Ekumenizm na świecie

Dlaczego konklawe jest ważne dla chrześcijan innych wyznań?


Roz­po­czę­ło się kon­kla­we. Bez wzglę­du na to, czy wyj­dzie z nie­go Pius XIII, Jan XXIV, Fran­ci­szek II czy kto­kol­wiek inny o jakim­kol­wiek imie­niu, wyda­rze­nie to może i powin­no być rów­nież inte­re­su­ją­ce dla chrze­ści­jan innych wyznań – pro­te­stan­tów, pra­wo­sław­nych czy sta­ro­ka­to­li­ków. Dla­cze­go?


Żad­ne inne wyda­rze­nie w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim nie ilu­stru­je esen­cji rzym­sko­ka­to­lic­kie­go sys­te­mu teo­lo­gicz­ne­go jak wła­śnie kon­kla­we. Kon­kla­we to sakral­na insce­ni­za­cja, w któ­rej – przy­naj­mniej teo­re­tycz­nie — głów­nym ster­ni­kiem i dyry­gen­tem jest Duch Świę­ty, ale jed­no­cze­śnie jest meta­hi­sto­rycz­nym momen­tum, w któ­rym wie­ki histo­rii mate­ria­li­zu­ją się w XXI wie­ku pod posta­cią sta­rych rytu­ałów, gestów i pro­ce­dur. Kon­kla­we to coś wię­cej niż teatrum czy powierz­chow­ne deco­rum. Choć wie­lo­krot­nie i na róż­ne spo­so­by zmie­nia­ne, kory­go­wa­ne i dopa­so­wy­wa­ne do współ­cze­snych wyma­gań, kon­kla­we nie­sie ze sobą aurę cza­sów minio­nych, uobec­nia histo­rię, trans­po­nu­je balast i skar­by tra­dy­cji do cza­sów jak­by obcych.

Te wybo­ry, któ­re wybo­ra­mi w świec­kim rozu­mie­niu nie są (nie ma kan­dy­da­tów), pozo­sta­ją fascy­nu­ją­ce, gdyż owia­ne są sakro-tajem­ni­cą. Praw­do­po­dob­nie są to jedy­ne praw­dzi­wie taj­ne wybo­ry na świe­cie, nawet jeśli nie speł­nia­ją stan­dar­dów wybo­rów demo­kra­tycz­nych pań­stwa pra­wa. Nic więc dziw­ne­go, że kon­kla­we inspi­ru­je i inte­re­su­je, choć z pew­no­ścią jed­nych śmie­szy, co poka­zu­je nie­zli­czo­na ilość memów i fil­mi­ków w mediach spo­łecz­no­ścio­wych — część z nich z duchem cza­sów wyge­ne­ro­wa­na przez tzw. sztucz­ną inte­li­gen­cje, ofe­ru­jąc nie­jed­no­krot­nie tan­det­ną roz­ryw­kę dla mas.

Kon­kla­we ma dłu­gą histo­rię. Jego począt­ki wca­le nie są sta­ro­żyt­ne. Ewo­lu­owa­ło od ple­bi­scy­tu ludu rzym­skie­go (świec­kich i kle­ru), poprzez pokaz sił rzym­skich patry­cju­szy, wal­ki frak­cji kar­dy­na­łów uza­leż­nio­nych w taki czy inny spo­sób od poli­tycz­nych decy­den­tów. Dłu­gie okre­sy anty­pa­pie­ży, cza­sa­mi nawet kil­ku na raz, są tego dobit­nym przy­kła­dem.

Ale zanim zaczę­ły zmie­niać się pro­ce­du­ry wybo­ru papie­ża, jesz­cze przed poja­wie­niem się same­go kon­kla­we, ewo­lu­owa­ło samo papie­stwo, któ­re do dziś pozo­sta­je nie­zmien­nie jed­nym z klu­czo­wych punk­tów nie­zgo­dy mię­dzy chrze­ści­ja­na­mi róż­nych wyznań zmie­sza­nia postu­lo­wa­ne­go sacrum z zasta­nym pro­fa­num.

Dla­cze­go w ogó­le chrze­ści­ja­nie róż­nych wyznań mie­li­by się inte­re­so­wać kon­kla­we? Czy nie powin­ni pozo­sta­wić tego „reli­gij­ne­go przed­sta­wie­nia”, jak mawia­ją nie­któ­rzy rady­kal­ni pro­te­stan­ci, samym kato­li­kom i naj­zwy­czaj­niej w świe­cie ”nie wtrą­cać się” w nie­swo­je spra­wy?

Dzię­ki Bogu wize­ru­nek papie­stwa zmie­nił się na tyle – rów­nież pod wpły­wem ruchu eku­me­nicz­ne­go — że papie­stwo, mimo wciąż eks­plo­zyj­ne­go poten­cja­łu, nie jest już aż tak bar­dzo pola­ry­zu­ją­ce. Nawet jeśli Rzym nie zmie­nił nicze­go w dok­try­nie urzę­du papie­skie­go, nie odwo­łał pry­ma­tu jurys­dyk­cyj­ne­go czy dogma­tu o nie­omyl­no­ści papie­ża oraz innych rosz­czeń to spo­sób jego spra­wo­wa­nia zmie­nił się tak bar­dzo, że spo­tka­nia chrze­ści­jan róż­nych wyznań z poszcze­gól­ny­mi papie­ża­mi sta­ły się jak­by nor­mal­no­ścią czy nawet ruty­ną. Wszy­scy wie­my, że nie zawsze tak było.

Wra­ca­jąc do pyta­nia, dla­cze­go inne wyzna­nia win­ny inte­re­so­wać się kon­kla­we, moż­na czy nale­ża­ło­by stwier­dzić, że wła­śnie w dzie­jach kon­kla­we sym­bo­licz­nie i rytu­al­nie zapi­sa­ne są krę­te ścież­ki histo­rii papie­stwa. Pozo­sta­je ono jed­ną z głów­nych prze­szkód na dro­dze do peł­nej jed­no­ści chrze­ści­jan i nic nie wska­zu­je na to, aby mia­ło się to zmie­nić.

Dla pro­te­stan­tów róż­nej maści, choć nie tyl­ko dla nich, papie­stwo jest wyni­kiem praw­dzi­wych histo­rycz­nych pro­ce­sów i nie­praw­dzi­wych rosz­czeń.

Pro­te­stan­ci – choć nie tyl­ko oni – odrzu­ca­ją pogląd jako­by papież był następ­cą św. Pio­tra i to nie tyl­ko dla­te­go, że nie ma dowo­dów, że miał­by on kie­ro­wać rzym­ską gmi­ną pierw­szych chrze­ści­jan, ale przede wszyst­kim klu­czo­wą dla kato­li­ków w tym przed­mio­cie wia­rę jako­by papież był wika­riu­szem Chry­stu­sa na zie­mi. Teo­lo­dzy nie­rzym­sko­ka­to­lic­cy stwier­dza­ją, że jeśli praw­dzi­wy jest mit zało­ży­ciel­ski jako­by Chry­stus powo­ły­wał insty­tu­cję papie­stwa i pierw­szym papie­żem uczy­nił apo­sto­ła Pio­tra to ten i każ­dy jego następ­ca za życia musiał­by wybie­rać swo­je­go następ­cę.

Uświę­co­na lub nie­uświę­co­na, jak kto woli, tra­dy­cja przez małe lub wiel­kie „t” zechcia­ła jed­nak, że pro­ces wybo­ru po wie­lu per­tur­ba­cjach spo­czy­wa dziś w ręku ponad 130 męż­czyzn, któ­rzy spo­śród sie­bie wybio­rą jed­ne­go, a ten następ­nie przy­odzie­je bia­łe sza­ty.

Wie­my, że ongiś bisku­pa­mi Rzy­mu nie mogli zosta­wać duchow­ni, któ­rzy peł­ni­li bisku­pie urzę­dy w innych die­ce­zjach. Akt trans­la­cji uzna­wa­ny był daw­niej za zła­ma­nie przy­się­gi zaślu­bin z die­ce­zją. Siłą rze­czy papie­ża­mi czę­sto nie zosta­wa­li bisku­pi, a już na pew­no bisku­pa­mi nie musie­li być kar­dy­na­ło­wie elek­to­rzy, któ­rzy dziś bisku­pa­mi być muszą, bo tak zade­cy­do­wał Jan Paweł II, usta­na­wia­jąc nową tra­dy­cję. Tra­dy­cja to nie tyl­ko stru­mień kon­ty­nu­acji, ale i zerwań oraz nowych począt­ków. Jest dyna­micz­na i nie zawsze rodzi się na klęcz­ni­ku, a jest efek­tem usta­leń, kom­pro­mi­sów, a wie­le razy bywa­ła też owo­cem siły i per­swa­zji.

W tych i wie­lu innych aspek­tach kon­kla­we oraz pro­ble­mów z nim zwią­za­nych ogni­sko­wa­ły się głów­ne kon­tro­wer­sje zwią­za­ne z rosz­cze­nia­mi i rozu­mie­niem papie­stwa, ale też Kościo­ła w ogó­le. Kon­kla­we jest w jakiejś mie­rze insty­tu­cjo­na­li­za­cja spo­rów o papa­lizm i kon­cy­lia­ryzm, poka­zu­je, któ­ra opcja zwy­cię­ży­ła i jak rozu­mia­na jest jed­ność Kościo­ła, w jaki spo­sób jest spra­wo­wa­na i na czym pole­ga kole­gial­ność w rozu­mie­niu rzym­sko­ka­to­lic­kim.

Kon­kla­we wybie­ra zwierzch­ni­ka naj­więk­sze­go Kościo­ła chrze­ści­jań­skie­go na świe­cie wypo­sa­żo­ne­go w ponadna­tu­ral­ne rosz­cze­nia i auto­ry­tet, przy­naj­mniej wg wia­ry samych kato­li­ków, i tym samym jest istot­nym czyn­ni­kiem w zacho­wa­niu i zace­men­to­wa­niu okre­ślo­ne­go spo­so­bu myśle­nia o Koście­le i jego prze­ży­wa­nia. Jed­nych on zachwy­ca i inspi­ru­je, a innych zupeł­nie na odwrót – widzą go nawet jako zagro­że­nie dla zacho­wa­nia, mówiąc języ­kiem kato­lic­kim, depo­zy­tu wia­ry.

Nie bra­ku­je pro­te­stan­tów, pra­wo­sław­nych czy sta­ro­ka­to­li­ków, któ­rzy z nie­uda­wa­nym podzi­wem patrzą na histo­rycz­no-sakral­ne mecha­ni­zmy kon­kla­we i tym samym papie­stwa, życząc sobie, aby było ono w jakiejś, choć­by śla­do­wej for­mie, gło­sem podzie­lo­ne­go chrze­ści­jań­stwa. Toczo­ne od dzie­się­cio­le­ci roz­mo­wy o eku­me­nicz­nym wymia­rze posłu­gi papie­ża jako rzecz­ni­ka podzie­lo­nych chrze­ści­jan wywo­łu­ją apro­ba­tę i sta­now­czą kry­ty­kę. I dobrze.

Papie­stwo było, jest i pozo­sta­nie nie­od­łącz­nym ele­men­tem eku­me­nicz­nej kon­tro­wer­sji i chy­ba nie ma powo­du, by uznać ten stan rze­czy za coś nega­tyw­ne­go. Wręcz prze­ciw­nie, jego raz pola­ry­zu­ją­ca, a raz inte­gru­ją­ca siła nada­je rucho­wi eku­me­nicz­ne­mu, a przez to całe­mu chrze­ści­jań­stwu życio­daj­nej dyna­mi­ki dia­lo­gu i spo­ru. Doty­czy to oczy­wi­ście nie tyl­ko papie­stwa, ale to wła­śnie w tym zagad­nie­niu, bo tak moc­no sper­so­na­li­zo­wa­nym, widać nama­cal­ność odwiecz­nych podzia­łów chrze­ści­jań­stwa. Nic się nie zmie­ni­ło od cza­sów Nowe­go Testa­men­tu. Zmie­nia­ją się tyl­ko linie podzia­łu i sche­ma­ty inter­pre­ta­cyj­ne.

Ponie­waż nie­moż­li­we jest zro­zu­mie­nie chrze­ści­jań­stwa takie­go, jakim istot­nie jest, bez papie­stwa, to zasad­ne wyda­je się stwier­dze­nie, by chrze­ści­ja­nie, któ­rzy nie są w jed­no­ści z Rzy­mem i w takim przy­ja­znym roz­dzie­le­niu chcą pozo­stać, z uwa­gą, tro­ską i co naj­waż­niej­sze zro­zu­mie­niem obser­wo­wa­li to kon­kla­we, nawet jeśli ono nie doty­czy ich bez­po­śred­nio, ale tyl­ko i aż pośred­nio.

Gdy z bal­ko­nu Bazy­li­ki św. Pio­tra roz­brzmie­wać będą sło­wa „Oznaj­miam wam wiel­ką radość” (Annun­tio vobis gau­dium magnum…) wyczu­lo­ne na biblij­ną nar­ra­cje ser­ca sko­ja­rzą je z bożo­na­ro­dze­nio­wym, ewan­ge­licz­nym orę­dziem, że oto naro­dził się Zba­wi­ciel. Z pew­no­ścią na naj­słyn­niej­szym bal­ko­nie świa­ta nie sta­nie zba­wi­ciel świa­ta, choć może są i tacy, któ­rzy by tego bar­dzo chcie­li, ale nale­ży się modlić i trzy­mać kciu­ki, aby był to ktoś, kto na Zba­wi­cie­la wska­zy­wać będzie. I nawet – cytu­jąc pew­ne­go ewan­ge­lic­kie­go bisku­pa – wie­lu chrze­ści­jan nie zawo­ła „habe­mus papam” (mamy papie­ża) to wystar­czy jeśli rado­śnie powie­dzą „habe­tis papam” (macie papie­ża), gra­tu­lu­jąc rzym­skim kato­licz­kom i kato­li­kom nowe­go zwierzch­ni­ka. Po pro­stu, z czy­stej chrze­ści­jań­skiej i eku­me­nicz­nej soli­dar­no­ści.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.