Ekumenizm w Polsce i na świecie

Nie wstydzi się Ewangelii


Podej­rze­wam, że ks. Michał Czaj­kow­ski czy­ty­wał w mło­do­ści “Try­lo­gię” — i że się tą lek­tu­rą bar­dzo prze­jął. To wyni­ka (pośred­nio) z wywia­­du-rze­­ki, jaki prze­pro­wa­dził z nim Jan Tur­nau (“Nie wsty­dzę się Ewan­ge­lii”, WAM, Kra­ków 2004). Czy­tam tę książ­kę i odkry­wam w niej szla­chet­ność (i szla­chec­two ducha, a nie tyl­ko uro­dze­nia) Skrze­tu­skie­go, odwa­gę Kmi­ci­ca, goto­wość do pono­sze­nia ofiar dla słusz­nej spra­wy tak cha­rak­te­ry­stycz­ną dla Micha­ła Woło­dy­jow­skie­go, wresz­cie… pew­ne­go rodza­ju gada­tli­wość i dow­cip pana Zagło­by. “Nie […]


Podej­rze­wam, że ks. Michał Czaj­kow­ski czy­ty­wał w mło­do­ści “Try­lo­gię” — i że się tą lek­tu­rą bar­dzo prze­jął. To wyni­ka (pośred­nio) z wywia­du-rze­ki, jaki prze­pro­wa­dził z nim Jan Tur­nau (“Nie wsty­dzę się Ewan­ge­lii”, WAM, Kra­ków 2004). Czy­tam tę książ­kę i odkry­wam w niej szla­chet­ność (i szla­chec­two ducha, a nie tyl­ko uro­dze­nia) Skrze­tu­skie­go, odwa­gę Kmi­ci­ca, goto­wość do pono­sze­nia ofiar dla słusz­nej spra­wy tak cha­rak­te­ry­stycz­ną dla Micha­ła Woło­dy­jow­skie­go, wresz­cie… pew­ne­go rodza­ju gada­tli­wość i dow­cip pana Zagło­by. “Nie wsty­dzę się Ewan­ge­lii” jest bowiem zapi­sem roz­mo­wy bar­dzo poto­czy­stej i peł­nej dygre­sji.

Tur­nau to roz­mów­ca docie­kli­wy i skru­pu­lat­ny: oca­la każ­dą aneg­do­tę (nawet taką nie na temat) i chce wie­dzieć o Czaj­kow­skim jak naj­wię­cej. No i “wypusz­cza” księ­dza Micha­ła, pro­wo­ku­je go do zwie­rzeń (na przy­kład: “Powtórz, co mi mówi­łeś o wuj­ku”, “Powiedz o tej ama­zon­ce, o któ­rej mi kie­dyś opo­wia­da­łeś”, “Opo­wiedz o…” itp.) — a ten dość łatwo daje się upro­sić. Gawę­dzia­rzem zaś jest zna­ko­mi­tym… Face­cjo­ni­stą nie­zrów­na­nym: “Gdy­by roze­rwał się worek moich wspo­mnień (włącz­nie z aneg­do­ta­mi o kole­gach, z któ­rych więk­szość to dzi­siaj bisku­pi, na cze­le z Księ­dzem Pry­ma­sem), to papie­ru by nie star­czy­ło…”.

Wydaw­ca tej książ­ki mógł­by ją pro­mo­wać tak, jak rekla­mu­je się pewien rodzaj szam­po­nu: “dwa w jed­nym”. Bo roz­mo­wa dwóch sta­rych przy­ja­ciół — teo­lo­gów (księ­dza, pro­fe­so­ra i świec­kie­go, magi­stra), to nie tyl­ko zapis inte­re­su­ją­cej bio­gra­fii i doświad­czeń życio­wych jed­ne­go z nich, ale tak­że solid­ny (choć — przy­znaj­my — bar­dzo wybiór­czy) wykład: histo­rii (frag­ment doty­czą­cy Dobrej Szla­chec­kiej jest w isto­cie maleń­ką mono­gra­fią), bibli­sty­ki, chry­sto­lo­gii i ekle­zjo­lo­gii, eku­me­ni­zmu i teo­lo­gii dia­lo­gu z juda­izmem, wresz­cie socjo­lo­gii reli­gii (m.in. ana­li­za feno­me­nu Radia “Mary­ja” i anty­se­mi­ty­zmu).

Jan Tur­nau zna Micha­ła Czaj­kow­skie­go od lat — i rozu­mie go w pół sło­wa. To zale­ta tego wywia­du: bo obaj wie­dzą, o czym mówią, i w związ­ku z tym nie wywa­ża­ją otwar­tych drzwi. Ale to tak­że wada: bo nie wszy­scy czy­tel­ni­cy posia­da­ją taką wie­dzę teo­lo­gicz­ną i taką orien­ta­cję w spra­wach Kościo­ła (i czę­sto szu­ka­ją oni odpo­wie­dzi na pyta­nia naj­prost­sze: jak czy­tać Biblię? jak się modlić?) — a cza­sem drzwi otwar­te na oścież dla teo­lo­gów bywa­ją zamknię­te dla laików. Są w tej książ­ce frag­men­ty teo­lo­gicz­nie bar­dzo trud­ne i oso­bi­ście nie miał­bym nic prze­ciw­ko ich roz­ja­śnie­niu (na przy­kład: roz­wa­ża­nia o pustym gro­bie — jest on czy nie jest koniecz­ny do wia­ry w zmar­twych­wsta­nie?!). Uwa­gę tę kie­ru­ję głów­nie pod adre­sem wydaw­nic­twa: gdy­byż ta książ­ka mia­ła wni­kli­we­go redak­to­ra — rzecz­ni­ka zwy­czaj­nych czy­tel­ni­ków…

Napi­sa­łem, że auto­rzy ser­wu­ją nam wykład solid­ny, choć wybiór­czy: tak napraw­dę to ma on być zachę­tą (czymś w rodza­ju ape­ri­ti­fu przed dobrym obia­dem) do dal­szych lek­tur. Na przy­kład zna­ko­mi­tych ksią­żek ks. Micha­ła Czaj­kow­skie­go: o Biblii (“I ty zro­zu­miesz Pismo Świę­te”) czy dia­lo­gu z Żyda­mi (“Lud Przy­mie­rza”, “Co nas łączy? ABC rela­cji chrze­ści­jań­sko-żydow­skich”). Gorą­co pole­cam.

Micha­ła Czaj­kow­skie­go (ur. 1934, świę­ce­nia — 1958) nie­mal od począt­ków jego kapłań­stwa kształ­to­wał Sobór — to widać w jego pra­cy nauko­wej i dusz­pa­ster­skiej. Czaj­kow­ski jest bowiem księ­dzem do głę­bi prze­nik­nię­tym naucza­niem Vati­ca­num II. Zresz­tą, czy moż­na się temu dzi­wić? W dniu inau­gu­ra­cji Sobo­ru (11 X 1962 roku), był prze­cież w Rzy­mie, stał w log­gii Bazy­li­ki św. Pio­tra “i z góry patrzył na bisku­pie mitry, koł­pa­ki, koro­ny i tia­rę nie­sio­ne­go na sedia gesta­to­ria Papie­ża”: “Czu­łem wiel­kość, wyjąt­ko­wość chwi­li, ale chy­ba nie prze­czu­wa­łem, że Sobór tak bar­dzo zmie­ni i Kościół, i mnie, a w pew­nej mie­rze tak­że świat…” (pod­kreśl. moje).

To, co wte­dy zoba­czył, opi­sał w “Tygo­dni­ku Powszech­nym”. To, co prze­żył, sta­ra się reali­zo­wać do dzi­siaj: jako pro­fe­sor, publi­cy­sta, dusz­pa­sterz. Po pro­stu czło­wiek dia­lo­gu kon­se­kwent­nie prze­kra­cza­ją­cy widzial­ne gra­ni­ce Kościo­ła (ostat­nio na przy­kład uczest­ni­czy w spo­tka­niach… gejów-chrze­ści­jan, no bo: “Czy może­my kogo­kol­wiek wyklu­czać z naszej tro­ski dusz­pa­ster­skiej?”). Czaj­kow­ski był zresz­tą — zaraz po powro­cie ze stu­diów (w Rzy­mie i Jero­zo­li­mie) — jed­nym z pio­nie­rów odno­wy sobo­ro­wej w Pol­sce (Wspól­no­ta św. Mar­ci­na we Wro­cła­wiu i “pierw­si w Pol­sce świec­cy lek­to­rzy. Pierw­sze modli­twy wier­nych — przez wier­nych przy­go­to­wy­wa­ne i odma­wia­ne. Pierw­sze kaza­nia świec­kich. Pierw­szy raz w Pol­sce kanon — wiel­ka modli­twa eucha­ry­stycz­na — po pol­sku…”). A i teraz — gdy Sobór od daw­na nale­ży do histo­rii i pra­wie nikt nie przej­mu­je się jego duchem — on, na prze­kór wszyst­kim, chce być mu wier­ny: “Udzie­lać ludziom Komu­nii św. nie z taber­na­ku­lum, lecz ze sto­łu spra­wo­wa­nej Eucha­ry­stii”, “gło­sić krót­ką homi­lię codzien­nie, nawet rano” itp. Nie­istot­ne szcze­gó­ły? Raczej papie­rek lak­mu­so­wy poka­zu­ją­cy, czym jest dla nie­go Msza, Ewan­ge­lia, dru­gi czło­wiek.

Dłu­go moż­na by opo­wia­dać o tej książ­ce — trak­tu­ję ją jako cen­ny przy­czy­nek do histo­rii Kościo­ła w Pol­sce. I, szcze­rze mówiąc, nie rozu­miem, jak moż­na było dopu­ścić, żeby ktoś taki jak Michał Czaj­kow­ski — świet­nie wykształ­co­ny bibli­sta, świa­dek Sobo­ru, chrze­ści­ja­nin na serio szu­ka­ją­cy Boga — nie miał wpły­wu na for­ma­cję kle­ry­ków w swej macie­rzy­stej die­ce­zji! To nie naj­le­piej świad­czy o Koście­le, nie­ste­ty. Ale, kto wie, może to się jesz­cze zmie­ni? Tego życzę ks. Czaj­kow­skie­mu na jego 70-lecie: “że sta­nie przed kle­ry­ka­mi w sali wykła­do­wej wro­cław­skie­go semi­na­rium duchow­ne­go i spy­ta (po trzy­dzie­stu latach!): «Na czym to ostat­nio skoń­czy­li­śmy?»”.

Te uro­dzi­no­we życze­nia mogły­by być dobrą poin­tą dla recen­zji z pogod­nej (wyda­wa­ło­by się) i w grun­cie rze­czy opty­mi­stycz­nej (pomi­mo pew­nych trud­no­ści — ze stro­ny nie­któ­rych hie­rar­chów) książ­ki Czaj­kow­skie­go i Tur­naua. Mogło­by tak być, gdy­by nie ostat­nie roz­dzia­ły, w któ­rych ksiądz Michał obfi­cie cytu­je regu­lar­nie otrzy­my­wa­ną przez sie­bie kore­spon­den­cję. I arty­ku­ły (m.in. z “Nasze­go Dzien­ni­ka”). A to nie jest lek­tu­ra pogod­na i opty­mi­stycz­na! Z tek­stów tych wyzie­ra bowiem nie­na­wiść — i, co gor­sza, jest to nie­na­wiść “w obro­nie” Jezu­sa i Jego Kościo­ła. I tu zaczy­na się praw­dzi­wy pro­blem: ide­olo­gi­za­cji chrze­ści­jań­stwa (i — jak cel­nie zauwa­żył kie­dyś Ste­fan Wil­ka­no­wicz — prze­ra­bia­nia uni­wer­sal­nej reli­gii miło­ści na “kse­no­fo­bicz­ną reli­gię ple­mien­ną”) oraz mil­cze­nia tych, któ­rzy powin­ni reago­wać. “Ilu bisku­pów mia­ło odwa­gę oświad­czyć, że «głos kato­lic­ki w naszych domach» jest nie­chrze­ści­jań­ski, że «Nasz Dzien­nik» nie jest naszym, kościel­nym dzien­ni­kiem?… Dla­cze­go nie przej­mu­ją się zgor­sze­niem nie­wie­rzą­cych czy szu­ka­ją­cych?… Czy w «Naszym Dzien­ni­ku» widzą tyl­ko pięk­ne świa­dec­twa różań­co­we, a nie widzą świa­dectw nie­na­wi­ści?”

Listy i arty­ku­ły, cyto­wa­ne w tej książ­ce, są oskar­że­niem strasz­li­wym. Bo “zło, któ­re się sta­ło i sta­je, jest w pew­nej mie­rze nie do napra­wie­nia. I to nie tyl­ko w duszach kato­li­ków. Nasze­mu Kościo­ło­wi do dziś wypo­mi­na się «Mały Dzien­nik» i całą tę przed­wo­jen­ną nagon­kę anty­ży­dow­ską, tak­że z ambon, «któ­ra przy­czy­ni­ła się do uśpie­nia sumień i w kon­se­kwen­cji (…) wie­lu było takich, któ­rzy nie sta­wi­li tak zde­cy­do­wa­ne­go opo­ru, jakie­go ludz­kość mia­ła pra­wo ocze­ki­wać od uczniów Chry­stu­sa» (Jan Paweł II)”. W tym kon­tek­ście — nie rozu­miem. Nie rozu­miem bra­ku reak­cji wie­lu (na szczę­ście nie wszyst­kich) bisku­pów. Nie rozu­miem publicz­nej wypo­wie­dzi Pry­ma­sa Pol­ski, któ­ry oskar­żył ks. Micha­ła Czaj­kow­skie­go o “bar­dzo złą robo­tę”, a nie prze­jął się zbyt­nio anty­se­mic­ką lite­ra­tu­rą sprze­da­wa­ną w pod­zie­miach sto­łecz­ne­go kościo­ła. Nie rozu­miem kon­for­mi­zmu nie­któ­rych śro­do­wisk kato­lic­kich, któ­re odci­na­ją się od Czaj­kow­skie­go, gdy ten kry­ty­ku­je Radio “Mary­ja”, a mil­czą, gdy Czaj­kow­ski sta­je się
obiek­tem kam­pa­nii nie­na­wi­ści… A może ina­czej: rozu­miem to (aż za dobrze), ale nie potra­fię zaak­cep­to­wać.

“Po owo­cach pozna­cie ich” — mówi Jezus. I jesz­cze: “Ten rodzaj złych duchów wyrzu­ca się tyl­ko modli­twą i postem”. Kumu­la­cja nie­na­wi­ści, jaką odnaj­du­ję w listach do ks. Czaj­kow­skie­go (a prze­cież wiem, że nie jest on jedy­nym adre­sa­tem takiej kore­spon­den­cji), doma­ga się od całe­go Kościo­ła modli­twy i nawró­ce­nia. Kto wie, może przy­szedł czas na “wiel­ką nowen­nę” (i — na przy­kład — pere­gry­na­cję kopii obra­zu Bra­ta Alber­ta: Ecce Homo) w inten­cji obro­ny nasze­go chrze­ści­jań­stwa przed nie­na­wi­ścią?

Zaim­po­no­wał mi ks. Michał Czaj­kow­ski. Ja, gdy­bym dosta­wał takie listy, był­bym zgorzk­nia­ły i miał nie­ustan­ne pre­ten­sje do świa­ta. A on cią­gle jest opty­mi­stą. “Moje życie — mówi — nie było i nie jest jed­nym Wiel­kim Postem, wię­cej w nim było i jest Wiel­ka­no­cy. (…) A co do moich prze­gra­nych — ufam, że Bóg je wygra, i widzę, że nie­któ­re z nich już teraz wygry­wa”. Pyta­ny o naj­waż­niej­szy dzień życia — nie ma wąt­pli­wo­ści: świę­ce­nia kapłań­skie (15 VI 1958). Na swym obraz­ku pry­mi­cyj­nym kazał napi­sać: “Ponad tysią­ce lat szczę­ścia ziem­skie­go — u Twych ołta­rzy mil­szy jeden dzień!” (te sło­wa dedy­ku­ję wszyst­kim, któ­rzy mówią o nim i piszą: “tzw. ks.”). 25 lat póź­niej — z oka­zji srebr­nych godów (któ­re wypa­dły w sta­nie wojen­nym) — napis na obraz­ku był już zupeł­nie inny: “Pro­ście za mnie, aby dane mi było Sło­wo Boże, gdy usta moje otwo­rzę, dla jaw­ne­go, swo­bod­ne­go i odważ­ne­go zwia­sto­wa­nia tajem­ni­cy Ewan­ge­lii” (trak­tu­ję to jako proś­bę i zobo­wią­za­nie: żeby się za ks. Micha­ła modlić). Jeśli Bóg pozwo­li, na 50-lecie kapłań­stwa Czaj­kow­ski chciał­by wybrać sło­wa św. Paw­ła: “Nie wsty­dzę się Ewan­ge­lii”, choć — jak sam mówi — “nie dora­sta do nich”. Ale pró­bu­je. “Powie­dzieć praw­dę prze­ło­żo­ne­mu, prze­stać się wsty­dzić, że uzna­ją cię za Żyda, (…) nie wsty­dzić się swo­jej wia­ry i swe­go księ­żo­stwa w towa­rzy­stwie nie­wie­rzą­cych, być do koń­ca kato­li­kiem wobec chrze­ści­jan innych wyznań, być do koń­ca chrze­ści­ja­ni­nem wobec Żydów…”. I wie­rzy, że to jed­no będzie miał kie­dyś — na Sądzie — na swo­ją obro­nę: “Nie wsty­dzi­łem się Ewan­ge­lii, cokol­wiek to kosz­to­wa­ło…”.

Janusz Ponie­wier­ski

Autor recen­zji jest publi­cy­stą kato­lic­kim, redak­to­rem mie­sięcz­ni­ka “Znak”. Powyż­szy tekst uka­zał się w nume­rze 34 (2876) “Tygo­dni­ka Powszech­ne­go”.

Nie wsty­dzę się Ewan­ge­lii — z ks. Micha­łem Czaj­kow­skim roz­ma­wia Jan Tur­nau, WAM Kra­ków 2004

Książ­ke moż­na zaku­pic przez Inter­net w wydaw­nic­twie WAM - cena 25 zl.

Forum Znak

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.