
- 15 czerwca, 2025
- przeczytasz w 5 minut
Dziś przypada Święto Trójcy Świętej. W tym roku ma ono szczególne znaczenie, gdyż łączy się z jubileuszem 1700-lecia Soboru Nicejskiego, który miał rozstrzygnąć spór chrystologiczny i inne aspekty wiary chrześcijańskiej. Historia wciąż pokazuje, że to się nie ...
O Trójcy Świętej w Święto Trójcy Świętej
Dziś przypada Święto Trójcy Świętej. W tym roku ma ono szczególne znaczenie, gdyż łączy się z jubileuszem 1700-lecia Soboru Nicejskiego, który miał rozstrzygnąć spór chrystologiczny i inne aspekty wiary chrześcijańskiej. Historia wciąż pokazuje, że to się nie udało, a jednak dziedzictwo Soboru wpisane jest w życie wszystkich Kościołów.
W 11. rozdziale Listu do Rzymian czytamy słowa św. Pawła:
O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże niezbadane są wyroki jego i nie wyśledzone drogi jego! Bo któż poznał myśl Pana? Albo któż był doradcą jego? Albo któż wpierw dał mu coś, aby za to otrzymać odpłatę? Albowiem z niego i przez niego i ku niemu jest wszystko; jemu niech będzie chwała na wieki. Amen.
Te słowa można określić mianem mistycznego hymnu, w którym stawiane są retoryczne pytania, przewijające się przez całe Pismo. Któż poznać może!? Słowa te stwierdzają zasadniczą niemożliwość poznania tego, co stanowi istotę Boga i nie współgrają z wieloma elementami historii chrześcijaństwa: czasami, a właściwie często, chrześcijanie zachowywali i zachowują się tak, jakby pozjadali wszelkie rozumy – tam, gdzie mowa o tajemnicy, pojawia się katalog nakazów i zakazów, tam gdzie mowa o milczeniu i dyskretnej obecności Boga, wyskakuje tysiące słów, które dziś mało kto rozumie, chyba że posiada gruntowne przygotowanie teologiczne, a i sami teolodzy często spierają się o słowa, interpretacje i o to, kto już uchwycił prawdę, kto jest jej depozytariuszem i może prawdą zarządzać, rozporządzać, udzielać i rozdzielać, stwierdzać, kto jest, a kto nie jest godny nazywać się chrześcijaninem.
Wszędzie tam, gdzie pojawiała się tajemnica, pojawiała się też chęć jej odgadnięcia. I żeby była jasność: nie ma nic złego w teologii i teologicznym sporze, więcej, nie ma nic złego w naszym dążeniu do odkrywania, zgłębiania Bożych tajemnic – po to jesteśmy w Kościele, po to czytamy Pisma, aby wiedzieć i wierzyć. Jednak nikt nie dał nam patentu na nieomylność, nikt nam nie powiedział, ani nie zagwarantował, że oto wszystko jest absolutnie niezmienne i nie podlega dyskusji. Nikt nie dał nam patentu i prawa do tego, aby stanąć przed Bogiem i powiedzieć: „teraz cię naprawdę całego znam, wiem, jaki jesteś i już wszystko wiem o Tobie. Przeczytałem o tym w Biblii, u mądrych teologów i sam się nauczyłem…”
Gdy nasza interpretacja nie wykazuje hojności i zrozumienia, przestaje być krytyczna wobec samej siebie, gdy ludzka odpowiedź na Boże objawienia czy wiara stają się zbiorem represyjnych kodeksów, które mają wykluczać, potępiać i wymagać od słuchających nadludzkich sił, wówczas nie ewangelizujemy, a męczymy, zanudzamy czy wręcz torturujemy. Nie chodzi o zachwianie i zaplątanie się w jakiś bliżej nieokreślonych wierzeniach, ale o wyznanie w Jezusa Chrystusa, które towarzyszyło chrześcijanom od początku wieków, nawet jeśli nie dysponowali mądrymi księgami i szczegółowymi analizami teologicznymi.
Obchodzimy Święto Trójcy Świętej i świętujemy 1700-lecie Soboru w Nicei.
W historii Kościoła o Trójcę spierano się wiekami i właściwie do dziś nie brakuje publikacji teologicznych, które może już nie na zasadzie kontrowersji, ale teologicznego pogłębienia podejmują temat Objawienia się Boga w osobie Ojca, Syna i Ducha Świętego. Toczono spory, walki, może nie wielkie wojny akurat o Trójcę, ale w początkowym okresie chrześcijaństwa temat rozpalał do czerwoności – także w Polsce, która w XVI wieku była jednym z najważniejszych ośrodków odrodzonego arianizmu, a więc – upraszczając – tego, co zwalczał Sobór Nicejski.
Nie jest to czas i miejsce, by wgłębiać się w szczegóły i szczególiki dotyczące Trójcy, która pozostaje i pozostanie Tajemnicą wiary, ale nie oznacza to, że mamy zrezygnować z refleksji i prób zrozumienia. Oczywiście, możemy poprzestać na starożytnych definicjach o jednym Bogu w Trzech Osobach, ale i one nie będą do końca jasne, gdyż inaczej rozumiano pojęcie jedności i osoby.
Dla wielu chrześcijan mówienie o Trójcy ma ogromny sens nie tylko w perspektywie formuł liturgicznych, ale przede wszystkim w perspektywie zbawienia: Bóg od początku nie jest Sam, nie jest osamotniony, a jest, Który jest we wspólnocie Osób i to, co teolodzy nazywają wewnętrznym życiem Trójcy, pozostaje tajemnicą, ale taką, która i nas ma inspirować do wspólnotowości i do refleksji nad tym, jakie to ma znaczenie dla naszej wiary.
Prawda o Trójcy odkrywa się dla nas w refleksji nad Bożym działaniem dla nas, w nas i przez nas. Bóg nie pozostaje oddalony i zamknięty jako Stworzyciel, ale staje się jednym z nas w Synu, który przekleństwo ludzkiego grzechu i upadku ogniskuje w sobie, przełamuje i nadaje śmierci oraz życiu nowy wymiar. A wszystko to, możemy przeżywać i dostąpić nie inaczej jak poprzez Ducha Świętego, który ożywia, pobudza i zachęca do wiary i myślenia, także krytycznego na temat tego, jak wierzymy, w co wierzymy i komu wierzymy.
Opowieść o Trójcy to opowieść o naszym zbawieniu, także o tym, że wiara, boska komunikacja jest polifoniczna, jest kolorowa. Nie potrzebujemy specjalnego oprzyrządowania (Facebooka, Instagrama, Messengera) czy jakichkolwiek innych aplikacji, aby zbliżyć się do Boga, zrozumieć czy dotknąć się świętych tajemnic, bo to wszystko już mamy. Bóg wciąż przemawia do nas w Jezusie, a dzięki Duchowi Świętemu łapiemy sylaby, słowa oraz zdania Bożego języka, nawet jeśli nie złapiemy wszystkiego to mamy Pismo Święte i święte sakramenty,
w których wpisana jest Boża obecność – czasami cicha i dyskretna, a czasami oszałamiająco przejmująca.
W tym wszystkim konieczna jest wiara, aby mądrze rozeznać, co jest treścią wiary, a co jedynie osnową, obudową czy opakowaniem. Bóg nie pozostawia nas samych i w naszych poszukiwaniach dotyka strun refleksji – raz mocniej, raz delikatniej, czasami możemy mieć wrażenie, że właściwie w ogóle. Ale właśnie w takich sytuacjach powracamy do punktu wyjścia – uczonej niewiedzy, kruchej, ale i jednocześnie potężnej w swojej delikatności wiary, że nie musimy wszystkiego wiedzieć i rozdzielić na czynniki pierwsze, aby poznać i doświadczyć Boga.