“Interkomunia to koniec, a nie początek”
- 11 czerwca, 2012
- przeczytasz w 4 minuty
Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan kardynał Kurt Koch powiedział, w przededniu Kongresu Eucharystycznego w Dublinie, że prawosławna i protestancka koncepcja Kościoła, wychodząca od nabożeństwa, nie jest zasadniczo sprzeczna z rzymskokatolickim rozumieniem Kościoła. Eklezjologie prawosławnych i protestantów można zintegrować z szerszym, katolickim spojrzeniem – stwierdził hierarcha. Kardynał przypomniał, że tym, co najbardziej dzieli protestanckie i katolickie rozumienie Kościoła jest przekonanie, że w eucharystycznym zgromadzeniu wyraża się pełnia Kościoła, mimo […]
Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan kardynał Kurt Koch powiedział, w przededniu Kongresu Eucharystycznego w Dublinie, że prawosławna i protestancka koncepcja Kościoła, wychodząca od nabożeństwa, nie jest zasadniczo sprzeczna z rzymskokatolickim rozumieniem Kościoła. Eklezjologie prawosławnych i protestantów można zintegrować z szerszym, katolickim spojrzeniem – stwierdził hierarcha.
Kardynał przypomniał, że tym, co najbardziej dzieli protestanckie i katolickie rozumienie Kościoła jest przekonanie, że w eucharystycznym zgromadzeniu wyraża się pełnia Kościoła, mimo iż eucharystyczne zgromadzenie nie jest jeszcze całym Kościołem, gdyż dla kompletnego zaistnienia Kościoła potrzebna jest wspólnota z papieżem. – Prymat papieski nie jest jurydycznym czy tylko zewnętrznym dodatkiem do eucharystycznej perspektywy, ale jest integralną częścią nauki o Kościele – dodał.
Szef watykańskiej rady zaznaczył, że Kościół rzymskokatolicki – podobnie jak większość Kościołów – łączy jedność Kościoła ze wspólnotą eucharystyczną, co do połowy XX wieku miało być przedmiotem powszechnego konsensusu. – Nawet luteranie i reformowanie zwarli pełną wspólnotę Ołtarza i Ambony dopiero w 1973 roku mimo pełnej zgodności w nauce o usprawiedliwieniu. Podobnie jak w Kościele starożytnym tak i teraz obowiązuje zasada, że bez wspólnoty kościelnej nie może być mowy o prawdziwej wspólnocie eucharystycznej. Interkomunia stoi na końcu, a nie na początku ekumenicznej drogi – zaznaczył kardynał.
50. Światowy Kongres Eucharystyczny, odbywający się pod hasłem „Eucharystia: Wspólnota z Chrystusem i między nami” zakończy się 17 czerwca.
Komentarz
Słowa kardynała Kocha, dotyczące możliwości zintegrowania prawosławnej i protestanckiej (której konkretnie?) eklezjologii są z pewnością powodem do radości. Jednak początkowa radość szybko zanika, kiedy od szlachetnej wizji hierarcha przechodzi do konkretów albo ich braku. O jakie zintegrowanie chodzi? O pełną asymilację? O sklejankę różnych koncepcji? A może o dialog, w którym każda ze stron jest w stanie się czegoś nauczyć, otworzyć na coś nowego, włącznie z gotowością reinterpretacji, a nawet zmiany dotychczasowego postrzegania bez narażania się na zarzut o rozmywanie horyzontów czy tzw. leniwy kompromis? Niewiadomo.
Optymizmem nie napawają kolejne słowa kardynała, którego skądinąd trudno posądzić o integryzm czy brak dobrej woli. Jak bowiem możliwe jest zintegrowanie protestanckiej, dajmy na to ewangelicko-luterańskiej, koncepcji Kościoła i prawosławnej, dla których papiestwo nie było i nie jest warunkiem zaistnienia Kościoła?
Tak jak rzeczywiście papiestwo nie jest dodatkiem do eucharystycznej eklezjologii teologicznego systemu rzymskiego katolicyzmu, tak samo zasadnicza otwartość luterańskiej, ale też anglikańskiej teologii na interkomunię wynika właśnie z rozumienia, odczuwania i przeżywania tajemnicy Kościoła. Obydwie koncepcje: z jednej strony rzymskokatolicka i prawosławna, a z drugiej protestancka, choć słowo to bardziej utrudnia niż ułatwia zrozumienie, wychodzą z innego punktu wyjścia, posługują się nie tylko innym (meta)językiem, ale ich intencja jest inna.
Na marginesie chciałbym dodać, że wprawdzie luteranie i reformowani Konkordię Leuenberską podpisali dopiero w 1973 roku, to już od wieków praktykowali interkomunię bez decyzji gadających głów i celebrowanych porozumień, które w jakiś sposób stały się XX-wieczną modą na odczarowywanie historii i różnic — zupełnie niepotrzebnie, gdyż one też pozwalają zrozumieć chrześcijańskie bogactwo i paradoksalnie odczuć głębię eucharystycznego Misterium, nawet jeśli z różnych — błahych i uzasadnionych przyczyn — wspólne uczestnictwo w Wieczerzy Świętej wszystkich chrześcijan nie jest (jeszcze?) możliwe.
Co do oficjalnej interkomunii między Kościołami różnych wyznań, pozostaje sceptykiem, nawet nieumiarkowanym. Jednak Duch Święty — jak już podkreślił ks. dr Marcin Luter w polemice z Erazmem z Rotterdamu- sceptykiem zdecydowanie nie jest i z pewnością odnajdzie, i już odnajduje drogi do spotkań różnych chrześcijan, w różnych miejscach i przy różnych ołtarzach przy Jednej Eucharystii.
W dogmatycznych sporach o obecność Chrystusa w Eucharystii oraz koncepcje eklezjologiczne (z nacisiem na drugi element) zbyt często pojawiają się stwierdzenia, odzierające Eucharystię z jej tajemnicy tak jakbyśmy już wszystko wiedzieli. Stąd też niedopowiedzenia wynikające z tzw. docta ignorantia, znaki zapytania i otwarte granice języka w mówieniu o tym, co się dzieje podczas Wieczerzy Świętej są nieraz większym aktem adoracji niż solenne deklaracje, ugody, konkordie.
Myślę — i może w tej refleksji pozwalam sobie na zbytni idealizm — że z naszym poszukiwaniem jedności w Eucharystii byłoby znacznie lepiej (cokolwiek to znaczy), gdybyśmy mieli większą świadomość spotkania z Chrystusa, który właśnie UTAJONY jest w Przenajświętszym Sakramencie. Niech mu za to będą dzięki, a Duchowi Świętemu, że uświadamia nam niejednokrotnie, że i tak wszystkiego nie rozumiemy, i że tajemnice Boże należy adorować, a nie dekonstruować na potrzebę nawet najbardziej ekumenicznej chwili.