Ekumenizm w Polsce i na świecie

2. Święto Narodzenia Pańskiego — Dzień św. Szczepana Męczennika


“Gdy oni odje­cha­li, oto anioł Pań­ski uka­zał się Józe­fo­wi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dzie­cię i Jego Mat­kę i uchodź do Egip­tu; pozo­stań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szu­kał Dzie­cię­cia, aby Je zgładzić.On wstał, wziął w nocy Dzie­cię i Jego Mat­kę i udał się do Egiptu;tam pozo­stał aż do śmier­ci Hero­da. Tak mia­ło się speł­nić sło­wo, któ­re Pan powie­dział przez Pro­ro­ka: Z Egip­tu wezwa­łem Syna mego.Wtedy Herod widząc, że go Mędr­cy zawie­dli, […]


“Gdy oni odje­cha­li, oto anioł Pań­ski uka­zał się Józe­fo­wi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dzie­cię i Jego Mat­kę i uchodź do Egip­tu; pozo­stań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szu­kał Dzie­cię­cia, aby Je zgładzić.On wstał, wziął w nocy Dzie­cię i Jego Mat­kę i udał się do Egiptu;tam pozo­stał aż do śmier­ci Hero­da. Tak mia­ło się speł­nić sło­wo, któ­re Pan powie­dział przez Pro­ro­ka: Z Egip­tu wezwa­łem Syna mego.Wtedy Herod widząc, że go Mędr­cy zawie­dli, wpadł w strasz­ny gniew. Posłał /oprawców/ do Betle­jem i całej oko­li­cy i kazał poza­bi­jać wszyst­kich chłop­ców w wie­ku do lat dwóch, sto­sow­nie do cza­su, o któ­rym się dowie­dział od Mędrców.Wtedy speł­ni­ły się sło­wa pro­ro­ka Jeremiasza:Krzyk usły­sza­no w Rama, płacz i jęk wiel­ki. Rachel opła­ku­je swe dzie­ci i nie chce utu­lić się w żalu, bo ich już nie ma.A gdy Herod umarł, oto Józe­fo­wi w Egip­cie uka­zał się anioł Pań­ski we śniei rzekł: Wstań, weź Dzie­cię i Jego Mat­kę i idź do zie­mi Izra­ela, bo już umar­li ci, któ­rzy czy­ha­li na życie Dzie­cię­cia .On więc wstał, wziął Dzie­cię i Jego Mat­kę i wró­cił do zie­mi Izraela.Lecz gdy posły­szał, że w Judei panu­je Arche­la­os w miej­sce ojca swe­go, Hero­da, bał się tam iść. Otrzy­maw­szy zaś we śnie nakaz, udał się w stro­ny Galilei.Przybył do mia­sta, zwa­ne­go Naza­ret, i tam osiadł. Tak mia­ło się speł­nić sło­wo Pro­ro­ków: Nazwa­ny będzie Naza­rej­czy­kiem.” Mt 2,13–23

Niech znaj­dą upodo­ba­nie sło­wa ust moichi myśli ser­ca mego u cie­bie, Panie, Opo­ko moja i odku­pi­cie­lu mój! (Psalm 19,15)

Podob­no śp.brytyjska Kró­lo­wa Mat­ka, wycho­dząc z pew­ne­go nabo­żeń­stwa powie­dzia­ła ówcze­sny­mu arcy­bi­sku­po­wi Can­ter­bu­ry “W nie­dzie­lę rano w koście­le, raz w tygo­dniu, chcia­ła­bym usły­szeć coś opty­mi­stycz­ne­go i budu­ją­ce­go.”

Jeże­li ktoś znał Kró­lo­wą Mat­kę, to wie­dział, że uży­wa­jąc sfor­mu­ło­wa­nia „chcia­ła­bym” wyra­ża­ła dużo wię­cej niż poboż­ne życze­nie.

No wła­śnie. I dla­te­go tak potrzeb­ne są Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia. To jeden z nie­licz­nych już okre­sów w naszym roku, gdy cho­ciaż na chwil­kę odkle­ja­my się od tele­wi­zo­ra, odkła­da­my na bok gaze­ty i inter­net i odwra­ca­my się ku naszym bliź­nim. To praw­da, okres przed­swią­te­czy w skle­pach przy­po­mi­na raczej Saj­gon pod­czas ewa­ku­acji ame­ry­kań­skich wojsk, ale potem przy­cho­dzi Wigi­lia, łama­nie się opłat­kiem, życze­nia, jedze­nie, mako­wiec, ach ten wigi­lij­ny mako­wiec i pre­zen­ty. I nie­za­leż­nie od tego czy śpie­wa­my w domu kolę­dy czy nie, to i tak udzie­la nam się nastrój świą­tecz­ny. Ule­ciał zgiełk, pośpiech, mamy wresz­cie czas żeby usiąść i odpo­cząć, żeby nabrać dystan­su. Nie­za­leż­nie od stop­nia natę­że­nia naszej wia­ry czy nie­wia­ry, Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia moż­na okre­ślić jako czas gdy się robi siel­sko i aniel­sko.

I oto jeste­śmy dzi­siaj w koście­le. W atmos­fe­rze świą­tecz­nej, już nie prze­je­dze­ni, ale cią­gle w dobrym nastro­ju. Jeste­śmy peł­ni opty­mi­zmu, ogra­ni­czo­nej wia­ry w dobroć i mądrość dru­gie czło­wie­ka. I chce­my podob­nie jak Kró­lo­wa Mat­ka usły­szeć coś „miłe­go i budu­ją­ce­go.” I jakiś nie­speł­na rozu­mu ksiądz albo pomy­lo­ny teo­log na czy­ta­nie wyzna­czył nam opo­wieść o rze­zi nie­wi­nią­tek. Dopraw­dy w atmos­fe­rze sta­jen­ki, zwie­rzą­tek, kolęd, cho­inek i makie­łek, opo­wieść o mor­do­wa­niu małych dzie­ci pasu­je jak pięść do nosa. Ktoś na salon wpu­ścił skunk­sa.

Z jed­nej stro­ny może­my powie­dzieć cynicz­nie: no tak świę­ta się koń­czą i koń­czy się też czas naiw­no­ści. Dogo­ni­ła nas zno­wu rze­czy­wi­stość. Pan Bóg może i dobrze chciał z tym małym Jezu­skiem, ale to uro­dzie­nie się w sta­jen­ce, te kolę­dy, ta miłość i dobroć — to nie mogło się udać. Zawsze znaj­dzie się jakaś czar­na owca, jakiś Herod świ­nia, któ­ry wszyst­ko zepsu­je. Bo prze­cież Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia to czas, gdy się wszy­scy zbio­ro­wo okła­mu­je­my: że będzie­my dobrzy, że będzie lepiej, że jest moż­li­wa nadzie­ja. A tak napraw­dę wie­my lepiej. Nic takie­go się nie sta­nie, nic się nie zmie­ni rady­kal­nie na lep­sze. „Jak świat świa­tem, nie będzie Nie­miec Pola­ko­wi bra­tem” i tego typu ‘mądro­ści’ ludo­we szyb­ko osa­dza­ją nas na miej­scu.

Kil­ka lat temu „Washing­ton Post” prze­pro­wa­dził ankie­tę wśród amba­sa­do­rów w USA, cze­go życzy­li­by sobie na świę­ta. Amba­sa­dor bry­tyj­ski, nie chcąc wyjść na zachłan­ni­ka, powie­dział, że życzy sobie sło­ik tra­dy­cyj­nych powi­deł śliw­ko­wych z Anglii. Te skrom­ne i „real­ne” życze­nia nabra­ły jed­nak inne­go wyglą­du, gdy ta sama gaze­ta w Wigi­lię opu­bli­ko­wa­ła listę życzeń dyplo­ma­tów: amab­sa­dor hisz­pań­ski życzył sobie wię­cej dobro­ci na świe­cie, amba­sa­dor rosyj­ski poko­ju na świe­cie, a amba­sa­dor Izra­ela poko­ju z Pale­sty­ną. Na tle tych życzeń sło­ik powi­deł z wiśni wygła­dał tak, jak wyglą­dał. Zlo­śli­wi mówi­li potem, że nie­for­tun­ny dyplo­ma­ta był pierw­szym w histo­rii swe­go kra­ju odwo­ła­nym za powi­dła śliw­ko­we.

Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia są okre­sem, kie­dy wzy­wa­ni jeste­śmy, żeby marzyć, żeby myśleć ponad naszą zwy­czaj­ność. „Pan Nie­bio­sów obna­żo­ny” to nie tyl­ko sło­wa kolę­dy. To głę­bo­ko teo­l­gicz­na myśl, że Bóg wywra­ca swiat do góry noga­mi kie­dy do nas przy­cho­dzi. Kto by pomy­ślał! Nie­skoń­czo­ny leży i pła­cze jak nie­mow­lak w małym żłób­ku. Boże Naro­dze­nie jest jed­nym wiel­kim stwier­dze­niem Boga: „Chce­cie cudu — to go macie! Uro­dzę się jako dziec­ko! I co wy na to?” Ten cud jest zapo­wie­dzią innych.

To począ­tek, a nie koniec.

No dobrze, ale jak w to wpi­sać dzi­siej­sze czy­ta­nie? To bar­dzo dobre pyta­nie. Moja opo­wiedź brzmi: Bóg, któ­ry przy­cho­dzi do nas jako czło­wiek nie rodzi się w raju. Nie żyje na jakiejś wyima­gi­no­wa­nej pla­ne­cie, gdzie nie ma cier­pie­nia i gdzie nie ma bólu. On rodzi się dla nas w takim świe­cie w jakim żyje­my. A żyli­śmy i żyje­my tak, że wca­le nie tak czę­sto giną nie­win­ne dzie­ci, bo jakiś doro­sły ma obse­sję wła­dzy. I Bóg tam jest. Aż do bólu. Jed­nak histo­ria Boże­go Naro­dze­nia nie koń­czy się ANI na sta­jen­ce, ANI na dzi­siej­szym opi­sie uciecz­ki do Egip­tu.

Wbrew tej kata­stor­fie, wbrew tej tra­ge­dii, życie Jezu­sa nie upły­nę­lo na wygna­niu, nie skoń­czy­ło się emi­gra­cją. Choć wie­lu zapew­ne myśla­ło, że to był ostat­ni raz gdy sły­sza­ło o Jezu­sie synu Marii i Józe­fa, to jak wie­my to był dopie­ro począ­tek. Boże Naro­dze­nie uświa­da­mia nam tą wspa­nia­ła praw­dę o życiu Jezu­sa: że pomi­mo śmier­ci, że pomi­mo nie­na­wi­ści, pomi­mo gło­du i stra­chu, Bóg zsy­ła życie, miłość, man­nę i odwa­gę. „Oto wszyst­ko nowym czy­nię.” Jak to pięk­nie uję­ły sło­wa jed­nej z angiel­skich kolęd: „Tak jak na koń­cu i na począt­ku pokor­ni są wywyż­sze­ni, a miłość odtrą­co­na.”

Sko­ro wie­my, że histo­ria Jezu­sa nie skoń­czy­ła się na uciecz­ce do Egip­tu, to dla­cze­go mamy nie mieć nadziei? Nadziei na świat bez wojen, bez ludo­bój­stwa, bez gło­du, bez prze­mo­cy, bez cho­rób.

„Bło­go­sła­wie­ni któ­rzy łak­ną i pra­gną spra­wie­dli­wo­ści albo­wiem oni będą nasy­ce­ni”

Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia wyzwa­ją nas do odwa­gi: by marzyć, by myśleć, by zmie­niać, by WIERZYC. Miłość, Dobroć i Radość Boga są więk­sze nawet od naszej naj­więk­szej pod­ło­ści. Dzie­ciąt­ko nie zgnie dzi­siaj: ono prze­ży­je i będzie uzdra­wiać, będzie pocie­szać, będzie wyba­czać, kar­mić ubo­gich, będzie kochać, wskrze­szać z mar­twych. Ono zmie­ni świat. Pomi­mo dzi­siej­szej opo­wie­ści. A my jeste­śmy wezwa­ni, by razem z nim podą­żyć do Egip­tu i mieć nadzie­ję. I by potem razem z nim uzdra­wiać, pocie­szać, kochać i wyba­czać. I by razem z nim wszyst­ko nowym czy­nić.

Gdy więc ktoś zapy­ta nas, jaki jest sens uro­dze­nia się Boga w małej sta­jen­ce, odpo­wiedz­my, że po to, by nam dodać nadziei i odwa­gi. I gdy ktoś skwi­tu­je opo­wieść z dziej­sze­go kaza­nia sakra­stycz­nym: No tak chcie­li
śmy dobrze, ale wyszło tak jak wyszło, wie­my że to nie jest praw­da! Bo prze­sła­niem Świąt, jest nadzie­ja. I radość i wia­ra w cuda. W to, że Bóg się uro­dził czło­wie­kiem i w to, że zmie­nił nas i przez nas zmie­nia świat.

Dzi­siej­sze czy­ta­nia świet­nie stresz­cza hasło rekla­mo­we jed­ne­go z brat­nich Kościo­łów refor­mo­wa­nych w USA.

„Bóg CIĄGLE przma­wia. Nigdy nie sta­wiaj­my krop­ki tam, gdzie Bóg posta­wił prze­ci­nek.”

AMEN.

Kaza­nie wygło­szo­ne dn. 26 grud­nia 2004 roku w koście­le ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­nym w Łodzi.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.