
- 10 stycznia, 2015
- przeczytasz w 10 minut
O sobie mówi, że jest optymistycznym kalwinem, a instytucjonalny ekumenizm, w tym Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, uważa za fasadowy. O zmęczeniu ekumenizmem rozmawiamy z ks. dr. Kazimierzem Bemem ze Zjednoczonego Kościoła Chrystusa w USA.
Kościoły zmęczone ekumenizmem — rozmowa z ks. dr. Kazimierzem Bemem
O sobie mówi, że jest optymistycznym kalwinem, a instytucjonalny ekumenizm, w tym Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, uważa za fasadowy. O zmęczeniu ekumenizmem rozmawiamy z ks. dr. Kazimierzem Bemem ze Zjednoczonego Kościoła Chrystusa w USA.
Zbliża się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan — w Polsce to prawdziwe święto, bo odświętnie w święto owo odświętnie celebrujemy ducha ekumenii — jak jest w USA?
Ks. Kazimierz Bem: To jest zupełnie niezauważalne. Prawdę powiedziawszy nie wiem, czy w ogóle jest coś takiego jak Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan w Massachusetts. Chyba nie.
Jak to niezauważalne? Sugeruje Ksiądz hurra-optymistycznie, że ekumenizm w USA to przeżytek czy może coś tak powszechnego, że właśnie niezauważalnego?
Nie i tak. Może wyjaśnię: mieszkam i służę w Nowej Anglii — jednym z najbardziej zeświecczonych regionów USA. Kiedyś silnie protestancki, od połowy XIX wieku silnie katolicki — a teraz najbardziej zeświecczony region USA.
Ale to właśnie zeświecczenie jest najskuteczniejszym katalizatorem ekumenizmu — chrześcijanie ponad podziałami zwierają szeregi, współpracują, poznają się….
Wszystkie Kościoły — protestanckie od lat 60 XX wieku, a rzymskokatolicki od początku XXI wieku cierpią na spadek ilości wiernych i malejące zasoby finansowe. Kościoły są zbyt wyczerpane, by organizować celebry jak Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan dodatkowo do naszych codziennych zajęć. Kiedy brakuje duchownych, brakuje czasu i, co więcej, brakuje wiernych, to nie wiem, czy to jest dobry moment na pusty instytucjonalny ekumenizm.
Wyczerpane Kościoły? To brzmi jak desperacki akt kapitulacji… teologia śmierci Boga i w ogóle koniec…
Natomiast coraz więcej projektów „social justice” robimy razem. I to jest coś bardzo pozytywnego.
W Polsce mówimy na to ekumenizm praktyczny — jak choćby akcja Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom. A w jakim stopniu podziały konfesyjne są jeszcze w USA istotne?
Nie, to smutna rzeczywistość wielu parafii. Podam przykład: moje wyznanie liczyło w naszym stanie jeszcze 20–30 lat temu ponad 160 tysięcy wiernych i kilkanaście parafii powyżej 1000 wiernych. Dziś mamy 80 tysięcy i jedną parafię powyżej 1000 wiernych. U katolików po skandalach seksualnych uczęszczalność na msze nieustannie spada. Co do różnic wyznaniowych to dla większości wiernych — nie są one ważne. Podziały wyznaniowe są ważne dla niektórych pastorów. Ale za 10–20 lat znów się okażą ważne. Wtedy praktycznie wszystkie wyznania protestanckie głównego nurtu będą musiały się zjednoczyć by przetrwać — i wtedy pojawią się problemy, bo wielu duchownych dziś bagatelizuje teologię. A ona jest ważna.
Mówił Ksiądz o projektach diakonijnych, ale czy naprawdę nie znajdujecie czasu ani potrzeby, by po prostu wspólnie się pomodlić?
Modlimy się okazji Święta Dziękczynienia — ale także z bahaistami, żydami i unitarianami. Po 50 latach ciągłych rozmów i rozmów jest zmęczenie ekumenizmem — do niczego ekumenizm konkretnego nie doprowadził. I kto ma się modlić — duchowni? Dla wiernych ekumenizm to teologiczna abstrakcja.
W słowach pastora jakby dominuje nieuchronność i pesymizm — skąd to wynika?
Jestem kalwińskim optymistą — wciąż powtarzam wiernym, że Bóg był, jest i będzie nam wierny i nas nie opuści. Ale jeśli chodzi o model Kościoła rodem z XIX wieku — to już inna sprawa. Tak naprawdę potrzeba nam na nowo wielu osobom głosić Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Dorasta trzecie pokolenie, które o chrześcijaństwie wie tyle, co usłyszy z telewizji, albo od wujka, który 50 lat temu pokłócił się z pastorem albo kapłanem.
Wychowywał się Ksiądz w Polsce i zna Ksiądz zatem uwarunkowania polskiego chrześcijaństwa. Jak wygląda nasz ekumenizm z atlantyckiej perspektywy?
Będę brutalnie szczery: fasadowo, bardzo fasadowo. I rodem jakby z PRL‑u. Kilku panów w protestanckich togach i kilku panów w katolickich ornatach modli się o coś, w co sami chyba nie wierzą, bo musieliby odłożyć na bok swoje ego, przyzwyczajenia i — niestety trzeba to powiedzieć — stereotypy na temat innych wyznań. Proszę popatrzeć na wiek duchownych, na ich różnorodność teologiczną i płciową. Gdyby nie zakonnice, modlili by się sami konserwatywni i konserwatywniejsi mężczyźni! Spotkanie PRE w Prezydentem RP to już jest szczyt tej fasady. Oto Prezydent RP, nadaje namaszczenie, a nasi duchowni czują się ważni. Ot taki doroczny pokłon duchowieństwa dla głowy państwa rodem z XVIII wieku. Brakuje tylko tradycyjnego ucałowania ręki monarszej i rozdania „zasług monarszych”!
Spotkania z prezydentem — jak większość takich spotkań — mają wymiar symboliczny, a dla wielu to mimo wszystko ważny sygnał/informacja, że w Polsce nie mieszkają tylko rzymscy katolicy.
Mnie chodzi o to, że w tym nie ma innego celu niż tylko podtrzymywanie statusu instytucji Kościoła. Struktura rodem z XVIII wieku czuje się ważna sama dla siebie bo widzi zdjęcie swoich zwierzchników z władcą. Cudownie! Ale zadam przewrotne pytanie: a co z takich nabożeństw i spotkań mają zwykli wierni?
Należałoby ich zapytać. Pewne jest to, że średnia wiekowa jest dość wysoka i wiernych jest coraz mniej. Dlaczego?
Być może to polska specyfika. Ale naprawdę ostatnia pozostałość po XVIII i XIX-wiecznym sojuszu ołtarza i tronu. Dużo silniejsze byłoby, gdyby ta sama PRE spotkała się z prezydentem, premierem w sprawie chrześcijańskich uchodźców w Syrii i Iraku, a nie po to, żeby pokazać, że jesteśmy i też mamy duchownych, co noszą koloratki. Albo, na przykład w tym roku po obchodach 11 listopada, zapytała ich jak „chrześcijańska tożsamość Polski” ma się ze zwiększeniem wydatków na wojsko i armię. No, z tym że po takim spotkaniu już by nikt PRE do Pałacu Prezydenckiego na owo rytualne zdjęcie nie zaprosił. Lepiej jest się więc nie wychylać – i raz do roku dowartościować się wizytą i zdjęciem w Belwederze.
Ale może jest też tak, że posiłkuje się Ksiądz niesprawiedliwą kalką z postchrześcijańskiego kontekstu w USA?
Wrócę na podwórko w USA. Właśnie przeczytałem, że największy protestancki Kościół w Kanadzie, Zjednoczony Kościół Kanady, w tym roku wyśle na emeryturę ostatnią misjonarkę. Pod koniec 2015 roku nie będzie miał ŻADNYCH misjonarzy! ŻADNYCH! A w chwili zawarcia unii w 1925 roku miał ich 600! Prawda jest taka, że jeśli duchowni, wierni i Kościół nie zachęcą młodych i inteligentnych kobiet i mężczyzn do służby w Kościele — to nikt do takiej służby się nie zgłosi. Więc trzeba sobie postawić pytanie: czy w Polsce się zachęca? A jeśli tak, to czy szczerze? Czy rzeczywiście chce się wysłuchać ich pomysłów i energii? Z własnego doświadczenia w Polsce powiem, że nie za bardzo.
Przyznam, że wydawało mi się, iż gdzie jak gdzie, ale to właśnie w USA przeżyć można ekumenizm nieskrępowany, a to ze względu na brak wyraźnej dominacji jednego wyznania. O, naiwności!
To jest kontekst, który czeka Polskę za 20–30 lat. Możecie Państwo więc albo wyciągnąć wnioski, albo krzepić się, że w 2023 zwierzchnik przejdzie się na emeryturę kościelną i będzie się miało święty spokój, a po nas choćby i potop. Jeśli chodzi o szczerą wymianę poglądów — to oczywiście. TAK, ale piękno ekumenizmu polega na tym, że po pierwsze nie jest mu potrzebne namaszczenie i przyzwolenie biskupów i hierarchii. Po drugie, Kościoły oczekują, że profesorowie teologii i seminaria będą ich krytykować, i pobudzać do dyskusji, a nie potakiwać każdemu zdaniu kardynała/biskupa Kościoła etc.
Mnie na Yale Divinity School — której rektorem był wtedy pierwszy w historii katolik — uczyli anglikanie, baptyści, reformowani, luteranie. I zachowałem i pielęgnowałem swoją reformowaną tożsamość, ale wiedziałem, że niektórzy z nich mają poglądy odbiegające od poglądów władz kościelnych.
A jak wygląda współpraca ekumeniczna z sąsiadami? Kawa, herbata, ciastka?
W moim mieście mam dobre kontakty z księdzem rzymskokatolickim, bardzo dobre kontakty z księdzem prawosławnym. Inne parafie protestanckie głównego nurtu wegetują. Mam też bardzo dobre układy z księdzem anglikańskim z miasta obok. Razem prowadzimy darmową kuchnię dla potrzebujących. Częściej spotykamy się na lampce wina. Razem tez prowadzimy spotkania dla ludzi zainteresowanych teologią pt. “Theology on Tap”.
Te dobre i bardzo dobre kontakty wynikają z aktywności misyjnej czy zbieżności charakterologicznych?
I tego i tego. Wiadomo, że pastora kalwińskiego i księdza prawosławnego dzielą teologiczne morza. Ale przecież podróżować trzeba! Ja zawsze odwiedzam ich w Wielkanoc, podsyłamy sobie grupy młodzieżowe. Może zabrzmi to dziwnie, ale ważny jest też wiek. Jesteśmy — ja, anglikanin i prawosławny — najmłodszymi duchownymi w okolicy, no i mamy podobne poglądy teologiczne. Tzn. jesteśmy dość ortodoksyjni teologicznie i liberalni światopoglądowo.
Dużo słyszy się o konwersjach ludzi z głównego nurtu protestanckiego w USA na katolicyzm czy częściej na prawosławie — doświadczył Ksiądz takich sytuacji?
Znów — może to specyfika Nowej Anglii, ale nie. Jeszcze 20–30 lat temu większość małżeństw wyznaniowo mieszanych kończyła się zazwyczaj konwersją na katolicyzm drugiego partnera. Ale dziś niestety zwykle kończy się odpadnięciem obu małżonków od obu wyznań. Około 1/3 moich parafian to konwertyci z katolicyzmu. I nie, w Nowej Anglii tego fenomenu nie ma na większą skalę.
Powracając na polskie podwórko — czy naprawdę nie znajdzie Ksiądz żadnego dobrego słowa o polskim ekumenizmie. Dla Kościoła ewangelicko-reformowanego to często jedyna okazja, aby zaprezentować się szerszej publiczności.
Wypowiadałem się z perspektywy USA. Może ostro, ale to tak dla mnie wygląda. Ogromna fasadowość. Czy są jakieś praktyczne skutki tego, o to należałoby zapytać wiernych i duchownych. Oczywiście, mogę się mylić, ale mam wrażenie, że malejąca liczba uczestników takich imprez pewną część mojej diagnozy potwierdza. Co do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego to paradoksem tego Kościoła jest to, że im bardziej władze kościelne są bezwładne i “słuszne i po linii”, a pismo kościelne im nudniejsze, tym większe zaangażowanie świeckich i tym ciekawsze teksty w necie. I to chyba dobrze?
Jednak w Polsce owa różnorodność wyznaniowa jest — delikatnie mówiąc — ograniczona. Ludzie po prostu nie wiedzą kim są ci inni i często jest to jedyna możliwość, w dodatku “usankcjonowana” obecnością duchownego rzymskokatolickiego i liczną reprezentacją zakonnic.
Ale co z godzinnej mszy czy nabożeństwa taka osoba wynosi? Jaką ma wiedzę poza tym, że obraz Jezusa w zborze był albo go nie było?
Jedni sieja, inni zbierają — Duch Święty wiedzieć raczy — czasami spotkanie z inną formą pobożności potrafi być twórcze, ale to oczywiście dość subiektywne i w jakiś sposób intymne. Dla mnie ma.
A nie lepiej byłoby, by zamiast dorocznego modlenia się, kazania i ziewania, np. parafie zasponsorowały cykl kolacji, gdzie ludzie innych wyznań usiedliby, porozmawiali o swoim wyznaniu, dlaczego są tym, a nie czy innym. Co im się w ich tradycji podoba, a co nie? Czego zazdroszczą innym wyznaniom? I na koniec, wszyscy razem np. podali kolacje w kuchni dla bezdomnych albo przygotowali paczki dla schroniska dla bezdomnych?
To z pewnością dobry pomysł — póki co Kościoły mniejszościowe nie mogą sobie poradzić z bezdomnymi.
A dlaczego mamy sobie radzić sami?! Nie możemy radzić sobie wspólnie i tak dawać świadectwo naszej niepełnej i ułomnej, ale jedności w chrzcie świętym? Nie wiem, czy to jest możliwe — ot taka moja propozycja. Szczególnie, że w Polsce związki międzyludzkie i sąsiedzkie są bardzo słabe. Być może Kościoły mogłyby pomóc im się rozwinąć?
Możemy, ale nie wmówi mi Ksiądz, że nie bywał na nabożeństwach ekumenicznych, nie znajdywał podczas nich ani krzty duchowej inspiracji.
Nikomu jako ksiądz niczego nie wmawiam. Ale poważnie — tak, ale inspiracja jest większa, jeśli modlę się obok osoby, dla której jest to ważne i o tym wiem. To tak jak pić kawę samemu, albo razem pójść do kawiarni z bliską osobą. Nie mówię, żeby się nie modlić — BROŃ BOŻE! W swojej parafii znany jestem z tego, że namawiam wiernych ciągle do modlitwy. Chodzi o to, żeby — mówię o Polsce — nie tylko wołać “Panie, Panie, daj nam jedność”, ale raczej modlić się: “Panie, wspomóż nas w naszych działaniach razem”.
Dziękuję za rozmowę
Kazimierz Bem — doktor prawa miedzynarodowego, aboslwent Yale Divinity School, od 2011 roku pracuje jako pastor ewangelicko-reformowany w First Church in Marlborough (Congregational) UCC w USA. Jest publicystą protestanckim i redaktorem internetowego Pisma ER, współzałożyciel i były redaktor portalu Ekumenizm.pl.
Ekumenizm.pl: “Daj mi pić” — Powszechny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan