Adwentowe teraz
- 26 listopada, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, […]
A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Mt 24, 37–44)
“Jeśli pijesz herbatę, pij herbatę” — głosi stara mądrość zen.
Dzisiaj moja Marysia nauczyła się nowych słów. — Chcesz szynki? — zapytałem moją 15-miesięczną córeczkę przy śniadaniu. — Chętnie (no prawie tak) — odpowiedziała rezolutnie. Zamurowało mnie. Jaki byłem dumny. Byłem z nią całym sobą. Ale wieczorem, oczywiście bawiąc się z nią myślałem już o tym, co przeczytam jak ona pójdzie spać, co zrobię jak w końcu zapanuje błogi spokój. Będąc z córką nie byłem z nią. Nie dotknąłem chwili obecnej. “A zwłaszcza rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień” (Rz 13, 11–14).
To “teraz” jest kluczowym terminem adwentu. Nie kiedyś, nie w przyszłości, nie wieczorem czy rano, nie podczas niedzielnego nabożeństwa, czy porannej modlitwy, ale teraz przychodzi do mnie Chrystus. I to On mówi do mnie, że chętnie dostanie ode mnie szynki. I on ustami szefa prosi o przygotowanie zdjęć do kolejnego numeru. On prosi o spokojną rozmowę i kilka miłych słów przez Gosię. Teraz — w tych prostych gestach dokonuje się zbawienie, przychodzi do mnie Chrystus. Odrzucając ten moment, przegapiając chwilę odrzucam Spotkanie z Nim. Nie znajdując chwili na spojrzenie w twarz żony czy kumpla w pracy — nie znajduje chwili na własne zbawienie. I nic mi nie pomogą godziny spędzone w kościele, wyznawanie ustami, że Jezus jest Panem i Zbawicielem czy szczegółowe spowiedzi. Przegapiłem swoje spotkanie z Panem. Nastąpił koniec pewnego świata. I on nigdy już nie powróci. Świat skończył się dzisiaj. Przeciekając przez palce, marnotrawiony, spędzany na głupstwach czas — odchodzi na zawsze w niebyt. Tego, czego nie zrobiłem dzisiaj — nie zrobię już nigdy.
Ale adwent to nie czas smutku i rozpamiętywania straconego czasu. Nie! To raczej moment, by jasno powiedzieć sobie, tego, co minęło już nie ma. Pamięć, wspominki, rozżalanie to ucieczka od adwentowego “teraz”. Teraz, dzisiaj, w tej sekundzie masz powrócić do Boga i spotkać się z nim w swojej codzienności. Niezależnie od tego jaka ona jest. Zamiast rozpamiętywać stracone okazje: spotkaj się z żoną, porozmawiaj z dziećmi; zadzwoń do przyjaciół. I daj im siebie, pozwól, by w pogoni za Bogiem — Bóg miał czas Ci się objawić. W piciu herbaty, w rozmowie, w pracy. Normalnie, ale jednocześnie pamiętając o mądrości zen: “pijąc herbatę, pij herbatę”; “bawiąc się z dzieckiem, bądź z dzieckiem”, “czytając, czytaj”. I bądź gotów na przyjście Pana. Dzisiaj.