli coś jest dobre rów­nie jak coś inne­go, to jest alter­na­ty­wą dla inne­go dobra).


Wysyp tre­ści homo­sek­su­al­nych w kul­tu­rze był nagły, jak­by cen­tral­nie pro­gra­mo­wa­ny nie­wi­dzial­ną ręką. Dia­lo­gi wkła­da­ne w usta boha­te­rów, zewnętrz­ne wobec kon­struk­cji fabu­ły, skro­jo­ne nie na mia­rę, jak­by zeska­no­wa­ne z innych sce­na­riu­szy. Zaaran­żo­wa­ne pod dyk­tat popraw­no­ści poli­tycz­nej i ordy­no­wa­ne jako wzor­co­we mode­le myśle­nia, pry­wat­ne zacho­wa­nia gwiazd popkul­tu­ry wyda­ją się sztucz­ne tak samo, jak wygła­sza­ne przez nie mądre tezy na temat rów­no­upraw­nie­nia mniej­szo­ści sek­su­al­nych. Weszli­śmy w nowy etap rewo­lu­cji demo­li­be­ral­nej. Tra­gicz­nie roz­chwia­ny — przez ide­olo­gicz­nie implan­to­wa­ne pro­gra­my tele­wi­zyj­ne i tre­ści „kul­tu­ro­we”- para­dyg­mat płci coraz wyra­zi­ściej zazna­cza się w zacho­wa­niach mło­dzie­ży. Oczy­wi­ście moż­na tłu­ma­czyć te zda­rze­nia w róż­ny spo­sób, ale jed­no nie ule­ga wąt­pli­wo­ści: per­wer­sja wzor­ców dopusz­cza­nych przez spo­łe­czeń­stwo w środ­kach maso­we­go prze­ka­zu ide­al­nie kore­spon­du­je z maso­wym, pla­stycz­nie line­ar­nym kopio­wa­niem ich przez mło­dzież.


Zwo­len­ni­cy rów­no­upraw­nie­nia muszą zadać sobie pyta­nie, czy w sfe­rze kul­tu­ry nie toczy się wal­ka o wzor­ce i pomię­dzy wzor­ca­mi, któ­rej efek­tem jest zasad­ni­cze prze­kształ­ce­nie wizji męż­czy­zny i mał­żeń­stwa w jej naj­bar­dziej intym­nych, rela­cyj­nych posta­ciach: dzie­ci – rodzi­ce, mąż – żona, rodzeń­stwo — rodzeń­stwo. Rów­no­upraw­nie­nie jest tym samym, co usank­cjo­no­wa­nie wzor­ca odnie­sień homo­sek­su­al­nych lub prze­siąk­nię­tych wszech­obec­ną alu­zją homo­sek­su­al­ną komu­ni­ka­tów kul­tu­ro­wych, a tak­że pod­nie­sie­nie ich do ran­gi atrak­cyj­ne­go i alter­na­tyw­ne­go kon­struk­tu rela­cji mię­dzy­ludz­kich. Jest to wzo­rzec wymy­ka­ją­cy się wszel­kiej odpo­wie­dzial­no­ści, ode­rwa­ny od defi­ni­cji dobra, wybit­nie hedo­ni­stycz­ny, roz­bi­ja­ją­cy kohe­rent­ność aktu mał­żeń­skie­go, w rze­czy samej uniesz­czę­śli­wia­ją­cy kobie­tę i pozba­wia­ją­cy ją w rów­nym stop­niu mono­po­lu na part­ner­stwo z męż­czy­zną, co męż­czy­znę mono­po­lu na hete­ro­sek­su­al­ną toż­sa­mość. I nawet jeśli wzo­rzec nie jest tym samym co wybór, to kli­mat zstę­pu­ją­cy z ich nagro­ma­dze­nia i prze­ni­kli­wej dyna­mi­ki ma wewnętrz­ną siłę mode­lo­wa­nia zacho­wań ludz­kich – w poprzek deter­mi­ni­stycz­nych i pre­de­sty­na­cyj­nych sło­jów natu­ry.


„Myślę tu raczej o lite­ra­tu­rze odważ­niej gra­ją­cej z roz­ma­ity­mi kom­bi­na­cja­mi orien­ta­cji sek­su­al­nej. Odważ­niej dobie­ra­ją­cej się do tra­dy­cyj­nej rodzi­ny, kry­tycz­nie odno­szą­cej się do pod­staw panu­ją­cej kul­tu­ry.” – pla­nu­je Kin­ga Dunin, naj­bar­dziej „bol­sze­wic­ka” z libe­ral­ne­go par­na­su inte­lek­tu­alist­ka — socjo­log. Z jej pro­gra­mo­we­go refe­ra­tu, wygło­szo­ne­go w Łodzi, zaczerp­ną­łem śród­ty­tuł: Polak „homo­li­te­rac­ki”.


Król jest nihi­li­stą, czy to waż­ne?


Demon­stra­cja nico­ści może wywo­łać efekt rezo­nan­su spo­łecz­ne­go, o czym poucza mądrość ander­se­now­skiej baj­ki o nagim kró­lu. Spo­łe­czeń­stwa, jak poka­zu­je bie­żą­ca histo­ria demo­kra­cji, są nad wyraz sku­tecz­nie orga­ni­zo­wa­ne wokół róż­no­ra­kich „nago­ści” i nihi­li­zmów, z całą powa­gą afir­mo­wa­nych przez mecha­ni­zmy demo­kra­tycz­ne. Pra­wo demo­kra­cji do dzia­łań pre­fe­ren­cyj­nych w obsza­rze dobra wspól­ne­go, roz­róż­nie­nie pomię­dzy dobrem hete­ro­sek­su­ali­zmu a bra­ka­mi homo­sek­su­ali­zmu – to prze­słan­ki, któ­ry­mi kie­ro­wał się par­la­ment łotew­ski przy uchwa­la­niu usta­wy o zaka­zie mał­żeństw homo­sek­su­ali­stów. Deba­tę par­la­men­tu poprze­dzi­ły bez­pre­ce­den­so­we wyda­rze­nia na uli­cach Tal­li­na. Gru­pa 70 demon­stran­tów spo­tka­ła się z wie­lo­ty­sięcz­ną rze­szą opo­zy­cji Suwe­ren­na decy­zja bał­tów, upodmio­to­wia­ją­ca oby­wa­te­li, wzbu­dzi­ła pani­kę w śro­do­wi­skach homo­sek­su­al­nych Pol­ski; robi wyłom w mono­po­lu demo­kra­cji libe­ral­nej i odsy­ła do jej war­to­ści i celów.


Naj­więk­sze nie­bez­pie­czeń­stwo śro­do­wi­ska homo­sek­su­al­ne widzą w war­stwie jury­dycz­nej – PiS-owska kon­se­kwen­cja zdol­na jest repli­ko­wać roz­wią­za­nie łotew­skie. Ucię­ło­by to wszel­kie mani­pu­la­cje śro­do­wisk libe­ral­nych, zmie­rza­ją­ce do uni­fi­ka­cji mał­żeństw hete­ro- i homo­sek­su­al­nych i dawa­ło­by uza­sad­nie­nie dla dele­ga­li­za­cji żądań sprzecz­nych z fun­da­men­tal­nym dobrem spo­łecz­nym. Uprze­dza­jąc taki bieg wypad­ków, orga­ni­za­cje gejow­skie skła­da­ją skar­gę do try­bu­na­łu praw czło­wie­ka w Stras­bur­gu. Uza­sad­nia ją człon­ki­ni komi­te­tu hel­siń­skie­go: Hali­na Bort­now­ska „Nie moż­na zaka­zy­wać tego rodza­ju demon­stra­cji, bo są to demon­stra­cje oby­wa­te­li w spra­wach, któ­re ich doty­czą i oni sami oce­nia­ją ich sen­sow­ność i celo­wość”.


Cha­rak­te­ry­stycz­na dla demo­li­be­ra­li­zmu symu­la­cja jedy­nie słusz­nej, obo­wią­zu­ją­cej i ist­nie­ją­cej for­my demo­kra­cji jest zasad­ni­czą czę­ścią argu­men­ta­cji Bort­now­skiej. Pole­mi­ka z Bort­now­ską w obrę­bie owej symu­la­cji z góry ska­za­na jest na nie­po­wo­dze­nie. Nie­waż­ny jest — według Bort­now­skiej — cel demon­stra­cji i cel demo­kra­cji, naj­waż­niej­szy jest mecha­nizm demo­kra­tycz­ny. Uto­pia owej kal­ku­la­cji zasa­dza się na pró­bie wyzwo­le­nia czło­wie­ka z wszel­kich uwa­run­ko­wań, jak­by czło­wiek był isto­tą ponadna­tu­ral­ną. Aby zre­ali­zo­wać dobro, doko­nu­je­my wybo­ru spo­śród wie­lu pro­po­zy­cji. Demon­stra­cja zatrzy­mu­je nas na wie­lu z nich i w wymia­rze wspól­no­to­wym prze­sta­je­my reali­zo­wać jakie­kol­wiek — poza mate­rial­nym kształ­tem bytu. Na ile sku­tecz­nie demon­stra­cja zatrzy­mu­je spo­łe­czeń­stwo przed doko­na­niem wybo­ru dobra, na tyle jest ona nie­po­żą­da­na w sek­to­rze publicz­nym.


Resek­cja „ad hoc” dobra wspól­ne­go i wyklu­cze­nie aso­cja­cji mię­dzy dobrem wspól­nym a demo­kra­cją wyklu­cza korzyst­ną spo­łecz­nie reko­gni­tyw­ną funk­cję demon­stra­cji. W rezul­ta­cie spłasz­cza ją do narzę­dzia mani­pu­la­cji spo­łe­czeń­stwem. Bort­now­ska egzem­pli­fi­ku­je tra­gicz­ną dycho­to­mię pomię­dzy spo­so­bem upra­wia­nia demo­kra­cji a celem i dobrem demo­kra­cji. Spo­łe­czeń­stwo pol­skie – na szczę­ście – ma świa­do­mość ist­nie­nia alter­na­tyw­nych mode­li demo­kra­cji, zasa­dza­ją­cych się na obiek­tyw­nym pozna­niu dobra wspól­ne­go. Doko­na­ło ono wybo­ru demo­kra­cji war­to­ści Jana Paw­ła II i nikt łącz­nie z Bort­now­ską nie ma kom­pe­ten­cji pod­wa­ża­nia tego wybo­ru.


Gra ludz­kich wol­no­ści, pro­po­no­wa­na przez libe­ra­lizm, ma to do sie­bie, że uprzy­wi­le­jo­wu­je sil­niej­szych, a pozo­sta­łych rów­na w dół. Nie pozo­sta­je więc bez wpły­wu na rozu­mie­nie i reali­za­cję dobra wspól­ne­go. Pra­wo do demon­stra­cji abso­lut­nie wszel­kich prze­ko­nań warun­ku­je dobro wspól­ne fik­cyj­ny­mi tabu z pozio­mu popraw­no­ści poli­tycz­nej i całym wid­mem baga­żu libe­ral­ne­go do tego stop­nia, że może je znie­kształ­cić.


Magia elit, bana­łu, uprosz­czeń, zabu­rze­nia komu­ni­ka­cji i prze­pły­wu infor­ma­cji — to nie­któ­re z barw owej pale­ty, w któ­rej znaj­du­je się czę­sto nie­de­mo­kra­tycz­ny nacisk „demon­stra­cji” (pro­szę zwró­cić uwa­gę na noto­rycz­ne zabu­rze­nie pro­por­cji sta­ty­stycz­nych w ich rela­cjo­no­wa­niu). Jeśli demon­stra­cja jest gło­sem owe­go pla­toń­skie­go dema­go­ga mani­pu­lu­ją­ce­go ago­rą, to nie speł­nia ona kry­te­rium narzę­dzia oby­wa­tel­skie­go. Tak o tym mecha­ni­zmie pisze Adam Mich­nik: „Wol­ność sło­wa — wedle mojej opi­nii — jest war­to­ścią abso­lut­ną, ale nie jest to zasa­da absur­dal­na. Co odróż­nia abso­lut od absur­du? Zdro­wy roz­są­dek. Każ­dy czło­wiek może mówić co chce — takie jest pierw­sze przy­ka­za­nie ładu demo­kra­tycz­ne­go. Jeśli jed­nak ktoś wykrzy­ku­je kłam­li­wie: “Pali się!” w tłu­mie zapeł­nia­ją­cym kino, a ten tłum rzu­ca się ku wyj­ściu, tra­tu­jąc się wza­jem­nie, to ten czło­wiek zasłu­gu­je na karę. I ta kara, wedle mojej opi­nii, nie jest zama­chem na wol­ność sło­wa, lecz jest rozum­ną obro­ną ładu publicz­ne­go.”


Roland Tetler


P.S. Oso­by uczest­ni­czą­ce w dys­ku­sji pro­szę o zapo­zna­nie się z cało­ścią argu­men­ta­cji na stro­nach Maga­zy­nu Teo­lo­gicz­ne­go Sem­per Refor­man­da.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.