Betanki kontra Biskup
- 10 kwietnia, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Naprzeciw poważanego biskupa stanęła niewiele znacząca w Kościele mężczyzn – grupa 60 sióstr z zakonu betanek. Zgromadzenie Sióstr Rodziny Betańskiej powstało w 1930 r. Jego głównym zadaniem jest pomoc kapłanom w spełnianiu obowiązków parafialnych. Betanki m.in. prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, pracują jako zakrystianki i organistki w kościołach. Swoje domy zakonne mają w wielu miejscach w Polsce; pracują też za granicą. Konflikt rozpoczął się od przełożonej zakonu, siostry Jadwigi. Jest dużo bardziej postawna od arcybiskupa Józefa, ale cóż to znaczy wobec tej siły, której użył przeciw niej urażony hierarcha.
Naprzeciw poważanego biskupa stanęła niewiele znacząca w Kościele mężczyzn – grupa 60 sióstr z zakonu betanek. Zgromadzenie Sióstr Rodziny Betańskiej powstało w 1930 r. Jego głównym zadaniem jest pomoc kapłanom w spełnianiu obowiązków parafialnych. Betanki m.in. prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, pracują jako zakrystianki i organistki w kościołach. Swoje domy zakonne mają w wielu miejscach w Polsce; pracują też za granicą. Konflikt rozpoczął się od przełożonej zakonu, siostry Jadwigi. Jest dużo bardziej postawna od arcybiskupa Józefa, ale cóż to znaczy wobec tej siły, której użył przeciw niej urażony hierarcha.
Ten, kto zna naturę prawa kanonicznego, ten wie, że są to żarna nieubłagane, które potrafią złamać najsilniejszego mężczyznę. Arcybiskup oprócz tego, że ma za sobą autorytet Kościoła, posłużył się tytułami prasowymi. W tak „pro-kobiecym” dodatku, jakim są redagowane przez feministkę – Kingę Dunin „Wysokie obcasy”, powiela się kolejne miażdżące grupę kobiet z Kazimierza komunikaty kurii.
Słyszymy w tych relacjach tylko jedną stronę, co może już budzić wątpliwości. Tym większe, że sprawozdaniom tym towarzyszy zapalczywość, jakby stanowisko arcybiskupa wymagało dobitnej i nie pozostawiającej wątpliwości racjonalizacji. Arcybiskup zaniżył poziom dyskusji na łamach mediów piszących o betankach. Media postawiły sobie wręcz za szczytny cel zgnębić tych 60 kobiet zamkniętych w murach klasztoru.
Oto jakimi argumentami się posługują: siostra Ligocka, długoletnia przełożona betanek, zasiadająca w Radzie Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich, absolwentka KUL jest wariatką – miała objawienia Ducha Świętego, wykorzystuje deficyty swoich podwładnych, naraża je na molestowanie seksualne. A betanki …. ? Milczą. Wpatrzone w swojego mistrza nie komentują stanowiska Kościoła, nie narzekają na wrogie postępowania biskupa. Po prostu milczą. I modlą się. Klasztor czynnych dotąd zakonnic zamienił się w zacisze kontemplacji.
Sąsiedzi współczują siostrom, solidaryzują się z nimi. Może jest to odruch w obliczu przemocy stosowanej przez kogoś silniejszego wobec kogoś słabszego. Warto wyjaśnić: siostra Jadwiga nigdy nie miała żadnych objawień, jest to wymysł, który pojawił się wówczas, gdy Rada Generalna Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej odmówiła podporządkowania się księdzu arcybiskupowi. Jego prośba była nad wyraz konkretna. Biskup chciał mianowicie przejąć dom betanek, który siostra Jadwiga wybudowała od podstaw. To właśnie dom betanek jest przyczyną tego żenującego konfliktu.
Można pomyśleć, że siostra Jadwiga jest małoduszna. Miała coś swojego, czego nie chciała oddać biskupowi. Ale w takich konfliktach nigdy nie jest winna jedna strona. Dlaczego metropolita lubelski nie miałby być tym, który ustępuje sześćdziesięciu zbuntowanym kobietom, nie zabiera im upragnionego Chrystusa eucharystycznego, nie karze, nie wyklucza, nie obnaża, nie upokarza, nie robi z nich medialnego dziwowiska, nie naraża na infamię, pomówienia, dziennikarskie molestowanie.
Może kiedyś ktoś napisze dramat, taki sam jak o zakonnicach z Compiegne albo jezuitach z Amazonii. Dramat o kilkudziesięciu kobietach z Kazimierza Dolnego i kilkudziesięciu ich współsiostrach z Lublina. Może to być dramat dużo bardziej wyrazistszy, jeśli chodzi o te ostatnie. Bo dylematy zakonnic z Lublina, żyjących u boku takiej indywidualności, jak Życiński, są o wiele ciekawsze, niż sam konflikt z hierarchią. Zawsze fascynujące są losy jednostek kierujących się własnym sumieniem, na przekór władzy autorytarnej. Dylemat nietuzinkowy: czy donieść na współsiostry, czy ulec władzy demagogicznie posługującej się świętym dla zakonnic pojęciem posłuszeństwo. (…) Ale czy ludzka przyzwoitość, lojalność wobec współsióstr może zasługiwać na poklask mediów, biorących stronę arcybiskupa czerpiącego garściami profity z romansu z czwartą władzą?
No, a sam biskup. Kim jest? Co przeżywa? Czy i on nie wnosi w ten konflikt cieni jakichś urazów, demonów, (…). Niedojrzały sposób relacjonowania się z otoczeniem jest nazbyt widoczną cechą biskupa, by można ją było pominąć. Ile osób ma jeszcze cierpieć z tego powodu? Na pierwszy rzut oka konflikt ten jest bardziej osobisty, niż eklezjalny. Kontrasty tego dramatu są zbyt silne, by je pomijać. Może więc pora, by cały kościół polski wziął odpowiedzialność za to, co się dzieje w Kazimierzu Dolnym.
Nie martwię się o betanki. Są skonsolidowane, mają jasne cele i poparcie bliskich. Żadne szkalowanie im nie zaszkodzi ani ich nie osłabi. W ostateczności przejdą pod jakąś lefebvrystowską jurysdykcję. Martwię się o Kościół, który w osobie abp. Życińskiego zdaje się ulegać pokusie władzy za każdą cenę.
Maria Czerw