Religijna prawica czeka na mesjasza
- 2 marca, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Jeszcze nigdy kampania wyborcza w USA nie była prowadzona na taką skalę i tak wcześnie. Mimo że wybory prezydenckie odbędą się dopiero w 2008 roku i jeszcze żadna partia nie namaściła oficjalnie swojego kandydata, bezwzględna bitwa na słowa, życiorysy i religijność już się rozpoczęła. Najbardziej wpływowy elektorat związany z religijną prawicą wciąż nie ma swojego mesjasza, a politolodzy z uwagą wsłuchują się w głosy ewangelikalnych papieży, którzy wciąż nie mogą się zdecydować kogo […]
Jeszcze nigdy kampania wyborcza w USA nie była prowadzona na taką skalę i tak wcześnie. Mimo że wybory prezydenckie odbędą się dopiero w 2008 roku i jeszcze żadna partia nie namaściła oficjalnie swojego kandydata, bezwzględna bitwa na słowa, życiorysy i religijność już się rozpoczęła. Najbardziej wpływowy elektorat związany z religijną prawicą wciąż nie ma swojego mesjasza, a politolodzy z uwagą wsłuchują się w głosy ewangelikalnych papieży, którzy wciąż nie mogą się zdecydować kogo poprzeć. Ewangelikalni chrześcijanie biorą sobie do serc opinie teleewangelistów, szefów charyzmatycznych mega-kościołów podobnie jak wielu katolików na całym świecie oczekuje na wyborcze wskazówki hierarchów i lokalnych duszpasterzy.
Wczoraj podczas popularnego programu politycznego Davida Lettermana o starcie w wyborach poinformował oficjalnie republikański senator John McCain, który posiada ogromne szansę na nominację swojej partii. Podczas gdy w obozie demokratów mówi się tylko o Baracku Obamie i Hillary Clinton, to Partia Republikańska stanęła przed trudnym wyborem. Wśród faworytów wymieniany jest właśnie senator John McCain, legendarny burmistrz Nowego Yorku Rudolph Giuliani oraz były gubernator Massachusetts Mitt Romney.
Problem polega jednak na tym, że żaden z tych kandydatów nie dysponuje jednoznacznym poparciem środowisk ewangelikalnych.
Konformiści i drag queen
W ciągu ostatnich lat senator McCain wyrósł na wewnętrzną opozycję wobec prezydenta George’a W. Busha, który odebrał mu zwycięstwo o nominację Partii Republikańskiej w poprzednich wyborach prezydenckich. Strategia McCaina polegała na prezentowaniu umiarkowanego wizerunku republikanów i krytykowania fundamentalistów religijnych – słynnego kaznodzieję Jerry’ego Falwella nazwał kiedyś “agentem nietolerancji”, dziś jednak jeździ po całym kraju, odwiedzając Kościoły i instytucje religijne związane z ewangelikalnymi protestantami i prezentuje się jako kandydat konserwatywny.
Środowiska religijnej prawicy nie zapomniały McCainowi (na zdj.) tego, że jeszcze niedawno wspierał liberalną frakcję wśród republikanów i dopiero od niedawna mówi o swojej wierze i otacza się znanymi ewangelikalnym współpracownikami. Niektórzy z czołowych liderów religijnej prawicy, jak np. płomienny kaznodzieja James Dobbson, otwarcie mówią, że modlą się o to, aby McCain nie został kandydatem republikanów.
Ewangelikalnym trudno jest również poprzeć kandydaturę wybijającego się w przedwyborczych rankingach Rudolpha Giulianiego. Dlaczego? Problemem nie jest nawet rzymskokatolickie wyznanie polityka, co jego poparcie dla liberalnych przepisów dopuszczających aborcję. Ponadto Giuliani jest dwukrotnym rozwodnikiem. Ostatnio w prasie bulwarowej pojawiły się stare fotografie Giulianiego z balu charytatywnego, na którym wystąpił jako… drag queen. Mimo iż cel maskarady był zbożny przesłanie fotografii było jasne: tak nie postępuje możliwy kandydat na prezydenta USA.
Inny kandydat, senator Mitt Romney, o którym szczegółowo informowaliśmy na EAI, ma dwie wady: nie tylko zarzuca mu się, podobnie jak sen. Johnowi McCainowi światopoglądowy koniunkturalizm, ale i jego przynależność wyznaniową: Romney jest mormonem, w dodatku nielubianym przez wielu współwyznawców. Ambitny Mitt jednak się nie poddaje i próbuje budować szeroki front poparcia w środowiskach ewangelikalnych, które zorganizowały się nawet w inicjatywę “Ewangelikalni za Mittem”. Dla wielu z nich jest on przekonywującym kandydatem – od 37 lat mąż jednej żony, pięciu synów, nie pije, nie pali. Za Romney’em stoją znaczący współpracownicy, którzy niegdyś ciułali głosy religijnej prawicy dla Busha, w tym m.in. Gary Marx, dyrektor wykonawczy organizacji prawniczej Judicial Confirmation Network.
Pozostaje jeszcze dwóch, bez wątpienia arcykonserwatywnych kandydatów: senator Sam Brownback (katolik-konwertyta) oraz b. gubernator Mike Huckabee (kiedyś pastor Kościoła baptystów). Ich problemem jest siła przebicia – w sondażach wypadają słabo, jednak trudno jednoznacznie przesądzać o braku jakichkolwiek szans. Wszystko zależy od tego, co zdecyduje ewangelikalna rada mędrców.
Sobór ewangelikalnych papieży
Niedawno odbyło się na Florydzie spotkanie najbardziej wpływowych liderów ruchu ewangelikalnego. Panowie spotkali się w luksusowym hotelu i za zamkniętymi drzwiami, niczym ojcowie soboru, zastanawiali się kogo namaścić na kolejnego mesjasza dla Amerykanów.
Spotkanie nie przyniosło wprawdzie decyzji personalnych, ale media informują o trzech możliwych strategiach działania. Jedną z nich jest wskazanie jednego kandydata spośród trzech faworytów i skłonienie go do zajęcia zdecydowanie fundamentalistycznej pozycji (w przypadku Giulianego będzie to szczególnie trudne, ale przecież w polityce wszystko jest możliwe). Inną drogą jest agresywna ofensywa na rzecz Brownbacka lub Huckabee przy pomocy partyjnych dołów. Pozostaje jeszcze wyjście awaryjne – wskazanie innego kandydata, który byłby w stanie zdystansować pozostałych. Często mówiło się o gubernatorze Florydy i bracie urzędującego prezydenta, jednak Jeb Bush, jak na razie, stanowczo odmawia kandydowania.
Dokąd pójść?
Trudno jest dokładnie oszacować zasięg politycznych wpływów ewangelikalnej prawicy. Powodem tego jest fiasko wojny irackiej, kiedyś dzielnie wspieranej przez luminarzy ruchu ewangelikalnego, a także skandale obyczajowe, choćby ten z udziałem Teda Haggarda, byłego prezydenta Narodowego Stowarzyszenia Ewangelikalnego, który, jak się okazało, utrzymywał stosunki seksualne z innym mężczyzną.
Wielu ewangelikalnych chrześcijan coraz częściej mówi o ekologii i sprawiedliwości społecznej, a tematy te nie były zazwyczaj mocną stroną republikanów. Już dziś daje się zaobserwować potężny odpływ ewangelikalnego elektoratu w stronę lewicującej Partii Demokratycznej. Wszystko zależy od tego, czy demokraci są w stanie bardziej wyostrzyć religijną retorykę i poskromić głosy partyjnych radykałów, domagających się liberalizacji prawa aborcyjnego i polityki wobec małżeństw jednopłciowych.
foto: theage.com.au
:: Ekumenizm.pl: Bóg, partia, ojczyzna — religijna rewolucja demokratów
:: Ekumenizm.pl: Ewangelikalni — przydatni idioci?