Ekumenizm w Polsce i na świecie

3. Niedziela Adwentu — Wielbi dusza moja Pana


“I rze­kła Maria: Wiel­bi dusza moja Pana, i roz­ra­do­wał się duch mój w Bogu, Zba­wi­cie­lu moim, bo wej­rzał na uni­żo­ność słu­żeb­ni­cy swo­jej. Oto bowiem odtąd bło­go­sła­wio­ną zwać mnie będą wszyst­kie poko­le­nia. Bo wiel­kie rze­czy uczy­nił mi Wszech­moc­ny, i świę­te jest imię jego. A miło­sier­dzie jego z poko­le­nia w poko­le­nie nad tymi, któ­rzy się go boją. Oka­zał moc ramie­niem swo­im, roz­pro­szył pysz­nych z zamy­słów ich serc, strą­cił wład­ców z tro­nów, a wywyż­szył […]


“I rze­kła Maria: Wiel­bi dusza moja Pana, i roz­ra­do­wał się duch mój w Bogu, Zba­wi­cie­lu moim, bo wej­rzał na uni­żo­ność słu­żeb­ni­cy swo­jej. Oto bowiem odtąd bło­go­sła­wio­ną zwać mnie będą wszyst­kie poko­le­nia. Bo wiel­kie rze­czy uczy­nił mi Wszech­moc­ny, i świę­te jest imię jego. A miło­sier­dzie jego z poko­le­nia w poko­le­nie nad tymi, któ­rzy się go boją. Oka­zał moc ramie­niem swo­im, roz­pro­szył pysz­nych z zamy­słów ich serc, strą­cił wład­ców z tro­nów, a wywyż­szył poni­żo­nych, łak­ną­cych nasy­cił dobra­mi, a boga­czy odpra­wił z niczym. Ujął się za Izra­elem, słu­gą swo­im, pomny na miło­sier­dzie, jak powie­dział do ojców naszych, do Abra­ha­ma i potom­stwa jego na wie­ki.” Łk 1,46–55

Powiedz­my sobie wyraź­nie i szcze­rze: w rzad­ko któ­rej kul­tu­rze reak­cja na wieść, że się będzie samot­ną mat­ką, jest rów­nie opty­mi­stycz­na i poetyc­ka. Jak dobit­nie — i co rzad­kie — dość wier­nie poka­zu­ją seria­le tele­wi­zyj­ne, pierw­szą reak­cją na wia­do­mość: „Kocha­nie, jestem w cią­ży” jest zwy­kle głup­ko­wa­ty wyraz twa­rzy i pyta­nie współ­spraw­cy: „Jak to?”.

Dla Miriam, mło­dej, nie­za­męż­nej Żydów­ki, wia­do­mość, że jest w cią­ży wpi­sa­na była w cały zestaw wyda­rzeń, któ­ry raczej nie napa­wał opty­mi­zmem. Być może dla nas, 2000 lat póź­niej opo­wieść, jak to pojawł się anioł, zwia­sto­wał jej dobrą nowi­nę i że jest w cią­ży — ta histo­ria jest pięk­na i ład­na, okra­szo­na kolę­da­mi i szop­ka­mi, ale sytu­acja z jej per­sk­pek­ty­wy była moc­no mie­sza­na. „Co na to powie Józef?” to był naj­mniej­szy pro­blem z jakim się musia­ła zmie­rzyć. Jako cię­żar­nej pan­nie z dziec­kiem gro­zi­ło uka­mie­nio­wa­nie albo, jeśli jej mąż ją opu­ścił (co jak wie­my miał w pla­nach Józe­fa), gro­zi­ła jej wiecz­na hań­ba. A fakt, że anioł powie­dział jej, że oto poczę­ła z Ducha Świę­te­go i uro­dzi Mesja­sza, choć nie­wąt­pli­wie był pew­nym wyja­śnie­niem jej sta­nu, raczej nie nada­wał się do powta­rza­nia wśród zna­jo­mych. Jak zare­ago­wa­li­by­śmy my sami, gdy­by nasza sio­stra albo cór­ka powie­dzia­ła nam, że jest w cią­ży, ale usi­łu­jąc nas uspo­ko­ić wspo­mnia­ła, że anioł powie­dział jej, że poczę­ła z Ducha Świę­te­go?

Stąd wyciecz­ka Marii do jej kuzyn­ki Elż­bie­ty, jest nie tyle chę­cią poplot­ko­wa­nia sobie przy koszer­nej kawie, ale to strach mło­dej dziew­czy­ny, któ­ra bie­gnie do star­szej i doświad­czo­nej kuzyn­ki, żeby popro­sić o radę. I oto Elż­bie­ta, nie wie­dząc nawet co się dzie­je z Marią, na jej widok ją bło­go­sła­wi. I dopie­ro wte­dy z Marii opa­da­ją wąt­pli­wo­ści, strach, prze­ra­że­nie i nie­zro­zu­mie­nie i docie­ra do niej prze­sła­nie Jej Łona. I dopie­ro wte­dy, w chwi­li zro­zu­mie­nia, wykrzy­ku­je hymn, któ­ry tak dobrze zna­my: „Wiel­bi Dusza Moja Pana…

Prze­sła­nie dzi­siej­szej histo­rii.

No wła­śnie. Jezus przy­cho­dzi w spo­sób nie­zna­ny i nie­prze­wi­dy­wal­ny. Jego poja­wie­nie się na tym pado­le doko­nu­je się wbrew naszym kon­wen­cjom, zwy­cza­jom, prze­są­dom i regu­łom. Uro­dzi się z pan­ny, w małej szo­pie, mię­dzy zwie­rzę­ta­mi, gdzieś na ubo­czu. Jego życie będzie histo­rią wywra­ca­nia rze­czy na gło­wie, wyty­ka­nia hipo­kry­zji poboż­nym i chwa­le­nia bez­boż­nych („Zapraw­dę powia­dam wam, cel­ni­cy i pro­sty­tut­ki wyprze­dza­ją was w dro­dze do Kró­le­stwa Boże­go”). Jego naro­dzi­ny choć tak dobrze się wpi­su­ją w pro­roc­twa o nim, są dla wie­lu zgor­sze­niem, bo jak Mesjasz może się naro­dzić z pan­ny, żony cie­śli, w nędz­nym chle­wie? Nic dziw­ne­go, że potem będzie spę­dzał czas na roz­mo­wach z pra­cu­ją­cy­mi dziew­czyn­ka­mi i pacow­ni­ka­mi Izby Sar­bo­wej, zamiast godzi­na­mi roz­trzą­sać głę­bo­kie pro­ble­my ludz­ko­ści typu: „czy łamie się sza­bat nale­wa­jąc wodę do szklan­ki z toreb­ką her­ba­ty?” Albo “co Paweł miał na myśli, pisząc, że kobie­ta w koście­le powin­na mil­czeć”?

Jak wyraź­nie wyni­ka z Ewan­ge­lii, pierw­szą reak­cją na wieść o przyj­ściu Mesja­sza był STRACH. Strach, że wszyst­ko zmie­ni, że wszyt­sko powyw­ra­ca do góry noga­mi, że nie będzie tak jak sobie zapla­no­wa­łem albo zapla­no­wa­łam.

I gdy prze­ra­żo­na Miriam bie­gnie do Elż­bie­ty, żeby się jej pora­dzić, powie­dzieć, że to prze­cież nie tak mia­ło być, bo zalew­dwie tydzień temu sły­sza­ła w syna­go­dze dobre kaza­nie, że… Elż­bie­ta, krzy­czy „Bło­go­sła­wio­na jesteś mię­dzy nie­wia­sta­mi!”. Na język XXI wie­ku to: „Słu­chaj, super! Nie­praw­do­po­dob­nie! Ale masz szczę­ście”. Bo Bóg wszedł do Two­je­go życia i je odmie­nił, prze­mie­nił i choć powyw­ra­cał wszyst­ko i pozmie­niał ci pla­ny, to jesteś bło­go­sła­wio­na, bo on tam jest.

I tak gdzieś mię­dzy roz­mo­wą pomię­dzy dwo­ma pierw­szy­mi świad­ka­mi Jezu­sa, Marią i Elż­bie­tą, docie­ra do nas zna­cze­nie Adwen­tu.

Bóg przy­cho­dzi do nas samych. Każ­de­go z nas, w okre­sie naj­mniej spo­dzie­wa­nym i nie­ko­niecz­niej naj­wy­god­niej­szym. Ale przy­cho­dzi i mówi: „Oto wszyt­sko Nowym Czy­nię. Chcesz to robić ze mną?”. I choć na począt­ko ogra­nia nas strach, choć się boimy, że nie podo­ła­my, że skon­ci­my, że ne dora­sta­my, to po kil­ku chwi­lach docie­ra do nas prze­sła­nie tego, któ­ry prze­mie­niał życie, nawet gdy był w brzu­chu mło­dej kobie­ty. I za nią, razem z nią i po niej krzy­czy­my przez wie­ki:

„Wiel­bi dusza moja Pana!”

Amen.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.