
- 29 listopada, 2003
- przeczytasz w 2 minuty
Dobry wieczór! Tak się składa, że właśnie doszłam razem z koleżanką do wniosku, że Bóg jest wredny. A tak poza tym to nie wiemy po co żyć. Nie żebyśmy chciały zaraz popełniać samobójstwo, ale po prostu nam się nudzi. Żyjemy sobie z dnia na dzień i nic się nie ...
God is great
Dobry wieczór! Tak się składa, że właśnie doszłam razem z koleżanką do wniosku, że Bóg jest wredny. A tak poza tym to nie wiemy po co żyć. Nie żebyśmy chciały zaraz popełniać samobójstwo, ale po prostu nam się nudzi. Żyjemy sobie z dnia na dzień i nic się nie zmienia, więc Bóg albo jest konserwatystą albo sadystą, i okropnie cieszy go nasz bezsens, i poczucie tej niezmienności. Więc cóż mamy zrobić? Prosimy o wsparcie w naszych poszukiwaniach sensu w bezsensie i Boga w Bogu. Mart(y)
Szanowne Panie,
serdecznie dziekuję za nadesłane pytanie, przyznać muszę niezwykle intrygujące, bowiem w odważny sposób formułujące obawy oraz wątpliwości współczesnego człowieka. Czy życie ma sens? Po co cała ta “męka”, czy jest jakiś sens w tym, że żyjemy 30, 40 albo nawet 100 lat, a później i tak, mówiąc dosadnie, idziemy do piachu? Otóż są to pytanie, które stawiane były od zawsze.
Poczucie pustki i bezsensu, a przy tym totalna negacja otaczającego nas świata jest charakterystyczna dla nihilizmu, wyznawanego pod różnymi postaciami. Nihilizm, pomijając złożoność tego fenomenu, można traktować jako “ostatni fetysz” ludzkiej wolności. Oczywiście wszystko sprowadza się do tego jak tę wolność rozumiemy, czym się kierujemy, a nade wszystko to, co stanowi podstawę owej wolności. Powyższe pytania, jak i wynikające z nich odpowiedzi (jakiekolwiek one by były) będą zawsze dalekie od tzw. objektywizmu, w który osobiście nie wierzę, ale przecież nie o to chodzi.
Piszą Panie o zaniku sensu życia, że nie dopatrują się Panie celowości w życiu “z dnia na dzień”. Proszę się chwilkę zastanowić, czy prezentowany przez Panie defetyzm jest rzeczywisty, a nie spowodowany jakimiś rozczarowaniami, obawami czy chwilowym brakiem “ochoty” na wszystko i wszystkich. Nikt z nas nie jest zawieszony w próżni: mamy swoje pasje, wady, zalety, słabości, czyli to wszystko, co składa się na tożsamość naszego bycia. Czy na prawde uważają Panie, że już doszły już do takiego punktu w swoim życiu, że (mówiąć w przenośni) czas umierać?
A Bóg? Cóż, nie jesteśmy marionetkami w rękach despoty, Boga-policjanta, który przy pomocy paragrafów kieruje naszym życiem (oczywiście są chrześcijanie, którym taka wizja bardzo odpowiada). Jestem przekonany, że właśnie Bóg jest nie tylko wielką zagadką, ale przede wszystkim przygodą i to nie tylko fragmentaryczną przygodą, intelektualną czy emocjonalną, ale przygodą na całe życie. Może o wiele bardziej konstruktywna i sensowna będzie otwartość na to, co może nadejść niż rezygnacja z radości i przygody? Bóg jest zaprzeczniem wszelkiej nudy.
Oczywiście rozwiązanie poruszonego problemu może być wielorakie. Proponowałbym jednak odetchnąć, iść na spacer, spędzić miły wieczór z przyjaciółmi.
Pozdrawiam
Dariusz Bruncz