Kościół a kobiety
- 1 marca, 2007
- przeczytasz w 10 minut
O co jeszcze oskarżony zostanie katolicyzm? Kościół a kobiety. Słowa te kreślę w odpowiedzi na tekst Piotra Pacewicza “Kobiety. Kościół. Papież”. (“Gazeta Wyborcza” z 7 stycznia 2005 r.). Polemika ta może wydawać się spóźniona (“GW” nie udzieliła mi żadnej odpowiedzi na moją polemikę), powyższy tekst traktuje jednak w tym momencie jako punkt wyjścia do skreślenia kilku uwag na wyżej zasygnalizowany temat. Autor nadał swojemu artykułowi formę przesłuchania przed “specjalną Niebieską Komisją […]
O co jeszcze oskarżony zostanie katolicyzm? Kościół a kobiety. Słowa te kreślę w odpowiedzi na tekst Piotra Pacewicza “Kobiety. Kościół. Papież”. (“Gazeta Wyborcza” z 7 stycznia 2005 r.). Polemika ta może wydawać się spóźniona (“GW” nie udzieliła mi żadnej odpowiedzi na moją polemikę), powyższy tekst traktuje jednak w tym momencie jako punkt wyjścia do skreślenia kilku uwag na wyżej zasygnalizowany temat. Autor nadał swojemu artykułowi formę przesłuchania przed “specjalną Niebieską Komisją ds. Magdaleny Środy” (już sam ten fakt wydaje się wielce znamienny).
Zeznającym jest sam P. Pacewicz. Nie chcę w tym miejscu zajmować się głośną w swoim czasie sprawą pani Środy. Nie da się wyrzucić z przestrzeni życia politycznego wartości. Musi ono być na nich oparte. Jeśli nie będą to autentyczne wartości to w ich miejsce pojawią się surogaty, opatrzone etykietką “wartości ogólnoludzkich”, “praw człowieka” itp. To tyle jeśli chodzi o sprawę M. Środy. Chcę dać wyraz wzburzeniu, które wywołał we mnie tekst P. Pacewicza. Czynię to jako katolik, a jednocześnie historyk.
Nie chcę w tym miejscu ustosunkować się do wszystkich tez obecnych w tekście P. Pacewicza. Odniosę się zatem tylko do kilku kwestii, dokonując subiektywnego ich wyboru, one bowiem najbardziej mnie zirytowały. I w oparciu o nie pozwolę sobie na kilka refleksji bardziej ogólnej natury. Artykuł “Kobiety. Kościół. Papież” rozpoczyna historia kobiety (Karoliny), która trwa w związku małżeńskim mimo, że pojawiła się w nim przemoc ze strony męża, podejrzenia i alkohol (motyw ten będzie obecny w całym tym tekście). Trwa (o zgrozo!), odwołując się do wzoru Matki Najświętszej, która była “służebnicą pokorną”. I uznając swą grzeszność, przyjmuje to doświadczenie jako swój życiowy “krzyż”.
Jestem jak najdalszy od stwierdzenia, że któraś ze stron małżeństwa powinna trwać w związku, który zagraża jej bezpieczeństwu, może nawet życiu (Kościół, co zauważa również autor, przewiduje instytucję separacji). Jednakże nie wolno mi odmówić prawa do tego, żeby ludzie brali na swe ramiona “krzyż”, który wydaje się niewyobrażalny (a czy krzyż Jezusa Chrystusa jest wyobrażalny?!). Można by podać wiele przykładów, które pokazałyby jak to postawa kobiety (również mężczyzny) ratowała nie tylko małżeństwo, ale i drugą osobę (Małżeństwo patologiczne to również małżeństwo sakramentalne! Kościół nie stosuje tutaj podwójnej miary, czego oczekuje autor wzmiankowanego tekstu). Nierzadko dzięki radom duszpasterzy i modlitwie (warto tu zwrócić uwagę na pomoc, której udzielają kobietom instytucje prowadzone przez Kościół — świadczy o tym choćby liczba tzw. domów samotnej matki). Trzeba tu dodać jeszcze jedną uwagę, skądinąd oczywistą, że małżeństwo jest sakramentem i dla katolików czymś z nakazu Bożego nierozerwalnym aż po grób.
Przysięga małżeńska to nie chwyt retoryczny, ale zobowiązanie, które niesie ze sobą pewne konsekwencje (jest tak nawet jeśli w praktyce wielu katolików — częstokroć katolików tylko z nazwy — traktuje ją nie dość poważnie). Drugi ważny aspekt tej sprawy związany jest ze sposobem prezentacji papieskiego nauczania przez P. Pacewicza. Nauczania dotyczącego kobiet. Autor powołuje się na wypowiedzi papieskie, przywołuje “List do kobiet” z 1995 r. i wcześniejszy o kilka lat “Mulieris dignitatem”. A zatem pięknie — czego ty chcesz od człowieka ? — może ktoś zapytać. Otóż nie do końca.
Pierwsza rzecz: ciekawy jestem czy autor tak chętnie powołuje się na nauczanie papieskie w innych sprawach (np. ochrona życia nienarodzonych, nierozerwalność małżeństwa). A i w tym temacie, w którym się odwołuje do Jana Pawła II wydaje się traktować jego nauczanie wybiórczo (sam zresztą wyraża swe niezadowolenie z faktu, że “gorący papieski feminizm słabł w miarę upływu lat” (sic!). A szczególnie wstrętna autorowi wydaje się tu rola kard. J. Ratzingera, który swym podpisem asygnował list z 2004 r. mówiący “O współdziałaniu mężczyzny i kobiety w Kościele i świeci współczesnym”). Wszak jak można uznać za słuszne poglądy mówiące o różnorodności ról, o nadrzędności powołania kobiecego do macierzyństwa itd.?
Tymczasem nauczania papieskiego podobnie jak interpretacji fragmentów Pisma świętego nie można dokonywać w sposób wybiórczy, w oderwaniu od kontekstu. A w tym wypadku nie można oddzielać nauczania o kobiecie od tego, co mówi Kościół o “człowieku” w ogóle. Wręcz przeciwnie to dopiero w tym kontekście można pytać o to, co odnosi się konkretnie do kobiety lub mężczyzny jako istot ludzkich stworzonych na obraz i podobieństwo Boga. Albo przyjmujemy całość tego nauczania albo je odrzucamy. Trzeciej możliwości nie ma. Próba przeciwstawiania nauczania papieża Tradycji Kościoła, a nawet Biblii (autor pisze, że wiele z cytatów Pisma świętego wymaga od papieża “nowatorskiego komentarza, a czasem wręcz odrzucenia”), wydaje się czymś żenującym. Otóż gdyby tak rzeczywiście było to papież głosiłby herezję i podpadał pod ekskomunikę.
Papież jako następca św. Piotra, Namiestnik Chrystusa na ziemi, ma za zadanie strzec depozytu wiary i jego właściwej interpretacji a nie go zmieniać. A Biblia to Słowo Boga, Słowo Objawione, które nie ulega dezaktualizacji. Jeszcze jedna uwaga związana z tradycyjnym nauczaniem Kościoła o kobietach i ich rolą w Kościele i społeczeństwie. Nie ulega wątpliwości, że w nauczaniu wybitnych teologów, w tym Ojców Kościoła, znajdziemy fragmenty poświadczające zarówno tezę, że Kościół opowiadał się po stronie kobiety, jak i takie, które poświadczają tezę odwrotną. Nie w tym rzecz, aby licytować się na cytaty, ale warto zaznaczyć złożoność tej sytuacji i uwarunkowania, które na to wpłynęły, a także przyjrzeć się jak wygląda sytuacja kobiety w wielu kulturach nie “skażonych” chrześcijaństwem. W Piśmie świętym konsekwencją współudziału kobiety w zaistnieniu grzechu pierworodnego są zapisy prawne dotyczące czystości legalnej (Księga Kapłańska, Księga Liczb).
W dużej mierze to decydowało o określeniu pozycji kobiety jako kogoś niższego w stosunku do mężczyzny. Dowodzi tego nawet maksyma św. Pawła z 1 Kor 11,12: “To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny”. Ale jednocześnie Apostoł Narodów przypomina o wielkiej roli kobiety jako żony i matki (Ef 6,2–3). Jedną z nowości Ewangelii było nauczanie o równości mężczyzny i kobiety, o wielkości dziewictwa, o godności i nierozerwalności małżeństwa. Nie chcemy tu bynajmniej idealizować wpływu Ewangelii i chrześcijaństwa (choć jest on naszym zdaniem nie do przecenienia), tym bardziej za cenę prawdy: wszak nie przemieniła ona ludzi w cudowny sposób ani nie uleczyła wszystkich słabości (takie założenie byłoby jednak utopią, a chrześcijaństwo w przeciwieństwie np. do socjalizmu utopią nie jest, nie obiecuje nam raju tu na ziemi). Warto zajrzeć również do innych miejsc w Biblii (np.: Prz 11,16; 12,4; 18,22. Syr 7,19; 40, 19–23. Ga 3,28; 4, 4–5).
Szczególna rola kobiety uwidoczniona jest w “Protoewangelii” (Rdz 3,15), której zrealizowane zapowiedzi opisują tzw. Ewangelię Dzieciństwa Jezusa (Łk 1–2). Ni można też nie wspomnieć perykopy o cudzie w Kanie i roli Maryi (J 2,1–12), a także Dz. 1,14, które mówią o tym, że kobiety (w tym Maryja) trwały na modlitwie wraz z apostołami. Pierwsze wieki chrześcijaństwa to również czas ogromnej roli jaką odgrywają kobiety, najpierw w samym procesie szerzenia chrześcijaństwa (niektórzy mówią, że w początkowym okresie wręcz dominowały kobiety. Por. A.G. Hamman, Życie codzienne pierwszych chrześcijan, Warszawa 1990, s. 78.), następnie w misji profetycznej, działalności charytatywnej pierwszych gmin. Nie można zapominać o roli wdów, dziewic i diak
onis (por. W. Myszor, Europa. Pierwotne chrześcijaństwo, Warszawa 1999/2000). Godność i równość kobiety i mężczyzny uwidacznia się szczególnie w momencie kiedy za wiarę przyszło płacić najwyższą cenę — życie, w każdej niemal relacji o męczeństwie obecne są kobiety (Por. Euzebiusz z Cezarei, Historia Kościelna, tłum. A. Lisiecki, Poznań 1924, V, 1, 17, 41, 45; VI, 5; VIII; 3,14).
Analizując wypowiedzi poszczególnych teologów na temat kobiet warto też brać pod uwagę kontekst społeczny (chrześcijaństwo proponuje światu, w którym rozpasana zmysłowość jest wyrazem pogardy dla kobiety, czystość, miłość powszechną, ubóstwo, pogardę dla zaszczytów, a wszystko to przepojone łaską Jezusa Chrystusa. Por. P. Pierrard, Historia Kościoła katolickiego, Warszawa 1984, s. 27.), ale może przede wszystkim całość ich nauczania. Należy ponadto pamiętać, że poglądy poszczególnych teologów, nawet znamienitych i uznanych za świętych, nie są tożsame z oficjalną nauką Kościoła (tylko oficjalnemu nauczaniu Kościoła w sprawach wiary i moralności przysługuje przymiot nieomylności). Poza tym pisali oni z pozycji ludzi, którzy sami nie byli wolni od słabości i żyli wśród tych, którzy tym słabościom ulegali. Bardzo często ich ocena kobiet podyktowana była osobistymi doświadczeniami.
Nie mały wpływ na ich poglądy miał również znaczący udział kobiet w ruchach gnostyckich, szczególnie wśród montanistów i osiągnięta przez nie tam wysoka pozycja. Wywoływało to sprzeciw, z jednej strony uzasadniony (wszak kobiety stawały w pierwszym szeregu heretyków), z drugiej zaś, część tych osądów była formułowana przez mężczyzn nastawionych może trochę zbyt mizoginistycznie (np. Tertulian, który sam był żonaty, uważał, że pokusa jest kobietą, a kobieta pokusą). Ale jednocześnie znamy z tego okresu wiele kobiet, które są otaczane powszechną czcią lub są wpływowymi osobami (np. prorokini Amia w Filadelfii pod koniec II wieku).
Podsumujmy. Chrześcijaństwo w swe fundamenty (Biblia) ma wpisaną zasadę równości co do godności mężczyzny i niewiasty (faktu tego nie są w stanie zmienić liczne przykłady działań podejmowanych nawet ze strony ludzi Kościoła, idące w zgoła innym kierunku). Odegrało ono ważną rolę w procesie przyznawania kobiecie należnej jej pozycji (przywołajmy tylko przykład roli jaką odegrał sprzeciw Kościoła wobec powszechnej praktyki aranżowania małżeństw małoletnich przez osoby trzecie. Por. R. Pernoud, Inaczej o średniowieczu, Warszawa 2002. Czy też, żeby odwołać się do “polskiego ogródka”, niedoceniana przez historyków rola, jaką odegrały kobiety w tworzeniu i funkcjonowaniu zgromadzeń ukrytych zainicjowanych przez o. Honorata Koźmińskiego w XIX wieku. Por. A. Górecki, Wspólnotowe życie religijne w Królestwie Polskim. Rola i miejsce kobiet w ukrytych zgromadzeniach bezhabitowych, [w:] Przegląd Powszechny, nr 12, 2004, s. 419–441) i przyznania jej należnego miejsca. Nie ma tu jednak mowy o postawieniu znaku równości między kobietą i mężczyzną (poza fundamentalną równością w człowieczeństwie) i zanegowaniu różnic, które istnieją pomiędzy płciami a wynikają z natury danej człowiekowi przez Boga (płeć to nie jest coś do mnie “przyklejonego”, ale element mnie konstytuujący, określający to kim jestem i jakie jest moje powołanie).
W tradycję tę wpisuje się nauczanie Jana Pawła II, a w sferze praktycznej przejawia się poprzez pracę tysięcy księży, sióstr zakonnych, ludzi świeckich na odcinku niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebują. W przeciwieństwie jednak do Kościoła, który wskazując kobiecie jej podstawowe powołanie, broni rodziny (która choć same nie wolna od słabości stanowi skuteczną zaporę przed zakusami tych, którzy chcą ostatecznie zniszczyć “moralność mieszczańską” czytaj: chrześcijańską), libertyni wykorzystują hasło walki o prawa kobiet w swoim zmaganiu z rodziną, którą chcą zniszczyć. I choć teoretyczne podwaliny pod walkę z familiaryzmem (łac. familia — rodzina) położony już w antyku (vide: pomysł Platona, aby dzieci były odbierane matkom i wychowywane przez państwo), a kolejne epoki przynosiły kolejne przejawy tej batalii (średniowiecze — np. katarzy zwalczający małżeństwo i trwałą rodzinę; renesansowe Utopie planowane jako systemy bezrodzinne; podobne plany snuł oświeceniowy terror we Francji; Marks i Engels wieścili bliski kres rodziny; druga faza rewolucji przemysłowej — ostatnie dziesięciolecia XIX wieku — podkopała tradycję rodziny patriarchalnej), to jednak dopiero wiek XX przyniósł nam frontalny atak na rodzinę (przejawia się on zanikiem rodzin wielodzietnych i wielopokoleniowych ze wszystkimi z tym związanymi konsekwencjami: zanik opiekuńczości wewnątrzrodzinnej i rytuałów rodzinnych, które ją spajały).
Pogląd, że religia katolicka w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialna jest, nawet pośrednio, poprzez kulturę, którą współkształtuje, za przemoc wobec kobiet jest założeniem ideologicznym i niczym więcej.
Na swoje poparcie nie ma żadnych dowodów. Mimo to, stwierdzeń takich jak to wygłoszone w 1995 r. przez wojującą feministkę Kingę Dunin: “Odwieczną rolę sekatora pełnią Kościół i Rodzina! Ich rola jest przede wszystkim represyjna!” nie brakuje. Do walki z rodziną używa się wszelkich możliwych sposobów, a w pierwszym szeregu tej wrogiej rodzinie armii znajdują się wszelkiej maści feministki, lobby homoseksualistów i wspierający ich “pożyteczni idioci” libertynizmu (A. Hanuszkiewicz: “Feminizm jest dla mnie humanizmem XX wieku”. Por. W. Łysiak, Stulecie kłamców, Chicago-Warszawa 2000, s. 113).
::Ekumenizm.pl: “List o współdziałaniu mężczyzny i kobiety” — pierwsze refleksje