Apofatyczne zmartwychwstanie — Wielkanocne rozważanie
- 26 marca, 2005
- przeczytasz w 4 minuty
“A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: “Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, […]
Pusty grób — to pierwszy znak zmartwychwstania. Pierwszy znak zupełnie nowej rzeczywistości przed jaką stawia nas Bóg. Nic on nie wyjaśnia. Bo przecież nie jest niemożliwe, że rzeczywiście ktoś wykradł ciało Chrystusa i przeniósł je gdzie indziej, tak by niemożliwe stały się pielgrzymki do jego grobu. Znak to tak słaby, że nie do odczytania przez pierwszego świadka Marię Magdalenę. Dopiero Jan i Piotr, ale czy od razu, odczytali jego znaczenie, hermeneutycznie powiązali znak z Pismami, odczytali wydarzenie w świetle tego, co kiedyś zostało napisane. Odczytali, ale nie zrozumieli. Dopiero wieczorem, gdy zobaczyli Pana, który przyszedł do nich — konkretnie do każdego z nich z osobna, mimo ich strachu, rzeczywiście doświadczyli tego, co wydarzyło się w nocy z soboty na niedziele.
Maria Magdalena doświadczyła tego samego wcześniej. Płakała nad grobem, aż pojawił się człowiek. Ogrodnik, jak sądziła. Błagała go, by zdradził jej miejsce złożenie do grobu Mistrza. I dopiero, gdy zawołał ją po imieniu, dostrzegła, że to On — Rabbuni. To dopiero to wezwanie po imieniu, sprawiło, że poznała. Objawienie, doświadczenie było więc w pełni osobiste, konkretne, ukierunkowane tylko na nią, a potem tylko na nich.
To utrudnia myślenie o zmartwychwstaniu. Ta konkretność, osobistość objawiania się zmartwychwstania, sprawia, że jest ono chyba najtrudniejszą do zrozumienia czy choćby unaocznienie sobie tajemnic. Bo cóż oznacza owo zmartwychwstanie? Realne wydarzenie, uobecnione objawienie czy najgłębsze zrozumienie tajemnicy Chrystusa, jakie dane zostało uczniom? A jeśli wydarzenie, to jakiego rodzaju? Jakie wydarzenie, skoro dostrzeżone ono zostało tylko przez wybranych? A i oni nie zawsze dostrzegali jego istotę (by przypomnieć “drogę do Emaus”)?
Chciałbym zrozumieć, albo zachować prostą wiarę z dzieciństwa: kiedy zmartwychwstanie było po prostu wstaniem i spotkaniem, kiedy spotkania z uczniami dokonywały się w taki sam sposób, jak moje z rodzicami (tylko dlaczego ja ich zawsze poznawałem, a Zmartwychwstałego widzieli tylko niektórzy,a rozpoznawali dopiero po jakimś czasie). Chciałbym przyjąć, że wszystko to odbywało się na płaszczyźnie objawienia, spotkania czy hermeneutycznego odczytania Słowa i wydarzeń. Ale też nie potrafię uwierzyć, że tak racjonalne wyjaśnienia rzeczywiście uchwytują tp, co się wydarzyło w nocy z soboty na niedzielę. W Wielkonocnym pustym grobie.
Pozostaje więc niepewność. Apologetyka, historia już tu nie docierają. Przyjęcie zmartwychwstania odbywa się w dyskretnej ciszy serca. Jesteś wezwany po imieniu, by dostrzec Zmartwychwstałego, albo nie. Wstrząsające głębiny ludzkiej wolności, ale i Boskiej wszechwiedzy. Pozostajesz na granicy Wielkiego Piątku i jednoczysz się z ateizmem Boga, albo — dzięki dyskretnemu wezwaniu: Tomaszu, Mario, Piotrze czy Janie — przechodzisz w tajemnicy ku zmartwychwstaniu, którego nie da się wyjaśnić, zrozumieć, ale za to można doświadczyć.
To doświadczenie, objawienie — kierowane po imieniu — funduje Kościół. To ono ze wspólnoty dwunastu, którą rozbiła zdrada Judasza, zaparcie się Piotra, ucieczka pozostałych itd., stworzyło na nowo wspólnotę. Ona nie miała prawa przetrwać. Powinna odejść w zapomnienie. A jednak — trwa, bo między zdradą ich wszystkich a głoszeniem Królestwa — stoi to wydarzenie. Niezrozumiałe, apofatyczne, ukryte w tajemnicy. I niech takim pozostanie.