Kerry nie ma prawa do komunii
- 29 kwietnia, 2004
- przeczytasz w 4 minuty
Spór o pozbawienie demokratycznego kandydata na urząd prezydencki prawa do komunii świętej, jaki od kilku tygodni trwa w amerykańskim Kościele, przypomina, że wiara ma moralne, a co za tym idzie i polityczne konsekwencje. Katolik wkraczając w dziedzinę polityczną musi się zatem liczyć z opinią swojej wspólnoty wiary. Niektórzy biskupi już dali jasno do zrozumienia, że jako jawny zwolennik zabijania dzieci nienarodzonych Kerry nie ma prawa przystępować do komunii. Abp Raymond Burke z St Louis […]
Spór o pozbawienie demokratycznego kandydata na urząd prezydencki prawa do komunii świętej, jaki od kilku tygodni trwa w amerykańskim Kościele, przypomina, że wiara ma moralne, a co za tym idzie i polityczne konsekwencje. Katolik wkraczając w dziedzinę polityczną musi się zatem liczyć z opinią swojej wspólnoty wiary.
Niektórzy biskupi już dali jasno do zrozumienia, że jako jawny zwolennik zabijania dzieci nienarodzonych Kerry nie ma prawa przystępować do komunii. Abp Raymond Burke z St Louis zaapelował do senatora by ten powstrzymał się na terenie jego diecezji od przystępowania do Eucharystii. W rodzinnej, bostońskiej archidiecezji Kerry’ego abp Sean O’Malley, nie wymieniając senatora z nazwiska, przypomniał, że politycy wspierający aborcję czy związki homoseksualne nie mają prawa przystępować do komunii.
Ostatecznie pogrążył Kerry’ego kardynał Francis Arinze, który prezentując dokument poświęcony nadużyciom w sprawowaniu liturgii powiedział dziennikarzom, że ksiądz udzielając komunii powinien jej odmówić politykowi, który publicznie wspiera aborcję. — Normy Kościoła są oczywiste. Kościół katolicki istnieje w Stanach Zjednoczonych i są tam biskupi. Niech oni zinterpretują tę sytuację - podkreślił nigeryjski kardynał.
Sztab Kerry’ego, choć wypowiedź kardynała nie dotyczyła bezpośrednio kandydata na prezydenta, a każdego polityka, odpowiedział ogólną deklaracją, że w Stanach Zjednoczonych Kościół musi być oddzielony od państwa.
A jednak oddzielenie sfery publicznej od moralnej, jaką proponuje Kerry i jego zwolennicy jest absolutnie obce moralności i teologii chrześcijańskiej. Od wielu wieków Kościół jasno twierdził, że wiara ma konsekwencje polityczne; że chrześcijanin nie ma prawa przyjmować odmiennych reguł w życiu prywatnym i politycznym. Przykładem jest stanowisko jakie zajęli biskupi w pierwszych wiekach wobec składania ofiar Cesarzowi. Choć był to akt ściśle polityczny (chodziło o wyraz lojalności politycznej), to jako mający konsekwencje religijne (wiązało się to z uznaniem cesarza za boga) i moralne — był zakazany chrześcijanom.
Podobnie jest w obecnym sporze. Choć dotyczy on prawa państwowego, to posiada ogromne znaczenie dla religii i moralności. Dlatego — nie stosuje się do niego ewangeliczny cytat, na który chętnie powołują się zwolennicy oddziału Kościoła i państwa, by oddać Bogu co Boskie, a cesarzowi co cesarskie. Zarówno bowiem aborcja jak i legalizacja związków homoseksualnych nie jest sprawą wyłacznie ludzką, ale moralno-religijną, a zatem przynależącą do Boga. Kto, w tej sprawie odrzuca wolę Bożą, kto godzi się na zabijanie nienarodzonych, i głosując za takim prawem, przyczynia się do mordowania niewinnych — ten, podobnie jak hitlerowcy czy komunistyczni oprawcy, pozbawia się prawa do określania się chrześcijaninem.
I nie ma tu najmniejszego znaczenia to, źe jak wspominają liczni amerykańscy “katolicy” utrzymują, źe jeśli zastosuje się takie konsekwencje wobec Johna Kerry’ego, to … podobnie trzeba będzie ukarać kilkuset innych polityków amerykańskich, podających się za katolików, a prawdopodobnie takźe ekskomunikować kilkadziesiąt procent amerykańskich katolików, którzy opowiadają się za mordowaniem. W końcu — formalna ekskomunika dla wspierających aborcje jest tylko stwierdzeniem faktu, który juź się dokonał. Zwolennik aborcji, publicznie ją wspierający — stawia się poza Kościołem, a pozbawienie go prawa do komunii świętej jest tylko potwierdzeniem tego faktu.
Politycy, podający się za katolików muszą się takźe liczyć z jasnymi instrukcjami Watykanu. Kongregacja Nauki Wiary w opublikowanej w listopadzie 2002 roku Nocie przypomniała, że “przez swoje nauczanie społeczne Kościół nie chce uczestniczyć w rządzeniu poszczególnymi krajami. Niewątpliwie natomiast nakłada na wiernych świeckich moralny obowiązek wierności przekonaniom, obowiązek wpisany w ich sumienie, które jest jedno i niepodzielne. ‘W ich życiu nie może być dwóch równoległych nurtów: z jednej strony tak zwanego życia ‘duchowego’ z jego własnymi wartościami i wymogami, z drugiej tak zwanego życia ‘świeckiego’, obejmującego rodzinę, pracę, relacje społeczne, zaangażowanie polityczne i kulturalne”.
Jeszcze mocniej sformułowała to, w odniesieniu do kwestii legalizacji związków homoseksualnych Kongregacja Nauki Wiary w “Uwagach dotyczących projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi”: “W przypadku gdy po raz pierwszy zostaje przedłożony zgromadzeniu ustawodawczemu projekt prawa przychylny zalegalizowaniu związków homoseksualnych, parlamentarzysta katolicki ma obowiązek moralny wyrazić jasno i publicznie swój sprzeciw i głosować przeciw projektowi ustawy. Oddanie głosu na rzecz tekstu ustawy tak szkodliwej dla dobra wspólnego społeczności jest czynem poważnie niemoralnym”. Nie oznacza to oczywiście, że polityk nie ma prawa czy obowiązku podejmować decyzji, również moralnych w sumieniu. Jeśli chce on jednak pozostać katolikiem, musi trzymać się zasad moralności sformułowanych przez Kościół. Jedyne nad czym może dyskutować to metoda dojścia do odpowiednich regulacji prawnych.
Te same reguły odnoszą się również do katolików, których jedynym zaangażowaniem politycznym jest oddawanie głosu w wyborach. Również oni muszą — w dokonywanych przez siebie wyborach stosować się do nauczania moralnego swojej wspólnota. Każda inna decyzja jest — w istocie — aktem apostazji, wyrzeczenia się wiary i pociąga za sobą kanoniczne konsekwencje, również pozbawienie prawa do Komunii.
Tomasz P. Terlikowski