Społeczeństwo

Służba — nie marzycielstwo (polemika)


Jako zwo­len­nik wol­no­ści sło­wa dość rzad­ko odczu­wam potrze­bę pro­te­sto­wa­nia prze­ciw­ko cze­mu­kol­wiek (zwłasz­cza pro­te­sto­wa­nia prze­ciw pro­te­stom), ale rady­kal­ny pro­test prze­ciw­ko poświę­ce­niu ORP Ślą­zak spra­wił, że z wra­że­nia sam pra­wie spa­dłem z okrę­to­wej zej­ściów­ki, zwłasz­cza, że Autor Pro­te­stu podob­no jest moim – pol­sko-lute­rań­skim – współ­wy­znaw­cą.


Trud­no dokład­nie odgad­nąć, czy Przed­pi­ś­ca wyzna­je, uro­czy­ście potę­pio­ne w For­mu­le Zgo­dy (Epi­to­me) „arty­ku­ły ana­bap­ty­stów, jakie są nie do przy­ję­cia w odnie­sie­niu do wła­dzy” (I‑V) i „arty­ku­ły ana­bap­ty­stów, jakie są nie do przy­ję­cia w odnie­sie­niu do spraw spo­łecz­nych” (II), czy też tak dale­ce nie­zna­ne są mu zada­nia reali­zo­wa­ne przez współ­cze­sną – w szcze­gól­no­ści pol­ską – Mary­nar­kę Wojen­ną.

Na wstę­pie jesz­cze mała uwa­ga na mar­gi­ne­sie dla czy­tel­ni­ków spo­za Kościo­ła Lute­rań­skie­go; jako punkt wyj­ścio­wy do lute­rań­skie­go podej­ścia do spraw publicz­nych – w tym tak­że ewen­tu­al­nej służ­by chrze­ści­jan w for­ma­cjach uzbro­jo­nych, dość dobrze nada­je się szes­na­sty arty­kuł Wyzna­nia Augs­bur­skie­go, przed­ło­żo­ne­go na Sej­mie Rze­szy w 1530 roku:

O spra­wach publicz­nych Kościo­ły nasze uczą, że praw­nie powo­ła­ne wła­dze publicz­ne są dobro­dziej­stwem Bożym i że chrze­ści­ja­nie mogą spra­wo­wać urzę­dy, wymie­rzać spra­wie­dli­wość, roz­są­dzać spra­wy na pod­sta­wie obo­wią­zu­ją­cych praw cesar­skich i innych oraz wymie­rzać spra­wie­dli­we kary, mogą też uczest­ni­czyć w spra­wie­dli­wych woj­nach, słu­żyć w woj­sku, zawie­rać umo­wy cywil­ne, posia­dać wła­sne mie­nie, skła­dać przy­się­gi wyma­ga­ne przez wła­dze, żenić się albo za maż wycho­dzić. Kościo­ły nasze potę­pia­ją ana­bap­ty­stów, któ­rzy zaka­zu­ją chrze­ści­ja­nom podej­mo­wa­nia się tych obo­wiąz­ków oby­wa­tel­skich. Potę­pia­ją też tych, co opie­ra­ją dosko­na­łość ewan­ge­licz­na nie na bojaź­ni Bożej i wie­rze, lecz na odsu­wa­niu się od obo­wiąz­ków oby­wa­tel­skich. Ewan­ge­lia bowiem uczy nie­ustan­nej pra­wo­ści ser­ca, nie burzy zaś pań­stwa lub rodzi­ny, co wię­cej, wyma­ga utrzy­ma­nia ich, jako insty­tu­cji boskich, i pie­lę­gno­wa­nia w nich miło­ści bliź­nie­go. Dla­te­go chrze­ści­ja­nie powin­ni koniecz­nie być posłusz­ni swym wład­com i pra­wom, o ile nie naka­zu­ją grze­szyć, naten­czas bowiem powin­ni bar­dziej słu­chać Boga niż ludzi (Dzie­je Apo­stol­skie 5).

Ist­nie­ją też inne – choć nie mają­ce ofi­cjal­nie tak wyso­kiej ran­gi – pisma refor­ma­cyj­ne poru­sza­ją­ce temat, w tym dość obszer­na tak­że w tym zakre­sie twór­czość pió­ra Mar­ci­na Lutra[1].

I – ORP Ślą­zak jako machi­na słu­żą­ca do uni­ce­stwie­nia prze­ciw­ni­ka

Pierw­szym poważ­nym nie­tak­tem jest zesta­wie­nie tego kon­kret­ne­go okrę­tu[2] z jak­że uni­wer­sal­ny­mi kara­bi­na­mi, czy tym bar­dziej z sie­ją­cy­mi maso­wą zagła­dę bom­ba­mi ato­mo­wy­mi. Mamy bowiem tu do czy­nie­nia z dość sła­bo uzbro­jo­nym okrę­tem patro­lo­wym.

Są sytu­acje, w któ­rych – dla doko­na­nia kon­tro­li (tak­że pod kątem prze­my­tu ludzi lub szko­dli­wych sub­stan­cji), dla schwy­ta­nia zło­czyń­ców (w tym pira­tów!), a tak­że dla zapo­bie­że­nia kata­stro­fom mor­skim czy też wiel­kim zanie­czysz­cze­niom śro­do­wi­ska, wresz­cie czę­sto dla bez­pie­czeń­stwa same­go „zbłą­dzo­ne­go” stat­ku trze­ba go zatrzy­mać. Pra­wo to przy­słu­gu­je tyl­ko stat­kom peł­nią­cym „spe­cjal­ną służ­bę pań­stwo­wą”, czy ści­ślej mówiąc, „law enfor­ce­ment ves­sels” – w naszym pol­skim przy­pad­ku będą to okrę­ty Mary­nar­ki Wojen­nej i Stra­ży Gra­nicz­nej.

Jed­nym z głów­nych zasto­so­wań uzbro­je­nia pokła­do­we­go przez okrę­ty patro­lo­we (podob­nie jak stat­ki SG) jest dawa­nie wią­żą­ce­go sygna­łu do zatrzy­ma­nia – poprzez odda­nie strza­łu przed dziób i za rufę stat­ku, któ­ry nie reagu­je na żad­ne inne (wzy­wa­nie przez radio­te­le­fon, sygna­ły dźwię­ko­we, świetl­ne) sygna­ły do zatrzy­ma­nia się. Nie­kie­dy to dopie­ro „budzi śpio­chów”. Odda­nie ognia do „nie­po­słusz­ne­go” stat­ku sto­so­wa­ne jest jedy­nie w osta­tecz­no­ści – jeże­li wszyst­kie inne meto­dy zawio­dą, albo w przy­pad­ku gdy to okręt zosta­nie ostrze­la­ny (chy­ba nawet trą­cą­cy marzy­ciel­stwem Autor nie wyobra­ża sobie, że okręt wojen­ny miał­by być łatwym celem dla pira­tów, ter­ro­ry­stów, prze­myt­ni­ków i wszel­kie­go rodza­ju innych zło­czyń­ców, przed któ­ry­mi w zało­że­niu ma chro­nić?). Taki okręt, jak „Ślą­zak” wyko­nu­je głów­nie zada­nia typu poli­cyj­ne­go i ratow­ni­cze­go (do praw­dzi­wie bojo­wych zresz­tą nie był­by odpo­wied­ni – tym róż­ni się od kor­we­ty Gaw­ron któ­rą pier­wot­nie miał zostać… ), dość odle­głe od zadań sta­wia­nych przed bom­bą ato­mo­wą…

À pro­pos ratow­nic­twa: rady­kal­na chrze­ści­jań­ska ety­ka („miłuj­cie nie­przy­ja­cio­ły swo­je”) nigdzie nie zna­la­zła takie­go prze­ło­że­nia na powszech­nie obo­wią­zu­ją­ce pra­wo, jak wła­śnie na morzu: „każ­dy kapi­tan jest obo­wią­za­ny przyjść z pomo­cą każ­dej oso­bie, nawet wro­giej, znaj­du­ją­cej się na morzu w nie­bez­pie­czeń­stwie życia, jeże­li może to uczy­nić bez poważ­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa dla swe­go stat­ku, swo­jej zało­gi, swych pasa­że­rów”[3]. Rato­wa­nie wszyst­kich roz­bit­ków – w tym wro­gich – upra­wia­ją więc nawet machi­ny słu­żą­ce do uni­ce­stwie­nia prze­ciw­ni­ka. W prak­ty­ce jest to jed­no z głów­nych zadań Mary­na­rek Wojen­nych w cza­sie poko­ju.

Na mar­gi­ne­sie – nie dalej jak tydzień temu mia­łem do czy­nie­nia z sytu­acją, w któ­rej nie­wiel­ki sta­tek zbli­żył się nie­bez­piecz­nie do rejo­nu zabez­pie­cza­nych prac pod­wod­nych, stwa­rza­jąc zagro­że­nie nie tyl­ko dla war­te­go milio­ny sprzę­tu, ale tak­że dla pra­cu­ją­cych nur­ków i dla same­go sie­bie. Nie reago­wał na wezwa­nia radio­we. Gdy­bym dys­po­no­wał czym­kol­wiek, co strze­la i miał auto­ry­za­cję do uży­cia tego – z pew­no­ścią bym oddał sal­wę ostrze­gaw­czą. I to nie, Dro­gi Współ­wy­znaw­co, z żądzy mor­du i sia­nia zagła­dy, tyl­ko dla zwró­ce­nia uwa­gi celem unik­nię­cia wiel­kie­go zagro­że­nia dla życia. Na szczę­ście oby­ło się bez ofiar…

II – Mary­nar­ka Wojen­na jako wyraz mili­tar­nych dążeń pań­stwa, a co za tym idzie goto­wość do fizycz­ne­go zabi­ja­nia prze­ciw­ni­ka

Przed­pi­ś­ca dalej – co nie mniej zdu­mie­wa­ją­ce – roz­wi­ja temat rze­ko­me­go mili­ta­ry­zmu naszej Rze­czy­po­spo­li­tej (jak moż­na coś takie­go napi­sać mając jaki­kol­wiek kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią co do zamy­słów stra­te­gicz­nych, czy cho­ciaż­by sta­nu i poten­cja­łu naszych Sił Zbroj­nych, w szcze­gól­no­ści ich mor­skie­go kom­po­nen­tu???), i doda­je: moż­na uspra­wie­dli­wiać owe bło­go­sła­wień­stwa mówiąc, że prze­cież żad­nej woj­ny nie ma, lub, że okrę­ty te mają słu­żyć do obro­ny. Tak, czy owak nie budu­je się ich bez potrze­by, a głów­nym celem wszyst­kich armii świa­ta jest sku­tecz­na eli­mi­na­cja żoł­nie­rzy nio­są­cych inną fla­gę.

Jako, że sam mam pew­ną natu­ral­ną awer­sję do „zie­lo­nych”, nie podej­mu­ję się wyja­śnić, co jest celem wszyst­kich armii świa­ta (nawia­sem mówiąc, inkry­mi­no­wa­ni kape­la­ni EDW nie słu­żą we „wszyst­kich armiach świa­ta”, a w Siłach Zbroj­nych i Stra­ży Gra­nicz­nej kon­kret­ne­go pań­stwa, więc to dość sze­ro­kie odnie­sie­nie nie ma sen­su). Pro­po­no­wał­bym jed­nak naj­pierw zaj­rzeć do zadań Mary­nar­ki Wojen­nej: więk­szość z nich sta­no­wią zada­nia sta­now­czo „pozy­tyw­ne” (udział w rato­wa­niu życia w pol­skiej stre­fie ratow­nic­twa SAR [Search and Rescue – poszu­ki­wa­nie i rato­wa­nie roz­bit­ków oraz cho­rych wyma­ga­ją­cych pomo­cy medycz­nej], zapew­nie­nie bez­pie­czeń­stwa żeglu­gi na pol­skich obsza­rach mor­skich przez Biu­ro Hydro­gra­ficz­ne Mary­nar­ki Wojen­nej [Biu­ro zbie­ra infor­ma­cje potrzeb­ne do wyda­wa­nia map i wyda­je mapy nawi­ga­cyj­ne oraz ostrze­że­nia nawi­ga­cyj­ne — Wia­do­mo­ści Żeglar­skie — o nowych nie­bez­pie­czeń­stwach, jakie mogą zagra­żać stat­kom etc] udział w ochro­nie eko­lo­gicz­nej pol­skich obsza­rów mor­skich), czy też „pro­pań­stwo­we” ale zupeł­nie nie­mor­der­cze (reali­za­cja zadań pol­skiej mor­skiej racji sta­nu przez zapew­nie­nie swo­bo­dy trans­por­tu mor­skie­go, utrzy­ma­nie bez­pie­czeń­stwa żeglu­gi na szla­kach komu­ni­ka­cyj­nych, demon­stro­wa­nie ban­de­ry, wspar­cie Stra­ży Gra­nicz­nej w ochro­nie mor­skiej gra­ni­cy pań­stwo­wej i pol­skiej stre­fy eko­no­micz­nej, demon­stro­wa­nie obec­no­ści mor­skiej w stre­fie zain­te­re­so­wa­nia pań­stwa, tj. 32,8 tys. km² Wyłącz­nej Stre­fy Eko­no­micz­nej i ponad 140 tys. km² obsza­ru zain­te­re­so­wa­nia Pań­stwa itd), wresz­cie zada­nia obron­ne i zobo­wią­za­nia sojusz­ni­cze. Tro­chę w tym wszyst­kim mało zaczep­ne­go mili­ta­ry­zmu. Jeże­li taki kie­dy­kol­wiek się poja­wi, oczy­wi­ście moż­na wte­dy się zasta­na­wiać, co z tym smut­nym fan­tem zro­bić, ale to sta­now­czo nie jest ten przy­pa­dek.

Czy wyżej wspo­mnia­ne zada­nia mary­nar­ki to, Bra­cie Jaku­bie, „mili­tar­ne dąże­nia pań­stwa”, z któ­ry­mi chrze­ści­ja­nie nie powin­ni mieć nic wspól­ne­go? Czy nale­ży potę­pić tak­że okrę­ty hydro­gra­ficz­ne i śmi­głow­ce ratow­ni­cze — w koń­cu to też mary­na­rze wojen­ni, a woj­na wszak jest zła? A może podzie­li­my słu­żą­cych w MW na „dobrych” i „złych”? I do któ­rych zali­czy­my wte­dy tych z akcji prze­ciw­pi­rac­kich i prze­ciw­ter­ro­ry­stycz­nych?

Przy oka­zji – z ogar­nię­te­go woj­ną Jeme­nu w kwiet­niu br. cywi­lów z róż­nych Państw (Pol­ski, USA, Rosji, UK, Nie­miec, same­go Jeme­nu…) ewa­ku­owa­ły wła­śnie zaan­ga­żo­wa­ne w ope­ra­cję prze­ciw­pi­rac­ką okrę­ty wojen­ne – chiń­skie i rosyj­skie. Uchodź­ców na Morzu Śród­ziem­nym ratu­ją rów­nież… owe machi­ny do zabi­ja­nia.

Jeże­li lepiej prze­ma­wia­ją obra­zy – pole­cam opar­te na fak­tach fil­my: Cap­ta­in Phi­lips – o rato­wa­niu z rąk pira­tów, czy – o rato­wa­niu roz­bit­ków – cho­ciaż­by The Per­fect Storm, Traw­ler Wars czy rodzi­me Gra­ni­ce Odwa­gi (to ostat­nie wpraw­dzie o SG a nie MW, ale ele­ment rato­wa­nia przez uzbro­jo­ne oso­by w pra­wie iden­tycz­nych mun­du­rach też się poja­wia).

Oczy­wi­ście, Autor Pro­te­stu ma rację, że dro­ga, któ­rą Chry­stus wyzna­czył swym wyznaw­com wie­dzie nie przez prze­ko­na­nie o Bożej opie­ce nad kon­kret­ną armią, lecz przez pojed­na­nie. Chry­stus pojed­nał nas z Bogiem, każ­de­go, bez wzglę­du na naro­do­wość, kolor skó­ry, czy język, któ­re­go uży­wa­my. Jeże­li jed­nak mój brat w Chry­stu­sie (dowol­nej naro­do­wo­ści, kolo­ru skó­ry, języ­ka i reli­gii – ponoć pojed­na­ny z Bogiem) posta­na­wia mnie napaść – to czy nie jest rze­czą moje­go księ­cia mnie obro­nić? „Pojed­na­nia” nie moż­na trak­to­wać jako poję­cia-wytry­cha (łomu?) wyrwa­ne­go z kon­tek­stu. Mogę (ba, jako chrze­ści­ja­nin – wręcz muszę!) pojed­nać się z kimś, kto mnie skrzyw­dził (i być może tu może być szcze­gól­na rola kape­la­nów, aby po odpar­ciu ata­ku przy­po­mnieć o miło­ści i pojed­na­niu wzglę­dem poko­na­nych agre­so­rów), ale dopraw­dy cięż­ko jed­nać się z kimś, kto nie jest tym zain­te­re­so­wa­ny, bo pochła­nia go zbroj­ny atak na mnie, nie­praw­daż? Luter pod­kre­ślał, że jeże­li cały świat był­by chrze­ści­jań­ski, to wła­dza świec­ka nie była­by w ogó­le potrzeb­na. Jako że jed­nak – tu się chy­ba zgo­dzi­my – nie wszy­scy „mają w ser­cu Ducha Świę­te­go, któ­ry ich naucza i spra­wia, że niko­mu nie czy­nią krzyw­dy, każ­de­go miłu­ją itd”[4], to – rów­nież z woli Bożej – w „kró­le­stwie świa­ta” jest usta­no­wio­na wła­dza świec­ka (ksią­żę, czy po nasze­mu współ­cze­sne­mu, pań­stwo), któ­ra wła­da mie­czem, przy pomo­cy któ­re­go strze­że prze­strze­ga­nia Zako­nu, a przez to powstrzy­mu­je zło.

Wśród chrze­ści­jań­skich pacy­fi­stów moż­na spo­tkać pogląd, że owszem ten „miecz”, służ­ba zbroj­na jest potrzeb­na, ale że powi­nien ją czy­nić kto inny, a chrze­ści­jan winien się odeń uchy­lać. To prze­czy jed­nak ewan­ge­lic­kiej kon­cep­cji etycz­nej odpo­wie­dzial­no­ści chrze­ści­jan za cały świat; nie moż­na jed­no­cze­śnie zakła­dać, że coś jest etycz­ne czy wręcz etycz­nie koniecz­ne, i wyma­gać, aby zro­bił to kto inny! Zakła­dam, że Brat Jakub – jako lute­ra­nin – wspo­mnia­ne tek­sty CA i FC zna?

III – kape­la­ni woj­sko­wi jako jar­marcz­ne kogut­ki, kolo­ro­we dopeł­nie­nie fety, z gwiazd­ka­mi na pago­nach

W Pro­te­ście poja­wia­ją się też – nawią­za­nia do nie­miec­kich duchow­nych, naj­pierw popie­ra­ją­cych agre­syw­ną poli­ty­kę cesa­rza, woj­nę póź­niej – Adol­fa Hitle­ra. Czy wyczer­pu­je to zna­mio­na obo­wią­zu­ją­ce­go w Inter­ne­cie pra­wa Godwi­na?

Trze­ba przy­znać, że co do „koń­co­wej” kry­ty­ki – stop­ni woj­sko­wych – mój czci­god­ny Współ­wy­znaw­ca zna­la­zł­by sprzy­mie­rzeń­ców tak­że wśród czę­ści samych „owie­czek”: nie­je­den „doży­wot­ni cho­rą­ży” bez prak­tycz­nie żad­nych szans awan­su na upra­gnio­ne „ppor. mar.” przed nazwi­skiem, z nie­ja­kim roz­ża­le­niem spo­glą­da na kape­la­nów (z pew­ną nad­re­pre­zen­ta­cją koman­do­rów), otrzy­mu­ją­cych sto­pień ofi­cer­ski – jak się im wyda­je – „za nic” (zresz­tą w jaki spo­sób taki awans miał­by się odby­wać – tu dołą­cza Przed­pi­ś­ca). Jest to spra­wa, któ­ra być może ucie­szy­ła­by się z jakie­goś prze­pra­co­wa­nia (oso­bi­ście podo­ba mi się patent spo­ty­ka­ny w Skan­dy­na­wii – mun­du­ry ofi­cer­skie, ale zamiast oznak stop­nia, ozna­ka kape­la­na[5]), a może to pro­blem wydu­ma­ny, do roz­wią­za­nia poprzez pro­stą edu­ka­cję? Myślę, że są mądrzej­si i lepiej zagłę­bie­ni w temat, aby to roz­wa­żać, a tym bar­dziej o tym decy­do­wać. Dro­gi Przed­pi­ś­ca naj­wy­raź­niej wolał – jako pro­te­stant – pisać pło­mien­ny Pro­test, niż po pro­stu zapy­tać w EDW, na jakich zasa­dach odby­wa się dro­ga awan­su służ­bo­we­go kape­la­nów. Czy jest to poważ­na i odpo­wie­dzial­na dro­ga roz­wią­zy­wa­nia [jakich­kol­wiek] pro­ble­mów?

Na mar­gi­ne­sie moż­na zauwa­żyć, że podob­ny sys­tem (posłu­ga peł­nio­na dla innych ludzi, nie­za­leż­nie od tego, czy potrze­bu­ją­cy wal­czą po tej, czy po tam­tej stro­nie, jak i nie­moż­ność anga­żo­wa­nia się po żad­nej ze stron w dzia­ła­nia, któ­re wkra­cza­ły­by w wyrzą­dze­nie krzyw­dy dru­gie­mu czło­wie­ko­wi) doty­czy tak­że „mun­du­ro­wych” leka­rzy. Nie trze­ba zapo­mi­nać, że – zarów­no leka­rze jak i kape­la­ni – poza jar­marcz­ny­mi uro­czy­sto­ścia­mi, bio­rą udział – choć bez bro­ni – w dzia­ła­niach zbroj­nych (podob­nie jak kape­la­ni upraw­nie­ni do nosze­nia czer­wo­ne­go krzy­ża jako „zna­ku ochron­ne­go”, któ­ry jed­no­cze­śnie dra­stycz­nie ogra­ni­cza moż­li­wość uzbro­je­nia tych osób) a pra­wo mię­dzy­na­ro­do­we wyma­ga dość pre­cy­zyj­ne­go podzia­łu na woj­sko­wych i cywi­lów, gdyż te dwie gru­py są zupeł­nie ina­czej trak­to­wa­ne – trze­ba mieć to na uwa­dze pro­po­nu­jąc „na wiwat” jakieś dra­stycz­ne zmia­ny. Czy moż­li­we jest wpro­wa­dze­nie zasze­re­go­wa­nia w woj­sku, ale bez stop­nia woj­sko­we­go? Czy jest to nam do cze­go­kol­wiek potrzeb­ne? Na pew­no takie takie usta­le­nia wyma­ga­ją mnó­stwo roz­wa­gi, mądro­ści, i znaw­stwa tema­tu – na pew­no wię­cej, niż u Czci­god­ne­go Auto­ra, któ­ry nawet chy­ba nie koja­rzy, iż na mun­du­rach Mary­nar­ki Wojen­nej nie ma żad­nych gwiaz­dek na pago­nach…

Zdu­mie­wa mnie wresz­cie, obec­na w Pro­te­ście, bez­brzeż­na aten­cja dla stop­ni woj­sko­wych – nabie­ra­ją one posma­ku fata­li­stycz­ne­go quasi-sakra­men­tal­ne­go brze­mie­nia: duchow­ny, decy­du­ją­cy się na pra­cę w woj­sku, mimo wszyst­ko powi­nien być pozba­wio­ny stop­ni woj­sko­wych, ze wzglę­du na pierw­szeń­stwo służ­by Chry­stu­so­wi, nie pań­stwu.

Ja będę bar­dziej rady­kal­ny, i zary­zy­ku­ję stwier­dze­nie, że każ­dy chrze­ści­ja­nin, nie­za­leż­nie od zawo­du (tak! – w tym sen­sie, zwłasz­cza dla ewan­ge­li­ków duchow­ny jest w tym kon­tek­ście zawo­dem, a nie „kapłań­stwem” w jakiś spo­sób bar­dziej wier­nym i bli­skim Chry­stu­so­wi przez co może za z natu­ry „mniej wier­nym” ludem orę­do­wać…), jest zobo­wią­za­ny do służ­by w pierw­szej kolej­no­ści Chry­stu­so­wi, a nie pań­stwu (czy komu­kol­wiek inne­mu), a w sytu­acji kry­tycz­ne­go roz­dź­wię­ku (np. doma­ga­nie się przez zwierzch­ność współ­udzia­łu czy obo­jęt­no­ści wobec np. mor­do­wa­nia, prze­mo­cy sek­su­al­nej etc) – czy to do przy­ję­cia posta­wy zale­ca­ne­go przez Lutra „cier­pią­ce­go nie­po­słu­szeń­stwa” (czy­li nie­wy­ko­na­nie roz­ka­zu oraz przy­ję­cie na sie­bie wszel­kich kon­se­kwen­cji takiej decy­zji), czy może nawet – w skraj­nej sytu­acji – uży­cia siły wobec kole­gów czy prze­ło­żo­nych (oraz, rzecz jasna, przy­ję­cie na sie­bie wszel­kich kon­se­kwen­cji takiej decy­zji).

Co zmie­niać by tu mia­ły stop­nie woj­sko­we (zwłasz­cza, kon­kret­nie – u nie­co „uprzy­wi­le­jo­wa­ne­go” woj­sko­we­go, jakim jest kape­lan lub lekarz)?

Z jed­nej stro­ny suge­ro­wa­nie, że przez zało­że­nie mun­du­ru z pago­na­mi duchow­ny sta­je się śle­pym pod­da­nym for­ma­cji, w któ­rej słu­ży, trą­ci – w sumie dość obraź­li­wym dla tych­że duchow­nych – wyra­zem jakie­goś roz­pacz­li­we­go bra­ku zaufa­nia do ich wia­ry (jak zresz­tą, nawia­sem mówiąc, do świec­kich mary­na­rzy wojen­nych, żoł­nie­rzy i funk­cjo­na­riu­szy służb wsze­la­kich) – no bo, prze­pra­szam, co to za wia­ra, któ­ra nagle zni­ka (czy scho­dzi na dal­szy plan) po zało­że­niu „gra­na­to­wej piżam­ki”?
Z dru­giej stro­ny, bez­brzeż­nie naïw­ne jest rów­nież zakła­da­nie, że – jeże­li już do jako­we­goś „zaprze­da­nia duszy” mia­ło­by dojść (w histo­rii przy­kła­dy takie nie­wąt­pli­wie były, cho­ciaż trze­ba roz­róż­niać mię­dzy histo­ria­mi róż­nych kra­jów, co war­to mieć w pamię­ci przy, przy­wo­ły­wa­nych w komen­ta­rzach, scen­kach rodza­jo­wych typu „nie­miec­cy lute­ra­nie obu­rze­ni umun­du­ro­wa­niem pol­skich kape­la­nów”), to ewen­tu­al­na „utra­ta stop­ni woj­sko­wych” (nie wiem, czy Przed­pi­ś­ca miał na myśli degra­da­cję i powrót do stop­nia marynarza/szeregowego, czy cał­ko­wi­te pozba­wie­nie mun­du­ru, w sen­sie oznak woj­sko­wych?) mia­ła­by temu zapo­biec?

Zagro­że­nie oczy­wi­ście może ist­nieć (co poka­za­li choć­by wspo­mnia­ni duchow­ni nie­miec­cy), ale wyni­ka z ogól­nej zło­żo­nej rela­cji podporządkowania/zależności i korzy­ści, któ­ra to rela­cja do pew­ne­go stop­nia jest sys­te­mo­wo nie­unik­nio­na (chy­ba, że Mój Współ­wy­znaw­ca myśli o dusz­pa­ster­stwie woj­sko­wym funk­cjo­nu­ją­cym za pie­nią­dze spa­da­ją­ce z nie­ba i dzia­ła­ją­ce cał­ko­wi­cie swo­bod­nie wg wła­sne­go widzi­mi­się bez żad­nej kon­sul­ta­cji ze stro­ny Pań­stwa i woj­ska, za to z moż­li­wo­ścią wywie­ra­nia wpły­wu na woj­sko w zakre­sie reali­za­cji swo­jej misji – ale o takim pod­po­rząd­ko­wa­niu woj­ska Kościo­ło­wi to chy­ba nawet naj­bar­dziej zago­rza­li kle­ry­ka­ło­wie nie śnią) – a nie od wyrwa­nych z kon­tek­stu samych mun­du­rów czy stop­ni.

Sko­ro jesz­cze mowa o duchow­nych – czy, zda­niem Przed­pi­ś­cy, sprze­nie­wie­rzy­li się Chry­stu­so­wi i swo­je­mu urzę­do­wi (wszak Kościół, nawet w sytu­acji woj­ny, musi być goto­wy na prze­ba­cze­nie i udzie­le­nie opie­ki wszyst­kim, któ­rzy tej opie­ki potrze­bu­ją) tacy księ­ża, jak Zyg­munt Kuź­wa – ostat­ni pro­boszcz para­fii w Łom­ży, uczest­nik powsta­nia war­szaw­skie­go (naj­pierw jako kape­lan, potem już jako zwy­kły powsta­niec)? Albo dr Die­trich Bon­ho­ef­fer, uczest­ni­czą­cy w zgro­ma­dzo­ne­mu wokół admi­ra­ła Cana­ri­sa spi­sko­wi mają­ce­mu na celu zamor­do­wa­nie Adol­fa Hitle­ra? Gdzież podzia­ło się prze­ba­cze­nie i udzie­le­nie opie­ki pacy­fi­ku­ją­cym War­sza­wę oddzia­łom SS, gdzie tro­ska nad – nie­wąt­pli­wie potrze­bu­ją­cym opie­ki – Füh­re­rem? Dro­gi Współ­wy­znaw­co, Bra­cie Jaku­bie – jak tych księ­ży zakwa­li­fi­ku­jesz?

IV – bło­go­sła­wień­stwo – co to takie­go? poświę­ca­my, bło­go­sła­wi­my – czy­li co robi­my?

Przed­pi­ś­ca, w moim odczu­ciu, zdra­dza też nie­co, hmm, nie­zu­peł­nie ewan­ge­lic­kie (może „ludo­we”?) rozu­mie­nie bło­go­sła­wień­stwa. Bło­go­sła­wień­stwo – przy­naj­mniej dla ewan­ge­li­ka – nie jest jakimś „udzie­la­niem mocy Ducha Świę­te­go”, któ­rą to mocą obda­ro­wa­ny może potem sobie dowol­nie roz­po­rzą­dzać wg wła­sne­go widzi­mi­się[6]. Bło­go­sła­wień­stwo to dalej modli­twy, a więc raczej for­ma jakie­goś zawie­rze­nia spraw Bogu, niż „ręcz­ne­go ste­ro­wa­nia” (być może w złych celach) Jego Moca­mi.

Jako ewan­ge­lik – czy to czy­ta­jąc o pobło­go­sła­wie­niu okrę­tu przez ks. koman­do­ra Pil­cha, czy to (w koń­cu to ekumenizm.pl) uczest­ni­cząc w cer­kiew­nym, z natu­ry zawsze „patrio­tycz­nym” (w ilo­ści wezwań za Ojczy­znę, jej zwierzch­nie wła­dze i woj­sko[7] pra­wo­sła­wie pla­su­je się na nie­wąt­pli­wym pierw­szym miej­scu w „ran­kin­gu”) nabo­żeń­stwie – jestem prze­ko­na­ny, że „bło­go­sła­wień­stwo” czy też modli­twa za kogoś czy za coś, nie ozna­cza obda­rze­nia go w dodat­ko­wą „amu­ni­cję” jakie­go­kol­wiek rodza­ju, tyl­ko jest wyra­że­niem zaufa­nia Bogu i pro­sze­niem Go o Jego pro­wa­dze­nie – tak, aby służ­ba mary­na­rzy na okrę­cie „Ślą­zak” była bło­go­sła­wień­stwem dla nich, i dla innych. O mądre i spra­wie­dli­we dowo­dze­nie, o dobrą nawi­ga­cję, o bez­piecz­ną pra­cę bez wypad­ków, aby zdą­ży­ło się do roz­bit­ków zanim uto­ną lub umrą z wychło­dze­nia, aby „nie­po­słusz­ny sta­tek” jed­nak zawsze się zatrzy­mał naj­póź­niej po pierw­szej sal­wie przed dziób, żeby wszy­scy – i zało­ga, i roz­bit­ko­wie – wró­ci­li bez­piecz­nie do swo­ich uko­cha­nych rodzin.

I z taką inten­cją z odda­li ja tak­że bło­go­sła­wię (wresz­cie, po tylu latach, zbu­do­wa­ne­go!) ORP Ślą­za­ka i wszyst­kich na nim słu­żą­cych.

[Autor jest absol­wen­tem Chrze­ści­jań­skiej Aka­de­mii Teo­lo­gicz­nej i Aka­de­mii Mary­nar­ki Wojen­nej]


Gale­ria

[1]     „Czy żoł­nie­rze mogą dostą­pić zba­wie­nia” z 1526 roku i “O świec­kiej zwierzch­no­ści, w jakiej mie­rze nale­ży być jej posłusz­nym” z 1523 roku. Prze­kła­dy pol­skie obu pism moż­na zna­leźć w książ­ce M. Luter, Pisma etycz­ne, Biel­sko-Bia­ła 2009.

[2]     Wię­cej zdjęć z wodo­wa­nia na stro­nie Aka­de­mii Mary­nar­ki Wojen­nej.

[3]     Arty­kuł 11 Kon­wen­cji Bruk­sel­skiej z 23 wrze­śnia 1910, tekst pol­ski – Dz. U. 1938, Nr 101, poz 672.

[4]     M. Luter, O świec­kiej zwierzch­no­ści, w jakiej mie­rze nale­ży być jej posłusz­nym, [w:] Pisma etycz­ne, Biel­sko-Bia­ła 2009, s. 183.

[5]     Skąd­inąd logicz­ny jest sys­tem, że kape­lan roz­ma­wia­jąc z kapi­ta­nem jest kapi­ta­nem, z bos­man­ma­tem – bos­man­ma­tem, z admi­ra­łem – admi­ra­łem; każ­dy inny wariant pro­wa­dził­by do absur­du, jeże­li te stop­nie woj­sko­we trak­to­wać tak śmier­tel­nie poważ­nie, jak Autor Pro­te­stu.

[6]     Przy takim rozu­mie­niu bło­go­sła­wień­stwa oczy­wi­ście istot­ne sta­ją się szcze­gó­ły doty­czą­ce „mocy ducho­wych” bło­go­sła­wią­ce­go… w przy­pad­ku nie­któ­rych rodza­jów poświę­ce­nia w wyda­niu np. rzym­skim zysku­je to dość donio­słe zna­cze­nie i stąd usta­le­nia o spra­wo­wa­niu „waż­nym i god­nym”, „waż­nym, ale nie­god­nym”, „nie­waż­nym” itd., ale nie roz­wi­jam tego, bo Autor Pro­te­stu podob­no jest ewan­ge­li­kiem, i to augs­bur­skim.

[7]     „O zacho­wa­nie w opie­ce Bożej naszej ojczy­zny, za jej wła­dze i woj­sko”, jak też, co może lepiej obja­śnia spra­wę: „o zacho­wa­nie w opie­ce Bożej naszej Ojczy­zny, za jej wła­dze i woj­sko, aby­śmy mogli pro­wa­dzić ciche i spo­koj­ne życie, we wszel­kiej poboż­no­ści i czy­sto­ści”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.