3. Niedziela Adwentu — Wielbi dusza moja Pana
- 10 grudnia, 2004
- przeczytasz w 4 minuty
“I rzekła Maria: Wielbi dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim, bo wejrzał na uniżoność służebnicy swojej. Oto bowiem odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie pokolenia. Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, i święte jest imię jego. A miłosierdzie jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się go boją. Okazał moc ramieniem swoim, rozproszył pysznych z zamysłów ich serc, strącił władców z tronów, a wywyższył […]
“I rzekła Maria: Wielbi dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim, bo wejrzał na uniżoność służebnicy swojej. Oto bowiem odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie pokolenia. Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, i święte jest imię jego. A miłosierdzie jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się go boją. Okazał moc ramieniem swoim, rozproszył pysznych z zamysłów ich serc, strącił władców z tronów, a wywyższył poniżonych, łaknących nasycił dobrami, a bogaczy odprawił z niczym. Ujął się za Izraelem, sługą swoim, pomny na miłosierdzie, jak powiedział do ojców naszych, do Abrahama i potomstwa jego na wieki.” Łk 1,46–55
Powiedzmy sobie wyraźnie i szczerze: w rzadko której kulturze reakcja na wieść, że się będzie samotną matką, jest równie optymistyczna i poetycka. Jak dobitnie — i co rzadkie — dość wiernie pokazują seriale telewizyjne, pierwszą reakcją na wiadomość: „Kochanie, jestem w ciąży” jest zwykle głupkowaty wyraz twarzy i pytanie współsprawcy: „Jak to?”.
Dla Miriam, młodej, niezamężnej Żydówki, wiadomość, że jest w ciąży wpisana była w cały zestaw wydarzeń, który raczej nie napawał optymizmem. Być może dla nas, 2000 lat później opowieść, jak to pojawł się anioł, zwiastował jej dobrą nowinę i że jest w ciąży — ta historia jest piękna i ładna, okraszona kolędami i szopkami, ale sytuacja z jej perskpektywy była mocno mieszana. „Co na to powie Józef?” to był najmniejszy problem z jakim się musiała zmierzyć. Jako ciężarnej pannie z dzieckiem groziło ukamieniowanie albo, jeśli jej mąż ją opuścił (co jak wiemy miał w planach Józefa), groziła jej wieczna hańba. A fakt, że anioł powiedział jej, że oto poczęła z Ducha Świętego i urodzi Mesjasza, choć niewątpliwie był pewnym wyjaśnieniem jej stanu, raczej nie nadawał się do powtarzania wśród znajomych. Jak zareagowalibyśmy my sami, gdyby nasza siostra albo córka powiedziała nam, że jest w ciąży, ale usiłując nas uspokoić wspomniała, że anioł powiedział jej, że poczęła z Ducha Świętego?
Stąd wycieczka Marii do jej kuzynki Elżbiety, jest nie tyle chęcią poplotkowania sobie przy koszernej kawie, ale to strach młodej dziewczyny, która biegnie do starszej i doświadczonej kuzynki, żeby poprosić o radę. I oto Elżbieta, nie wiedząc nawet co się dzieje z Marią, na jej widok ją błogosławi. I dopiero wtedy z Marii opadają wątpliwości, strach, przerażenie i niezrozumienie i dociera do niej przesłanie Jej Łona. I dopiero wtedy, w chwili zrozumienia, wykrzykuje hymn, który tak dobrze znamy: „Wielbi Dusza Moja Pana…”
Przesłanie dzisiejszej historii.
No właśnie. Jezus przychodzi w sposób nieznany i nieprzewidywalny. Jego pojawienie się na tym padole dokonuje się wbrew naszym konwencjom, zwyczajom, przesądom i regułom. Urodzi się z panny, w małej szopie, między zwierzętami, gdzieś na uboczu. Jego życie będzie historią wywracania rzeczy na głowie, wytykania hipokryzji pobożnym i chwalenia bezbożnych („Zaprawdę powiadam wam, celnicy i prostytutki wyprzedzają was w drodze do Królestwa Bożego”). Jego narodziny choć tak dobrze się wpisują w proroctwa o nim, są dla wielu zgorszeniem, bo jak Mesjasz może się narodzić z panny, żony cieśli, w nędznym chlewie? Nic dziwnego, że potem będzie spędzał czas na rozmowach z pracującymi dziewczynkami i pacownikami Izby Sarbowej, zamiast godzinami roztrząsać głębokie problemy ludzkości typu: „czy łamie się szabat nalewając wodę do szklanki z torebką herbaty?” Albo “co Paweł miał na myśli, pisząc, że kobieta w kościele powinna milczeć”?
Jak wyraźnie wynika z Ewangelii, pierwszą reakcją na wieść o przyjściu Mesjasza był STRACH. Strach, że wszystko zmieni, że wszytsko powywraca do góry nogami, że nie będzie tak jak sobie zaplanowałem albo zaplanowałam.
I gdy przerażona Miriam biegnie do Elżbiety, żeby się jej poradzić, powiedzieć, że to przecież nie tak miało być, bo zalewdwie tydzień temu słyszała w synagodze dobre kazanie, że… Elżbieta, krzyczy „Błogosławiona jesteś między niewiastami!”. Na język XXI wieku to: „Słuchaj, super! Nieprawdopodobnie! Ale masz szczęście”. Bo Bóg wszedł do Twojego życia i je odmienił, przemienił i choć powywracał wszystko i pozmieniał ci plany, to jesteś błogosławiona, bo on tam jest.
I tak gdzieś między rozmową pomiędzy dwoma pierwszymi świadkami Jezusa, Marią i Elżbietą, dociera do nas znaczenie Adwentu.
Bóg przychodzi do nas samych. Każdego z nas, w okresie najmniej spodziewanym i niekonieczniej najwygodniejszym. Ale przychodzi i mówi: „Oto wszytsko Nowym Czynię. Chcesz to robić ze mną?”. I choć na początko ogrania nas strach, choć się boimy, że nie podołamy, że skoncimy, że ne dorastamy, to po kilku chwilach dociera do nas przesłanie tego, który przemieniał życie, nawet gdy był w brzuchu młodej kobiety. I za nią, razem z nią i po niej krzyczymy przez wieki:
„Wielbi dusza moja Pana!”
Amen.