Ekumenizm w Polsce i na świecie

Ni pies, ni wydra


Pry­wat­nie jestem jak naj­bar­dziej w sta­nie zro­zu­mieć ks. Red­ding, o któ­rej pisał tu Dariusz Bruncz w kome­n­ta­­rzu-arty­­ku­­le “Muzu­ł­ma­­no-Chrze­­­ści­­ja­n­ka, co dwóm panom chce słu­żyć”. Sam jestem rodza­jem syn­kre­ty­sty (i wiem też, że samo chrze­ści­jań­stwo ma jak naj­bar­dziej syn­kre­tycz­ne korze­nie i to się­ga­ją­ce wię­cej niż dwóch reli­gii…). Cha­dza­nie do innych miejsc kul­tu reli­gij­ne­go nie jest mi obce, bo cha­dzam nie tyl­ko do kościo­łów chrze­ści­jań­skich (rzym­sko­ka­to­lic­ki, angli­kań­ski, lute­rań­ski, bap­ty­stycz­ny, rza­dziej zie­lo­no­świąt­ko­wy czy Uni­ting Church), ale i do scjen­to­lo­gów, wyjąt­ko­wo […]


Pry­wat­nie jestem jak naj­bar­dziej w sta­nie zro­zu­mieć ks. Red­ding, o któ­rej pisał tu Dariusz Bruncz w komen­ta­rzu-arty­ku­le “Muzuł­ma­no-Chrze­ści­jan­ka, co dwóm panom chce słu­żyć”. Sam jestem rodza­jem syn­kre­ty­sty (i wiem też, że samo chrze­ści­jań­stwo ma jak naj­bar­dziej syn­kre­tycz­ne korze­nie i to się­ga­ją­ce wię­cej niż dwóch reli­gii…).

Cha­dza­nie do innych miejsc kul­tu reli­gij­ne­go nie jest mi obce, bo cha­dzam nie tyl­ko do kościo­łów chrze­ści­jań­skich (rzym­sko­ka­to­lic­ki, angli­kań­ski, lute­rań­ski, bap­ty­stycz­ny, rza­dziej zie­lo­no­świąt­ko­wy czy Uni­ting Church), ale i do scjen­to­lo­gów, wyjąt­ko­wo rzad­ko do bud­dy­stów (w mecze­cie jesz­cze nie byłem, choć zna­jo­my Jor­dań­czyk zapra­szał; do syna­go­gi orto­dok­syj­nej mnie nie wpusz­czo­no choć byłem razem ze zna­jo­mym Żydem tam cha­dza­ją­cym i mia­łem „prze­pi­so­wo” jar­muł­kę na gło­wie – poży­czo­ną od tego Żyda zresz­tą. Dru­gi raz już nie sze­dłem…). Oso­bi­ście chy­ba nawet jestem bar­dziej inklu­zyw­ny niż Dario (bo choć on niby inklu­zyw­ny, to np mnie nie „inklu­du­je” i powie­dział mi to wprost – a nawet napi­sał kie­dyś w tym por­ta­lu). Tych mniej ode mnie inklu­zyw­nych też rozu­miem, bo jed­nak dla każ­de­go ist­nie­ją pew­ne gra­ni­ce. Gno­stycz­ny biskup Ste­phan Hoel­ler (Węgier miesz­ka­ją­cy w USA) wyra­ził się był kie­dyś, że moż­na sza­no­wać wie­le reli­gii, ale tak napraw­dę prak­ty­ko­wać tyl­ko jed­ną. Moż­na­by to stwier­dze­nie uzu­peł­nić doda­jąc, że moż­na prak­ty­ko­wać roz­ma­ite ele­men­ty z roz­ma­itych reli­gii, ale trud­no prak­ty­ko­wać dosłow­nie wszyst­ko (chy­ba, że nie ma się nicze­go inne­go do robo­ty przez cały tydzień, jak tyl­ko prak­ty­ko­wać to, co roz­ma­ite reli­gie naka­zu­ją… Ale do tego trze­ba być albo milio­ne­rem, albo bez­ro­bot­nym na zachod­nio­eu­ro­pej­skim zasił­ku, albo nie­źle sytu­owa­nym eme­ry­tem – czy­li, że pra­co­wać nie trze­ba). Zupeł­nie tak, jak moż­na wejść na górę albo jeną z róż­nych ście­żek, albo wła­sną ścież­ką, któ­ra krzy­żu­je się w pew­nych miej­scach z inny­mi, no ale cho­dzić po wszyst­kich ścież­kach naraz rze­czy­wi­ście nie sposób.Jednak pomi­mo swe­go syn­kre­ty­zmu, będą­ce­go mie­sza­ni­ną (logicz­ną jed­nak) here­zji, moder­ni­zmu, uni­wer­sa­li­zmu reli­gij­ne­go oraz orto­dok­sji (oso­bi­ście uwa­żam kato­lic­ki kanon świę­tych za jed­ną z naj­ge­nial­niej­szych rze­czy, jakie kie­dy­kol­wiek wymy­ślo­no w reli­gii- może tyl­ko mam obiek­cje co do nie­któ­rych „typów” w tym kano­nie umiesz­czo­nych…), nie był­bym w sta­nie powie­dzieć, że jestem jed­no­cze­śnie chrze­ści­ja­ni­nem oraz np. scjen­to­lo­giem lub bud­dy­stą. To tro­chę tak, jak poczu­cie przy­na­leż­no­ści naro­do­wej: moż­na nawet żyć choć­by dale­ko w Rosji, po pol­sku mówić bar­dzo sła­bo i nie­co „z ruska”, ale dalej uwa­żać się za Pola­ka, a nie za Rosja­ni­na. Trud­no uwa­żać się za Pola­ka i za Rosja­ni­na jed­no­cze­śnie. Może dla nie­licz­nych było­by to nawet moż­li­we (tak jak dla Mula­ta jest moż­li­we dostrze­ga­nie wła­snej przy­na­leż­no­ści zarów­no do bia­łej jak i czar­nej rasy – choć więk­szość jed­nak bar­dziej utoż­sa­mia się z jed­ną z nich…), nato­miast pro­pa­go­wa­nie cze­goś podob­ne­go jako pew­nej wytycz­nej dla wszyst­kich gro­zi co naj­wy­żej istot­nie rodza­jem „byle­ja­ko­ści” i gło­szo­nym z ambon slo­ga­nem typu „rób­ta co chce­ta” – dobrym może dla roz­ma­itych nihi­li­stów i ducho­wych dege­ne­ra­tów, tumi­wi­si­stów i zbla­zo­wa­nych indy­fe­ren­ty­stów, po któ­rych istot­nie „choć­by potop”… Przy­czy­nia się to jedy­nie do kul­tu­ro­we­go roz­bi­jac­twa i total­ne­go rela­ty­wi­zo­wa­nia już nie­mal wszyst­kie­go. Wra­ca­jąc do przy­kła­du tej powyżwj przed­sta­wio­nej duchow­nej: wyglą­da mi na to, że ta pani jest tro­chę jak kochan­ka, co to nie wie na któ­re­go part­ne­ra się zde­cy­do­wać: i ten pięk­ny i tam­ten przy­stoj­ny; i ten zacny, a i tam­ten przy­zwo­ity… Cze­go to nie daje jej „era­stes” Chry­stia­nizm, co dosta­je od tego dru­gie­go „era­ste­sa” – Isla­mu? I odwrot­nie: cze­go takie­go nie daje jej Islam, co znaj­du­je zaś w chrze­ści­jań­stwie? A co będzie, jeśli obaj „era­stai” zażą­da­ją jed­nak od tego swe­go żeń­skie­go „ero­me­no­sa” zde­cy­do­wa­nia się wresz­cie na to z kim „pój­dzie”? (raczej muzuł­ma­nie mogą tego żażą­dać, po ECUSA chy­ba mniej moż­na­by się tego spo­dzie­wać…).


A co do odwa­gi, jaką wyka­zu­je się ta muzuł­ma­no­chrze­ści­jan­ka czy chrze­ści­ja­no­mu­zuł­man­ka (wła­śnie: któ­ry człon naj­pierw?): łatwiej o tego rodza­ju odwa­gę w USA sły­ną­cych z naj­więk­szej bodaj wol­no­ści sło­wa na tym glo­bie. Cie­ka­wi mnie, czy było­by tę panią stać na taką reli­gij­ną „poli­ga­mię” np. w Ira­nie, Sau­di Ara­bii czy Paki­sta­nie? Ale niech­by była nawet tak otwar­ta jako oso­ba pry­wat­na (dzie­kan kate­dry angli­kań­skiej w Perth bywa nie­raz w świą­ty­ni bud­dyj­skiej, ale nie dekla­ru­je publicz­nie jako duchow­ny, że jest i chrze­ści­ja­ni­nem i bud­dy­stą). Nato­miast jako duchow­na postę­pu­je po pro­stu w spo­sób kre­tyń­ski. Nie ma się potem co dzi­wić, że naj­bar­dziej kwit­ną­cym obec­nie rodza­jem chrze­ści­jań­stwa jest ewan­ge­li­ka­lizm. Wła­śnie parę dni temu dosta­łem w liście raport z „Natio­nal Church Life Survey” (bo wzią­łem udział w bada­niu opi­nii jako „respon­dent”), któ­ry to w peł­ni potwier­dza dla Austra­lii: naj­więk­sze zaan­ga­żo­wa­nie, naj­więk­sze poczu­cie „wzro­stu w wie­rze”, naj­więk­sze poczu­cie przy­na­leż­no­ści deno­mi­na­cyj­nej, naj­więk­sze poczu­cie wizji wia­ry i kościo­ła – we wszyst­kich tych kate­go­riach ewan­ge­li­kal­ni (z moc­ny­mi akcen­ta­mi fun­da­men­ta­li­stycz­ny­mi) „leją” inne kościo­ły z łatwo­ścią, z jaką Napo­le­on „zlał” dwóch innych cesa­rzy pod Auster­litz, a Joan­na d’Arc Angli­ków pod Patay… (a może pani Red­ding to „agent” ewan­ge­li­kal­ny?). Ludzie, dla któ­rych chrze­ści­jań­stwo jesz­cze coś zna­czy, mają nie­raz powy­żej uszu tego gro­chu z kapu­stą, któ­ry – bez nawet wiel­kie­go sta­ra­nia o wytłu­ma­cze­nie – ser­wu­ją im ich wła­śni duchow­ni i bisku­pi w ich macie­rzy­stych kościo­łach. Z roz­mów z niejd­nym już ewna­ge­li­ka­ni­nem wiem, że ode­szli oni z innych kościo­łów, bo tam nie za bar­dzo już wie­dzie­li w co wie­rzyć, a w co nie.Poszukiwania oraz prze­kra­cza­nie gra­nic i barier mię­dzy reli­gia­mi, zapo­zna­wa­nie się z ich tra­dy­cja­mi oraz rozu­mie­nie ich, wresz­cie eks­pe­ry­men­to­wa­nie – to wszyst­ko jest oczy­wi­ście dla ludzi i nie ma w tym nicze­go złe­go. Jed­nak funk­cja duchow­ne­go ozna­cza też wręcz obo­wią­zek pew­nej odpo­wie­dzial­no­ści – cze­go trud­no się dopa­trzyć w tym przy­kła­dzie suge­ru­ją­cym wręcz swo­iste „roz­dwo­je­nie jaź­ni”. Tak jak roz­dar­cie żony mię­dzy mężem a kochan­kiem lub sta­wa­nie się „ero­me­no­sem” raz to jed­ne­go „era­ste­sa” raz zno­wuż inne­go nie daje sta­bil­no­ści, tak też nie moż­na się dzi­wić, że te reli­gij­no-poli­ga­micz­ne wygi­ba­sy pani Red­ding powo­du­ją – i powo­do­wać będą – kolej­ne roz­dar­cia w tym i tak już porą­ba­nym wewnętrz­ny­mi podzia­ła­mi ECUSA, któ­ry „kościo­łem” (czy­li „zgro­ma­dze­niem”) jest już coraz bar­dziej jedy­nie z nazwy… bo w coraz mniej­szym stop­niu jest spo­łecz­no­ścią, a w coraz więk­szym jedy­nie tłu­mem ludzi przy­pad­ko­wo znaj­du­ją­cych się na jed­nym pla­cu miej­skim i nie mają­cych ze sobą zbyt wie­le wspól­ne­go…

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.