Uczyć w domu
- 27 sierpnia, 2003
- przeczytasz w 4 minuty
Andrzej Polaszek O tym, że potrzebujemy prawdziwie chrześcijańskiej edukacji dla naszych dzieci, pisaliśmy w poprzednim numerze “RwP”. Dzisiaj spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób możemy ją im zapewnić. Nasza obecna sytuacja jest niełatwa: Z jednej strony agresywnie laickie państwo zmonopolizowało publiczną oświatę, pozbawiając jednocześnie (poprzez wysokie podatki) nas, obywateli, środków, które pozwoliłyby na stworzenie alternatywy — gęstej sieci prawdziwie niezależnych, powszechnie dostępnych szkół prywatnych. […]
Andrzej Polaszek
O tym, że potrzebujemy prawdziwie chrześcijańskiej edukacji dla naszych dzieci, pisaliśmy w poprzednim numerze “RwP”. Dzisiaj spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób możemy ją im zapewnić.
Nasza obecna sytuacja jest niełatwa: Z jednej strony agresywnie laickie państwo zmonopolizowało publiczną oświatę, pozbawiając jednocześnie (poprzez wysokie podatki) nas, obywateli, środków, które pozwoliłyby na stworzenie alternatywy — gęstej sieci prawdziwie niezależnych, powszechnie dostępnych szkół prywatnych. Z drugiej strony Kościół w Polsce jest słaby i podzielony, a przy tym nieszczególnie zainteresowany jakimikolwiek inicjatywami w tym względzie. Większość polskich chrześcijan uwierzyła w “neutralne światopoglądowo” publiczne szkoły i nie widzi w nich żadnego zagrożenia dla kształtującego się dopiero chrześcijańskiego światopoglądu swoich dzieci. A zatem jest nas (chrześcijan, którzy dostrzegają potrzebę chrześcijańskiej edukacji) niewielu, jesteśmy rozproszeni, nie mamy pieniędzy, kadr, bazy lokalowej. Czy w tej sytuacji cokolwiek można zrobić? Jednym z rozwiązań jest tzw. edukacja domowa. Z roku na rok przybywa na świecie rodziców (głównie są to amerykańscy chrześcijanie), którzy rezygnują z “usług” publicznych szkół i sami biorą na siebie ciężar kształcenia własnych dzieci w ramach tzw. edukacji domowej. Rezultaty zdumiewają największych sceptyków: okazuje się, że nawet rodzice, którzy sami nie posiadają formalnego wykształcenia potrafią w zakresie szkoły podstawowej, a niekiedy i średniej wykształcić swoje dzieci z wynikami znacznie lepszymi niż szkoły publiczne (w USA okazją do weryfikacji są jednolite egzaminy składane zarówno przez dzieci uczęszczające do szkół, jak i uczące się w domu). A jak to wygląda w praktyce? Rodzice uczą swoje dzieci sami. Przygotowując się do zajęć (co nawiasem mówiąc jest również dla nich niezwykle pożyteczne i rozwijające), korzystają ze specjalnych podręczników. Większość rodziców zrzeszonych jest w stowarzyszeniach (niekiedy kościelnych), które zapewniają im wszechstronną pomoc, a właściwie organizują samopomoc. W rezultacie rodzice mogą wspólnie wynajmować nauczycieli do wybranych przedmiotów, organizować dzieciom wspólne wycieczki, zajęcia sportowe, etc. Powstają w ten sposób swego rodzaju “ośrodki edukacyjne” (często przykościelne), które pozostawiając rodzicom inicjatywę i swobodę, pozwalają jednocześnie korzystać z wiedzy, doświadczeń i życzliwości innych ludzi.Metoda ma wiele zalet: 1. Jest skuteczną formą nauczania. 2. Pozwala na nieosiągalną w tradycyjnej szkole indywidualizację nauczania pod kątem możliwości intelektualnych, zainteresowań, temperamentu dziecka, etc. 3. Daje rodzicom pełną kontrolę nad procesem edukacji. 4. Aktywizuje rodziców i wzmaga ich poczucie odpowiedzialności za dzieci. 5. Pozwala uniknąć napięć związanych z konfliktem światopoglądów reprezentowanych przez szkołę z jednej, a dom i kościół z drugiej strony. 6. Pogłębia więź między rodzicami a dziećmi. 7. Chroni dzieci przed coraz powszechniejszymi w szkołach publicznych patologiami. 8. Integruje społeczność lokalną (rodzice pomagają sobie nawzajem). 9. Niewiele kosztuje (ktoś kiedyś powiedział, że szkoła publiczna jest najdroższym sposobem na wykształcenie analfabety). Uczenie własnych dzieci w domu jest w Polsce możliwe, choć mocno utrudnione. Polskie prawo przewiduje możliwość tzw. “spełniania obowiązku szkolnego poza szkołą”. Zgodę w tym względzie wydaje dyrektor szkoły, w okręgu której uczeń zamieszkuje, określając jednocześnie warunki, które rodzice zobowiązani są spełnić. A zatem cała władza spoczywa w rękach urzędnika. W marcu br. w Sądzie Rejonowym w Poznaniu złożony został wniosek o zarejestrowanie Stowarzyszenia Edukacji Domowej. Wśród założycieli Stowarzyszenia przeważają chrześcijanie (w większości związani ze środowiskiem “RwP”), choć w zamierzeniu jest ono otwarte dla wszystkich, niezależnie od światopoglądu. Na czele Komitetu Założycielskiego stoi dr Marek Budajczak — pedagog, pracownik naukowy Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, a jednocześnie pionier edukacji domowej w Polsce: od kilku lat uczy swoje dzieci w domu dzielnie pokonując biurokratyczne przeszkody. Stowarzyszenie będzie walczyć o stabilne i mniej restrykcyjne od obecnych regulacje prawne dotyczące edukacji domowej, a także organizować wzajemną pomoc rodziców uczących dzieci w domu. Nawiązaliśmy już kontakty z podobnymi organizacjami w Europie i USA, w tym z amerykańską organizacją prawników wyspecjalizowaną w walce o prawo do uczenia dzieci w domu. (Organizacja ta ma na koncie bardzo udaną akcję lobbystyczną, która doprowadziła do złagodzenia niezwykle represyjnych przepisów obowiązujących do niedawna w Niemczech, gdzie edukacja domowa była wprost zakazana).
źródło: reformacja.pl
Dziękujemy serwisowi reformacja.pl za możliwość wykorzystania powyższego tekstu na naszych stronach