Znak dla Europy
- 26 marca, 2008
- przeczytasz w 3 minuty
Chrzest Magdiego Alama stał się już tematem publicznym. Muzułmanie potępili go, katolicy (i to niekiedy konserwatywnie nastawieni) ze smutkiem kiwają głowami nad brakiem wyczucia Benedykta XVI i neofityzmem wicenaczelnego “Corriere della Sera”. Duch dialogizmu i dyplomacji unosi się nad mediami. I jakoś nikt nie chce zobaczyć, że chrzest Alama był nie tylko ważnym, by nie powiedzieć decydującym wydarzeniem w jego życiu, ale też, że był on znakiem, przesłaniem jakie Benedykt XVI skierował […]
Chrzest Magdiego Alama stał się już tematem publicznym. Muzułmanie potępili go, katolicy (i to niekiedy konserwatywnie nastawieni) ze smutkiem kiwają głowami nad brakiem wyczucia Benedykta XVI i neofityzmem wicenaczelnego “Corriere della Sera”. Duch dialogizmu i dyplomacji unosi się nad mediami. I jakoś nikt nie chce zobaczyć, że chrzest Alama był nie tylko ważnym, by nie powiedzieć decydującym wydarzeniem w jego życiu, ale też, że był on znakiem, przesłaniem jakie Benedykt XVI skierował do Europy i Europejczyków (także nowych pochodzących z innych niż zachodnia tradycji religijnych i kulturowych). To oni są adresatami tego, co Benedykt chciał wypowiedzieć decydując się na gest, o którym można było z góry przewidzieć, że wywołała protesty muzułmanów i dialogistów.
Istota przesłania kryjącego się w decyzji o publicznym chrzcie islamskiego (z tradycji raczej, niż wyznania) modernisty jest w istocie cywilizacyjna, a nie ściśle religijna. Papież po raz kolejny przypomina Europie, że jeśli chce zachować swoje korzenie, jeśli chce pozostać Europą, to nie ma innego wyjścia jak trwać przy Chrystusie i Kościele. To chrześcijaństwo bowiem ukształtowały europejski personalizm, kulturę prawną, a także nie ma co ukrywać liczne instytucje demokratyczno-liberalne. Jeśli ono zginie — to zginie także Europa, przynajmniej w kształcie jaki znamy do tej pory.
Ten kształt już zresztą się zmienił. Nad niemieckimi, francuskimi, skandynawskimi czy brytyjskimi miastami coraz częściej górują wierzyczki minaretów, a w salach meczetów jest o wiele tłoczniej niż w kościołach. I to również są fakty. Islam wszedł do Europy, zmienił się pod jej wpływem i rozpoczyna proces jej podboju, który może trwać wiele pokoleń, ale którego celem jest islamizacja kolejnych ziem. Tym, co można przeciwstawić temu procesowi nie jest jednak modenizacja, liberalizm, agnostycyzm czy coraz częściej nihilizm, ale żywa wiara w Chrystusa. To ona ukształtowała Europę i tylko ona może ją podtrzymać przy życiu.
A Alam jest tego najlepszym dowodem. Religijnie obojętny muzułmanin przez lata próbował trwać w życiu świeckim, prezentując “europejską”, modernistyczną czyli w istocie chłodną wersję islamu. Aż w końcu odkrył, że aby w pełni wejść w cywilizację zachodnią, w pełni doświadczyć tego, co w niej najlepsze — trzeba zwyczajnie zostać chrześcijaninem. Chrzest jest bowiem swoistą przepustką nie tylko do Kościoła, ale również — w wymiarze czysto cywilizacyjnym — do świata zachodnich wartości.
I nie ma co ukrywać, że chrzcząc publicystę publicznie i osobiście Benedykt XVI chciał przypomnieć także o tym wymiarze wiary chrześcijańskiej, która przez wieki stanowiła fundament wejścia w krąg łacińskich wartości. Teraz, jeśli Europa ma przetrwać, nie może być inaczej. A jeśli tych zachodnich wartości nie chcą nieść dalej sami Europejczycy, to może powinni to zrobić “radykalni neofici”, którzy nie boją się mówić tego, co myślą, nie obawiają się mocnych słów czy jasnych sądów o tym, czym jest dla nich chrześcijaństwo. Mówiąc zatem wprost”: jeśli znudzeni Europejczycy nie chcą być nadal nosicielami wartości, które ukształtowały naszą cywilizację, to trzeba przekazać to, co w niej najistotniejsze, najpiękniejsze i najlepsze “nowym barbarzyńcom”, którzy poniosą je dalej.
Przy takiej perspektywie człowieka, który — jak niegdyś św. Augustyn — spogląda z przerażeniem na destrukcję cywilizacji, którą ukochał, trudno się spodziewać dyplomacji czy dialogizmu. W istocie zresztą są one czysto pozorne. Islam i jego wyznawcy bowiem kolejne spotkania, apele o jedność traktuje czysto instrumentalnie. Są mu one potrzebne wyłącznie do uzyskiwania wiarygodności na Zachodzie, do budowania koalicji przeciwko własnym wrogom, a także do atakowania Zachodu. Chrześcijanie (szczególnie bliskowschodni) z tego dialogu nie mają nic. Nadal się ich zabija, zakazuje otwierania świątyń (np. w Arabii Saudyjskiej, gdzie mieszka 700 tysięcy chrześcijan) czy porywa i przymusowo wciela do rozmaitych armii. Wypowiedzi papieskie nie pomogą wprawdzie ich sytuacji, ale też kończą nieustanną grę pozorów, jaka powstała wobec czegoś, co z dialogiem nie miało nic wspólnego, a było budowaniem wpływów islamskim w samym centrum Europy.