Lama Surya Das: “Przebudzić Buddę w sobie”
- 27 lipca, 2006
- przeczytasz w 3 minuty
Trudno mi powiedzieć, na ile jest to zwyczajowa recenzja, a na ile osobista refleksja nad publikacją bardzo mi bliską… Każdy z nas ma zapewne książki, do których wraca z sentymentem. Dla mnie takowymi są „Przygody Tomka Sawyera”, Tolkienowska trylogia aż do “Paragrafu 22” Hellera. Być może też nieobce jest każdemu przeżycie po przeczytaniu książki, że powrócił do domu. Doświadczyłem takiego uczucia po lekturze książki Jeffreya Millera (bardziej znanego jako lama Surya Das) pt. “Przebudzić […]
Trudno mi powiedzieć, na ile jest to zwyczajowa recenzja, a na ile osobista refleksja nad publikacją bardzo mi bliską… Każdy z nas ma zapewne książki, do których wraca z sentymentem. Dla mnie takowymi są „Przygody Tomka Sawyera”, Tolkienowska trylogia aż do “Paragrafu 22” Hellera. Być może też nieobce jest każdemu przeżycie po przeczytaniu książki, że powrócił do domu. Doświadczyłem takiego uczucia po lekturze książki Jeffreya Millera (bardziej znanego jako lama Surya Das) pt. “Przebudzić Buddę w sobie”.
Nie byłą to pierwsza książka o duchowości przeczytana przeze mnie. Czytałem wcześniej rozmaite książki traktujące o duchowości karmelitańskiej, benedyktyńskiej, jezuickiej, Tomasza Mertona, o Teresie z Lisieux, masę pozycji o duchowości monastycznej. Nie jest to też pierwsza książka traktująca o myśli buddyjskiej. Jednakże była to pierwsza książka, po której przeczytaniu poczułem się swobodnie i spokojnie, choć wiem, że jestem dopiero na początku wspaniałej uczty kontemplacyjnej. W książce tej autor w sposób bardzo bezpośredni opisuje swoją drogę do buddyzmu, od chwili gdy jako młody Amerykanin żydowskiego pochodzenia z typowej rodziny klasy średniej rozpoczął swoją wewnętrzną przygodę, która prowadziła go od pasterskiego szałasu w Grecji do tybetańskich mistycznych nauk dzogczen, których jest jednym z najwybitniejszych znawców na Zachodzie.
Książka, poza osobistą drogą autora zawiera naukę formalnej medytacji, ale i wiele niekonwencjonalnych jej sposobów praktykowania, opisuje przechodzenie i adaptację buddyzmu na zachodnim gruncie oraz zawiera liczne wskazówki, jak medytować i pracować ze sobą. Styl pisania pozbawiony jest charakterystycznego dla tego typu pozycji języka pełnego napuszenia i pouczeń. Autor pisze ze znawstwem, lekko, z humorem i czego nie da się ukryć – z licznymi przykładami „z życia wziętymi” pachnącymi amerykańską telenowelą lub jak kto woli – opowieściami z kazań o Murzyniątkach, niezmiernie naiwnymi.
Niewątpliwą cechą niniejszej książki jest bezpośredni styl nauki, jasny, ciepły, bez sekciarskiego moralizowania, z dystansem do siebie, promieniujący radością i pragnieniem przekazania tego, czego doświadczyło się samemu. Autor na szczęście daleki jest od radykalizmu neofity i nie sugeruje, że kto nie pójdzie „jedynie słuszną drogą”, to w przyszłym życiu odrodzi się jako prosiak lub co najmniej z mocnym trądzikiem =). Wręcz przeciwnie, uważam, że ta książka jest znakomitą bramą do poznania i zasmakowania dzogczen na Zachodzie. Nauki zawarte zaś w „Przebudzić Buddę w sobie” mają w moim odczuciu wymiar uniwersalny i mogą być przydatne w życiu dla chrześcijanina, niewierzącego, buddysty czy kogokolwiek innego. Tym bardziej, że przekaz nauk dokonany przez autora wolny jest od azjatyckiej mentalności i łatwy do przyjęcia dla człowieka Zachodu.
Nie chcę krytykować, czy porównywać niniejszej pozycji do innych książek zainspirowanych dalekowschodnią medytacją (choć pierwotnie miałem taki zamiar), mam tu na myśli takich autorów jak benedyktyni Willigis Jäger lub John Main, czy wreszczie nauczający na Zachodzie buddyjscy lamowie, będący ludźmi Zachodu albo Tybetańczykami czy to posługujący się tradycyjnymi formami przekazu, czy też w jakiś sposób podejmujący próbę dostosowania się do sposobu myślenia Amerykanów i Europejczyków. Chcę zaznaczyć jedynie, że po przeczytaniu tej książki moje osobiste doświadczenie jest takie, iż nie ma w niej agresji, chęci polemiki, akademickiej nudy, czy sztuczności, charakterystycznej dla wielu takich publikacji, za to doświadczyłem rzeczowego, pozbawionego sekciarstwa, nachalności przekazu doświadczenia człowieka Zachodu, dzielącego się nim z podobnie ukształtowanymi ludźmi. Myślę, że jest to książka dobra dla każdego.
Celowo unikam szczegółowego jej opisywania, gdyż warto ją przeczytać samemu, a powyższe słowa, jeśli kogokolwiek zachęcą do lektury, są tylko niewielką częścią moich wrażeń, jakich doświadczyłem w trakcie jej czytania.