Brokeback Mountain, czyli film o grzechach
- 21 lutego, 2006
- przeczytasz w 4 minuty
Znana amerykańska gazeta ewangelikalna “Christianity Today” umieszczając recenzję tego filmu zaczęła ją od następującego zdania: “Film ten ukazuje związek homoseksualny i zawiera niedwuznaczne sceny seksualne z udziałem dwóch mężczyzn. Po długiej dyskusji, postanowiliśmy zrecenzować ten film, pomimo jego kontrowersyjnej treści.” Tłumacząc przyznanie mu aż trzech gwiazdek (na cztery możliwe), ta sama redakcja dodała: “Jest to związane tylko z jakością reżyserii, aktorstwa, kinematografii etc. To nie jest w żadnym wypadku […]
Znana amerykańska gazeta ewangelikalna “Christianity Today” umieszczając recenzję tego filmu zaczęła ją od następującego zdania: “Film ten ukazuje związek homoseksualny i zawiera niedwuznaczne sceny seksualne z udziałem dwóch mężczyzn. Po długiej dyskusji, postanowiliśmy zrecenzować ten film, pomimo jego kontrowersyjnej treści.” Tłumacząc przyznanie mu aż trzech gwiazdek (na cztery możliwe), ta sama redakcja dodała: “Jest to związane tylko z jakością reżyserii, aktorstwa, kinematografii etc. To nie jest w żadnym wypadku rekomendacja obejrzenia filmu, ani ocena moralnej dopuszczalności tematu.” (podkreślenie w oryginale) A zatem i my się przyjrzyjmy temu filmowi o wzajemnej miłości dwóch kowbojów.
Jack Twist (Jake Gyllenhaal) i Ennis Del Mar (Heath Ledger) poznają się pilnując owiec na zboczach góry Brokeback Mountain. Z dala od cywilizacji, od innych ludzi, dwóch mężczyzn najpierw się zaprzyjaźnia, a później, w pewną deszczową i chłodną noc, zostaje kochankami. Ich związek, ilustrowany wspaniałymi widokami, jest pełen niedomówień. Na drugi dzień po wspólnie spędzonej nocy, każdy z nich uroczyście deklaruje, że żaden z nich nie jest „pedziem” (queer). Poszukują bliskości zarówno w miłości fizycznej, ale także i w bójkach. To taniec miłości i nienawiści. Gdy lato się skończy, rozjadą się w różne strony bez pożegnania, i minie kilka lat zanim znów się spotkają. W międzyczasie, obydwaj się ożenią i założą rodziny.
To ponowne spotkanie, po czterech latach, wskrzesi ich związek. Ale będzie różnica: podczas gdy Jack cały czas czeka, aż Ennis zdecyduje się opuścić swoją żonę i zaryzykować zamieszkanie z nim, Ennis uważa ich wspólne „wyprawy na ryby”, za ucieczkę do normalności w jego życiu. „Jeśli nie możesz czegoś naprawić, to musisz to przetrzymać” to jego filozofia, która jednak czyni z niego zgorzkniałego, samotnego mężczyznę, który wywołuje bójki dla samego bicia się, by w ten sposób odreagować swoje frustracje.
Mijają lata i niewiele się zmienia. Choć każdy z nich ma coraz większą świadomość uciekającego czasu i niespełnienia. „Chciałbym wiedzieć, jak cię zostawić!” (I wish I knew how to quit you!) – w pewnym momencie krzyczy zrozpaczony Jack do Elmera i jest to chyba najbardziej poruszający moment filmu.
I wreszcie koniec; niesatysfakcjonujący, niejednoznaczny, jak cały film i chyba jak ich życie.
Jeden z ewangelikalnych krytyków nazwał ten film „Wielką obmacywanką”, ale trzeba być doprawdy wielkim frustratem seksualnym i intelektualnym zerem, by „Brokeback Mountain” sprowadzić tylko do filmu ze scenami miłości gejowskiej. Co zatem jest chrześcijańskiego w tym filmie? Czy może być coś chrześcijańskiego w filmie o dwóch kowbojach homoseksualistach?
Dla mnie to był film przede wszystkim o grzechu. Jakim? No właśnie. Niektórzy odpowiedzą: o grzechu homoseksualnych zachowań. Bo gdyby Jack i Ennis się nie spotkali, to być może nigdy nie przeżyliby związku fizycznego i emocjonalnego z sobą, nigdy by nie zdradzili swoich żon, ani z sobą, ani z przygodnymi partnerami w Meksyku, co było zwyczajem Jacka. Czyż bowiem nie jest grzechem uporczywe, wieloletnie zdradzanie swej żony i matki swoich dzieci? Czyż nie jest grzechem okłamywanie najbliższych przez lata? I wreszcie, czyż nie jest grzechem kontynuowanie związku, który rani i niszczy wszystkich dookoła i tych, którzy w nim pozostają?
Inni zapytają o innego rodzaju grzech. Czyż nie jest grzechem zmuszanie ludzi do życia w zakłamaniu, dla naszej własnej wygody intelektualnej i moralnej? Czyż nie jest grzechem pokazanie małemu chłopcu “dla przestrogi” skatowanego na śmierć starszego geja, którego sąsiedzi przykładnie (możnaby powiedzieć: biblijnie) ukarali za życie z drugim mężczyzną? Czyż nie jest grzechem zaszczucie ludzi do takiego stopnia, że wolą być samotni niż odważyć się na okazywanie odwzajemnionej miłości? I czyż nie jest grzechem, doprowadzenie do sytuacji, gdzie krzyk „Chciałbym wiedzieć, jak cię zostawić!” jest jedynym wyznaniem miłości w tym filmie? I czy przypadkiem nie byłoby tych wszystkich grzechów mniej, gdyby Jack i Ennis nie musieli uciekać w góry i żyć przez całe lata pamięcią jednego lata spędzonego razem w górach z daleka od innych ludzi?
Nie mam odpowiedzi na te pytania.
Wspomniane czasopismo „Christianity Today” zaproponowało swoim czytelnikom pytania do dyskusji po filmie. Oto kilka z nich: „Czy miłość – hetero czy homoseksualna – może pozostać ukryta i jednocześnie zdrowa? Dlaczego?”; „Jak chrześcijanie powinni podchodzić do filmów ukazujących związki gejowskie? Czy możemy się z takich filmów czegoś nauczyć o kulturze gejowskiej albo o nas samych?”
Gdy siedziałem po zakończeniu emisji w fotelu i zastanawiałem się nad zakończeniem i przesłaniem „Brokeback Mountain” przyszły mi na myśl słowa Pisma: „Jeśli myślimy, że jesteśmy bez grzechu, to oszukujemy samych siebie, i nie ma w nas prawdy.”
I być może to jest to przesłanie filmu, tak subtelnie ukryte, jak miłość na zboczu Brokeback Mountain przed wielu, wielu laty.