
- 3 października, 2016
- przeczytasz w 3 minuty
Istnieją dokumenty ekumeniczne potępiające prozelityzm, odrzucające uniatyzm, jednak nie mają one takiego efektu, gdy Biskup Rzymu w kraju zdominowanym przez ultrakonserwatywne prawosławie mówi o wielkim grzechu ekumenizmu i apeluje: nigdy nie powinniście nawr...
Ekumeniczna ‘mission impossible’ w Gruzji
Istnieją dokumenty ekumeniczne potępiające prozelityzm, odrzucające uniatyzm, jednak nie mają one takiego efektu, gdy Biskup Rzymu w kraju zdominowanym przez ultrakonserwatywne prawosławie mówi o wielkim grzechu ekumenizmu i apeluje: nigdy nie powinniście nawracać prawosławnych na rzymski katolicyzm. To nasi bracia i siostry w Jezusie Chrystusie.
Słowa Franciszka nie wynikały ze strachu, ani tym bardziej kościelno-dyplomatycznej kurtuazji. Najwyraźniej ten Biskup Rzymu tak właśnie myśli. Wypowiedzenie tych słów w „roku jubileuszowym” Unii Brzeskiej (dla oficjalnej linii Rzymu dążenie do jedności, a dla innych – tragedia chrześcijaństwa i wyraz bezbożności), wymaga odwagi, w tym tej najtrudniejszej, odwagi przyznania się do błędów przeszłości. Niemniej, wizyta ta pokazuje, że przy wszystkich punktach wspólnych, katolików i prawosławnych dzieli gigantyczna góra lodowa, która jakoś nie topnieje.
Gruzja antyekumeniczna
Gruzja od lat jest w awangardzie światowej niechęci do ruchu ekumenicznego, a już na pewno jest liderem wśród autokefalicznych Kościołów prawosławnych. Z hukiem opuściła Światową Radę Kościołów i niespecjalnie stara się ukrywać swojego sceptycyzmu wobec Rzymu, czego dowodem jest chociażby bojkot Soboru na Krecie.
Jakkolwiek patriarcha Eliasz papieża uprzejmie powitał, to jednak nie pozostawił złudzeń: wspólnej modlitwy nie będzie! Co więcej, patriarcha miał odradzać wiernym udział w papieskiej mszy, a wyrazem braterskiego chłodu była wymowna absencja hierarchów gruzińskiej Cerkwi podczas liturgii celebrowanej przez papieża Franciszka. Stolica Apostolska dyplomatycznie wyraziła zrozumienie dla cerkiewnych zasad.
Mantrowane przez teologów hasła o organiczno-sakramentalnej bliskości prawosławia i rzymskiego katolicyzmu, wydają się w kontekście podstawowych spraw (modlitwa) ledwie zauważalnym przypisem do obszernego protokołu różnic, uprzedzeń, pretensji i resentymentów gorliwie pielęgnowanych nie tylko na św. Górze Athos czy wśród lefebrystycznych tradycjonalistów i ich wagabundzkich kuzynów. Przy tym spór wokół jubileuszu 500-lecia Reformacji to jedynie niewinna sprzeczka w rodzinie, nawet jeśli teologiczne odezwy zdają się sugerować coś innego.
Mimo że wydrukowano tony ekumenicznych dokumentów wyprodukowanych w przyjaznej atmosferze komisyjnego ekumenizmu, to jednak brakuje uzdrowienia pamięci. Dla radykałów owo uzdrawianie jest synonimem wyczyszczenia pamięci i zdradą wobec krwi przodków oraz męczenników, ogłoszonych patronami kościołów/cerkwi, uroczystych rocznic patronackich i tym podobnych. Mity założycielskie przeplatają się z wielką i małą polityką, a negatywne emocje zdają się służyć zachowaniu status quo.
Gangrena i animozje
Jest w prawosławiu jakaś szorstkość – nie tylko w doborze słów (np. nazywanie małżeństw wyznaniowo mieszanych „gangreną” versus „laboratorium jedności”) – która nie współgra z pneumatologiczno-apofatycznym ujęciem Kościoła. W jakiś sposób jest to zrozumiałe, jeśli uwzględnimy historyczny bagaż i – właśnie – brak procesu uzdrawiania pamięci, a wręcz rozdrapywanie ran. Oczywiście, prawosławie nie jest jednorodne i różnica opinii istnieje. Również Rzym nie jest tak jednoznaczny, jakby wielu zdaje się utrzymywać, szczególnie biorąc pod uwagę powtarzany argument o trudnościach komunikacyjnych w dialogu teologicznym z zdecentralizowanym prawosławiem.
To wymowne i w jakieś mierze symboliczne, że relacje prawosławno-rzymskokatolickie układają się najtrudniej tam, gdzie jest wyraźna dominacja jednego z wyznań. Państwowy czynnik jeszcze bardziej te relacje utrudnia. Te animozje maleją, gdy prawosławni i rzymscy katolicy występują w roli mniejszości albo wobec trzeciego „partnera ekumenicznego” albo sekularyzacji, lub gdy przychodzi im rozpętywać walkę z widmem tzw. cywilizacji śmierci.