Społeczeństwo

Trudne wychodzenie z podziemia


Ste­fan Wil­ka­no­wicz Naj­pierw docho­dzi­ły do nas echa róż­nych mani­fe­sta­cji i parad, zmie­rza­ją­cych w ten czy inny spo­sób do spo­wo­do­wa­nia spo­łecz­nej akcep­ta­cji i lega­li­za­cji zacho­wań homo­sek­su­al­nych, dalej — infor­ma­cje o zmia­nach w pra­wo­daw­stwie i lega­li­zo­wa­niu tego typu związ­ków w posta­ci związ­ków part­ner­skich, nie­kie­dy nazy­wa­nych mał­żeń­stwa­mi, cza­sem z moż­li­wo­ścią adop­cji dzie­ci. Towa­rzy­szy­ły temu (i nadal towa­rzy­szą) róż­ne­go rodza­ju kry­ty­ki i pro­te­sty, nie­kie­dy przy­bie­ra­ją­ce gwał­tow­ny cha­rak­ter. Przed kil­ko­ma mie­sią­ca­mi Fun­da­cja Kul­tu­ry Chrze­ści­jań­skiej “Znak” […]


Ste­fan Wil­ka­no­wicz Naj­pierw docho­dzi­ły do nas echa róż­nych mani­fe­sta­cji i parad, zmie­rza­ją­cych w ten czy inny spo­sób do spo­wo­do­wa­nia spo­łecz­nej akcep­ta­cji i lega­li­za­cji zacho­wań homo­sek­su­al­nych, dalej — infor­ma­cje o zmia­nach w pra­wo­daw­stwie i lega­li­zo­wa­niu tego typu związ­ków w posta­ci związ­ków part­ner­skich, nie­kie­dy nazy­wa­nych mał­żeń­stwa­mi, cza­sem z moż­li­wo­ścią adop­cji dzie­ci. Towa­rzy­szy­ły temu (i nadal towa­rzy­szą) róż­ne­go rodza­ju kry­ty­ki i pro­te­sty, nie­kie­dy przy­bie­ra­ją­ce gwał­tow­ny cha­rak­ter. Przed kil­ko­ma mie­sią­ca­mi Fun­da­cja Kul­tu­ry Chrze­ści­jań­skiej “Znak” zosta­ła publicz­nie i gwał­tow­nie oskar­żo­na o hipo­kry­zję — bo zaj­mu­je­my się róż­ne­go rodza­ju mniej­szo­ścia­mi, ale pomi­ja­my mil­cze­niem mniej­szo­ści sek­su­al­ne.

Odpo­wie­dzie­li­śmy, że pro­ble­ma­ty­ka tych ostat­nich moc­no się róż­ni od sto­sun­ków mię­dzy gru­pa­mi etnicz­ny­mi czy dia­lo­gu mię­dzy wyznaw­ca­mi róż­nych reli­gii i że nie czu­je­my się kom­pe­tent­ni do zaj­mo­wa­nia sta­no­wi­ska w spra­wach zwią­za­nych z płcią — to nie nasz temat. Nie­mniej ostat­nie wyda­rze­nia w Pol­sce — mani­fe­sta­cje i kontr­ma­ni­fe­sta­cje — a zwłasz­cza toczo­ne wokół nich dys­ku­sje skła­nia­ją przy­naj­mniej do pró­by zary­so­wa­nia kil­ku pro­ble­mów, któ­re się z nimi wią­żą. Nadal nie czu­ję się kom­pe­tent­ny do wypo­wia­da­nia się w tej dzie­dzi­nie, nie­mniej wyda­je mi się potrzeb­ne posta­wie­nie sze­re­gu pytań, któ­re mogły­by pomóc dys­ku­to­wać i szu­kać roz­wią­zań w inny spo­sób.

Wyda­je się co naj­mniej praw­do­po­dob­ne, że ludzie o orien­ta­cji homo­sek­su­al­nej są z regu­ły oso­ba­mi w szcze­gól­ny spo­sób cier­pią­cy­mi. Nie tyl­ko z powo­du czę­stej pogar­dy i gróźb kie­ro­wa­nych wobec nich, ale tak­że wsku­tek nie­moż­no­ści reali­za­cji ojco­stwa i macie­rzyń­stwa. Stąd tak waż­na dla nie­któ­rych moż­li­wość adop­cji. Ponie­waż homo­sek­su­ali­ści w więk­szo­ści pozo­sta­ją “w pod­zie­miu”, to zna­czy nie ujaw­nia­ją swo­ich orien­ta­cji — cze­mu nie nale­ży się dzi­wić — nie­wie­le wia­do­mo o ich pro­ble­mach i o ich cier­pie­niach. A od tego zale­ży prze­cież sku­tecz­ność roz­ma­ite­go rodza­ju pomo­cy. Nie­wie­le też wia­do­mo o ich zróż­ni­co­wa­niu — dosyć łatwo trak­tu­je się ich hur­tem jako tych, któ­rzy zaży­wa­ją nar­ko­ty­ki i czę­sto zmie­nia­ją part­ne­rów, a zatem są zagro­że­niem dla spo­łe­czeń­stwa ze wzglę­du na sze­rze­nie cho­rób prze­no­szo­nych dro­gą płcio­wą. Rzad­ko spo­ty­ka się dusz­pa­ste­rzy usi­łu­ją­cych pomóc tym, któ­rzy nie wyrze­ka­ją się wia­ry i sta­ra­ją się w ten czy inny spo­sób roz­wi­jać. Opo­wia­dał mi ostat­nio jeden z zagra­nicz­nych przy­ja­ciół, świec­ki kato­lik, o swej nie­zwy­kłej przy­go­dzie: zgło­si­ła się do nie­go gru­pa les­bi­jek, żyją­cych w sta­łych związ­kach, pro­sząc o pomoc w ducho­wym roz­wo­ju. Zasko­czo­ny tą proś­bą, dłu­go się wahał, a w koń­cu doszedł do wnio­sku, że nie może odmó­wić. Zaczął się więc z nimi spo­ty­kać i pro­po­no­wać im wybra­ne tek­sty Pisma Świę­te­go do roz­wa­ża­nia. Po pew­nym cza­sie jed­na z nich oznaj­mi­ła, że chce wstą­pić do zako­nu. Rzecz przy­bra­ła dra­ma­tycz­ny obrót, bo jej part­ner­ka potrak­to­wa­ła to jako “zdra­dę mał­żeń­ską”, oskar­ża­jąc Kościół o zaprze­cza­nie wła­snym ide­ałom wier­no­ści. A dru­gi pro­blem: jakie zgro­ma­dze­nie zary­zy­ku­je przy­ję­cie takiej nowi­cjusz­ki? Pierw­sze zatem pyta­nie, jakie się narzu­ca, to: jak poznać ten ludz­ki świat, dotąd pozo­sta­ją­cy naj­czę­ściej w ukry­ciu? W jaki spo­sób uzy­skać wie­dzę — i samo­wie­dzę — w tej tak zło­żo­nej i deli­kat­nej mate­rii? Jak prze­ciw­dzia­łać głu­po­cie, cham­stwu i nie­na­wi­ści?

Nie ma jed­nak co ukry­wać, że ludzie o orien­ta­cji homo­sek­su­al­nej pre­fe­ru­ją libe­ral­ne — i skraj­nie libe­ral­ne — ide­olo­gie. Jest to zro­zu­mia­łe, bo one chcą im zapew­niać pra­wa i spo­łecz­ną akcep­ta­cję. Stąd nie­rzad­kie związ­ki takich osób z gru­pa­mi kon­te­sta­cyj­ny­mi — a przy­naj­mniej ich wybor­cze czy medial­ne popie­ra­nie. I tu powsta­je nowy pro­blem: zagro­że­nie pły­ną­ce z ten­den­cji do odrzu­ca­nia wszel­kich tra­dy­cji i wszel­kich reguł, rady­kal­na prze­wa­ga upraw­nień nad powin­no­ścia­mi. Takie ten­den­cje ist­nie­ją we współ­cze­snej kul­tu­rze — a zwłasz­cza w sub­kul­tu­rach roz­ryw­ko­wo-mło­dzie­żo­wych — i mogą być wzmac­nia­ne przez ludzi o orien­ta­cji homo­sek­su­al­nej. A są to ten­den­cje nie­bez­piecz­ne dla czło­wie­ka zawsze, a dla ludz­ko­ści w obec­nej fazie jej ist­nie­nia — szcze­gól­nie. Stoi ona bowiem wobec koniecz­no­ści glo­bal­nej inte­gra­cji, a zara­zem zna­le­zie­nia spo­so­bów budo­wa­nia soli­dar­no­ści na róż­nych pozio­mach i w róż­nych ukła­dach — ina­czej gro­zi jej ego­istycz­ny cha­os, nie­moż­ność roz­wią­zy­wa­nia sta­rych i nowych kon­flik­tów. A wszyst­ko to w per­spek­ty­wie rosną­cych moż­li­wo­ści destruk­cyj­nych czło­wie­ka, tak­że tego “sza­re­go”, pozor­nie bez zna­cze­nia. Skraj­ni libe­ra­ło­wie naj­mniej się nada­ją do pozy­tyw­nej inte­gra­cji. Oto więc następ­ne pyta­nia: jak pod­jąć poważ­ną dys­ku­sję nad powin­no­ścia­mi ludzi współ­cze­snych, nad ich wycho­wa­niem, przy­go­to­wa­niem do przy­szłych zadań? Jak ich prze­ko­nać, że naj­waż­niej­szy jest czło­wiek, że wszel­kie refor­my poli­tycz­ne czy gospo­dar­cze na nie­wie­le się zda­dzą bez refor­my czło­wie­ka?

I wresz­cie pro­blem metod wal­ki homo­sek­su­ali­stów o swo­je pra­wa. Wie­lu zwy­kłych ludzi oglą­da­ją­cych róż­ne “para­dy miło­ści” po pro­stu wpa­da w lęk i prze­ży­wa wstręt — bywa­ją one bowiem połą­cze­niem wul­gar­no­ści, eks­hi­bi­cjo­ni­zmu i pro­wo­ka­cji. Widzą w nich chęć pode­pta­nia tego, co dla nich cen­ne czy świę­te. Czu­ją tu nie pro­mo­wa­nie miło­ści, lecz jej degra­da­cję. Demon­stra­cje histe­rycz­ne­go sek­su trak­tu­ją jako coś, z czym koniecz­nie trze­ba wal­czyć. A zatem mają skłon­ność do roz­grze­sza­nia tych, któ­rzy sto­su­ją tu meto­dy gwał­tow­ne, choć nor­mal­nie wca­le się z nimi nie zga­dza­ją. Do pew­ne­go momen­tu owe mani­fe­sta­cje trak­tu­ją jako eks­ce­sy “pomy­lo­nych”, chwi­la­mi śmiesz­nych i nawet sym­pa­tycz­nych, póź­niej zaś ogar­nia ich gro­za. Efekt jest zatem odwrot­ny do zamie­rzo­ne­go. Chy­ba że się przyj­mie, iż tego rodza­ju mani­fe­sta­cje są ide­olo­gicz­nie czy poli­tycz­nie zma­ni­pu­lo­wa­ne, a zatem w grun­cie rze­czy wal­ka o pra­wa homo­sek­su­ali­stów jest tutaj tyl­ko oka­zją do osią­ga­nia innych celów.

W każ­dym z nas poja­wia się poku­sa postę­po­wa­nia wbrew wła­snym zasa­dom, a potem “dora­bia­nia ide­olo­gii” do tego, tłu­ma­cze­nia się przed sobą samym i przed inny­mi. Jeśli to się powta­rza, docho­dzi do zdu­mie­wa­ją­ce­go zakła­ma­nia: czło­wiek uspra­wie­dli­wia każ­de swo­je postę­po­wa­nie, wbrew oczy­wi­sto­ści. Łamiąc ele­men­tar­ne zasa­dy moral­no­ści i pra­wa, czu­je się “szcze­rze” nie­win­ny. Sły­sza­łem nawet, że pewien ksiądz uza­sad­niał swo­je sto­sun­ki homo­sek­su­al­ne tym, iż takie były sto­sun­ki mię­dzy Jezu­sem i Jego uczniem Janem. Zda­rza się więc dziw­ne roz­dwo­je­nie: war­to­ścio­wy, dobry czło­wiek, lubia­ny i cenio­ny, a nawet podzi­wia­ny, ma jakąś “bia­łą pla­mę” na mapie swo­jej oso­bo­wo­ści, któ­ra w pew­nej dzie­dzi­nie wyłą­cza zdro­wy rozum. Nie­któ­rzy sądzą, że może to mieć cho­ro­bli­we pod­ło­że, że to szcze­gól­ny rodzaj psy­chicz­nych zabu­rzeń. Ale może to być tak­że rezul­ta­tem dłu­go­trwa­łe­go zakła­ma­nia, któ­re sta­je się jak­by dru­gą natu­rą. Każ­dy dozna­je poku­sy wma­wia­nia sobie róż­nych moty­wów swe­go dzia­ła­nia, innych od rze­czy­wi­stych, każ­dy potrze­bu­je wysił­ku intro­spek­cji — i pomo­cy osób kom­pe­tent­nych, dusz­pa­ste­rzy czy psy­cho­lo­gów. Oni sami też tego potrze­bu­ją. Dla­te­go dzi­wi mnie i nie dzi­wi przy­pa­dek psy­cho­te­ra­peu­ty-pedo­fi­la, któ­ry mógł nawet dobrze dora­dzać innym, ale sobie nie potra­fił.

Dra­mat semi­na­rium duchow­ne­go w Sankt Pöl­ten w nie­zwy­kle ostry spo­sób sta­wia pyta­nie o zakła­ma­nie. Czy odpo­wie­dzial­ni za ten dra­mat i jego uczest­ni­cy byli zwy­kły­mi cyni­ka­mi? Czy byli zbyt sła­bi, nie­przy­go­to­wa­ni na poku­sy (dzi­siej­sza kul­tu­ra nie­mal odrzu­ca asce­zę)? Czy też czu­li się nie­win­ni? Ale dla­cze­go? I co dalej? W tych spra­wach ani przy­my­ka­nie oczu, ani roz­dzie­ra­nie szat do nicze­go dobre­go nie pro­wa­dzi. Marzą mi się naj­ści­ślej ano­ni­mo­we, taj­ne spo­tka­nia, w któ­rych moż­na by szcze­rze mówić o tych pro­ble­mach bez wpa­da­nia w eks­hi­bi­cjo­nizm, bez poku­sy dia­lo­gu teatral­ne­go, bez oba­wy n
aru­sze­nia pry­wat­no­ści.

Wra­cam tu po pierw­szych pytań: jak pozna­wać ten świat pozo­sta­ją­cy zazwy­czaj w ukry­ciu, a cza­sem gło­śno mani­fe­stu­ją­cy swo­je ist­nie­nie? Jak docie­rać do cier­pień, pro­ble­mów i doświad­czeń — dobrych i złych? Na pew­no jest tu potrzeb­na współ­pra­ca wie­lu ludzi kom­pe­tent­nych w róż­nych dzie­dzi­nach wie­dzy o czło­wie­ku. Ale rów­nie koniecz­na jest wymia­na poglą­dów i doświad­czeń ludzi z tego pod­ziem­ne­go świa­ta. Bez reflek­to­rów i mediów, w sku­pie­niu i tro­sce.

STEFAN WILKANOWICZ, ur. 1924, publi­cy­sta i dzia­łacz kato­lic­ki, dłu­go­let­ni redak­tor naczel­ny “Zna­ku”, prze­wod­ni­czą­cy Fun­da­cji Kul­tu­ry Chrze­ści­jań­skiej “Znak”. Lau­re­at nagro­dy dzien­ni­kar­skiej im. bp. Jana Chrap­ka “Ślad” (2004).

Tekst uka­zał się w Mie­sięcz­ni­ku “Znak”

Redak­cja EAI Ekumenizm.pl dzię­ku­je Auto­ro­wi za moż­li­wość publi­ka­cji arty­ku­łu na naszych stro­nach.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.