Ewangelicy reformowani wspominają ks. A. Pilcha
- 14 kwietnia, 2010
- przeczytasz w 4 minuty
Ks. Adam Pilch lecąc ze swoją posługą 10 kwietnia do Katynia reprezentował Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe, a więc i nasz Kościół Ewangelicko-Reformowany. W służbie i naszemu Kościołowi oddał życie. Jako zwykli parafianie poszliśmy w dniu 11 kwietnia do jego Zboru — Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie — aby łączyć się z najbliższymi Adama, z jego parafią i Kościołem w modlitwie, i wspierać w bólu, który przeżywają. Jego posługa w parafii przynosiła widoczne efekty. Bywając tam […]
Ks. Adam Pilch lecąc ze swoją posługą 10 kwietnia do Katynia reprezentował Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe, a więc i nasz Kościół Ewangelicko-Reformowany. W służbie i naszemu Kościołowi oddał życie. Jako zwykli parafianie poszliśmy w dniu 11 kwietnia do jego Zboru — Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie — aby łączyć się z najbliższymi Adama, z jego parafią i Kościołem w modlitwie, i wspierać w bólu, który przeżywają.
Jego posługa w parafii przynosiła widoczne efekty. Bywając tam niejednokrotnie spotykałem się z ogromną życzliwością i ciepłem. Po nabożeństwie 11 kwietnia przytulaliśmy się do siebie, często z oczami pełnymi łez i dziękowaliśmy sobie, że możemy być razem.
Adam był człowiekiem niewylewnym, ale serdecznym. Skromnym i godnym. Pomimo jego młodego wieku utożsamiałem go z tak zwaną starą generacją duchownych, którzy swoje powołanie do służby w Kościele traktowali właśnie jak powołanie, a nie jak wykonywany zawód, za który otrzymują pieniądze. On rozumiał, że jest duchownym i rozumiał co to znaczy. Że ludzie patrzą na niego w jakiś szczególny sposób i szczególnego zachowania od niego wymagają. Potrafił się z tą służbą w pełni zidentyfikować. Można powiedzieć humorystycznie, że nawet w piżamie był księdzem. Nie grał nigdy roli “równiachy”, który za wszelką cenę musi się przypodobać wszystkim. Był po prostu na wskroś człowiekiem. Niewojowniczy a jednocześnie potrafiący powiedzieć swoje, nie zawsze popularne zdanie. Nie bał się, że może się tym komuś narazić, czy że nie będzie to po czyjejś myśli.
Jego ewolucyjna praca w Parafii Wniebowstąpienia Pańskiego zaowocowała tym, że stała się ta parafia taką zwykłą ciepłą społecznością. Miejscem, w którym po prostu człowiek czuje się dobre, tak jak czuł się dobrze w towarzystwie Adama.
Jeszcze miesiąc temu byłem w Jego rodzinnym domu w Wiśle, gdzie spędzałem ferie zimowe wraz z synem. Jeździliśmy z Adamem i jego córką, Emmą, na nartach, a wieczorem gadaliśmy po prostu o życiu. Będę go wspominał jako prawdziwego duszpasterza, dobrego duchownego oraz szlachetnego człowieka.
Władysław Scholl, Kościół ewangelicko-reformowany
+++
Wiadomość o sobotniej tragicznej katastrofie była dla mnie podwójnie trudna. I reakcja — szok i strach, co z tymi wszystkimi, którzy byli na pokładzie samolotu. Gdy przyszła wiadomość, że wszyscy zginęli ‑ból zmieszany z niedowierzaniem. Potem kołaczące się po głowie straszne pytania: kto tam był? kto z Przyjaciół?
W niedzielę chciałam połączyć się w modlitwie z owdowiałą Kornelią Pilch i córeczką Adama – Emmą, i tą modlitwą ogarnąć całą osieroconą parafię luterańską przy ul. Puławskiej w Warszawie.
Ilekroć wcześniej przychodziłam tu na nabożeństwa, czułam się jak w domu. Ks. Adam potrafił wytworzyć atmosferę niezwykłego ciepła, serdeczności i duchowej głębi podczas liturgii. Lubiłam te nabożeństwa nie tylko ze względu na ten ich niezwykły klimat. Lubiłam również słuchać, gdy śpiewał liturgię czy pieśni – z całego serca i pełnym, czystym, dobrze wyszkolonym głosem. Jak zawodowy śpiewak… Kiedyś zapytałam go, gdzie się uczył śpiewać. Z lekkim zażenowaniem przyznał, że rzeczywiście, pobierał prywatne lekcje śpiewu. „Mam najlepszą nauczycielkę w Warszawie” – powiedział, i dodał z dumą – „To moja żona!”.
W parafii Wniebowstąpienia Pańskiego bywałam przed laty bardzo często jako współorganizatorka nabożeństw ekumenicznych, które wcześniej gościliśmy w parafii ewangelicko-reformowanej. Gdy po 10 latach, w 1990 roku zdecydowaliśmy się, by przenieść je do nowego miejsca, właśnie do luteran na Puławską, ówczesny proboszcz parafii, ks. Bogusław Wittenberg, bardzo się ucieszył z tej propozycji. Po jego śmierci mieliśmy obawy, kto go zastąpi i czy nowy proboszcz zechce kontynuować te spotkania. Gdy dowiedziałam się, że to Adam, ten mądry i dobry duchowny, którego znałam jeszcze z czasów studiów, odetchnęłam spokojnie. Jedno z ognisk stołecznego ekumenizmu nie zgaśnie, trafiło we właściwe ręce.
Owoce pracy ks. Adama, również te ekumeniczne, zbieramy już dziś. Wiele osób garnęło się do tego kościoła, do tych modlitw, rozmów i spotkań. Na zwykłe niedzielne nabożeństwa przychodzili luteranie z parafii św. Trójcy, ewangelicy reformowani i katolicy. Podobnie jak ja czuli się tu jak w domu. Przyszli również tłumnie w niedzielę po katastrofie, w której zginął ks. Adam. Przepełniony po brzegi kościół płakał z żalu po swoim duszpasterzu, przyjacielu, dobrym człowieku. Łzy było widać i na twarzach wzruszonych duchownych, którzy prowadzili nabożeństwo. Nikt nie wstydził się łez, nikt nie wstydził się okazać serdeczności czy przytulić współbrata w cierpieniu.
Będzie nam Ciebie brakowało, Adamie…
Ewa Jóźwiak, Kościół ewangelicko-reformowany